Bartek był nieugięty, powiedział, że nie będzie się poświęcał dla mojej przyjaciółki. W sumie miał rację…
Mam twardy orzech do zgryzienia…
Skończyliśmy kolację. Mój mąż, Bartek, jak zwykle przeniósł się na z góry upatrzoną pozycję, czyli na kanapę w salonie. Otworzył sobie piwko, włączył mecz w telewizji. Zawsze doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, ale dziś się cieszę. Przynajmniej mogę zaszyć się w kuchni i w spokoju pomyśleć.
Magda wpadła do mnie dziś rano do pracy. Roztrzęsiona, zapłakana. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnie.
– Kinga, w tobie ostatnia nadzieja. Jeśli ty mnie nie poratujesz, to… – rozpłakała się.
– Rany boskie, co się stało? – zdenerwowałam się nie na żarty.
– Grozi mi eksmisja z mieszkania. Jeśli natychmiast nie dam właścicielowi dziesięciu tysięcy, wyląduję z Kasią na bruku. I będę musiała wrócić na wieś, do rodziców. A co ja tam będę robić? – chlipała.
Wiedziałam, że przyjaciółka ma trudności finansowe
Jej mąż dwa lata temu odszedł do innej kobiety i zostawił ją z niewielkimi alimentami, w wynajętej kawalerce. Może jakoś by sobie poradziła, bo pracuje i umie żyć z ołówkiem w ręku, ale do jednego nieszczęścia doszło kolejne – ciężka choroba ośmioletniej córeczki.
Teraz jest już lepiej, ale leczenie Kasi kosztowało krocie! Magda zapożyczyła się, gdzie mogła, sprzedała wszystkie cenne rzeczy, ale i tak było mało. Gdy więc brakowało jej na dziecko, nie płaciła całej sumy za wynajem mieszkania. Właściciel przez pewien czas przyjmował to ze względnym spokojem i zrozumieniem, ale stracił cierpliwość.
– Bardzo ci współczuję, ale nie wiem, jak mogłabym ci pomóc. Nie mam żadnych oszczędności Przecież wiesz, że my też ledwo wiążemy koniec z końcem – westchnęłam.
– Ale mogłabyś wziąć pożyczkę z banku. A ja bym ją oczywiście spłacała. Mnie nie dadzą nawet złotówki, nie mam zdolności kredytowej. Ale ty? Sama nieraz wspominałaś, że non stop dzwonią do ciebie i proponują ci pieniądze. Bez żadnych zaświadczeń, tylko na dowód – stwierdziła, ocierając łzy.
– Oczywiście, pomogę ci, jakżeby inaczej.
– Że co? To nie jest takie proste… Nie lubię mieć długów – odparłam po dłuższej chwili, bo jej prośba kompletnie mnie zaskoczyła.
– Kinia, znasz mnie, wiesz, że nie przyszłabym do ciebie, gdybym miała inne wyjście. Ale nie mam, przysięgam. Jesteś moją ostatnią deską ratunku. Pomóż! Będę ci spłacać wszystko w terminie, uwierz mi! Dam ci nawet oświadczenie, że pożyczyłaś mi pieniądze – złożyła ręce w błagalnym geście.
Miałam wrażenie, że Magda chce uklęknąć. Poczułam się zażenowana.
– No dobra, postaram się, naprawdę… Ale muszę najpierw pogadać z Bartkiem. On też musi się zgodzić. Jutro dam ci odpowiedź – odparłam, bo chciałam, żeby już przestała mnie naciskać i sobie poszła.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością.
– Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć! – cmoknęła mnie w policzek i wybiegła…
Przez cały dzień nie mogłam skupić się na pracy
Gapiłam się w monitor komputera, udając, że wczytuję się w jakiś bardzo ważny tekst, a tak naprawdę ciągle myślałam o Magdzie. Gdy ode mnie wybiegła, była taka szczęśliwa. Wyleciała jak na skrzydłach! Pewnie teraz siedzi w domu i myśli, że już jestem po rozmowie z Bartkiem i jutro pójdę do banku po pożyczkę. Dałam jej przecież nadzieję… Sęk w tym, że chyba jej jednak nie pomogę. Bo im dłużej się nad tym zastanawiam, tym coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że to by była głupota.
W zasadzie ufam Magdzie. Jest moją przyjaciółką od lat, więc zdążyłam ją dobrze poznać. Wierzę, że gdy przysięgała, że wszystko będzie regularnie spłacać, mówiła szczerze. Nie ma zamiaru mnie z premedytacją naciągnąć ani oszukać. Ale jestem realistką. Wiem, że chęci to jedno, a możliwości drugie. Skoro do tej pory brakowało jej pieniędzy, to dlaczego nagle miałoby się to zmienić?
Taka pożyczka to kolejne obciążenie! I to wcale niemałe. A Kasia jeszcze nie wyzdrowiała, potrzebuje dalszego leczenia. Może gdyby były mąż dawał jej więcej pieniędzy. Ale nie… Przysyła te nędzne siedemset złotych miesięcznie i jeszcze każe się cieszyć, że Magda w ogóle coś dostaje… Bezczelny bydlak. Ciekawe, czy on z tą swoją nową panią też żyją za takie nędzne grosze.
W telewizji trąbią o recesji
To prawda, Magda pracuje, bierze nawet nadgodziny, zarabia. Mogłabym zażądać, aby zostawiła w dziale płac dyspozycję, by równowartość raty pożyczki przelewali od razu na moje konto. Miałabym wtedy gwarancję, że dostanę swoje pieniądze. Miałabym dzisiaj… A jutro? Wszystko się może zdarzyć. W każdej chwili można stracić pracę. Nawet w mojej firmie ciągle przebąkują, że nadchodzą ciężkie czasy, że potrzebne są oszczędności. A oszczędności, jak wiadomo, oznaczają zwolnienia.
Mnie też przecież mogą zwolnić, nie ma ludzi niezastąpionych. Na samą myśl o tym ciarki mi po plecach przechodzą, bo z pensji męża trudno by nam było się utrzymać. Ale my przynajmniej nie mamy żadnych długów w bankach, nikt nie będzie nas ścigał, straszył komornikiem.
A ona? Jak nie znajdzie natychmiast nowej pracy, to co? Przyjdzie do mnie i powie: „Przepraszam cię, Kinga, strasznie mi przykro, nie dam ci pieniędzy na ratę, bo nie mam ich skąd wziąć”. Co ja wtedy zrobię?
W banku mają gdzieś, czy brałaś pieniądze dla siebie, czy dla kogoś. Ty podpisałaś papiery, to ty musisz oddać. Pamiętam, jak jakiś czas temu poszłam do swojego oddziału wyjaśnić nieścisłości na koncie…
Przed jednym z pracowników siedziała starsza pani. Łamiącym się głosem tłumaczyła, że to wnuczka namówiła ją na wzięcie pożyczki, bo marzyła o dwutygodniowych wakacjach w ciepłych krajach. Obiecała, że będzie ją spłacać, i oczywiście słowa nie dotrzymała.
– I co ja mam teraz zrobić? Komornik zajął mi część emerytury, nie mam na czynsz, na leki, zlitujcie się – płakała.
Pracownik starał się być miły, mówił coś o rozłożeniu pożyczki na niższe raty, nawet przyniósł roztrzęsionej starszej pani szklankę wody, ale litości nie okazał. Nie mógł. W bankach nie ma litości. Nawet jak masz takie oświadczenie, które proponowała mi Magda. To tylko świstek, nic nieznacząca kartka papieru. Owszem, mogę z nią iść do sądu, domagać się zwrotu pieniędzy… Ale to kosztuje i trwa. Trzeba mieć na opłaty sądowe, wynająć adwokata, czekać miesiącami na rozprawę. A nawet jak się wygra, to nie ma gwarancji, że się pieniądze odzyska. Bo z pustego to nawet komornik nie wyciągnie.
Po prostu zwalę to na bezdusznego męża
Nie chcę znaleźć się na miejscu tej staruszki. O nie! Ja też mam rodzinę, dzieci… Nie mogę ich narażać! To byłaby nieodpowiedzialność! Bardzo współczuję Magdzie, ale jeszcze bardziej się boję. Za duże ryzyko w dzisiejszych, niepewnych, trudnych czasach… Tylko jak jej o tym powiedzieć? Przecież tak bardzo na mnie liczy, cieszy się, że ją wyciągnę z opresji. Będzie załamana, gdy usłyszy „nie”. Albo się obrazi i więcej się do mnie nie odezwie.
Patrzę na męża. Siedzi sobie przed tym telewizorem, popija piwko, ogląda mecz… Zadowolony, rozemocjonowany. Pewnie, on nie ma takich rozterek.
– Bartek! Magda chce od nas pożyczyć dziesięć tysięcy – krzyczę z kuchni.
– Co? Przecież nie mamy takich pieniędzy – rzuca przez ramię.
– Ale możemy wziąć z banku. Bez problemu dostaniemy kredyt.
– Nie ma mowy. Nie będę się zadłużał. Nawet dla twojej najlepszej przyjaciółki!
– Będzie jej przykro… Pomyśli, że nie chcę jej pomóc…
– To zwal wszystko na mnie! Powiedz, że ja się nie zgodziłem! I będzie po problemie!
Zrobię tak, jak mi poradził. Jutro zadzwonię do Magdy i powiem, jaka jest sytuacja. Że ja miałam dobre chęci i byłam gotowa biec do banku, ale Bartek nie chciał o tym słyszeć. I choć się starałam, nie zdołałam go przekonać. Jak to dobrze, że jestem mężatką!
Czytaj także:
„Mój wnuk w więzieniu?! Wzięłam pożyczkę i wpłaciłam kaucję. To było oszustwo... teraz chcą mnie wyrzucić z domu"
„Bank bezczelnie mnie okradł, a teraz bez skrupułów umywa od wszystkiego ręce. Straciłam nie tylko pieniądze, ale i honor”
„Zostałem wrobiony i muszę spłacać kredyt, którego nie zaciągnąłem. Bank żąda pieniędzy, a policja rozkłada ręce...”