„Moje dzieci są pewne, że w spadku dostaną kupę siana. Chciwych nie nasycisz, więc zdziwią się, gdy ja oddam ducha”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Wydawało mi się, że moje dzieci są przy mnie i pomagają mi z miłości, takiej zwykłej, rodzinnej miłości, a nie po to, by mieć pewność, że dostaną kasę po mojej śmierci. Dostaną! Oni już ją podzielili!”.
/ 08.02.2024 08:30
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Oliver Rossi

Rodzisz dzieci, kochasz je i dbasz o nie. Na stare lata masz nadzieję, że chociaż będą cię odwiedzać, ale tak z serca, a nie dla kasy.

Żyło nam się bardzo dobrze

Pochodzę z majętnej rodziny. Od pokoleń zajmowaliśmy się szyciem. Mamy wiele szwalni, hurtowni odzieżowych i z materiałami. Firma przechodziła z pokolenia na pokolenie od czasów mojego pradziadka. W ostatnim okresie, gdy spopularyzowało się zamawianie odzieży również z różnych tanich portali, może było trochę mniej opłacalne, ale dalej pozwalało nam na utrzymanie dotychczasowych standardów.

Mojego męża poznałam na studiach na wymianie studenckiej w Holandii. Najzabawniejsze było to, że poznałam Polaka za granicą. Po trzech tygodniach, które tam spędziłam, wróciłam do kraju, a miesiąc później zadzwonił do mnie Rafał, że jest już w Polsce i chce się spotkać. Od tego czasu byliśmy już razem.

Jestem jedynaczką, więc całe to wielopokoleniowe przedsięwzięcie odziedziczyłam sama. Moim dzieciom nie brakowało więc niczego. Zawsze miały wszystko dobrej jakości i wszystko to, o czym zamarzyły. Jeździły na wakacje i ferie zimowe za granicę. Chodziły do prywatnych szkół. Miały markową odzież i kieszonkowe, które pozwalało im zaszaleć albo odłożyć na inne rzeczy. Starałam się je bowiem nauczyć wartości pieniądza.

Mój mąż z kolei pochodził z wielopokoleniowej rodziny prawników, więc też nie narzekał na finanse. Sam, na przekór rodzinnym tradycjom, został lekarzem. Zarabiał dobrze, co tylko dodatkowo sprawiało, że nasze dzieci miały zapewnioną przyszłość. Niestety odszedł przedwcześnie z tego świata. Mieliśmy spisaną intercyzę, więc spadek był prostym tematem. Jego majątek, w porównaniu z moim, był jednak niewielki. Nie zastanawiałam się jednak nad tym do pewnego momentu.

Śmierć męża mną wstrząsnęła

Któregoś dnia wracałam do domu z pracy i zadzwonił telefon. Odebrałam w aucie na autostradzie. Lekko przerywało, ale ogólnie dało się zrozumieć treść:

– Witam, czy może pani rozmawiać? Dzwonię ze szpitala.

– Tak, choć jadę autem.

– Może proszę oddzwonić, gdy będzie pani mogła prowadzić swobodną rozmowę?

– Nie mam nawet jak zapisać numeru telefonu – powiedziałam zniecierpliwiona. – Proszę mówić.

– Pani mąż miał wypadek samochodowy i ten numer telefonu był w jego dokumentach. Aktualnie jest w śpiączce farmakologicznej. Kiedy będzie pani mogła pojawić się w szpitalu?

Powiedziałam, że za dwie godziny będę w Łodzi, to od razu pojadę na miejsce. Serce ścisnęła mi zimna obręcz. Nie panikowałam, starałam się przyjąć te wiadomości na spokojnie. Nerwy nic tutaj nie pomogą, a ja jeszcze przecież siedziałam za kierownicą.

Niestety okazało się, że mąż nie przeżył. Był ofiarą potrącenia ze skutkiem śmiertelnym. Sprawca zbiegł. Nasz syn miał wtedy 18 lat, a córka 19 lat. Bardzo to przeżyliśmy. Od tego czasu byłam z moimi dziećmi jeszcze bliżej, a przynajmniej tak mi się wydawało. Widywaliśmy się bardzo często, nie tylko z okazji rodzinnych uroczystości i świąt. A gdy pojawiły się wnuki, właściwie co tydzień.

– Mamo, zrobić ci zakupy na przyszły tydzień? – pytał co jakiś czas syn, Arek.

– Mamo, a może chcesz, żeby w ogrodzie ogarnąć? – pytała córka, Iwona.

Byłam niesamowicie dumna z moich dzieci i cieszyłam się, że mogę na nie liczyć. Kochałam do szaleństwa zarówno je, jak i moje wnuki. Czasem jednak życie pokazuje, komu tak naprawdę na nas zależy.

Myślałam, że jestem dla nich ważna

Po pewnym czasie w naszej rodzinie pojawił się problem z moim zdrowiem. Niestety, jedno z moich bioder odmówiło posłuszeństwa. Okazało się konieczne wszczepienie endoprotezy. Rekonwalescencja po tym zabiegu nie jest łatwa i potrzebny jest ktoś, kto pomoże w czynnościach zwykłych i codziennych. Wtedy okazało się, że niestety moje dzieci miały akurat taki natłok obowiązków związanych z ich własnymi rodzinami i dziećmi, że niestety nie miały jak mi pomóc. Musiałam zatrudnić pielęgniarkę do pomocy. Wtedy jednak nie nabrałam jeszcze podejrzeń, że coś w naszej relacji jest nie tak.

Czasem usłyszy się coś, czego nie da się już potem zapomnieć… Któregoś dnia odwiedziły mnie moje dzieci. Zjedliśmy obiad, posiedzieliśmy chwilę przy cieście i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Tego dnia dokuczał mi jednak potworny ból głowy. Zapytałam więc, czy nie będą miały nic przeciwko temu, jeśli pójdę położyć się na trochę. Migreny od zawsze były moim utrapieniem. Dzieci wyraziły troskę i przytaknęły, że rzeczywiście sen może mi pomóc, więc poszłam na górę do siebie do pokoju.

Naprawdę źle się czułam, a niestety jak na złość nie mogłam zasnąć, choć sen byłby w tej sytuacji najlepszy. Postanowiłam więc trochę się przewietrzyć, a że w pokoju miałam wyjście na balkon, to narzuciłam na siebie sweter i wyszłam zaczerpnąć świeżego, wieczornego powietrza. Mój balkon wychodził na ogród.

Nagle dotarły do moich uszu dźwięki rozmów. Zerknęłam przez balustradę i zobaczyłam poniżej, że syn i córka siedzą w altance i rozmawiają.

– To prawda – powiedział. – Tak poza tym dobrze się trzyma. Niestety.

– No, trochę niestety – przyznała Iwona. – myślałam, że po śmierci taty spadnie więcej grosza, bo mam trochę długów do spłacenia.

– Ja też – mówił Arek. – Moja żona nawet nie wie, ile ostatnio przegrałem na wyścigach. No nic trzeba dalej pomagać, ile się da, żebyśmy się potem nie zdziwili.

To będzie dla nic nauczka

Miałam dość. Już nie chciałam więcej słyszeć. „No to się zdziwicie– pomyślałam. Wydawało mi się, że moje dzieci są przy mnie i pomagają mi z miłości, takiej zwykłej, rodzinnej miłości, a nie po to, by mieć pewność, że dostaną kasę po mojej śmierci. Dostaną! Oni już ją podzielili!

Rodzisz dzieci, kochasz je i dbasz o nie. Masz nadzieję na stare lata, że chociaż będą cię odwiedzać, ale tak z serca, a nie dla kasy. Tymczasem powód był inny. Czułam, że migrena się nasila. Co zrobiłam źle, że moje dzieci mają do mnie taki stosunek? Gdzie popełniłam błąd? I dlaczego ta pieprzona kasa jest dla ludzi taka ważna, że nie można mieć uczciwej rodziny? Wtedy zrozumiałam też, czemu po zabiegu na biodro, nie mogłam na nie liczyć. Chcieli kasy, a nie zależało im tak naprawdę na matce.

To straszne, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś sama i to dosłownie, mimo że masz dwójkę dzieci. Zaczęłam więc wątpić, jaki faktycznie stosunek do mnie mają moje wnuki. Jeśli rodzice dzielą się z nimi takimi przemyśleniami, to i po ich stronie nie mam co liczyć na szczere uczucie.

Postanowiłam, że nie dam nic po sobie poznać i będę dalej się zachowywała, jak gdyby nigdy nic. Natomiast zaraz po weekendzie pójdę do prawnika i dowiem się, co zrobić, żeby moje dzieci po mojej śmierci nie dostały prawie nic. W międzyczasie zobaczę, czy moje wnuki zostały przez nich zdeprawowane. Wtedy zdecyduje, kto dostanie cały ten majątek. Moje nieszczere dzieci dowiedzą się natomiast, jak kończy się takie postępowanie, jak ich. Wszak rolą rodzica jest uczyć.

Czytaj także:
„Zięć to nierób i źle mu z oczu patrzy. Córka za niego wyszła, bo chciała mi zrobić na złość, a teraz płacze”
„Wielkomiejscy teściowie córki zawitali na wieś. Ugościłam ich jak swoich, a oni pluli swojskim żurkiem i sernikiem”
„Mąż mnie zdradzał i w końcu odszedł do kochanki młodszej o 25 lat. Zostawił mnie z kredytem, ale sama jestem dobie winna”

Redakcja poleca

REKLAMA