„Moje zauroczenie przerodziło się w obsesję. Zaczęłam podglądać wnętrze jego domu, szukać jego perfum w drogerii...”

Zaczęłam śledzić faceta, który mi się podobał fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Kolejne tygodnie i następne strzępki informacji. Fan muzyki filmowej. Z wnętrza mieszkania dochodziły dźwięki utworów. Zwolennik minimalizmu. W przedpokoju było mało sprzętów, a on sam ubierał się w dżinsy i t-shirty. Śledziłam każdy detal jego życia”.
/ 13.06.2022 21:00
Zaczęłam śledzić faceta, który mi się podobał fot. Adobe Stock, Halfpoint

Aby podreperować finanse, zatrudniłam się dodatkowo w barze z dostawą na wynos. Praca mało skomplikowana: odebranie zamówionych dań, zawiezienie ich pod wskazany adres i zainkasowanie należności. Na ogół odbiorcami gotowych dań są studenci, którym nie chce się gotować. Jednak od czasu do czasu trafia się nietypowy klient.

Jeden z nich mocno mnie zaintrygował

Zlecenie było standardowe: margherita, sos czosnkowy, cola. Adres: mieszkanie na blokowisku. Codzienna rutyna. Jednak drzwi, zamiast przylepionego do smartfona, rozczochranego młodzieńca, otworzył mi schludny mężczyzna o zmęczonym spojrzeniu. W jego ciemnych oczach kryło się coś, czego nie potrafiłam zdefiniować. Smutek? Żal? Roztargnienie?

Zapomniałabym o nim, gdyby zamówienia nie zaczęły się cyklicznie powtarzać. Raz na tydzień stawałam na progu jego drzwi z zamówieniem. W trakcie tych paru chwil, gdy czekałam, aż odłoży pojemniki i mi zapłaci, starałam się wyłapać jak najwięcej szczegółów, które potem stanowiły pożywkę dla moich fantazji. Miał na imię Rafał. Nie nosił obrączki, ale to nic nie znaczyło. No, ale gdyby kogoś miał, raczej nie zamawiałby jednej porcji. Zawsze tylko jednej…

Kolejne tygodnie i następne strzępki informacji. Fan muzyki filmowej. Z wnętrza mieszkania dochodziły dźwięki utworów Zimmera, Roty lub Vangelisa. Zwolennik minimalizmu. W przedpokoju było mało sprzętów, a on sam ubierał się w dżinsy i T-shirty. Ale nie abnegat. Zawsze starannie ogolony, a gdy pochylał się nad terminalem płatniczym, wyczuwałam zapach wody kolońskiej.

Długie godziny spędziłam w drogeriach, starając się rozszyfrować, co to za perfumy, a kiedy mi się udało, poczułam się irracjonalnie szczęśliwa z tego powodu. Jakby fakt, iż wiem, jaki flakon stoi w jego łazience, zbliżał nas do siebie. Przez pierwsze dwa miesiące wmawiałam sobie, iż zainteresowanie jego osobą to jedynie sposób ubarwienia sobie pracy. Potem zauważyłam, że z niecierpliwością wyczekuję sobotniego wieczoru i z coraz większym napięciem wyglądam momentu, kiedy pojawi się wezwanie pod jego adres.

W soboty zaczęłam staranniej się czesać i malować

Nie miałam większych złudzeń, że to zauważy, ale jakaś bliżej niesprecyzowana nadzieja „na coś” kazała mi w tym dniu bardziej zadbać o swój wygląd. Czyhałam na drobne odstępstwa od jego rutynowych zachowań i budowałam na nich swoje teorie. Zaczął płacić gotówką i zostawiał mi napiwki. Czyżby to znaczyło, że mnie docenia, wyróżnia, czy że nadwerężył limit na karcie?

Gdy się do mnie szerzej uśmiechnął, wracałam idiotycznie szczęśliwa. Gdy wydawał się bardziej smutny niż zazwyczaj, także mój wieczór zasnuwał się żalem. Moje reakcje wskazywały na zauroczenie. Postanowiłam zwierzyć się przyjaciółce.

– Ty tak serio? – zapytała, unosząc brwi.

– Nie wiem, czy serio. Wiem, że coraz więcej o nim myślę. Podoba mi się. Chyba się zakochałam…

– W idei faceta? Bez sensu – orzekła. – Jeśli brakuje ci bliskości, zainteresuj się jakimś bardziej dostępnym okazem.

– Kiedy właśnie on mnie interesuje – upierałam się.

– Ale nic o nim nie wiesz!

– Coś tam jednak wiem. Wiem, jak się nazywa, gdzie mieszka, że ma ciepły, niski głos, lubi słuchać muzyki, że jest czysty i uprzejmy – wyliczałam zgromadzone o nim dane. – To znacznie więcej niż ty wiedziałaś o swoim mężu, kiedy poznałaś go na dyskotece – pozwoliłam sobie na złośliwość.

Kiedy wyszła, zastanowiłam się i niestety musiałam przyznać jej rację.

To nie miało sensu

Przez kolejny miesiąc próbowałam wyrzucić Rafała ze swoich myśli, nie przyglądać mu się w trakcie realizacji zamówienia, nie czepiać się z nadzieją każdego skierowanego do mnie półuśmiechu. Wydawało mi się, że potrafię nad tym zapanować, lecz gdy którejś soboty nie doczekałam się o zwykłej porze zlecenia pod jego adres, zrobiło mi się bezbrzeżnie smutno. Dziś go nie zobaczę…

Wieczór wlókł się w nieskończoność, a ja przy każdym telefonie podskakiwałam nerwowo, by potem zrezygnowana wsiadać na skuter i jechać nie tam, gdzie bym chciała. Po 22 skończyłam swój dyżur. Zasmucona szłam do przystanku autobusowego.

– Proszę pani… przepraszam… – dobiegł mnie znajomo brzmiący głos.

Przez moment wydawało mi się, iż wyobraźnia płata mi figle, bo… To był jego głos! Ale skąd on… tutaj? Obejrzałam się. Tak, to on! Serce zatłukło mi się w piersi.

– Dobry wieczór – zaczął. – Mam nadzieję, że pani nie przestraszyłem.

– Nie… – moja ekscytacja i radość dalekie były od strachu.

– To dobrze. Po prostu chciałem panią zobaczyć. To znaczy inaczej niż na progu… To jest… – wziął głęboki oddech i zaczął jeszcze raz: – Nie mogę przestać o pani myśleć. Tak się porobiło. Musiałem tu dzisiaj przyjechać i zapytać… Czy pozwoli się pani odprowadzić do domu? Zaprosić jutro na obiad…?

– Tak – odparłam po prostu.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA