Młoda aspirantka tak mnie maglowała, jakbym to ja wyłudził tę kasę. A jeszcze niedawno nie wiedziałem, że takie banki w ogóle istnieją! No może poza dwoma, ale z nimi też nie miałem nic wspólnego…
– Bardzo proszę jeszcze raz, na spokojnie, opowiedzieć, kiedy zorientował się pan, że ktoś na pana wziął kredyt w banku. Muszę to uporządkować – wyjaśniła, widząc mój wzrok. – A pan i tak będzie to musiał jeszcze nieraz powtórzyć…
Dorwali się do kopii mojego dowodu
Tego roku wybraliśmy się na dwutygodniowe wakacje do Chorwacji. Początkowo miały być Włochy, ale żona stwierdziła, że tam już gościliśmy, a Chorwacja to podobno świetny kierunek. I rzeczywiście byłem zadowolony. Przez pierwsze dwa dni obejrzeliśmy trochę zabytków i atrakcji w Dubrowniku, a trzeciego byliśmy na plaży. Wieczorem poszliśmy coś zjeść. Kolacja wyśmienita, obsługa rewelacyjna. Dzieciaki były zachwycone, ja i Eliza również. Nastrój prysł, gdy przyszło do płacenia rachunku.
– Pańska karta nie działa – powiadomił mnie kelner z miłym uśmiechem.
– To niemożliwe – zmarszczyłem brwi.
– Spróbujmy jeszcze raz.
Jednak ani druga, ani trzecia próba nic nie dały. Byłem zdumiony. Coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło. Wyjąłem drugą kartę, ale i ta odmówiła posłuszeństwa.
– Eliza, zapłać swoją – poprosiłem.
Na szczęście karta żony okazała się sprawna. Zaraz, na szczęście? Przecież to było nie do pomyślenia. Kiedy wracaliśmy do pensjonatu, spróbowałem użyć karty w bankomacie. Bez powodzenia. Z komunikatu wynikało, że została zablokowana. Podobnie jak druga, którą miałem przy sobie.
– Wróciliśmy natychmiast do Warszawy – relacjonowałem na potrzeby protokołu.
– Dobrze, że żona miała trochę środków na koncie. Prawie wszystko poszło na opłacenie rachunków i podróż. W kraju dowiedziałem się, że moje konta zostały zajęte przez komorników. Trzech albo czterech.
Policjantka zapisywała moje słowa, kiwając miarowo głową.
– Okazało się, że jestem zadłużony na trzysta tysięcy – spojrzałem na dokument, leżący obok ręki funkcjonariuszki.
– Na pewno pan tych umów nie zawierał? – zapytała jeszcze raz kobieta.
– Oczywiście, że nie! Na co mi kredyty na zbójecki procent? Jako przedsiębiorca mogę dostać w banku o niebo lepsze warunki!
– Tak, to może być istotny argument w sądzie – uznała kobieta. – Ale pańskie dane się zgadzają. Jeśli jest tak, jak pan mówi, ci, którzy dopuścili się przestępstwa, skądś mieli ksero dowodu. Pytanie, skąd?
Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
Przecież to jakaś paranoja...
– To już chyba wy powinniście ustalić, prawda? Przecież zostałem okradziony. Muszę spłacać długi, których nie zaciągnąłem! Myśli pani, że mnie na to stać?! – wydarłem się na całe gardło.
– Proszę nie krzyczeć – upomniała mnie. – Zastanówmy się lepiej, skąd…
– Zewsząd! – przerwałem jej. – Nie wie pani, jak jest z danymi? Wszędzie chcą dowodu, wszędzie go kserują albo każą przesyłać skan pocztą elektroniczną.
– No właśnie – westchnęła policjantka. – I wszyscy, a w każdym razie większość klientów, zgadzają się na takie warunki, a przecież już parę lat temu Główny Inspektor Danych Osobowych orzekł, że jest to bezprawne.
– Wie pani, że wszyscy mają w… głębokim poważaniu to orzeczenie! – warknąłem. – Wszędzie trzeba dowód pokazać albo dać go do skopiowania. Inaczej nawet nart pani nie wypożyczy!
Policjantka nawet się nie odezwała. Sama pewnie niejeden raz udostępniała własny dowód. Kiedy dowiedziałem się, jak zostałem załatwiony, nie mogłem się pozbierać. Byłem u adwokata, ale nie rozumiałem, co do mnie mówi. I chyba wolałbym w tym niezrozumieniu pozostać. Niestety, w takiej sytuacji nie mogłem chować głowy w piasek. Musiałem stawić czoło rzeczywistości. A ta okazała się koszmarna.
Jacyś oszuści dorwali się do kopii mojego dowodu. Zawierając umowy kredytowe przez internet, podawali adres, pod którym je odbierali i podpisywali. Kurierom wystarczało ksero dowodu, żaden nie wpadł na to, żeby poprosić o oryginalny dokument. Muszę teraz udowadniać, że nie jestem jakimś słupem!
– Gdyby miał pan starszy wzór dowodu, z adresem, może wcześniej jakiś bank wysłałby upomnienie na adres zameldowania, a nie podany przez tych złodziei – powiedziała policjantka.
– Przecież to jakaś paranoja…
– Mogę pana tylko pocieszyć, że mamy takich spraw całkiem sporo i z każdym rokiem ich liczba rośnie.
– Przepraszam, to ma mnie pocieszyć? Niby jak? Proszę mi powiedzieć coś naprawdę krzepiącego. Na przykład to, że macie odpowiednie procedury, dzięki którym nie spędzę najbliższych paru lat, włócząc się po sądach i tyrając, żeby spłacić zaciągnięte przez przestępców zobowiązania. Albo że potraficie zlokalizować drani w ciągu kilku tygodni, a nie miesięcy lub lat. Nie? Tak myślałem...
Właśnie zostałem bankrutem
Milczała, wpatrując się w protokół. Po raz pierwszy straciła nieco ten swój arogancki służbowy rezon.
– Wie pani, że banków nie obchodzi, że to nie ja zawarłem umowy? – ciągnąłem. – Muszę teraz udowadniać, że nie jestem słupem ani wielbłądem. A przecież według obowiązującego prawa jestem. To jak mnie pani jeszcze chce pocieszyć?
– Niestety – odpowiedziała. Podniosła na mnie wzrok, ale po chwili uciekła spojrzeniem. – Odnalezienie sprawców takich przestępstw jest bardzo trudne, a często wręcz niemożliwe.
– Co też pani powie – burknąłem. To już wiedziałem od adwokata. – Czyli właściwie cała nasza konwersacja jest bezprzedmiotowa, nie mylę się?
– Ważne jest spisanie protokołu – zaczęła, ale przerwałem jej.
– Bzdury. To jest ważne dla pani i przełożonych, nie dla mnie.
– Przecież to nie ja tworzę prawo! – oburzyła się. – Pretensje powinien pan mieć do posłów w Sejmie.
– I mam – odparłem. – Ale dla mnie to pani reprezentuje system prawny w tym kraju. I dlatego to przed panią manifestuję swoje niezadowolenie. Przykro mi.
Podpisałem dokument podsunięty mi przez policjantkę i wyszedłem bez słowa. W domu czekała mnie jeszcze przykra rozmowa z żoną. Właśnie zostaliśmy bankrutami i chociaż wcześniej pocieszałem Elizę, że wpadliśmy tylko w przejściowe tarapaty finansowe, to sam już w to nie wierzyłem.
Czytaj także:
„Mąż był dla mnie ideałem. Myślałam, że zwariuję, kiedy obca kobieta pokazała mi łóżkowy film z moim skarbem w roli głównej”
„Wiedziałam, że moja mama nienawidzi mojego męża i życzy mu jak najgorzej. Jednak to, co zrobiła, gdy zachorował, przeszło moje oczekiwania”
„Matka wychowała mnie twardą ręką i nie pozwalała mieć zwierzaka. Pewnie nie będzie dumna, gdy pozna nowego >>wnuka<<”