„Moje ciało miało być drzwiami do kariery męża. Jego obleśny szef mi groził i szantażował. Brzydziłam się nim i zdradą”

płacząca smutna kobieta fot. Getty Images, Halfpoint Images
„Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Drwił ze mnie. Bawił się mną jak kot myszą. I szantażował. Prawnik chciał mnie zmusić do uległości groźbami i szantażem. I co teraz miałam zrobić? Przespać się z nim dla świętego spokoju i żeby Tomek zachował nie tyle awans, co pracę w ogóle?”.
/ 02.09.2023 22:33
płacząca smutna kobieta fot. Getty Images, Halfpoint Images

Mój mąż jest adwokatem. Nie pochodzi z prawniczej rodziny, która wydeptałaby mu wcześniej ścieżki. Moi teściowie są dobrymi ludźmi, ale edukację skończyli na szkole zawodowej.

Tomasz jako pierwszy w ich rodzinie zdobył wyższe wykształcenie. I to na takim kierunku!

Zawsze był bardzo ambitny

Pamiętam, że jako młódka nieraz się irytowałam, że nie możemy się spotkać, bo znowu musi się uczyć albo pracować. Moje studia na socjologii były o wiele mniej wymagające niż jego prawo, zwłaszcza że ja nie musiałam dorabiać. Moim rodzicom daleko do bogaczy, ale mogłam spokojnie przejść przez studia, nie martwiąc się o to, czy będę miała za co zjeść obiad.

Tomasz musiał w walkę o swoją przyszłość wkładać o wiele więcej wysiłku, ale nie tracił optymizmu i zawsze mnie zapewniał, że potem będzie już tylko lepiej. Co roku zdobywał stypendium naukowe, a studia ukończył z najlepszym wynikiem na roku. Byłam z niego dumna. Mój chłopak! Ja ukończyłam socjologię z oceną bardzo dobrą, choć nie przemęczałam się zbytnio. On harował jak wół i jeszcze uzyskał taki efekt. Obiecywał mi, że jeszcze trochę i będzie mógł pracować jako prawnik, a wtedy nasze życie się ustabilizuje.

I tak było. Mimo braku pleców Tomek dostał się z łatwością na aplikację adwokacką. Znalazł patrona w miejscowej kancelarii i planował, że w przyszłości otworzy własną albo trafi do jakiejś dużej, renomowanej firmy. Znowu dużo pracował, ale miał dość czasu, żeby poprosić mnie o rękę. Po prawie czterech latach bycia razem wreszcie miałam na palcu pierścionek zaręczynowy! Delikatny, skromny, ale najważniejsze, że symbolizował naszą miłość.

Pobraliśmy się półtora roku później. Wynajmowaliśmy kawalerkę, na którą ledwie było nas stać, ale przecież najważniejsze, że byliśmy zdrowi i wciąż zakochani. Ja znalazłam pracę w bibliotece, która była kiepsko opłacana, Tomek kończył aplikację.

To miała być nasza szansa

Lekko nie było. Mieliśmy nadzieję, że wkrótce zacznie tę porządną, wymarzną pracę za godne pieniądze i wtedy będziemy mogli pomyśleć o mieszkaniu, w którym kuchnia nie znajduje się w przedpokoju, i o powiększeniu rodziny.

Tomek lubił powtarzać, że dopisało mu szczęście. Ja się upierałam, że gdyby nie jego ciężka praca i poświęcenie, żaden łut szczęścia by mu nie pomógł. Wygrał sprawę, w której za przeciwnika miał dużą, znaną kancelarię z Krakowa. Ponieważ wygrał, jak to sam określił, w dobrym stylu, owa prawnicza szycha złożyła mu propozycję pracy. To był dla niego najwyższy hołd, jaki mógł mu złożyć przeciwnik. Nie było się nad czym zastanawiać.

Przeprowadziliśmy się do Krakowa, w którym z miejsca się zakochałam. Nasze życie stało się o wiele łatwiejsze, bo Tomek wreszcie zarabiał tyle, że nie musieliśmy się zastanawiać, czy zapłacić rachunki, czy kupić buty na zimę. Niestety coś za coś, zawsze tak jest.

W kancelarii utarło się, by zapraszać od czasu do czasu szefa do siebie, a z kolei pracownicy byli zapraszani na kolacje do szefostwa. Firma miała być jak druga rodzina, takie motto przyświecało właścicielowi kancelarii i jego żonie oraz partnerce w biznesie. Ponieważ dopiero się mościliśmy w nowym miejscu, więc najpierw my zostaliśmy zaproszeni w gości.

Szef Tomka był pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną, bardzo eleganckim. Jego żona Lucyna zaś była typem sympatycznej damy. Spędziliśmy z nimi miło czas i zapewniliśmy, że gdy tylko się urządzimy, zrewanżujemy się. Spodobał mi się ten zwyczaj. Do tej pory integracja oznaczała dla mnie wypady współpracowników na pizzę i piwo albo imprezy firmowe, pod hasłem: im więcej alkoholu, tym lepiej. Elegancka kolacja u właściciela kancelarii była czymś innym.

– Nie spuszczał z ciebie wzroku… – mruknął zamyślony Tomek, kiedy wracaliśmy do domu.

– Kto? Henryk? – spytałam, rozkojarzona, bo myślami byłam już gdzie indziej.

Dokładniej zastanawiałam się, gdzie jeszcze mogłabym wysłać moje CV. Siedziałam w domu już trzeci tydzień, bezskutecznie szukając pracy.

– No, Henryk, Henryk… Wpadłaś mu w oko – mój mąż nie wyglądał na zachwyconego tym faktem.

– Na szczęście w moim oku jesteś tylko ty! – roześmiałam się i pocałowałam męża w policzek. – A Henryk ubóstwia swoją żonę.

Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdy spotykaliśmy się na kolacjach co kilka tygodni, raz u nas, raz u nich.

Niemoralna propozycja

Kiedyś wpadliśmy na siebie z Henrykiem na mieście. Zaprosił mnie na kawę do pobliskiej modnej kawiarni, a ponieważ było zimno, zgodziłam się bez wahania. Rozmawialiśmy niezobowiązująco o tym i owym.

– Tomasz jest bardzo zdolnym prawnikiem – powiedział w pewnej chwili Henryk, a ja bezwiednie wypięłam pierś z dumy. – Ma dużą szansę na awans – mówił dalej – a to się wiąże z otrzymywaniem o wiele bardziej prestiżowych spraw i rzecz jasna ze sporą podwyżką.

– Cieszę się – odparłam.

– Mogłabyś mu w tym awansie pomóc – dodał szybko Henryk.
– Ja? – roześmiałam się. – Chętnie. Kogo mam zabić? – zażartowałam.

Henryk spojrzał mi w oczy w taki sposób, że uśmiech zamarł mi na ustach. To, co niewypowiedziane, zawisło ciężko między nami. Nie musiał ubierać tego w słowa. Wszystko w jednej chwili stało się jasne.

Poczułam się nagle naga, mimo grubej, dzianinowej sukienki i szalu na ramionach. A on wpatrywał się we mnie bez słowa i chyba sprawiało mu przyjemność obserwowanie mojego zmieszania. Nie wiedziałam, co zrobić. Odmówić i być może pogrzebać szansę Tomka na awans, na który pracował tyle lat, ucząc się pilnie i długo biedując? Czy zgodzić się i zdradzić męża, którego kochałam?

Zawahałam się. I tak wstąpiłam na ścieżkę, na którą nigdy nie powinnam się zapuszczać. Powinnam odmówić albo powiedzieć o wszystkim Tomkowi, nawet Lucynie. Ja wybrałam półcień, półmrok niedopowiedzenia.

– A co na to twoja żona? Myślałam, że ją uwielbiasz – szepnęłam.

– Bo uwielbiam – powiedział powoli. – Lucyna jest wspaniała. Cudowna kobieta, żona, towarzyszka i partnerka. Ale co ma piernik do wiatraka? Nie musi o niczym wiedzieć. Tak jak Tomasz. Dla niego to szansa na zaspokojenie ambicji. Dla nas na zaspokojenie innych pragnień – stwierdził.

Nie powiedziałam ani tak, ani nie. Wybrałam trzecią opcję. Postanowiłam zwodzić go, dopóki Tomek nie dostanie awansu. Łudziłam się, że potem jakoś się z tego wyplączę. Czasem spotykałam Henryka na mieście albo szliśmy do nich na kolację, czy też oni wpadali do nas.

Czułam się niezręcznie, ale sądziłam, że cel uświęca środki, więc zwalczałam własne opory i kiedy Tomasz ani Lucyna nie zwracali na nas uwagi, przesyłałam Henrykowi powłóczyste spojrzenie, bawiłam się włosami albo sugestywnie dotykałam dłonią dekoltu. Wiedziałam, że to robi na nim wrażenie. Jak odwleczona w czasie obietnica.

Przyjmował za pewnik, że zgodziłam się na nasz mały układ, i tylko czekam na odpowiednią chwilę. Szybki awans Tomka nie był więc dla mnie żadnym zaskoczeniem, chociaż w głębi serca miałam nadzieję, że całkiem sam na niego zasłużył. W końcu nic jeszcze nie zrobiłam, w nic się nie zaangażowałam.

Może Henryk odpuścił? Może zadecydował, że Tomek jest na tyle dobry, by dać mu te lepsze sprawy, także wyjazdowe, i lepszą pensję?

– To niesamowite! – zachwycał się mój mąż. – Ponoć nikt tak prędko nie awansował w naszej kancelarii. Pomyśl, wreszcie będzie nas stać na kupienie mieszkania i na dziecko.

Długo czekaliśmy na ten awans

To prawda, myśleliśmy o dziecku, ale odsuwaliśmy decyzję w czasie, bo ciągle nie byliśmy pewni naszej sytuacji. Teraz nabraliśmy wiatru w żagle, a ja uznałam, że ciąża i urodzenie dziecka pomogą mi w zakończeniu romansu z Henrykiem, jeszcze zanim się w ogóle zaczął. Wszak co innego młoda żonka pracownika, a co innego matka Polka. Ciążowe kilogramy, rozstępy, karmienie piersią – nic seksownego. Kto by się napalał na coś takiego?

Byłam pewna, że zostawi mnie w spokoju. Szybko wprowadziłam mój sprytny plan w życie. Zaszłam w ciążę i przestałam uczestniczyć w życiu towarzyskim. Wymawiałam się gorszym samopoczuciem i nikomu nie przyszło do głowy, by to kwestionować. Odetchnęłam z ulgą. Za kilka miesięcy sprawa rozejdzie się po kościach. Ciężko romansować z kobietą, której niemowlak nie schodzi z rąk. Henryk znajdzie sobie inny obiekt uczuć, Lucyna dalej będzie elegancko oszukiwana, a mój mąż zachowa, co zyskał.

Kiedy na świecie pojawiła się nasza córka Dominika, wszystko wróciło na dawne tory. Niestety. Nie mogłam w nieskończoność migać się od spotkań, ponieważ nawet Lucyna dzwoniła i dopominała się, że jako babcia honorowa chce od czasu do czasu widywać nasze maleństwo. Ponieważ nie miała swoich dzieci, traktowała dzieci pracowników kancelarii jak wnuki. Zatem znów u siebie bywaliśmy, tyle że teraz na podwieczorkach, ze względu na małą, która wcześnie zasypiała.

Ten cham nie chciał odpuścić

Lucyna trajkotała naszej córce nad głową, a Henryk, gdy tylko mój mąż nie widział, startował z łapami. Próbowałam unikać jego dotyku, ale nie zawsze mi się udawało. Wzdrygałam się, czując na talii czy pośladku jego dłoń. Robiło mi się niedobrze, gdy pod stołem wpychał mi stopę między uda. Facet, którego miałam za gościa z klasą i dżentelmena, stawał się coraz bardziej natarczywy.

To twoja wina, idiotko, chciałaś iść na skróty, to teraz masz. Trzeba było zdusić sprawę w zarodku. Musisz się teraz z tego wyplątać. Myśl jak, myśl!

– Henryk, przestań, nie mogę, mam dziecko – szepnęłam któregoś dnia, kiedy Tomek i Lucyna zajęli się Dominiką, a on znowu zaczął mnie obmacywać. – Musimy z tym skończyć.

– Teraz mam na ciebie jeszcze większą ochotę. Jesteś prawdziwą kobietą… – westchnął, kładąc mi dłoń na piersi i ściskając boleśnie. – Musimy w końcu znaleźć dla nas czas.

– To nie jest dobry pomysł – odszepnęłam, odpychając jego dłoń. – Przestań, zobaczą nas…

Odsunął się i spojrzał na mnie twardo i nieprzyjemnie.

– Czy ty mnie zwodzisz? – wycedził. – Nie ze mną takie gierki, moja droga. Twój mąż za chwilę może już u mnie nie pracować. Powód do zwolnienia zawsze jakiś się znajdzie. A zepsucie mu opinii to dla mnie fraszka. Nie znajdzie pracy w żadnej kancelarii. Nie w dużym mieście – wyszeptał.

– Co ty wygadujesz, Henryk? Czy ty mi grozisz? – nie mogłam uwierzyć.

– Po prostu ostrzegam. Zresztą, może Tomasz powinien się o nas dowiedzieć… – zawiesił głos.

– Przecież między nami do niczego nie doszło! – oburzyłam się.

– Pytanie, czy on w to uwierzy. Taki szybki awans, nasze liczne spotkania, fakt, że tak często wysyłam go na wyjazdowe sprawy… To może zasiać w jego umyśle ziarenko niepokoju, nie sądzisz? – uśmiechnął się wrednie.

Co teraz zrobi Tomek? Rozwiedzie się ze mną?

– Ale ja przecież mogę powiedzieć o wszystkim Lucynie!

Zaśmiał się tak, jakbym rzuciła świetnym żartem.

– Spróbuj, tak, spróbuj, pobiegnij na skargę, sam jestem ciekaw, jak cię zniszczy, gdy ważysz się nas zaatakować. Potrafi być bardziej bezlitosna niż ja. Nie tylko na sali rozpraw. Myślisz, że nie wie, co się dzieje na jej własnym podwórku? A nawet jak nie wie… Bliższa koszula ciału, prawda? Kogo wybierze, jak myślisz?

Musiałam się z tego wyplątać

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Drwił ze mnie. Bawił się mną jak kot myszą. I szantażował. Prawnik chciał mnie zmusić do uległości groźbami i szantażem. I co teraz miałam zrobić? Przespać się z nim dla świętego spokoju i żeby Tomek zachował nie tyle awans, co pracę w ogóle? Przecież dopiero wtedy ten drań zyskałby powód do szantażowania mnie. Mam z nim romansować w nieskończoność, dopóki mu się nie znudzę? No ale jak odmówię, a on rzeczywiście nagada Tomkowi głupot?

Flirtowanie i macanki to jedno, a regularna zdrada to zupełnie coś innego. Nie z miłości czy w chwili słabości, ale z wyrachowania i ze strachu. To było niesmaczne od samego początku, a teraz stało się obrzydliwe. W co uwierzy Tomek jak się dowie? Co zrobi? Obije Henrykowi twarz? Zwolni się? Rozwiedzie ze mną? Wiedziałam jedno: będzie wściekły i upokorzony, że w ten sposób awansował.

On, który do wszystkiego dochodził ciężką pracą i własnym staraniem. Zawsze był dumny, że to, co ma, zawdzięcza wyłącznie sobie, a nie ustosunkowanej rodzinie, znajomościom czy łapówkom. O awansie przez łóżko żony nie wspominając…

Od tamtego popołudnia Henryk dzwonił do mnie kilka razy. Udawałam, że nie widzę tych połączeń. Ale długo tak nie dam rady się ukrywać. W końcu zrobi jakiś ruch. Nie wiem jaki i boję się zgadywać, i jego też się boję. Bo może zmusi mnie do uległości, do szantażu dodając gwałt? Wyśle Tomka do Warszawy albo Poznania na rozprawę, a sam…

Od kilku dni siedzę w domu i płaczę, gdy tylko moja córka zasypia. Byłam taka głupia. Co ze mnie za socjolog, skoro nie przewidziałam, jak postąpi wzgardzony facet? Nie wiem, czy Henryk przejrzał moją grę i chce mnie ukarać, czy po prostu chce mnie zaliczyć, pokonać, poddać swojej woli, bo to go kręci. Czyli nie tylko niewierny mąż, ale przy okazji psychopata?

Jakie mam opcje? Iść na policję i zgłosić, że jestem szantażowana? Pytanie, komu uwierzą: szanowanemu adwokatowi czy bezrobotnej żonie jego pracownika? Wyznać wszystko mężowi i zdać się na jego osąd oraz decyzję? Tomasz przecież widzi, że jestem smutna, zamyślona, i dopytuje się o przyczyny. Zwłaszcza że nie daję mu się dotknąć. Choć go nie zdradziłam, czuję się brudna, nieczysta od środka. Cokolwiek bym zrobiła, oberwę. Chciałam chronić męża, pomóc mu, a wpadłam w szambo, z którego nie umiem się wygrzebać. Nie umiem skupić się na niczym innym…

Nieoczekiwana pomoc nadeszła

Odezwał się telefon. Tym razem to nie był Henryk, tylko Lucyna. Jeszcze ona. Lubię ją, naprawdę, ale jak może być tak ślepa?! A może faktycznie o wszystkim wie, tylko udaje głupią? A teraz pewnie chce się spotkać, bo stęskniła się za wnusią. Ona będzie ćwierkać nad Dominisią, a jej zboczony mąż będzie mnie obmacywał po kątach. Co za parka!

Odebrałam i usłyszałam spokojny, poważny głos:

– Dorota, chyba musimy porozmawiać, nie sądzisz?

Rozpłakałam się. Niech się dzieje, co chce. Nie miałam już sił zmagać się z tym sama. Wyszlochałam Lucynie całą prawdę. O tym, że się boję jej męża-psychopaty też.

– Zaraz u ciebie będę. Z nikim nie rozmawiaj, ani z Tomaszem, ani tym bardziej z Henrykiem – zarządziła.

– Co… co… teraz będzie? – wychlipałam do słuchawki

– Rzeźnia. Wiele mogę zignorować dla dobra firmy i małżeństwa, ale pewnych rzeczy nie wybaczę. Na przykład takiego lekceważenie mnie – w jej głosie zabrzmiała twarda, bezlitosna nuta, aż mnie ciarki przeszły.

Ale to nie ja powinnam się bać.

Czytaj także:
„Przyjaciółka ukradła mi życie. Romansowała z prezesem dla awansu, który ja miałam dostać”
„Nie pamiętałem nocy z nią, ale wrobiła mnie w wymyśloną ciążę, bym nie dostał awansu. Opłacił ją mój firmowy rywal”
„Z zazdrości zniszczyłam reputację koleżanki. Rozpuszczałam plotki, że nie zasłużyła na awans, bo jest krewną szefa”

Redakcja poleca

REKLAMA