Moje rodzinne miasto – które latem zmieniało się w tętniący życiem nadmorski kurort – wydawało mi się opustoszałe, zimne i smutne. Nie bez znaczenia był mój stan psychiczny.
Planowałem nowy start i byłem pełen niepokoju
Samo podjęcie decyzji wiązało się z ekscytacją i nadzieją, ale nie miałem żadnej gwarancji, że w nowym życiu mi się powiedzie. Na decyzję o opuszczeniu marynarki złożyło się wiele czynników, ale szalę przeważyła śmierć mojego taty.
– Wyrośniesz na porządnego marynarza – powtarzał mi za każdym razem, kiedy wracał z morza.
Miałem pójść w jego ślady i tyle w temacie… Wpajano mi tę ścieżkę kariery od dzieciństwa. Nikt nigdy nie zapytał, czego ja tak naprawdę chcę. Ostatecznie poddałem się woli ojca i wiodłem życie, które może mnie nie unieszczęśliwiało, ale w pełni zadowolony też nie byłem. Tamtego dnia, w którym dotarła do mnie wiadomość o śmierci taty, ból straty mieszał się z pewnego rodzaju ulgą, ponieważ w głębi serca wiedziałem, co to dla mnie oznacza.
Wolność, wreszcie wolność
Szanowałem ojca, kochałem i podziwiałem, nie chciałem zawieść jego oczekiwań, ale on odszedł, a ja miałem jeszcze przed sobą szmat życia.
– Oj, synku… – biadoliła mama. – No i co ty teraz ze sobą poczniesz?
Mimo obaw matki miałem już plan na życie. Tym razem ułożony po mojemu, skrojony pod moje pragnienia. Podczas kilkunastu lat pracy na morzu zdążyłem zgromadzić całkiem pokaźny kapitał, który pozwalał mi na założenie własnej firmy. Chciałem zająć się handlem, tak na początek. Już po kilku dniach pobytu w rodzinnym domu wiedziałem, że pierwszym krokiem musi być wyprowadzka. Tylko skok na głęboką wodę pomoże mi w prawdziwym usamodzielnieniu się i zyskaniu niezależności.
Nie chodziło tyle o kwestie finansowe, co o presję i oczekiwania. A te nadal odczuwałem, bo mama w kółko wspominała, jak to ojciec się cieszył, kiedy przyjęto mnie do marynarki. Chciałem wynająć niedużą kawalerkę. W sam raz dla singla na nowej drodze życia. Rozłożyłem na stole gazetę i przesunąłem palcem po wydrukowanych drobnym maczkiem ogłoszeniach. Ostatecznie zadzwoniłem na pierwsze z brzegu i umówiłem się z właścicielką na spotkanie.
Poczułem dziwny ucisk w żołądku, kiedy odkładałem komórkę na stół. Mógłbym przysiąc, że głos kobiety brzmiał znajomo. Przywoływał wspomnienia, które wypierałem z pamięci przez te wszystkie lata. Musiałem to robić, żeby jakoś żyć, bez popadania w melancholię i tęsknotę za bezpowrotnie utraconymi szansami. Podjęte niegdyś decyzje i mój brak asertywności wobec oczekiwań ojca na zawsze zmieniły bieg przynajmniej dwóch życiorysów.
I żal nigdy do końca nie zniknął, raz po raz wracała myśl, co by było, gdyby… Teraz też popadłem w zadumę, ze wzrokiem utkwionym w czarnym ekranie leżącego na stole smartfonu. Przeszłość potrafi dopaść człowieka, gdy najmniej się tego spodziewa.
Następnego popołudnia wybrałem się na spotkanie
Chciałem to jak najszybciej załatwić, by ruszyć z kopyta z realizacją dalszych planów. Nie byłem nastawiony na żadne negocjacje w sprawie ceny czy warunków najmu. To miała być szybka akcja – podpisanie umowy i do widzenia. Zbliżając się do budynku, zobaczyłem stojącą na chodniku przed wejściem kobietę. Miała teczkę w dłoni, więc domyśliłem się, że to ona na mnie czeka. Opięta na biodrach spódnica kontrastowała z kwiecistą bluzką. Złotobrązowe włosy, błyszczące w zachodzącym słońcu, spływały na wyprostowane plecy kobiety.
Już sama jej figura robiła wrażenie, ale kiedy z wolna odwróciła się w moją stronę, poczułem, jak ścina mi się krew w żyłach. Kilkudniowy zarost zamaskował rumieniec, którym się oblałem. Ona wyglądała jak bogini, a ja…? Niechlujnie. Nieogolony, w znoszonej marynarce i wytartych dżinsach. Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, pozwalając mi celebrować ten moment. Moment, w którym nasze oczy się spotkały.
– Jacek…?
A więc się nie pomyliłem. Głos w słuchawce brzmiał znajomo, bo należał do Elizy. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Kiedy nasze drogi się rozeszły przed kilkunastoma laty, sądziłem, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Zwyczajnie na to nie zasługiwałem.
– Pięknie wyglądasz… – wydukałem ochryple, nie mogąc się zdobyć na nic bardziej wyszukanego.
Może mi się wydawało, ale oczy Elizy błyszczały, jakby od wstrzymywanych łez, a jej policzki również pokrył delikatny rumieniec. Staliśmy naprzeciwko siebie, nie bardzo wiedząc, co począć z tą zaskakującą nas oboje sytuacją.
– To z tobą będę podpisywał umowę? – przerwałem w końcu niezręczną ciszę.
– Ach, tak. – Eliza otrząsnęła się z zamyślenia i machnęła mi teczką przed nosem. – Pracuję w agencji nieruchomości, reprezentuję właścicielkę mieszkania.
Idąc za Elizą po schodach, wdychałem zapach jej perfum, patrzyłem na jej zgrabne łydki i czułem, jak kręci mi się w głowie. Miałem wrażenie, że śnię, i za nic nie chciałem się obudzić. Gapiłem się na nią, nie mogąc oderwać oczu. Wszystko w niej było piękne. Jej smukłe palce, szczupłe, choć szerokie jak na kobietę ramiona, kosmyki włosów, spadające na twarz, gdy pochylała się nad umową…
Zachwyciła mnie i rozczuliła siateczka drobnych zmarszczek wokół jej piwnych oczu. Zmieniła się, bo dojrzała, ale zarazem wciąż była tą samą dziewczyną, która złamała mi serce. Przyjemne wspomnienia przeplatały się z tymi dramatycznymi. Pamiętam, jak drżała, tłumacząc mi, że nic z tego nie będzie, podczas gdy ja klęczałem przed nią z pierścionkiem w ręce. Tylko deszczu brakowało.
Wiedziałem, że pragnęła innego życia
Nie każda kobieta nadaje się, jak moja matka, na bycie Penelopą wiecznie wyczekującą nieobecnego męża.
– Możesz się wprowadzić od zaraz, jeśli chcesz – powiedziała, przesuwając umowę w moją stronę.
Czyżby zadrżał jej głos? Nie podniosła na mnie wzroku, a twarz skryła za opadającymi włosami. Wtedy coś we mnie pękło. Zdrowy rozsądek gdzieś się ulotnił. Jedyne, czego w tamtym momencie pragnąłem, to znów poczuć smak ust Elizy. Zbliżyłem się i odgarnąłem kosmyk włosów z jej czoła, założyłem za ucho. Przymknęła powieki, jej oddech stał się szybki i urywany. Musnąłem ustami jej policzek, a dłonią objąłem za szyję. Dałem jej czas na protest. Nie skorzystała.
Odwróciła twarz w moją stronę i… nasze usta zetknęły się ze sobą. Pocałowałem ją, odwzajemniła pocałunek. Wsunęła dłonie pod poły mojej marynarki, która po chwili opadła na podłogę. Trzęsącymi się dłońmi, na ślepo odpinałem guziki jej kwiecistej bluzki, nie mogąc oderwać warg od jej gładkiej skóry, pokrytej gęsią skórką. Kiedy zaplotła ramiona wokół mojej szyi, dźwignąłem ją w górę. Krew szumiała mi w skroniach, gdy kładliśmy się na stojącej nieopodal kanapie.
Nie myślałem trzeźwo. Nie zastanawiałem się, że pewnie ma męża, że jakieś dzieci czekają na nią w domu. To ja nie miałem nikogo. Ona musiała ułożyć sobie życie w ciągu tych kilkunastu lat, które minęły od naszego rozstania.
Zanim po raz pierwszy wypłynąłem w morze, zadzwoniła do mnie jej siostra. Poprosiła, a raczej zażądała, żebym zapomniał o Elizie i definitywnie zakończył naszą znajomość, gdyż jej siostra ma kogoś innego i chce wyjechać na stałe do Szwecji. Pamiętam, jak zaciskałem wówczas pięści, wściekły na siebie, a jednocześnie godziłem się z konsekwencjami swoich własnych wyborów. Skoro musiałem wypłynąć, powinienem o wszystkim zapomnieć.
– Wciąż pływasz? – zapytała Eliza, kiedy leżeliśmy na cudzej kanapie, przykryci gryzącym, kraciastym kocem.
Przylgnęła do mnie wilgotnym ciałem tak mocno, że czułem, jak bije jej serce
Pokręciłem przecząco głową i wyjaśniłem, że zamierzam osiąść w mieście na stałe i jestem w trakcie zakładania własnej firmy.
– Byłam wtedy zbyt młoda, poza tym nie chciałam… – zaczęła tłumaczyć, ale słowa uwięzły jej w gardle.
Nigdy nie planowaliśmy odbyć takiej rozmowy i teraz ciężko było ją nawet zacząć.
– Wiem – przytuliłem ją mocniej.
– Nie chodziło tylko o pływanie – podjęła po chwili. – Chciałam się przekonać, czy zawalczysz o swoje własne marzenia, czy zawalczysz o siebie i o nas…
– Wciąż masz żal, że się poddałem?
– Nie lubiłeś morza! – prychnęła. – Na pewno nie kochałeś tak, jak mnie. Ale… nawet ja nie byłabym w stanie cię wtedy uszczęśliwić, wciąż byś miał do siebie pretensje, że zawiodłeś ojca, odbijałoby się to na mnie, na nas…
– Wiem – powtórzyłem. – Masz rację. Ale teraz jest inaczej – wyszeptałem prosto w jej pachnące owocowym szamponem włosy. – Ojca już nie ma. Jestem wolny. Pytanie, czy ty…
Nie dokończyłem i zapadła między nami cisza
Po tylu latach nie miałem prawa niczego oczekiwać, pakować się w jej życie z butami. Nie będzie łatwiej niż kiedyś, bo raczyłem zejść na ląd. Ona wszak już tu żyła, miała swoje sprawy i problemy…
Eliza od razu wychwyciła moje wątpliwości. Mimo upływu lat wciąż rozumieliśmy się bez słów. Nie miałem zbyt wiele do opowiadania. Po prostu wypływałem w morze, wracałem do rodzinnego domu, skrzętnie odkładałem zarobione pieniądze, a nocami – czy to leżąc we własnym łóżku, czy na koi – marzyłem o Elizie, snułem wyobrażenia, jak mogłoby wyglądać nasze wspólne życie. Ani razu nie pomyślałem o innej kobiecie. Dla mnie istniała tylko ona, nawet jeśli się jej wyrzekłem.
– Moja siostra mówiła wtedy prawdę – odezwała się. – Naprawdę chciałam wyjechać z nowo poznanym Szwedem, chociaż prawie w ogóle go nie rozumiałam, a na pewno nic do niego nie czułam. Chciałam to zrobić, żeby o tobie zapomnieć, żeby cię ukarać. Wmawiałam sobie, że uczucia przyjdą z czasem. Byłam zła, że wybrałeś morze zamiast mnie, a raczej, że zdanie twojego ojca była dla ciebie ważniejsze od nas. Ale… nie mogłam. Czekaliśmy na prom, a ja po prostu odwróciłam się na pięcie i uciekłam.
– I co? Byłaś sama przez te wszystkie lata?
– Próbowałam nie być, ale to chyba jakaś klątwa, że nie byłam w stanie pokochać nikogo tak, jak ciebie. Nie cierpię cię… – Eliza zamknęła oczy, a po jej policzku potoczyła się łza.
Wydała mi się taka bezbronna. To ja ją skrzywdziłem, to wszystko moja wina. Znałem tylko jeden sposób, by ją pocieszyć. Ponownie nakryłem jej ciało swoim, jej usta moim wargami…
– Tyle lat na ciebie czekałam – szepnęła, a może tylko pomyślała.
Ale i tak usłyszałem – przecież byliśmy jednością… Na zewnątrz zdążyło się na dobre ściemnić, nim wróciliśmy do rzeczywistości.
– Całe szczęście, że to było moje ostatnie spotkanie na dziś – zaśmiała się Eliza, zabierając ze stołu teczkę z moją umową, z moim biletem do nowego życia. – Znowu zawróciłeś mi w głowie, draniu…
Pożegnaliśmy się, nie szczędząc sobie czułości
Tego wieczoru wracałem do domu, niemal frunąc nad ziemią. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście i w ten niesamowity zbieg okoliczności. Na miejscu Elizy mógł być przecież jakiś inny agent nieruchomości, a jednak los okazał się łaskawy i dał nam kolejną szansę.
– Mój Boże, już miałam dzwonić na policję – powitała mnie gderaniem matka, ledwie przekroczyłem próg. – Z dziesięć razy do ciebie dzwoniłam.
– Mamo, życie jest takie piękne! – podszedłem i porwałem ją do tańca po kuchni.
Pozwoliła mi na kilka piruetów, a potem odepchnęła mnie i pokręciła z politowaniem głową nad synem wariatem.
– Jesteś pewien, że nie chcesz już wypłynąć w morze? – zagaiła, kiedy w końcu usiedliśmy do kolacji.
– Teraz zamierzam wypłynąć w mój najważniejszy rejs – odparłem, bezwiednie się uśmiechając.
Mama uniosła brwi, przyglądając mi się czujnie i uważnie, jakbym planował podróż w kosmos.
– Co to za rejs?
Roześmiałem się
– Życie, mamo. Wreszcie chcę pożyć.
Za oknami zapadła noc. Czarne niebo mieniło się tysiącami gwiazd, a może mnie się tylko tak wydawało. Podobnie jak słyszałem świerszcze, cykające w ogrodzie, choć pora roku to wykluczała. Siedziałem z mamą przy kuchennym stole. Tym samym, do którego wracałem i od którego wstawałem przygnębiony, by wyruszyć w kolejny rejs, który niczego nie zmieniał i niczego mi nie dawał poza kasą na koncie.
Zawibrował leżący na blacie telefon. „Kocham Cię” – ukazało się na wyświetlaczu smartfona. Gdzieś na drugim końcu miasta była moja ukochana, ściągająca mnie nieustannie myślami. Kilka miesięcy później wzięliśmy ślub. Naszą świadkową była siostra Elizy. Ta sama, która robiła wszystko, by nas kiedyś rozdzielić. Nie miałem jej tego za złe. Chciała po prostu, by jej młodsza siostra o mnie zapomniała i zaczęła normalne życie u boku mężczyzny twardo stojącego na ziemi. Ostatecznie jej się nie udało, bo z miłością nikt nie wygra. Nawet my przegraliśmy, na nasze szczęście.
Czytaj także:
Firma jest na skraju bankructwa, ale moja żona nadal kupuje drogie ciuchy
Po śmierci taty, mama czciła go jak świętego. A on... miał nieślubnego syna
Okradałem dziadka, bo myślałem że mama ma raka. A ona kłamała