„Mąż zawsze był obrotny. Jedną kochankę miał w bloku na parterze, drugą na trzecim piętrze, a żonę - na piątym”

Zafrasowana kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Od kiedy mój mąż przeniósł się z trzeciego piętra na parter, śmieje się ze mnie cały blok! Najpierw mieszkaliśmy razem na piątym, potem on znalazł sobie kochankę na trzecim, a teraz wylądował u takiej, która zajmuje służbówkę przy windzie i sprząta w naszym bloku”.
/ 12.08.2023 22:30
Zafrasowana kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Mój były mąż, z zawodu inżynier, często gęsto bierze mopa, wiadro i myje schody. Zaznaczam, że przez dwadzieścia pięć lat naszego małżeństwa w domu nie ruszył palcem! Sąsiedzi podzielili się na dwa obozy: jeden stoi murem za mną, drugi – za nim. Mieszkamy tu od początku, prawie wszyscy się znamy, więc trudno ukryć, co się u kogo dzieje, tym bardziej że ściany są cienkie i słychać każde głośniejsze słowo. Kiedy więc wyrzucałam męża po pierwszej zdradzie, nawet nie musieli uchylać drzwi, żeby wiedzieć, do kogo idzie.

Wyprowadzał się w kapciach i podkoszulku

Ta z trzeciego piętra to prawie moja przyjaciółka! Oczywiście kiedyś, bo odkąd się połapałam, jakie z niej ziółko, jesteśmy na noże! Jedno mnie tylko pociesza – że też przeżyła to, co ja kiedyś, bo przecież on nawet butów nie włożył, kiedy się wyprowadzał na ten parter… Zszedł na dół w kapciach i w podkoszulku, chociaż był już listopad, ale u nas już mocno grzali, dlatego po domu chodził prawie rozebrany!

Ta moja niby-przyjaciółka  z trzeciego sama przyszła po walizki, więc nic dziwnego, że ta z parteru zrobiła to samo. A że wygląda jak piec, dała sobie szybko radę. Mój były zawsze lubił kobiety przy tuszy. Ta ostatnia jest z nas najgrubsza, może dlatego tak mu się spodobała?

Sam jest nieduży i delikatny. Ma słaby żołądek i jeszcze słabszą głowę; dwa kieliszki i trzeba go prawie nieść na rękach z każdej imprezy. Potem dwa dni jest nie do życia, tak choruje…

Dziwne, podobno na tym parterze się zmienił. Codziennie u nich winko albo jakaś naleweczka i śmichy-chichy przez pół nocy. Nie mogłam w to uwierzyć, dopóki sama się nie przekonałam. Zaczaiłam się w windzie (wcześniej ją zablokowałam) i słyszałam, jak się bawią. O mało mnie szlag nie trafił!

Nie mówię, że byliśmy najlepszym małżeństwem, nawet nie wiem, czyśmy się w ogóle kochali… Po prostu mnie się wydawało, że jestem z nim w ciąży, więc szybko wzięliśmy ślub. Potem się okazało, że ja w ogóle nie mogę mieć dzieci, że to były jakieś zaburzenia hormonalne i mój mąż miał pretensje, że go tak na zimno oszukałam!

To wszystko się działo dawno…Teraz są metody, żeby to wszystko sprawdzić, a wtedy, prawie trzydzieści lat wstecz, w dodatku w małym miasteczku, z którego pochodziliśmy, jasne było, że jak dziecko w drodze, to do USC!

Ja myślałam, że wprawdzie nie ma między nami wielkiej namiętności, ale takie są tylko na filmach, więc się to nasze wspólne życie toczy jak u wszystkich innych, ale nie miałam racji!

Chciał kobiety, nie niańki

Kiedy odkryłam, że chodzi do tej z trzeciego piętra i zrobiłam im straszną awanturę, on wykrzyczał, że przestał być przy mnie mężczyzną, że zrobiłam z niego niemowlę, że mu nie wystarcza tylko jeść i spać, nawet w cieple i porządku, i że chce mieć kobietę, a nie niańkę!

Strasznie mnie to ubodło. Przez dwadzieścia pięć lat słówkiem nie pisnął, że mu coś nie odpowiada.
Byłam pewna, że jest zadowolony, bo ani się nigdy specjalnie nie napracował, ani nie namartwił o nic, co dotyczyło domu, żył jak pączek w maśle. Skąd mogłam wiedzieć, co mu się roi w tej głowie?

I tak przy braku miłości zostałam zraniona jeszcze bardziej, niż gdybym kochała! Poczułam do niego wielką niechęć, dlatego się zgodziłam na rozwód, i to bez orzekania o winie. Chciałam tylko, żeby mi jak najszybciej zniknął z oczu! Niestety, nie zniknął…

Ciągle ich widywałam, to znaczy jego i tę z trzeciego piętra. To była rozwódka, nawet trochę starsza ode mnie, z dorosłym synem mieszkającym w innym mieście.

Mój były jej sięgał do ucha i wyglądał przy niej jak krasnal, ale najwyraźniej w niczym to im nie przeszkadzało. Najpierw spacerowali po osiedlowych uliczkach, wysiadywali na skwerku, robili zakupy w marketach, a potem kupili sobie auto, jakiegoś przechodzonego rzęcha, i on udawał wielkiego mechanika, całe godziny spędzając na parkingu pod blokiem.

Nawet w upały musiałam zamykać okno z tamtej strony, żeby nie słyszeć, jak ona wrzeszczy, czy mu nie przynieść czegoś do picia albo jedzenia, albo kiedy wreszcie wróci do domu. To było nie do wytrzymania!
Od razu wiedziałam, kiedy się między nimi zaczęło psuć!

Koniec sielanki

Dowiedziałam się, że najpierw on stracił pracę i nie mógł znaleźć niczego, co by mu odpowiadało. Nie był młody, rynek dla takich jak on się kurczył, więc po jakimś czasie, żeby zarobić, zatrudnił się na pół etatu w naszej administracji jako konserwator.

Podobno wtedy się zakolegował z tą z parteru i zaczął ją odwiedzać, niby w sprawach związanych z porządkami i naprawami.

Ta z trzeciego chodziła piechotą na przystanek. Kiedyś zobaczyłam, że sama dźwiga ciężkie siaty z zakupami, i od razu pomyślałam, że dobrze jej tak!

Los jest sprawiedliwy i oddaje, co się komu zrobiło złego. Więc kiedy usłyszałam, że już nie są razem, wcale się nie zdziwiłam.

Dopiero wiadomość, że on się przeniósł na parter, mnie dobiła, choć byłam pewna, że to długo nie potrwa.

No bo jednak i u mnie, i u tamtej z trzeciego piętra miał o niebo lepsze warunki, własny pokój, loggię, dużo powietrza i widok na pobliski park, a tutaj, pod schodami – klitkę dwa na cztery, wieczne trzaskanie drzwiami, szum windy i ciągle otwarte drzwi do piwnicy, z której śmierdziało stęchlizną i myszami.

No i ta z parteru to była baba smok! Najmłodsza z nas, to prawda, ale głośna, zamaszysta, pewna siebie, z daleka widoczna, bo nie zważając na swoją tuszę, nosiła jaskrawe sukienki i obcisłe legginsy. Miała w nosie, co o niej mówią. Dziwne, ale jemu się to podobało!

Teraz są małżeństwem

Muszę uczciwie przyznać, że w bloku było czysto. Nikt nie mógł jej zarzucić, że nie dba o porządek, bo nawet kwiaty poustawiane na korytarzach kwitły lepiej niż w niejednym mieszkaniu. Co kilkanaście dni myła okna na klatkach schodowych, zsypy były uprzątnięte, schody lśniły, trawniki przed blokiem przystrzyżone, kosze na śmieci opróżniane regularnie. Nie można było tego nie docenić!

Miała lżej, bo i jego zapędziła do roboty. Oboje szorowali, zamiatali, kopali grządki, przycinali róże i wymieniali żarówki. Nadal tak jest!

On, który w domu nawet nie odniósł talerza po obiedzie i nigdy nie włączył pralki ani odkurzacza, nagle zmienił się w głównego porządkowego i dawał sobie z tym świetnie radę, nie zwracając uwagi na plotki i kpiny.

To trwało jakiś czas, aż któregoś dnia w bloku gruchnęła wiadomość, że w tej klitce na parterze już nie mieszka kochanek z kochanką, tylko małżeństwo.

Oboje uroczyście zamocowali na drzwiach wejściowych nową tabliczkę. Oni naprawdę się pobrali!
Pół roku po ich ślubie ta z trzeciego piętra się wyprowadziła. Zamieniła mieszkanie z młodym człowiekiem, który je  teraz wynajmuje obcokrajowcom, i słuch o niej zaginął.

Wiem, że przegrałam

Ja nadal mieszkam na piątym piętrze, ale z tymi z parteru nie mówimy sobie „dzień dobry”.
Mam do obojga wielki żal. Uważam, że ułożyli sobie życie moim kosztem. Narazili mnie na śmieszność, plotki i upokorzenie.

Jest im wszystko jedno, co czuję, kiedy mijam ich drzwi i widzę wizytówkę z moim nazwiskiem (bo nosimy przecież to samo nazwisko!).

Wydaję się sobie gorsza, wiem, że przegrałam, a oni robią wszystko, żebym nie mogła o tym zapomnieć. Uważam, że są egoistami i celowo mnie ranią.

Pewnie, że też mogłabym się wyprowadzić, ale zadaję sobie pytanie: dlaczego właśnie ja? Wszyscy mamy im ustępować? Przyzwyczaiłam się do swoich czterech ścian, tyle lat tu mieszkam, dlaczego więc miałabym uciekać?

Czy człowiek ma prawo do szczęścia cudzym kosztem? Czy naprawdę liczy się tylko to, co moje?
Coraz rzadziej chce mi się wychodzić z domu. Boję się, że ich spotkam i nawet tego nie chcąc, zobaczę, jacy są zadowoleni… Jest mi bardzo smutno.

Kiedy próbuję komuś się zwierzyć, słyszę: „Nie przesadzaj! Bywają gorsze nieszczęścia. Po prostu nie zwracaj na nich uwagi, żyj swoim życiem!”.

Niestety, ja nie mam swojego życia. Ono jest tam, na parterze. Wiem, że to głupie, ale nie umiem sobie poradzić. Proszę o pomoc. Może ktoś mnie zrozumie…

Czytaj także:
„Byłam pewna, że to kochanka mojego męża. Okazało się, że to jego... dorosła córka, o której nic nie wiedziałam”
„Po burzliwym rozstaniu zamieszkałam u rodziców. Znowu traktowali mnie jak nastolatkę. Budzili przed 8 rano i zmuszali do śniadania"
„Szukałam bogatego męża, żeby nie być już panienką do towarzystwa. To matka kazała mi zarabiać w ten sposób”
 

Redakcja poleca

REKLAMA