„Moje koleżanki to rozpieszczone królewny. Nie znają prawdziwych problemów, narzekają na drobnostki i robią z nich dramaty”

Moje koleżanki nie wiedzą co to prawdziwe problemy fot. Adobe Stock, Pamela Au
„– Morze cudne, ale ledwie wróciłam, już jestem zmęczona. Prania mam cały stos, wczoraj zrobiłam dwa. I oczywiście od razu musiałam jechać do mamy, bo jęczała, że przez mój urlop nikt jej nie pomagał, zakupów nie miał kto przynieść. Dwie godziny mi to zajęło! – mówiła koleżanka. Nie mogłam tego słuchać. One nie wiedzą co to prawdziwe problemy!”.
/ 25.07.2022 19:15
Moje koleżanki nie wiedzą co to prawdziwe problemy fot. Adobe Stock, Pamela Au

Czasem mam ochotę walnąć pięścią w biurko i zapytać swoje marudne koleżanki z pracy: „A co wy wiecie o prawdziwym problemach?”.

Marta weszła do biura, oczywiście znowu mocno spóźniona, rzuciła torebkę na biurko i od razu zaczęła biadolić.

Ten mój mąż jest nienormalny! – poinformowała mnie. – Wymyślił, że mam jechać po południu do jego mamy i iść z nią na rehabilitację. Kiedy? Przecież ja pracuję!

– No ale mówiłaś, że po południu? – nie rozumiałam problemu.

– No tak, ale przecież ja muszę jeszcze zrobić zakupy! To o której ja dotrę do domu?! On mózgu nie ma czy co?

No właśnie, ta rodzina to w ogóle jest niepoważna – włączyła się Ania, która pracuje z nami w pokoju. – Moja mama też wymyśliła, żebym znalazła jej łóżko, bo stare się rozlatuje. A czy ja mam czas jeździć po sklepach?

Nie odezwałam się

W ogóle staram się unikać takich rozmów i dyskusji o tym, jak ktoś ma źle w życiu. Bo prawdę mówiąc, za każdym razem trafia mnie szlag! Ja sama wychowałam córkę. Teraz jest już dorosła, nie wymaga mojej opieki ani pomocy, ale jeszcze kilka lat temu bywały chwile, że podpierałam się nosem. Mój były mąż płacił alimenty, ale jego zainteresowanie dzieckiem ograniczało się tylko do tego. Zebrania, wyjazdy, choroby, lekcje – wszystko to było na mojej głowie. Do tego praca, dom, zakupy, gotowanie… Musiałam jakoś znaleźć na to czas! A w dodatku jak Kinga miała 15 lat, to zachorowała moja mama. Zaczęła mieć kłopoty z pamięcią, z jedzeniem, z chodzeniem. Podejrzewałam najgorsze i niestety, lekarze potwierdzili moje obawy. Szybko postępujący alzheimer i osteoporoza do kompletu.

Prawdę mówiąc, sama nie wiem, jak znalazłam wtedy czas i siłę na latanie po lekarzach, niekończące się konsultacje, załatwianie dofinansowania na leki i rehabilitacje. N

Na mojego tatę nie mogłam liczyć

Rodzice byli rozwiedzeni, i o ile w stosunku do mnie oboje zachowywali się w porządku, to jedno o drugim nie chciało nawet słyszeć. Próbowałam z nim co prawda rozmawiać na ten temat, prosiłam o pomoc, ale odmówił.

– Dziecko, ja wiem, że ci ciężko, ale postaraj się zrozumieć także mnie – tłumaczył. – Nasz rozwód nie był przypadkiem. Poza tym mam swoje życie – powiedział.

Tata rozwiódł się z mamą, bo się zakochał. Bardzo trudno było mi to zaakceptować, chociaż rodzicie się rozeszli, jak już byłam pełnoletnia. Ale to jednak zawsze szok… No i Kinga w tym wszystkim – zbuntowana nastolatka, która też wymagała troski i wsparcia! W którymś momencie przestałam ogarniać to wszystko finansowo. Wiadomo – jedna pensja, alimenty niewielkie, a potrzeby ogromne. Córka musiała mieć ubrania, rozumiałam też, że nie chce odstawać od koleżanek, że potrzebuje komputera i komórki.

A mamie musiałam zapewnić całodzienną opiekę. Nie mogłam pozwolić sobie na rzucenie pracy, a ktoś musiał z nią siedzieć. Bo ona była całkiem nieporadna. I od nikogo wsparcia! Kiedy chciałam się urwać z pracy wcześniej, dziewczyny patrzyły na mnie krzywo.

– Wiesz, wychodziłaś już w tym tygodniu, my też mamy różne sprawy do załatwienia – mówiły.

– Ale ja mam wyznaczoną wizytę u lekarza mamy – tłumaczyłam.

– To weź wolne – słyszałam.

One wracały z wakacji i… narzekały

Brałam, bo co miałam zrobić? W efekcie wybrałam cały urlop, przez trzy lata nie miałam nawet jednego dnia odpoczynku! Wolne wykorzystywałam na latanie po szpitalach i aptekach, a w weekendy siedziałam z mamą. Bo opiekunka była od poniedziałku do piątku, dla mnie to i tak był duży wydatek… Chyba nie muszę mówić, jak byłam zmęczona. I cholera mnie brała, gdy moje koleżanki z pokoju po powrocie z wakacji – narzekały.

– Morze cudne, ale ledwie wróciłam, już jestem zmęczona – mówiła Anka. – Prania mam cały stos, wczoraj zrobiłam dwa. I oczywiście od razu musiałam jechać do mamy, bo przecież jęczała, że przez te dwa tygodnie nikt jej nie pomagał, zakupów nie miał kto przynieść. Pojechaliśmy z mężem do sklepu, ale dwie godziny nam to zajęło! Już zapomniałam, że miałam urlop!

– Rozumiem cię – przytakiwała Marta. – Ja też miałam po powrocie urwanie głowy. Do niczego to wszystko.

Zaciskałam zęby i nic nie mówiłam. Bo co miałam powiedzieć? Że ja nie miałam urlopu, a takie „urwanie głowy” mam na co dzień? Że nie mam samochodu ani męża i wszystkie zakupy muszę targać sama, na piechotę? Że nie mam nawet odległej perspektywy na jakikolwiek odpoczynek?! I chociaż minęły lata, moja sytuacja niewiele się zmieniła. Co prawda, Kinga dorosła, studiuje i pracuje, więc nie muszę się o nią martwić. Ale inne kłopoty pozostały. Choroba u mojej mamy posuwała się w zawrotnym tempie. Stanęłam przed wyborem – albo zapewnię jej całodobową opiekę, albo musi trafić do ośrodka.

– Mam wyniki badań i opinię pielęgniarki, zresztą chyba sama pani widzi, jak to wygląda – lekarz nie pozostawił mi żadnych złudzeń. – Mama nie może być sama w nocy, konieczne będzie podawanie kroplówek i odpowiednia opieka w związku z chorobą.

– To co ja mam zrobić, doktorze? – pytałam przerażona.

– Tak jak powiedziałem, mama nie może być sama i wymaga specjalistycznej opieki – pokręcił głową. – Wiem, że decyzja o oddaniu rodzica do domu opieki jest trudna, ale… No, obawiam się, że nie ma wyjścia. Teraz dam skierowanie do szpitala, bo musimy zrobić badania, a potem wydam oficjalną opinię. Ale uprzedzam, że raczej nie będzie odbiegała od tego, co teraz powiedziałem.

Byłam załamana

Dobrze wiedziałam, że nie mam wyjścia, przecież nie zatrudnię teraz na całą dobę opiekunki i pielęgniarki! Nawet z pomocą MOPS–u nie dam rady finansowo… Ale oddać mamę do domu opieki? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Jednak nie było wyjścia i dobrze o tym wiedziałam. Nie bardzo potrafię mówić ani nawet myśleć o tamtych chwilach, gdy musiałam podjąć decyzję. Kinga pomogła mi znaleźć odpowiedni ośrodek – na tyle tani, żeby mnie było na niego stać, i na tyle dobry, bym miała poczucie, że mama będzie tam szczęśliwa. Ale od nikogo więcej nie mogłam liczyć na wsparcie. Gdy załamana, opowiadałam dziewczynom w pracy o swoich dylematach, nie rozumiały mnie.

To trudne rzeczywiście, ale będzie ci lżej – stwierdziła tylko Ania. – Nie będziesz musiała gonić do mamy po pracy, będzie miała opiekę.

– No właśnie, zawsze to ulga dla ciebie – dopowiedziała Marta.

Zajęłam się ojcem, nie mogłam inaczej

Przecież nie oddawałam mamy, żeby mieć spokój, tylko by zapewnić jej opiekę! A jeździć do niej będę nadal, nie wyobrażałam sobie, żebym nie miała jej odwiedzać! Tyle że nie codziennie, więc miałam czas posprzątać w domu i chwilę odetchnąć. Niestety, dwa lata temu u mojego taty wykryli cukrzyce. Jakąś ostrą odmianę, może zresztą zlekceważył pierwsze objawy. W każdym razie trzy miesiące po diagnozie był już po amputacji stopy. I lekarze nie ukrywali, że to może być dopiero początek. Jego kobieta zostawiła go – była z nim dopóki było dobrze, ale choroba ją przerosła.

Szczęście w nieszczęściu, że nie mieli ślubu, obyło się bez formalności i podziału majątku. Ale w efekcie wszystko znowu spadło na mnie.

– Przepraszam cię, dziecko – mój tata płakał, gdy zadzwonił do mnie z prośbą o pomoc. – Ale nie mam nikogo…

Pojechałam do niego, oczywiście, bo w końcu to mój ojciec. I chociaż rzadko się widywaliśmy – nie lubiłam jego nowej kobiety, z wzajemnością zresztą – to teraz nie miałam sumienia go zostawić.

Ja mam pieniądze, stać mnie na opiekunkę – powiedział. – Ale nie dam rady wszystkiego załatwić. Wiesz, starość i samotność to najgorsze, co w życiu może człowieka spotkać.

Zapewniłam go, że nie jest samotny

Obiecałam, że mu pomogę. Znowu zaczęło się latanie po szpitalach i urzędach, organizowanie opiekunek. O tyle było łatwiej, że nie ja musiałam za wszystko płacić, ale ja musiałam załatwiać. No i nie chciałam taty zostawić z byle kim, więc sprawdzałam każdą opiekunkę bardzo dokładnie. Niestety, były albo niekompetentne, albo podejrzane. Tata nie jest żadnym Rockefellerem, więc nie mogliśmy zatrudnić żadnej z renomowanych firm. 

No i w efekcie teraz mam na głowie i tatę, i mamę. Jeżdżę do nich i doglądam ich na zmianę. I tak naprawdę nie mam czasu na nic. Ani na odpoczynek, ani na narzekanie, ani na własne życie. I myślę, że to właśnie tak działa – jęczą i biadolą tylko ci, którzy się nudzą i nadmiernie zajmują sobą. Bo ja, chociaż jestem koszmarnie zmęczona, to nie utyskuję i nie szukam dziury w całym. Nie mam na to czasu!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA