„Moje koleżanki na emeryturze siedzą, narzekają i tyją. Ja podnoszę ciężary i skaczę ze spadochronem!”

Na emeryturze zaczęłam podnosić ciężary fot. Adobe Stock, shurkin_son
„Pewnie dziewczyny mi zazdroszczą. Odpowiadam wtedy, że nie ma obaw, bo ćwiczę rozsądnie, koleżankom natomiast radzę, żeby czym prędzej wzięły się za siebie. Od tego siedzenia przed telewizorem i podjadania własnoręcznie upieczonych ciasteczek zamienią się w pulchne babcie, których ulubionym zajęciem jest wyliczanie swoich dolegliwości”.
/ 23.07.2022 16:30
Na emeryturze zaczęłam podnosić ciężary fot. Adobe Stock, shurkin_son

Co to jest podnieść 40 kilogramów dla kogoś, kto przez całe życie dźwigał codziennie ciężkie siaty z zakupami! To był najlepszy trening… Kiedy zobaczyłam to ogłoszenie, od razu pomyślałam, że to coś dla mnie. „Nowo otwarta siłownia zaprasza. Do godziny 12 seniorzy wchodzą za pół ceny”.

Od paru miesięcy byłam na emeryturze

Najpierw bardzo się cieszyłam, że wreszcie będę miała czas dla siebie. Miałam plany: chciałam nadrobić czytelnicze zaległości, chodzić do kina, teatru, zaliczyć jakieś wystawy. Niestety, zapał szybko mi opadł. Całe dnie spędzałam, siedząc na kanapie, oglądając ulubione seriale i programy telewizyjne.

– Oj, mamo, mówiłaś, że jak wreszcie będziesz miała czas, pojedziesz gdzieś z koleżanką. Miałaś też chodzić na spacery i na basen. Tymczasem jedno, co robisz, to całe dnie przesiadujesz w fotelu – podsumowała moje pierwsze miesiące na emeryturze córka Mariola.

Miała rację. W dodatku pewnie zauważyła, że odkąd tak bezczynnie siedzę, nabieram kilogramów. Była jednak na tyle delikatna, że nic o tym nie wspomniała. Jej słowa dały mi do myślenia. Faktycznie tyle sobie obiecywałam po emeryturze, a osiadłam na laurach (żeby nie powiedzieć dosadniej). No i postanowiłam wziąć się w garść, tym bardziej że przecież zawsze byłam bardzo aktywna. Najpierw jako młoda dziewczyna uprawiałam różne dyscypliny sportu – biegałam, jeździłam na nartach, łyżwach, przez pewien czas zajmowałam się nawet gimnastyką artystyczną.

Uwielbiałam wysiłek

Potem, kiedy urodziłam dzieci, miałam męża, dom i pracę zawodową na głowie, nie uprawiałam już co prawda sportu, bo zwyczajnie nie miałam na niego czasu, ale dalej żyłam w biegu. Miałam szczupłą sylwetkę i energii za dwóch. Nie to, co teraz, kiedy najchętniej bym tylko leżała i jadła własnoręcznie pieczone serniki i szarlotki. Rozleniwiłam się…

Może poszłabyś ze mną jutro na siłownię? – zapytałam sąsiadkę, z którą minęłam się wieczorem na klatce schodowej.

Popatrzyła na mnie z wymownym uśmiechem i powiedziała, że na spacer to owszem, by się wybrała, ale na siłownię to mowy nie ma.

– Kochana, tak mnie łupie w krzyżu, że bez dwóch tabletek przeciwbólowych nie zasnę – powiedziała i dodała, że możemy się umówić na jakieś babskie ploteczki przy kawce.

Wykręciłam się naprędce wymyślonym kłamstwem. Podobnie na propozycję wspólnej gimnastyki zareagowała moja młodsza koleżanka z biura ubezpieczeń, w którym pracowałam do niedawna.

– Nie mam na nic siły, biorę suplementy, niby dobrze się odżywiam, sporo śpię, a czuję się jak z krzyża zdjęta – wyjęczała. – Nie dałabym rady zrobić przysiadu, pompki czy nawet zwykłego wymachu ramion – stwierdziła.

Na własnej skórze przekonałam się, że kobiety w podobnym do mojego wieku, nie przepadają za sportem, za to z lubością opowiadają o swoich dolegliwościach i złym samopoczuciu. Ruch to zdrowie! No i endorfiny Nie chciałam jak moje rówieśniczki spędzić reszty swojego życia na narzekaniu i użalaniu się nad sobą, dlatego postanowiłam na tę siłownię w końcu pójść sama. Wiedziałam, że kiedy porządnie się zmęczę, od razu poczuję się lepiej. Nieraz przekonałam się, że uwalniające się podczas wysiłku fizycznego endorfiny dają mi potężny zastrzyk energii. Szybko skompletowałam strój: koszulkę z krótkim rękawem, wygodne leginsy i adidasy, które wygrzebałam z dna szafy. Kiedy weszłam do siłowni, na chwilę mnie wryło.

Same młode kobiety!

Na szczęście nie zniechęciło mnie to zupełnie, bo końcu przyszłam z zamiarem ćwiczenia, a nie plotkowania z paniami. Po wstępnej rozgrzewce na bieżni, wzięłam się za lekkie ćwiczenia. Nie chciałam tego pierwszego dnia zbytnio się forsować.

– Dobrze pani idzie – pochwalił mnie młody instruktor, po czym zaproponował, że opracuje dla mnie indywidualny program ćwiczeń.

Podpowiedziałam mu tylko, że chciałabym popracować szczególnie nad newralgicznymi partiami mojego ciała, czyli pośladkami, udami i brzuchem – bo tam najszybciej odkłada mi się tłuszczyk. Kiedy spotkaliśmy się kolejnego dnia, plan był już gotowy. Spodobał mi się, bo instruktor spostrzegł, ze lubię ćwiczenia aerobowe i siłowe, i zaplanował mi ich całkiem sporo. Ćwicząc, trochę bezmyślnie przyglądałam się mężczyznom podnoszącym sztangę. Czasem zastanawiałam się, czy dałabym sobie radę z podniesieniem takiego ciężaru. Chyba panowie zauważyli, że trochę ich podglądam, bo pewnego razu jeden zapytał wprost:

– Może chcesz spróbować?

Pewnie myślał, że odmówię, tymczasem ja odpowiedziałam, że z chęcią. Dwaj mężczyźni nałożyli na gryf dwa pierścienie, a ja je podniosłam! W sumie 40 kilogramów, i to kilka razy z rzędu! Koledzy z siłowni, którzy dotąd pewnie patrzyli na mnie jak na paniusię, która dla własnej fanaberii przyszła poćwiczyć, bo pewnie usłyszała gdzieś, że w każdym wieku warto dbać o siebie, teraz zaniemówili. A ja tylko troszkę się zasapałam!

Mój wyczyn zauważył też trener i podszedł mi pogratulować. Szczerze mówiąc, byłam bardzo zaskoczona tym moim niespodziewanym talentem.

– Pewnie mam taką siłę, bo przez lata dźwigałam ciężkie siaty z zakupami – chciałam trochę zbagatelizować swój sukces, jednak trener uparł się, że chce ze mną porozmawiać.

No i od słowa, do słowa, zaproponował mi, żebym wystartowała na… zawodach amatorów!

„Rany boskie, zawody? Czy w moim wieku wypada coś takiego? Co powie mąż? Moje córki? A sąsiadki z bloku? – zastanawiałam się gorączkowo. – Będzie gadanie!”.

Jednak zdecydowałam się zaryzykować. Nigdy nie zrobiłam niczego szalonego. Całe swoje życie poświęciłam rodzinie. Prałam, gotowałam i sprzątałam. Moje pasje i hobby zawsze były na ostatnim miejscu. Teraz postanowiłam zawalczyć o siebie, tym bardziej że ten niespodziewany sukces – w bądź co bądź, męskiej dziedzinie – sprawił, że zaczęłam inaczej na siebie patrzeć.

Wreszcie miałam jakiś talent!

Co z tego, że nie do malowania czy szycia, a do dźwigania ciężarów? Świetnie! Nie chcę siedzieć i w kółko narzekać Kilka razy w tygodniu biegałam na siłownię i trenowałam. Schudłam i znowu mieściłam się w swoje stare spodnie i sukienki. Poprawiła mi się kondycja i kiedy wchodziłam na swoje trzecie piętro, nie miałam zadyszki. Poza tym cieszyłam się, że znowu żyję aktywnie! A na mistrzostwach województwa śląskiego zdobyłam III miejsce! Ależ to był sukces!

Udowodniłam sobie, że nawet będąc na emeryturze, można coś osiągnąć. Czasem któraś z moich koleżanek złośliwie sobie zażartuje, że od tego podnoszenia sztangi będę miała mięśnie większe niż moi zięciowie. Pewnie dziewczyny mi zazdroszczą, bo nie spodziewały się, że już po kilku miesiącach regularnych ćwiczeń tak spadnę z wagi i znów będę dobrze wyglądała w dopasowanych dżinsach… Odpowiadam wtedy, że nie ma obaw, bo ćwiczę rozsądnie, koleżankom natomiast radzę, żeby czym prędzej wzięły się za siebie. Od tego siedzenia przed telewizorem i podjadania własnoręcznie upieczonych ciasteczek zamienią się w pulchne babcie, których ulubionym zajęciem jest wyliczanie swoich dolegliwości.

Niedawno postanowiłam robić co roku bilans tego, co mi się udało. W tym wpiszę sobie: medal na mistrzostwach w podnoszeniu ciężarów, 10 kilogramów mniej i odzyskana wiara w siebie. Mam zamiar spisywać też plany na przyszłe lata. Na pewno kiedyś skoczę ze spadochronem, bo niby czemu nie? 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA