„Okłamałem żonę, bo chciałem jechać na wyjazd integracyjny i flirtować z koleżanką. Szybko się na mnie zemściła”

zaskoczony mężczyzna fot. Adobe Stock, Galina Zhigalova
„Po niecałym kwadransie znów ją ujrzałem. Tym razem wydawała mi się jeszcze bardziej zgrabna, pełna gracji w swoich ruchach i po prostu przepiękna. Byłem zazdrosny, patrząc, jak zachowywał się Jacuś, starając się dotrzymać jej kroku”.
/ 29.02.2024 14:30
zaskoczony mężczyzna fot. Adobe Stock, Galina Zhigalova

W końcu przyszła zima. Wydawało się, że śnieg będzie padał bez końca, a biała warstwa pokryje cały świat aż po niego. Mimo swojego niezwykłego uroku, czas ten był raczej ciężki dla kierowców i kolejarzy. Z drugiej strony, miłośnicy jazdy na nartach czuli się jak w siódmym niebie.

Kłamałem prosto w oczy

– Kochanie, to dla ciebie – podarowałem żonie pęczek czerwonych róż, strząsając śnieg z kurtki. – Dla mojej cudownej, kochanej miłości .

– Dobra, dobra – rzuciła z ironicznym uśmiechem moja druga połówka. – Co przeskrobałeś?

– A niby co miałbym przeskrobać? Przecież ja nigdy nie robię nic złego – zapewniałem ją, ale po jej wyrazie twarzy zrozumiałem, że nie uwierzyła mi.

Słusznie. Im bliżej było do wieczora, tym bardziej byłem niespokojny. W końcu zebrałem się na odwagę:

– Kochanie, muszę ci coś powiedzieć. Zorganizowali nam w firmie weekendowy wyjazd integracyjny do Szklarskiej Poręby. Nie mogłem odmówić, to by było nie na miejscu. Jako szef działu muszę integrować swoich pracowników.

Żona czuła podstęp

Moja żona spojrzała na stojące w wazonie róże.

– A może pojechalibyśmy razem? Mogłabym lepiej poznać twoich kolegów, a dzieciom z pewnością spodobałoby się bieganie na świeżym powietrzu, na śniegu. Ja sama też już tak dawno nigdzie nie wyjechałam.

– Niestety, to jest spotkanie tylko dla pracowników. Mamy tam budować zespół. Jak mam się z nimi zgrać, jeśli cały czas będę z wami?

– O to właśnie chodzi – warknęła moja druga połowa, na moment przypominając żmiję przed atakiem. – To ci przeszkadza. Ilonka też tam będzie?

Bez słowa kiwnąłem głową. Zamarłem, oczekując na wybuch i groźby na temat rozwodu. Ale nic takiego nie miało miejsca. Basia nagle się uśmiechnęła.

– No cóż, jedź i baw się dobrze. My sobie poradzimy bez ciebie – powiedziała zbyt radośnie i pocałowała mnie namiętnie, jakby zrobił jej wielką przysługę.

Przytaknęła... Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej strony poczułem się trochę smutny. Jak to – nie potrzebują mnie?!

To nie był firmowy wyjazd

Nasza ekipa liczyła sześć osób, dwie dziewczyny i czterech chłopaków. Jak na firmę liczącą prawie dwieście osób, niewiele osób chciało się bawić. Ale to nie jest zaskakujące, skoro nie zaprosiliśmy nikogo więcej...

Oczywiście, nie było żadnej firmowej integracji. Sami to sobie wymyśliliśmy, a szefostwo nie miało o niczym pojęcia. To była tylko wymówka dla rodzin, żebyśmy mogli zrobić sobie przerwę od nudnej, szarej codzienności.

Ilonka naprawdę wyglądała niesamowicie, choć jej koleżanka też była niczego sobie. Panowie dumnie pokazywali swój świetny sprzęt do narciarstwa. Jeśli chodzi o naszą kondycję, sytuacja wyglądała dużo gorzej. Praca biurowa i dieta pełna kalorii nie jest dla nikogo łaskawa.

Poruszaliśmy się na nartach, prowadząc rozmowy na dowolne tematy z jednym wyjątkiem – obowiązywał surowy zakaz rozmawiania o pracy. W końcu, skoro już robimy sobie wolne, to na całego, nieprawdaż? Pogoda była tego dnia wręcz perfekcyjna – pełne słońce, chociaż dość chłodno. Niebo było wolne od jakiejkolwiek chmury, a niedawne opady śniegu sprawiły, że krajobrazy w górach były bajeczne. Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, patrząc na pokryty śniegiem stok. Wtedy ją zobaczyłem.

Byłem zaskoczony

Zjeżdżała w dół z imponującą prędkością, poruszając się po trasie jak pocisk. Używała pięknej, klasycznej techniki, w której narty przemieszczają się blisko siebie, a podczas skrętu następuje mocne wyprostowanie kolan. Współczesne narty karwingowe, które są łatwe do kierowania, sprawiły, że ludzie trochę się rozleniwili. Ale to, co widziałem, było jak powrót do starych, dobrych czasów. Naprawdę piękna technika... Szybko zbliżała się do dolnej stacji wyciągu, utrzymując niesamowite tempo.

Potem zatrzymała się, wzbijając w górę śnieg, i podjechała do grupy machających do niej ludzi. Wyglądało na to, że czekają na nią. Obserwowałem jej atrakcyjną sylwetkę. Dziewczyna zdjęła gogle i obróciła głowę w stronę słońca. Moment! To była... moja Baśka.

Pamiętam nasze wycieczki, nie mogłem się z nią mierzyć pod względem umiejętności. Ale po ślubie nasze wyprawy na narty się skończyły. Od tamtej pory mieliśmy tylko rodzinne wakacje. Jedno z nas jeździło na nartach, drugie szło na spacer z dzieckiem za rękę, a potem z dwójką dzieci. Zwykle nie byłem tym, który jeździł na nartach.

Zagrała mi na nosie

– Skąd ty się tu wzięłaś? – podbiegłem do niej, szybko odciągając ją na bok.

Grupa, z którą rozmawiała, odwróciła się i podejrzliwie mnie obserwowała. Duży mężczyzna w niebieskiej kurtce z napisem „Master of Snow” odłączył się od swojego towarzystwa i zbliżył się do nas, z wyraźnie wojowniczą miną.

– Hej, Baśka, coś nie tak? – warknął, pokazując na mnie.

– Nie, Jacuś. Wszystko jest ok – uspokoiła mistrza śniegu i odwróciła się do mnie. – Ja też się bawię. Wszyscy uwielbiają weekendy na nartach, więc wybrałam się tu z dziewczynami. Zaproponowały, zastanawiałam się, ale jeśli ty możesz, to ja również.

– I nie tylko z dziewczynami – rzuciłem facetowi gniewne spojrzenie. – A co z dziećmi?

– Są u babci – wyjaśniła. – Dawno tam nie spali, więc chętnie je przyjęli. Dziadek obiecał zbudować dla nich igloo.

Basia mnie pocałowała, co spowodowało, że twarz Jacusia kolejny raz napęczniała od złości. Potem pojechała do swojego towarzystwa. Ze smutkiem patrzyłem na nich, jak wsiadają do wagoników kolejki linowej, jak ten niebieski bałwan pomaga jej usiąść prawidłowo i zapina zabezpieczenie na czas jazdy... Po krótkim czasie zniknęła między drzewami. A ja stałem i stałem.

Nie mogłem na to patrzeć

Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Nie miałem już ochoty na zabawę z kolegami ani na zachwycanie się urodą Ilonki. Usłyszałem, jak znajomi wołali do mnie, ale tylko odmachałem im ręką. W końcu zostawili mnie w spokoju i gdzieś poszli. A ja zostałem sam i czekałem. Nie mogłem stać bezczynnie. Musiałem coś zrobić i to szybko.

Po niecałym kwadransie znów ją ujrzałem. Tym razem wydawała mi się jeszcze bardziej zgrabna, pełna gracji w swoich ruchach i po prostu przepiękna. Byłem zazdrosny, patrząc, jak zachowywał się Jacuś, starając się dotrzymać jej kroku.

Zdarzało mu się upadać non stop, nogi miał rozłożone jak krowa, która znalazła się na lodowisku, a do tego był cały pokryty śniegiem. Co za nieudacznik. Wtedy przemknęła mi przez myśl przerażająca myśl. Przecież ja sam byłem kiedyś takim nieudacznikiem na stoku, a mimo to ona mnie pokochała i chciała ze mną być. A teraz ten Jacuś... Po chwili znów razem siedzieli na fotelu na wyciągu, a on jej uprzejmie  asystował. Nie mogłem na to patrzeć.

Musiałem udowodnić, że mi zależy

Nie mogłem po prostu tego tak zostawić. Pozostało mi około 20 minut do momentu jej powrotu. Pobiegłem do pobliskiej restauracji znajdującej się obok wyciągu. Wparowałem do głównej sali jak tornado i zacząłem gorączkowo rozglądać się dookoła. Nie miałem żadnego pomysłu, totalna pustka w głowie.

Niespodziewanie, na ścianie dostrzegłem niewielki wianek wykonany z kwiatów, gałęzi świerka i wstążek. Naprawdę uroczy. Przymocowana do niego była tabliczka z drewna, na której wypalono tekst pewnej góralskiej pieśni. Zdjąłem wieniec ze ściany i mimo krzyków pracowników lokalu, szybko wybiegłem na dwór. Następnie pognałem do kabiny dyspozytora wyciągu.

– Proszę pana, czy mają państwo tu mikrofon, żeby cała kolejka mnie usłyszała? To kwestia życia i śmierci, muszę coś przekazać przez te głośniki.

Mężczyzna przez moment przyglądał mi się. Mogłem wyglądać jak ktoś, kto jest na skraju załamania, bo bez żadnego komentarza podał mi małe urządzenie na plątaninie przewodów. Dźwięki muzyki zniknęły, operator przestawił transmisję na mikrofon i patrzył na mnie z zaciekawieniem, czekając, co mam zamiar powiedzieć. Dostrzegłem, jak Basia i Jacuś podchodzą do nas.

– Baśka! Baśka! Przepraszam – krzyknąłem. – Kocham cię i przepraszam, że byłem takim cholernym egoistą. Baśka! Przep…

Mogłem ją stracić

Mężczyzna nagle wyrwał mi mikrofon, wyglądając na wściekłego. Chyba nie uznał, że to, co powiedziałem było faktycznie sprawą życia i śmierci. Nagle znowu usłyszałem te wesołe dźwięki. Ale głośne wezwanie zadziałało. Moja żona była tak zaskoczona, że dosłownie ją zamurowało. W międzyczasie ja podszedłem do niej z kwiatami.

Wybacz mi – powiedziałem, klękając w śniegu i podnosząc pachnące kwiaty do góry.

– Wstań – w końcu westchnęła. Podniosłem się i czekałem na jej decyzję.

Basia pociągnęła moją głowę do siebie i pocałowała mnie. Robiła to długo i tak zmysłowo, jak tylko ona potrafi. Z daleka słyszałem jak kobieta z restauracji krzyczy z wściekłości, bo w końcu znalazła skradzioną jej rzecz, a Jacuś próbował wstać po kolejnym upadku. Ale my już nie zwracaliśmy na to uwagi. 

Czytaj także: „Moja żona zawierzyła nasze małżeństwo Matce Boskiej. Zanim wejdzie ze mną pod kołdrę, klepie pacierz na kolanach”
„Myślałam, że mąż to anioł niezdolny do zdrady. A on po kryjomu kupował zmysłową bieliznę kochance”
„Siostra tkwiła w związku pełnym przemocy, bo przysięgała przed Bogiem. Plotki we wsi bolały bardziej, niż ciosy męża”

 

Redakcja poleca

REKLAMA