Zanim poznałem Annę, moje życie było spokojne, wręcz uporządkowane. Może dla niektórych nudne, ale dla mnie – idealne. Byłem wdowcem od pięciu lat. Każdy dzień wyglądał niemal identycznie: poranna gazeta przy kuchennym stole, delikatny zapach kawy, popołudniowe spacery po ogrodzie, a wieczory spędzane z klasykami kina albo książką. Ten rytm dawał mi ukojenie, którego potrzebowałem po stracie Marii. I wtedy pojawiła się Anna.
Nie przeszkadzała mi różnica wieku
Poznałem ją na wernisażu, na który wciągnęła mnie siostrzenica. Stałem pod ścianą, niepewny, co ze sobą zrobić, aż nagle obok mnie pojawiła się ta młoda, energiczna kobieta w czerwonej sukni. Zaczęła rozmowę o sztuce, o życiu, o wszystkim i niczym. Była jak powiew świeżego powietrza – promienna, zarażająca optymizmem. Nawet nie zauważyłem, kiedy minął wieczór, a ja nie chciałem, żeby się kończył.
Anna miała 35 lat, była młodsza ode mnie o ćwierć wieku, ale wtedy to nie miało znaczenia. Sprawiła, że poczułem się jak dawniej – żywy, pełen energii. Wkrótce zaczęliśmy się spotykać, a ja pozwoliłem, by jej zapał przeniknął do mojego świata. Myślałem, że to wystarczy, by stworzyć coś trwałego. Nie przypuszczałem, że różnice, które początkowo wydawały się ekscytujące, z czasem staną się przepaścią trudną do pokonania.
Miała szalone pomysły
Pierwsze zgrzyty po ślubie przyszły szybko. Wszystko zaczęło się od propozycji Anny, która wydawała się na pierwszy rzut oka niewinna. Siedzieliśmy po kolacji, kiedy nagle wzięła mnie za rękę i spojrzała na mnie tym swoim spojrzeniem pełnym energii.
– Karol, zapisałam nas na jogę dla par! – oznajmiła triumfalnie, jakby odkryła lekarstwo na wszystkie nasze problemy.
Podniosłem wzrok znad filiżanki herbaty, czując, że coś w tej rozmowie nie będzie mi pasowało.
– Jogę? Dla par? – powtórzyłem powoli, próbując zrozumieć, czy to żart.
– No tak! To świetna okazja, żebyśmy spędzili razem czas, nauczyli się czegoś nowego i zrobili coś dla zdrowia. Zobaczysz, będziesz zachwycony!
– Aniu… ja ledwo radzę sobie z prostym skłonem, a co dopiero z takimi akrobacjami – powiedziałem, próbując obrócić to w żart.
Anna jednak nie wyglądała na rozbawioną. Jej uśmiech lekko zbladł, a w oczach pojawił się ten znajomy błysk zawodu.
– Karol, ty nawet nie spróbowałeś, a już masz wymówki! To tylko joga, nie igrzyska olimpijskie. Po prostu chcę, żebyś zrobił coś ze mną, coś innego niż oglądanie telewizji i picie herbaty.
– Ale ja lubię telewizję i herbatę – odparłem spokojnie. – To, co dla ciebie jest nudne, dla mnie jest relaksem. Czy to naprawdę takie złe?
Anna westchnęła ciężko, a potem, jakby nie mogła już tego wytrzymać, wstała od stołu.
– Złe jest to, że nie widzisz, jak bardzo utknąłeś w swoich nawykach – powiedziała, odwracając się do mnie plecami. – Nie chcę żyć tak, jakbyśmy już dawno zrezygnowali z życia.
Resztę wieczoru spędziłem sam, patrząc na zimną herbatę w kubku. Jej słowa wciąż we mnie rezonowały, chociaż nie wiedziałem jeszcze, co z nimi zrobić. Czy naprawdę byłem tak zacofany, jak sugerowała? A może to ona nie potrafiła zaakceptować tego, kim byłem?
Robiłem to na siłę
Pod presją Anny postanowiłem spróbować. W końcu, jak mówiła, to tylko joga – żadne wielkie poświęcenie, prawda? Następnego dnia zgodziłem się pójść z nią na zajęcia. Już na wejściu do sali poczułem się nieswojo. Ludzie w obcisłych strojach, świeczki o zapachu lawendy i delikatna muzyka w tle. Stałem sztywno przy drzwiach, podczas gdy Anna z uśmiechem rozmawiała z instruktorką.
– No, chodź! – ponagliła mnie, ciągnąc za rękę w stronę maty. – Zobaczysz, będzie fajnie.
Spróbowałem. A przynajmniej próbowałem. Kiedy wszyscy płynnie przechodzili z jednej pozycji w drugą, ja ledwo mogłem utrzymać równowagę. Moje „drzewo” wyglądało raczej jak złamany konar, a „pies z głową w dół” stał się raczej psim dramatem. Czułem, jak wszyscy na mnie patrzą, a Anna wciąż rzucała mi spojrzenia pełne zachęty, które z każdą minutą coraz bardziej przypominały irytację.
Po zajęciach, kiedy szliśmy do samochodu, próbowałem żartować.
– Może joga to jednak nie mój żywioł – rzuciłem z uśmiechem.
– Karol, to tylko pierwsze zajęcia. Nie można się poddawać – odpowiedziała, ale jej ton był napięty.
– Nie wiem, Aniu. Nie czuję się w tym sobą.
Anna westchnęła i spojrzała na mnie tak, jakby próbowała powstrzymać nagły wybuch.
– Ty nigdy nie czujesz się sobą, kiedy coś jest nowe. Właśnie to jest problem – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Te słowa zabolały bardziej, niż chciałem przyznać. Nie odpowiedziałem. Przez resztę drogi do domu panowała między nami ciężka cisza. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że zmiana, której ode mnie oczekuje, nie jest tylko eksperymentem – była dla niej warunkiem, żebym mógł dalej być częścią jej życia.
Napięcie między nami narastało
Z każdym dniem coraz wyraźniej czułem, że Anna próbuje mnie ulepić na nowo, a ja – niczym twarda glina – opierałem się jej dłoniom. Pewnego wieczoru, gdy wróciłem do domu po całym dniu spędzonym w ogrodzie, Anna czekała na mnie w salonie. Miała na sobie nową, błyszczącą sukienkę, a w ręku trzymała dwa bilety.
– Karol, idziemy dziś na imprezę – oznajmiła tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Zmarszczyłem brwi, czując, że coś we mnie buntuje się na samą myśl.
– Imprezę? Aniu, przecież wiesz, że nie lubię takich miejsc. Znowu będę się tam czuł jak piąte koło u wozu.
– Ale to nie chodzi tylko o ciebie! – podniosła głos, kładąc bilety na stole. – Karol, czy ty kiedykolwiek pomyślisz o tym, co JA chcę?
– Cały czas o tym myślę – odpowiedziałem spokojnie. – Tylko że za każdym razem, gdy próbuję robić to, czego chcesz, czuję, jak oddalam się od siebie.
Pokłóciliśmy się
Anna przewróciła oczami, a potem skrzyżowała ręce na piersi.
– To nie o to chodzi. Ty po prostu nie chcesz spróbować. Nigdy nie chcesz się otworzyć na coś nowego. Nawet nie wiem, po co próbuję.
Te słowa uderzyły mnie jak cios. Wstałem, próbując zachować resztki spokoju.
– Może problem polega na tym, że próbujesz mnie zmienić na siłę, zamiast zaakceptować, kim jestem – powiedziałem cicho.
Anna milczała przez chwilę, a potem odwróciła się na pięcie i wyszła do sypialni, trzaskając drzwiami. Siedziałem długo w salonie, patrząc na te nieszczęsne bilety. Wtedy po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, czy nasza miłość naprawdę wystarczy, byśmy mogli być razem.
Chciałem być szczery
Następnego wieczoru postanowiłem, że musimy porozmawiać. Oboje unosiliśmy się w milczeniu zbyt długo, a ja nie mogłem znieść tej dziwnej pustki, która wkradła się między nas. Anna siedziała przy stole w kuchni, bawiąc się łyżeczką, kiedy wszedłem.
– Aniu, musimy pogadać – zacząłem, siadając naprzeciwko niej.
Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, jakby czekała na coś, czego nie chciała usłyszeć.
– Słucham – powiedziała chłodno.
Przełknąłem ślinę, próbując ułożyć myśli w coś sensownego.
– Nie jestem szczęśliwy – wyrzuciłem w końcu, choć każde słowo ważyło tonę. – Staram się, naprawdę. Byłem na jodze, próbowałem zmieniać swoje nawyki, ale czuję, że tracę siebie.
Anna westchnęła, opierając się o krzesło.
– A ja czuję, że nie chcesz się nawet postarać. Karol, ja nie próbuję cię zmieniać na siłę, tylko pokazać ci coś więcej. Nie rozumiesz, że chcę, żebyśmy byli szczęśliwi razem?
– Ale na twoich zasadach, Aniu. Wszystko kręci się wokół tego, co ty uważasz za dobre. Dla mnie szczęście to coś innego. Nie mogę żyć, udając, że jestem kimś, kim nie jestem – powiedziałem spokojnie, choć w środku wszystko we mnie wrzało.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Anna spuściła wzrok, a potem cicho powiedziała:
– Może masz rację. Może chciałam za bardzo. Ale wiesz co? Czuję, że ty nigdy nie spróbowałeś naprawdę mnie zrozumieć.
Te słowa mnie zabolały, ale nie mogłem ich zanegować. Nasze różnice nie były już uroczym kontrastem – stały się przeszkodą, której nie potrafiliśmy obejść. Długo rozmawialiśmy tamtego wieczoru, ale żadne z nas nie potrafiło zaproponować rozwiązania.
To się nie uda
Następnego dnia Ania spakowała kilka rzeczy do walizki i oznajmiła, że potrzebuje czasu. Nie prosiłem, żeby została. Wiedziałem, że decyzja już zapadła.
– Karol, kocham cię, ale nie potrafię dłużej żyć tak jak ty – powiedziała, stojąc w drzwiach.
Jej głos był spokojny, ale w oczach widziałem łzy.
– Wiem, Aniu. Może to, co nas połączyło, nie wystarczyło, żebyśmy mogli żyć razem. Może od początku byliśmy zbyt różni – odpowiedziałem, starając się, by mój głos nie zadrżał.
– Nie chodzi o różnice. Chodzi o to, że nie potrafiliśmy ich zaakceptować – dodała, odwracając się w stronę samochodu.
Patrzyłem, jak odjeżdża, czując coś dziwnego – ulgę i smutek jednocześnie. Wróciłem do pustego domu, usiadłem w fotelu i przez dłuższą chwilę po prostu siedziałem w ciszy. Z jednej strony tęskniłem za Anną, za jej energią, za wszystkim, co wniosła do mojego życia. Z drugiej – czułem, że znów oddycham swobodnie.
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Wiedziałem, że decyzja o rozstaniu była słuszna, ale też zostawiła po sobie ranę, która nie zagoi się szybko.
Karol, 60 lat
Czytaj także: „Kłóciłem się z żoną nawet o domowy smalec. Gdy ona patrzyła na mnie z obrzydzeniem, łasa sąsiadka miała na mnie chrapkę”
„Teściowie zachowują się bezwstydnie. Gdy nakryłam ich w łazience, nie wiedziałam, gdzie oczy podziać”
„W naszym domu jest jak w zamrażarce. Mamy małe dziecko, a mąż zakręca grzejniki, bo trzeba oszczędzać”