„Moje szczęście z Patrykiem nie trwało długo. 3 miesiące sielanki przerwała tragedia, która zniszczyła mi życie”

kobieta w żałobie fot. Adobe Stock, CandyBox Images
„Kiedy poznałam Patryka, pomyślałam, że wreszcie los się do mnie uśmiechnął. Bóg wybaczył mi moje dawne grzechy i znalazłam prawdziwą miłość. Nie sądziłam, że to dopiero początek serii rozczarować, smutku i dramatów. Serce pękło mi z rozpaczy”.
/ 01.06.2022 10:15
kobieta w żałobie fot. Adobe Stock, CandyBox Images

Na dyskotekę do klubu przyprowadził go Mietek, brat mojej przyjaciółki. Od razu między nami zaiskrzyło. Niby do tej pory nie podobali mi się krępi faceci w stylu napakowanych dresiarzy, ale jak się okazało, nie podobali mi się, bo każdy z nich zachowywał się jak… napakowany i tępy dresiarz.

Patryk tylko tak wyglądał. Był kierowcą w wojskowym zaopatrzeniu, miłośnikiem jazzu z lat siedemdziesiątych i szwedzkich kryminałów, a także miał najcieplejszy i najbardziej promienny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

Był już czas, bym kogoś takiego spotkała

Miałam trzydzieści dwa lata i powoli więdłam. Fizycznie i psychicznie. Od dziesięciu lat pracowałam w lokalnej mleczarni jako pakowaczka. Wcześniej rozkładałam towary na półkach w dyskoncie, zbierałam truskawki na polach. I jak reszta dziewczyn z okolicy czekałam na męża. Kilka razy wydawało się, że to już…

Za pierwszym razem tylko straciłam wianek. Byłam w nim zakochana, a on mówił, co chciałam usłyszeć, byle dostać to, co chciał. Potem okazało się, że jest po słowie z inną dziewczyną.

Czasami zastanawiam się, jak potoczyło by się moje życie, gdybym Patryka nie spotkała. Albo gdybym po prostu poszła z nim do łóżka, a potem on, jak poprzedni moi faceci, powiedziałby, że było fajnie, ale w jego życiu nie ma dla mnie miejsca.

Akurat w jego przypadku bym to zrozumiała. Wiedziałam, że jest między kontraktami, za trzy miesiące wraca do służby i prawdopodobnie pojedzie za granicę. I nie powie mi dokąd, bo to ściśle tajna operacja. Ale nie. Patryk został w naszym mieście przez kolejne dwa tygodnie. Dla mnie. A potem powiedział:

– Dana, kocham cię. W życiu bym nie przypuszczał, że mnie tak trafi, ale wiem, że znalazłem kogoś, z kim chcę być. Ten kontrakt będzie ostatni. Wystarczy, mam trzydzieści pięć lat. To tylko dwa lata. A potem zacznę normalnie żyć. Na miejscu. Wyjdź za mnie.

Miałam wrażenie, że im się nie spodobałam

Nogi ugięły się pode mną, o mało nie zemdlałam z wrażenia. I ze szczęścia. Wyjechałam z Patrykiem do Bydgoszczy. Zamieszkaliśmy na osiedlu zbudowanym w latach dziewięćdziesiątych, w dwupokojowym mieszkaniu z balkonem. Mieszkanie wymagało odświeżenia i mieliśmy zabawę z wybieraniem kolorów ścian.

Poznałam jego rodzinę, siostrę Irenę i brata Pawła. Oboje byli od niego starsi. I miałam wrażenie, że im się nie spodobałam. Kiedy pewnego dnia Patryk oznajmił, że zamierzamy się pobrać, jeszcze zanim on pojedzie na kolejny kontrakt, zobaczyłam, jak Irena z niezadowoleniem zacisnęła usta. 

Niewiele mogła zrobić. Patryk był facetem, który doskonale wiedział, co chce w życiu osiągnąć i nie pozwalał, by czyjeś widzimisię, nawet starszej siostry, z której zdaniem się liczył, mu w tym przeszkodziło.

Pamiętam noc na dwa tygodnie przed ślubem w urzędzie stanu cywilnego, kiedy zasypiałam zmęczona miłością w ramionach ukochanego. Wtedy właśnie pomyślałam, że anioły musiały mi wybaczyć dawne grzechy i dadzą mi wreszcie odetchnąć.

Nie przeżyłabym kolejnej straty…

Najwyraźniej pomyślałam to w złej godzinie. Następnego dnia Patryk dostał rozkaz wyjazdu na misję. Nie było czasu na nic. Rano jedliśmy śniadanie, przekomarzając się, a wieczorem płakałam na jego ramieniu, gdy wsiadał do auta.

– Dana, kochanie, to szybko minie. Jak tylko stamtąd wrócę, wezmę kilka dni przepustki i się pobierzemy. Żebym czuł, że jesteś moja. Bardzo cię kocham. I wiesz co? Chcę mieć z tobą dziecko.

I te słowa również zostały wypowiedziane w złej chwili. Miesiąc później odwiedziła mnie w naszym mieszkaniu Irena. Akurat wróciłam z drugiej zmiany w dyskoncie. Byłam bardziej zmęczona niż kiedykolwiek. Siedziałam na kanapie z nogami w górze i myślałam, że muszę sobie znaleźć inną pracę. I nagle do pokoju weszła siostra mojego narzeczonego.

– Cześć, Irena. Zostawiłam klucze w drzwiach? – zdziwiłam się. – Boże, jestem taka zmęczona – powiedziałam.

– Nie, mam swoje klucze – odparła. Jej głos był pełen złośliwej satysfakcji. – Bo widzisz, Patryk nie żyje i teraz to jest moje mieszkanie. Koniec z darmochą. Albo płacisz półtora tysiąca miesięcznie za wynajem, albo wynocha.

Tak dowiedziałam się, że mój ukochany zginął podczas misji. Oczywiście nikt oficjalnie mnie o tym nie poinformował, bo przecież w oczach całego świata byłam dla niego nikim. Jeszcze nie żona, zaledwie dziewczyna od trzech miesięcy, czyli zupełnie nikt.

Miłość była nieważna

Serce mi pękało z rozpaczy. Tego samego wieczora poczułam straszny ból w podbrzuszu. Pojechałam na ostry dyżur. I w ten sposób dowiedziałam się, że jestem ciąży. Na szczęście, lekarzom udało się ją utrzymać.

Chyba nie przeżyłabym kolejnej straty. Dziecko stało się dla mnie ostatnią więzią z człowiekiem, którego kochałam. I motywacją do dalszego życia. Jak wspomniałam, dla świata mój związek z Patrykiem nie istniał.

W świetle prawa byłam dla niego obcą osobą. Ale nie jego dziecko. Jednak ktoś taki jak ja, bez pieniędzy, wykształcenia i wiedzy, jak poruszać się w prawniczej dżungli, jest bezbronną ofiarą gotową do pożarcia.

Miałam przeczucie, że mój synek powinien coś dziedziczyć po ojcu. Gdyby siostra i brat Patryka byli innymi osobami, tak by się stało. Ale trafiłam na ludzi egoistycznych i chytrych, którzy tak naprawdę nie czuli więzi rodzinnych, ani z Patrykiem, ani między sobą.

Irena i Paweł jak hieny walczyli o każdy ochłap po ich bracie – o mieszkanie, samochód, lokaty. Wynajmowali ekspertów, którzy wyliczali co do złotówki, któremu ile się należy. A mnie traktowali jak wroga, który może ich pozbawić części spadku.

W sądzie zeznali, że to nie jest dziecko Patryka

Nie miałam pojęcia, co mogłam zrobić i jak walczyć. Do porodu pracowałam i płaciłam za mieszkanie. Gdy urodziłam dziecko, trzy miesiące żyłam z oszczędności. Cały czas starałam się jakoś naprawić stosunki z Ireną, ale po jej stronie nie było dobrej woli.

– Albo płacisz tyle, ile trzeba, albo wynocha – powtórzyła. – I nie machaj mi tu przed nosem moim bratem. Nie jestem na takie sentymenty wrażliwa.

Próbowałam, naprawdę. Ale gdy nie ma się stałej umowy o pracę i żadnej bliskiej osoby do pomocy, a ma się niemowlę, nie da się pracować na dwie zmiany. Szybko zwolniono mnie z mleczarni. I nigdzie nie mogłam znaleźć pracy, którą mogłabym pogodzić z opieką nad niemowlakiem.

Mój dawny kierownik z magazynu spotkał mnie kiedyś, kiedy robiłam zakupy w hipermarkecie. Spytał, jak sobie radzę, a kiedy powiedziałam, że nie najlepiej, zaoferował pomoc. Miałam być dla niego miła, a on poleciłby mnie innym samotnym panom, szukającym miłej, ciepłej kobiety…

Byłam urażona przez miesiąc. Aż skończyły mi się pieniądze, a w opiece społecznej dowiedziałam się, że trochę potrwa, zanim mi przyznają jakiś zasiłek. Zorientowałam się, że nie stać mnie będzie na wynajęcie jakiegokolwiek mieszkania.

Do rodzinnego miasteczka kompletnie nie miałam po co wracać. Znalazłam się zatem w pułapce. Zadzwoniłam do byłego szefa.

Nie masz prawa mnie wyrzucić!

Nie wystawałam na ulicy, lecz miałam stałych klientów, którzy przychodzili do mnie. Patryk spał wtedy w swoim pokoju obok. Nie zarabiałam żadnych kokosów, mężczyźni nie byli bogaci, ale udało mi się przetrwać.

Łudziłam się, że kiedy synek pójdzie do przedszkola, będę mogła z tym zerwać i znajdę jakąś uczciwą pracę. Trwało to półtora roku. W końcu ktoś z życzliwych sąsiadów doniósł uprzejmie Irenie, że zrobiłam z mieszkania burdel i oni sobie tego nie życzą.

Nie wiem, dlaczego, bo nie było hałasu, libacji, żadnych gorszących scen. Irena z radością wypowiedziała mi mieszkanie. Ale ja się zaparłam. Powiedziałam, że nigdzie się nie wyprowadzę.

Pierwszy raz postawiłam na swoim i nie żałuje. Irenie widoczni opadła szczęka, że ta zamknięta w sobie pokrzywdzona dziewczynka może się postawić. Odpuściła, ale nie na długo. Batalia z tą piranią ciągnęła się latami. 

Minęło już sporo czasu od śmierci ukochanego, a ona nadal się nie poddaje. Ale nie ważne. Mam kochanego syna, który przypomina mi o mojej miłości do Patryka, w końcu znalazłam normalną pracę i mogę zacząć normalnie żyć. Jak tylko się dorobie to zniknę z tego mieszkania. Chcę wykreślić tych ludzi z mojego życia. 

Czytaj także:
„Mam swoje lata, ale w domu córki traktowano mnie jak trzpiotkę. Weszłam w rolę i pod osłoną nocy uciekłam do kochanka”
„Przed ołtarzem będę przysięgać Tomkowi wierność, choć wiem, że nie dotrzymam obietnicy. Nie pozwoli na to... jego brat”
„Wydawało mi się, że Gosia mnie kocha, ale nie chciała iść ze mną do łóżka. Podejrzewałem, że skrywa jakąś tajemnicę”

Redakcja poleca

REKLAMA