„Moje dzieciństwo było loterią. Gdy przekraczałam próg domu, nigdy nie wiedziałam, czy wchodzę do piekła, czy do raju”

załamana kobieta fot. iStock, fotostorm
„Nie widział problemu, twierdził, że mama się czepia, że przesadza, że to ona jest ta zła. Okropnie było tego słuchać. Chowałam się wtedy w mysią dziurę i strasznie się bałam, przekonana, że ja też jestem winna”.
/ 16.08.2023 19:15
załamana kobieta fot. iStock, fotostorm

– Spójrz, mamusiu, jakie piękne rumianki! – moja dwunastoletnia córka, Karolina, opiera się o szybę pociągu, który przystanął właśnie przed semaforem w szczerym polu.

Jedziemy do dziadków, gdzie czeka na nas Karol, tata małej… Rzeczywiście piękne są te rumianki. Całe pole białych kwiatków ze złotymi środkami. Poruszane lekko wiatrem wyglądają z dala jak falujący ocean. Ale ja nie lubię rumianków. Przypominają mi moje dzieciństwo.

Od kiedy pamiętam, w moim domu były awantury. Ojciec pracował jako kolejarz, po pracy lubił wypić z kolegami. Wracał nad ranem albo na następny dzień. Nigdy nie było wiadomo, kiedy wróci i w jakim będzie stanie.

Czasem przychodził lekko zawiany i kładł się grzecznie spać. Innym razem ledwo się trzymał na nogach. Raz zasnął w wannie i obudził się cały mokry, bo przez przypadek trącił nogą gałkę od kranu i woda zaczęła lać się do wanny. To cud, że się wtedy nie utopił. Uratowało go to, że nie zatkał swoim ciałem odpływu.

Okropnie było tego słuchać

Innym razem zwymiotował na dywan w pokoju. Chociaż kiedy wytrzeźwiał, wyczyścił go dokładnie proszkiem i płynem do prania dywanów o zapachu lawendy, ja czułam kwaśny zapach wymiocin jeszcze przez wiele miesięcy. Zawsze, kiedy szłam przez salon, omijałam to miejsce szerokim łukiem. Nie z powodu obrzydzenia, ale dlatego, że budziło we mnie nieprzyjemne wspomnienia.

Mama oczywiście miała do niego o to wszystko pretensje, robiła mu wymówki, były krzyki, czasem nawet rękoczyny. Ojciec nigdy nie był specjalnie agresywny, ale po alkoholu włączał mu się tryb „jestem królem świata” i tak też się zachowywał.

Nie widział problemu, twierdził, że mama się czepia, że przesadza, że to ona jest ta zła. Okropnie było tego słuchać. Chowałam się wtedy w mysią dziurę i strasznie się bałam, przekonana, że ja też jestem winna. Płakałam w kąciku, przez nikogo niezauważona, zostawiona samej sobie, zrozpaczona. Raz nawet mama znalazła mnie w takim stanie i na jej twarzy zobaczyłam poczucie winy. Podbiegła wtedy do mnie, przytuliła mnie i szepnęła:

– Martusiu, przepraszam, strasznie przepraszam, że musisz na to patrzeć.
A przecież to nie była jej wina.

Będzie pijany, nie będzie pijany…

Zwykle jednak mama za bardzo była zajęta ojcem i jego wybrykami, by zwracać na mnie uwagę. Cierpiała, płakała, odmawiała modlitwy, nieustannie zamartwiała się o męża. Matka wyglądająca przez okno albo w strachu biegająca między oknami – taki obraz najbardziej wrył mi się w pamięć z tamtych czasów.

Była jednym wielkim kłębkiem nerwów. A potem, gdy poszłam do szkoły, było jeszcze gorzej. Ojciec stał się regularnym alkoholikiem. Nie potrzebował już do szczęścia kolegów, potrzebował już tylko samej butelki. Potrafił nie pójść do pracy i pić nawet sam w domu.

Przez cały dzień i kolejny, i kolejny… Z każdym rokiem pił coraz więcej i staczał się coraz bardziej. Wracając po lekcjach do domu, nigdy nie wiedziałam, jaką sytuację zastanę, i ta niepewność sprawiała, że żyłam w ciągłym strachu.

W drodze między szkołą a naszym domem mijałam ulicę, obok której była niewielka górka, potem mostek na rzece i ogromna łąka. W zimie zjeżdżałam na butach z tej górki razem z koleżankami. Nie dlatego, żeby mnie to specjalnie bawiło, ale po to, by być jak najpóźniej w domu.

Latem natomiast zbierałyśmy rumianki, które rosły na łące. Koleżanki chichotały i głośno wróżyły sobie z kwiatków: „kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje, w myśli w mowie, w sercu, na ślubnym kobiercu…”. Ja nigdy głośno sobie nie wróżyłam. Zrywałam płatki rumianków w milczeniu, ale koleżanki i tak się zawsze potem dopytywały:

– No powiedz, Marta, co ci wyszło…

Nigdy im nie uległam

Nie mogłam przecież powiedzieć, że zrywając płatki, odliczałam inaczej niż one: „będzie pijany, nie będzie pijany, będzie, nie będzie…”. Zawsze wychodziło mi, że będzie, i zawsze wróżba się sprawdzała.

Dziś sobie myślę, że przepaść między innymi ludźmi a mną już wtedy była ogromna. Moje doświadczenia odbiły się potem bardzo na moich relacjach z otoczeniem…

Przez długi czas mama ukrywała nałóg ojca. Na zewnątrz byliśmy zwyczajną rodziną, w domowych pieleszach zaś rozgrywały się niekiedy dantejskie sceny. Po awanturach następowały ciche godziny, a nawet całe dni. Mama wysyłała mnie wtedy do ojca:

– Idź, Marta, powiedz mu, żeby wreszcie przestał tak pić. Może chociaż ciebie posłucha…

Wiedziała, że jestem oczkiem w głowie tatusia. Dlatego to robiła. Dziś myślę, że nie powinna była. Ale rzeczywiście, póki byłam mała, szłam i prosiłam:

– Nie pij więcej, tatusiu…

Boże, jak ja tego nienawidziłam! Zwłaszcza że wcale mnie nie słuchał. Czułam się wtedy odpowiedzialna za to, co robi, za to, co się potem dzieje z mamą, za jej łzy, za wszystko. Może dlatego uczyłam się bardzo dobrze i pomagałam w domu, by chociaż ze mną nie było żadnych kłopotów. Ale i tak zawsze miałam poczucie, że robię za mało. To mi zostało do dzisiaj.

Dziś alkohol to temat tabu

Dziś jestem dorosłą kobietą, DDA – Dorosłym Dzieckiem Alkoholika, ze wszystkimi tego objawami i konsekwencjami. Mam niskie poczucie własnej wartości i problemy z tworzeniem prawidłowych relacji z innymi ludźmi, silny lęk przed bliskością i przed odrzuceniem.

Długo nie mogłam stworzyć udanego związku. Wybierałam niewłaściwych facetów, sama też nie byłam łatwa we współżyciu. Testowałam moich partnerów, wyprowadzałam ich z równowagi, niekiedy specjalnie dążyłam do konfliktu, by sprawdzić ich reakcje. Nigdy nie byłam do końca zadowolona.

Po wielu próbach odważyłam się zaufać mężczyźnie, choć musiał nad tym długo i cierpliwie pracować. Wyszłam za mąż i urodziłam córkę. Niby było ok, ale wciąż odczuwam skutki tego, co działo się w moim życiu. Mam ogromną potrzebę kontrolowania wszystkiego, często czuję się samotna i skrzywdzona, choć obiektywnie nie mam do tego powodów.

Mamie udało się po latach zaprowadzić ojca na terapię. Dziś nie pije, ale cały czas jest potencjalnym alkoholikiem. Wystarczy jedno potknięcie, jeden kieliszek i wszystko, co udało się osiągnąć, diabli wezmą. W domu rodzinnym nie ma ani jednej butelki, nigdy nie pije się nawet wina podczas świąt czy proszonych obiadów. Temat alkoholu jest tabu, nigdy nie wspomina się o nim, nie żartuje.

– No co ty, nie mogę nawet piwka wypić w święta? – dziwił się na początku mój mąż.

– Nawet piwka – pokręciłam głową. – Piwko wypijesz sobie, kiedy będziemy we własnym domu.

– Skoro tak mówisz… – na szczęście nie protestował.

Dzieciństwo wciąż do mnie wraca

Moi rodzice to już starsi ludzie, ale nadal nie potrafią się porozumieć. W mamie jest zbyt wiele żalu za te wszystkie lata, za złe rzeczy, które się wydarzyły. Ojciec uważa, że powinna go zrozumieć. W końcu jest chory, a choremu należy się zrozumienie. On sam nie do końca rozumie, jak wielki wpływ miało jego uzależnienie na całą naszą rodzinę. A przede wszystkim na mnie.

Patrząc z boku, nic nie wskazuje na to, że ta trauma wciąż we mnie siedzi. Osiągnęłam sporo w swoim życiu, kieruję dużym zespołem w banku, mam kochającą rodzinę, ale dzieciństwo wciąż do mnie wraca. Czasami w snach, czasami w nieuzasadnionych lękach. Bywają chwile, kiedy czyjeś słowa lub jakieś obrazy przywołują w mojej głowie niechciane myśli. Tak jak dziś, gdy zobaczyłam te kwiaty na łące, i wspomnienia wróciły. Nie chciałam tego, ale one po prostu do mnie przyszły, nie pytały o zgodę.

– Nie płacz, mamusiu – mówi moje dziecko i przytula mnie mocno.

Pociąg szarpie i powoli zaczyna się toczyć po szynach. Jeszcze chwila i pole rumianków zniknie za horyzontem…

Czytaj także:
„Małżeństwo z miłością mojego życia przyniosło mi tylko gorzkie łzy. Szczęście odnalazłam u boku jego brata bliźniaka”
„Mąż zawsze był obrotny. Jedną kochankę miał w bloku na parterze, drugą na trzecim piętrze, a żonę - na piątym”
„Zakochałam się w tchórzliwym bawidamku, w dodatku zajętym. Cóż, serce nie sługa, postanowiłam zawalczyć o swoje”

Redakcja poleca

REKLAMA