– Kim jest ta ciemnowłosa kobieta? – zapytałem Tomka, wskazując na brunetkę siedzącą kilka stolików dalej.
Z Tomkiem byliśmy przyjaciółmi i pracowaliśmy w jednej firmie. Przed nim niczego nie musiałem udawać. Dlatego spytałem go o tę kobietę. Trwał właśnie nasz doroczny, firmowy bankiet. Od kiedy ją zauważyłem, wprost nie mogłem od niej wzroku oderwać!
Była w zbliżonym do mnie wieku – miała około 40 lat. Ale dla mnie przyćmiewała urodą wszystkie inne kobiety, nawet te o połowę młodsze. I to wcale nie przez wyzywający wygląd – wręcz przeciwnie: makijaż miała skromny, sukienkę prostą, ciemne loki naturalnie opadały jej na ramiona. Ale, gdy się śmiała, to jakby nagle cały świat promieniał! Roztaczała wokół siebie aurę naturalnego piękna, ciepła i dobroci. Wpatrywałem się w nią jak urzeczony!
Tomek puścił do mnie oko i powiedział:
– Nie mam pojęcia, kim jest ta piękna pani, która kruszy wreszcie lód w twoim sercu. Ale obiecuję, że się dowiem. I cieszę się, że wracasz do świata żywych, wiesz? – poklepał mnie po ramieniu i gdzieś się ulotnił.
Tomasz najlepiej wiedział, co noszę w duszy i sercu. To on podtrzymywał mnie na duchu, kiedy siedem lat temu zmarła moja ukochana żona Asia, zostawiając mnie z dwójką małych dzieci. Córka Kamilka miała wtedy dziewięć lat, synek Karol zaledwie cztery. Nie wiem czemu, ale nagle te bolesne wspomnienia do mnie wróciły.
Nigdy nie zapomnę tamtego dnia...
Październikową sobotę sprzed siedmiu lat, kiedy Asia źle się poczuła, będę pamiętał w każdym szczególe do końca życia. Żona gotowała wtedy pomidorową na obiad, ja obierałem warzywa na surówkę. Pamiętam, że spojrzałem znad obieranej marchewki na Asię, która właśnie mieszała chochelką w garnku, i coś mi się nagle w żonie bardzo nie spodobało. Była strasznie blada i słaniała się na nogach.
– Źle się czujesz, kochanie? – spytałem z troską.
– Jakoś dziwnie boli mnie głowa. Muszę się na chwilę położyć. Przypilnuj zupy – odparła cicho.
Nienaturalnie zataczając się, wyszła z kuchni. Przestraszyłem się! Asia zawsze była pełna energii, żywiołowa, roześmiana. I nigdy nie chorowała. Pobiegłem za nią do sypialni. Zdążyłem ją złapać, zanim upadła w drzwiach... Nigdy nie odzyskała przytomności. Zmarła tydzień później. Pękł jej krwiak w mózgu, który nie dawał żadnych objawów.
Mój świat legł w gruzach. Najchętniej skoczyłbym z mostu, bo wszystko straciło dla mnie sens. Jednak miałem dzieci i kiedy zobaczyłem, że kilka dni po pogrzebie Kamilka zaczęła się jąkać, a Karolek budził się co rano w mokrym łóżku, zrozumiałem, że miejsce na moją rozpacz jest na samym końcu. Poświęciłem się dzieciom całkowicie. Gotowałem, prałem, utulałem do snu, biegałem do psychologa, na szkolne przedstawienia. Oddałem im całą swoją miłość, czas, życie.
Chyba to czuły, bo też poza mną świata nie widziały. Tworzyliśmy fajną rodzinkę. W ogóle nie wyobrażałem sobie, że w naszym domu miałaby pojawić się jakaś obca kobieta, dlatego nikogo nie szukałem. Bałem się, jakby na taką sytuację zareagowały dzieci.
Paradoksalnie, to właśnie Kamilka, nastoletnia już teraz pannica, postanowiła mnie „ucywilizować” – jak to sama ujęła. Jakiś czas temu wzięła mnie na poważną rozmowę.
– Tato – zaczęła bez zbędnych wstępów. – Ty jesteś świetny facet i szkoda, żebyś był ciągle sam. Mną i Karolem się nie przejmuj, kochamy cię bardzo i nic tego nie zmieni. Mama też zawsze będzie w naszych sercach. Jednak nie mamy nic przeciwko temu, żebyś sobie znalazł jakąś miłą panią. Masz zacząć chodzić na randki! Do dzieła, tatku! – zarządziła moja córka.
Przyznam, że odebrało mi mowę. Głównie ze wzruszenia. I choć niby ta rozmowa niczego nie zmieniła, to jednak zauważyłem, że zacząłem rozglądać się dyskretnie wokół siebie. Ale żadna z kobiet nie przykuła mojej uwagi. Aż do tamtego dnia.
– Mam dobrą wiadomość – przy stoliku pojawił się uśmiechnięty Tomek, wyrywając mnie z rozmyślań. – Ta kobieta ma na imię Małgorzata, jest księgową u jednego z naszych kontrahentów i wszystko wskazuje na to, że nie ma męża. Także, stary, nie zwlekaj, tylko poproś tę damę do tańca.
Małgorzata zgodziła się ze mną zatańczyć, potem jeszcze raz i kolejny. Rozmawialiśmy niemal do świtu, w końcu odprowadziłem ją do domu. Nie mogliśmy się nagadać. Gosia rzeczywiście była samotna. Nie miała męża ani dzieci. Wyznała, że chorowała i nie mogła przez to zajść w ciążę, a mąż zostawił ją w momencie, w którym go najbardziej potrzebowała.
– Ale teraz jest zbyt piękna noc, aby ją psuć smutnymi wspomnieniami. Kiedyś ci o tym opowiem – powiedziała.
Sprawiła, że znowu zacząłem żyć
W ten sposób rozpoczął się w moim życiu czas, kiedy po raz pierwszy od śmierci żony poczułem się szczęśliwym mężczyzną. Facetem, który podekscytowany czekał po pracy w kawiarni na ukochaną kobietę. Który znów chodził na randki, miał motyle w brzuchu i któremu cały świat wydawał się piękny. Małgosia okazała się dokładnie taką kobietą, jak o niej pomyślałem, gdy zobaczyłem ją pierwszy raz: ciepłą, dobrą, piękną – nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Zakochałem się w niej! Ona też była zakochana.
– Jesteś promykiem, który oświetlił moje życie – mówiła.
Było nam razem tak dobrze!
Dziwiło mnie tylko, że Gosia wyraźnie unika intymnych sytuacji. Krótko mówiąc: nie uprawialiśmy seksu. Kiedy próbowałem na ten temat rozmawiać, zaczynała kluczyć, zmieniała temat. Miałem wrażenie, że nosi w sobie jakąś smutną tajemnicę. Jednak wytłumaczyłem to sobie w logiczny sposób: może potrzebuje czasu? Ciągle nie wiedziałem, co działo się w jej małżeństwie, niechętnie o tym mówiła. Może doznała przemocy? Postanowiłem nie naciskać na ukochaną. Byłem pewien, że wszystko z czasem samo się poukłada. Zależało mi na Gosi, a nie na szaleństwach w łóżku.
Nie dało się ukryć, że od chwili, gdy się z Gosią poznaliśmy, chodziłem cały w euforii – jak zakochany sztubak: zacinałem się przy goleniu, przypalałem wodę w czajniku, aż Kamilka i Karolek boki ze mnie zrywali.
– Staruszek nam się zakochał – żartowały ze mnie dzieci, ale kibicowały mi szczerze i już nie mogły się doczekać, kiedy poznają moją wybrankę.
Cios przyszedł z najmniej oczekiwanej strony. Na tamto spotkanie z Gosią leciałem jak na skrzydłach – wspólnie z dziećmi zadecydowaliśmy bowiem, że zaproszę ją do nas na niedzielny obiad, aby ona i dzieci mogli się wreszcie poznać. Tymczasem, kiedy uroczyście ją zaprosiłem, Gośka niespodziewanie zbladła, posmutniała i… odmówiła!
– Przepraszam cię, kochany, ale nie mogę – powiedziała i spuściła głowę.
Chwyciła kurtkę i wybiegła z kawiarni. Z oczu płynęły jej łzy.
Zostałem przy stoliku sam, skołowany. Nie rozumiałem, co się stało. Próbowałem dzwonić do Małgosi, ale nie odbierała. W środku nocy przysłała mi jedynie SMS-a: „Nie możemy się dłużej spotykać. Kocham Cię jak nikogo na świecie i właśnie dlatego nie mogę z Tobą być. Nie proś o wyjaśnienia. Wybacz mi. Nie dzwoń, proszę, więcej.”
Ani myślałem spełnić tej prośby! Całą noc ze zgryzoty nie spałem, a już z samego rana czekałem na Gosię pod jej biurem.
– Nie odejdę, dopóki nie wyjaśnisz, co się stało – błagałem.
Ona jednak była nieugięta.
– Mirek… Nie możemy się spotykać. Uszanuj to, proszę. Jesteś dla mnie najważniejszym człowiekiem na świecie, ale nie mogę z tobą być – odparła i dodała – Błagam cię, nie dzwoń, nie przychodź, nie szukaj ze mną kontaktu. Tak będzie lepiej dla nas obojga! I przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, że dałam ci nadzieję na coś więcej!
Przez wiele dni szukałem z nią kontaktu. Bezskutecznie. Telefonów nie odbierała, na maile nie odpisywała. Byłem załamany. Przecież tak się kochaliśmy! Tak strasznie za nią tęskniłem! Z drugiej strony ogarniała mnie na nią złość: że mnie zawiodła, zraniła, niczego nie wyjaśniła! Byłem w strasznej rozsypce psychicznej, serce mi pękało.
Wreszcie poznałem jej tajemnicę
Po raz kolejny w życiu to moje dzieci nie pozwoliły mi się załamać. Pocieszały mnie, jak umiały. Niemal siłą wyciągały z domu – to na wycieczkę, to do kina, na pizzę, zakupy. W domu też wynajdowały mi setki zajęć. I tak jakoś mijały smutne dni bez Gosi. Aż odebrałem dziwny telefon.
– Pan Mirek? – usłyszałem w słuchawce obcy kobiecy głos.
Przedstawiła się i zaczęła mówić, nie dając dojść do słowa.
– Jestem przyjaciółką Gosi. Niech się pan ze mną spotka! Wszystko panu wytłumaczę, ale nie przez telefon.
Byłem strasznie ciekaw, o co chodzi – przecież miało to związek z Gosią! Zaraz po pracy pobiegłem na rynek naszego miasta. Nieznajoma już czekała.
– Proszę mnie wysłuchać – zaczęła kobieta, która przedstawiła się jako Julia. – Znamy się z Gosią od lat, jest dla mnie jak siostra. Przez ostatni miesiąc nie było mnie w mieście. Gdy wróciłam, zastałam ją w fatalnym stanie. Po wielu trudach udało mi się wyciągnąć z niej powód tego załamania. I choć kategorycznie zabroniła mi z panem rozmawiać, ja wiem swoje. I nie zostawię tego tak. Bo Gosia pana kocha. Jak sądzę, pan też darzy ją uczuciem. I jeśli jest pan tak dobrym człowiekiem, jak mówiła, to wierzę, że nie ucieknie pan po tej rozmowie.
Spojrzałem na nią zdumiony. Czemu miałbym uciekać?
– Gosia zawsze była pogodna – ciągnęła Julia. – Wojtka, swojego męża, poznała na studiach. Zakochali się, wzięli ślub. Ich małżeństwo układało się dobrze. Nic nie zwiastowało nieszczęścia. Któregoś dnia Małgosia wyczuła, że ma pod pachą guz. Lekarze, badania. I diagnoza: rak piersi, z przerzutami! Lekarze musieli usunąć jej pierś. Potem przeszła chemioterapię. Pokonała chorobę. Chciała wrócić do normalnego życia, ale wtedy Wojtek powiedział, że nie jest w stanie patrzeć na ciało kobiety, która nie ma piersi.... I zostawił ją! Przeżyła to strasznie. Najgorsze jednak, że przez tego drania ubzdurała sobie, że nigdy nie spodoba się mężczyźnie. Postanowiła być do końca życia sama.
Dla mnie jest najpiękniejsza
Okazało się, że Gosia, zanim mnie poznała, odrzucała wszystkich adoratorów. A sprawa braku piersi stała się traumą jej życia. Nosiła głównie golfy i nie pozwalała nikomu się dotknąć. Zamknęła się w tym swoim bólu. A potem poznała mnie. I nie mogła ode mnie uciec, bo zakochała się.
– Byłam pewna, że wyzna panu prawdę – westchnęła Julia. – Że się przełamie, bo nie może bez pana żyć. Jednak stchórzyła, trauma okazała się silniejsza. I kiedy zaprosił ją pan do domu, przeraziła się. Że dzieci ją polubią, ona je pokocha, że pan się bardziej zaangażuje, a potem, kiedy ona wyzna prawdę, pan ucieknie i dzieci będą cierpiały... Wybrała więc najgłupsze rozwiązanie.
Kobieta coś jeszcze chciała powiedzieć, ale ja już nie miałem czasu słuchać. Pognałem do mieszkania Gosi!
– Wiem wszystko, kochanie – powiedziałem zamiast „dzień dobry”. – I zanim mnie wyrzucisz, mam prośbę. Zdejmij bluzkę. Chce wycałować każdy milimetr twojej blizny. Bo cię kocham nad życie! I dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie! Taka, jaka jesteś. I takiej cię pragnę!
Gosia rozpłakała się. Bardzo długo rozmawialiśmy. A potem.... A potem przeżyliśmy niesamowity seks! Tak jak zapowiedziałem, wycałowałem każdy milimetr jej blizny. Naprawdę byłem zafascynowany jej ciałem. Takim, jakie było. A było najpiękniejsze na świecie!
Moja ukochana wreszcie się otworzyła. Opowiedziała o chorobie, o mężu, który zaczął się nią brzydzić, o późniejszym lęku przed odrzuceniem. Miesiąc później wydarzyło się coś pięknego: Gosia z nami zamieszkała! Wszystko układało się lepiej, niż mógłbym sobie wymarzyć. A pewnego dnia, przy kolacji, po prostu odjęło mi mowę. Gdy już zjedliśmy, Kamila wręczyła Gosi kartkę.
– Tu jest telefon do mamy mojej koleżanki. Ona jest chirurgiem plastykiem. Zrekonstruuje ci pierś. Powiedziała, że nie wolno się wstydzić ani zamykać w sobie po amputacji piersi. Zadzwoń do niej i umów się na konsultację, jeżeli chcesz.
Dziś Gosia jest już pół roku po operacji. Ma nową, piękną pierś, choć mi podobała się tak samo w poprzednim wydaniu. A za dwa miesiące.... bierzemy ślub! Potem jedziemy w podróż poślubną do ciepłego kraju. Wspólnie zadecydowaliśmy, że zabierzemy ze sobą dzieci. W końcu nasz ślub to wielkie święto dla całej naszej czwórki.
Czytaj także:
„Pożyczyłam kasę przyjaciółce, a ona zwiała bez wyjaśnienia. Teraz zamiast operować żylaki, muszę biegać po sądach”
„Synowa zemściła się za zdradę męża i odebrała mi wnuki. Nic nie rozumiem, to nie ja wskoczyłam obcej babie do łóżka”
„Mam 33 lata, jestem po rozwodzie i wróciłam do rodziców. Mieszkałam u męża i nie miałam do niczego prawa”