„Nie pamiętałem nocy z nią, ale wrobiła mnie w wymyśloną ciążę, bym nie dostał awansu. Opłacił ją mój firmowy rywal”

Konkurent chciał mnie pozbawić awansu fot. Adobe Stock, Kurhan
Zerknąłem na ekran. Liliana przysłała jej fotkę z USG z dopiskiem „Michałek będzie tatusiem!”. – Dzięki, że zachowała to pani dla siebie. Ktoś próbuje mnie wrobić. Chodzi o awans. Obawiam się, że niebawem tę fotkę otrzyma cała firma.
/ 23.02.2022 07:47
Konkurent chciał mnie pozbawić awansu fot. Adobe Stock, Kurhan

To był szok. E-mail, który dostałem, sprawił, że moje życie wywróciło się do góry nogami. Kim była ta kobieta i czego chciała? Czy miałem być ojcem, czy to było ukartowane?

Kompletnie się pogubiłem

I musiało minąć dużo czasu, by prawda wyszła na jaw. Miałem już zamykać komputer i wreszcie wyjść do domu, gdy delikatny dźwięk oznajmił mi, że dostałem maila. Czekałem na wiadomości od zagranicznych kontrahentów, więc postanowiłem jeszcze chwilę zostać.

Imię nadawcy, Liliana, mi nie mówiło. Wiadomość zawierała załącznik zapisany w formacie JPG. Treść maila całkowicie mnie zaskoczyła, właściwie przeraziła: „Szkoda, Michałku – pisała nieznana mi Liliana – że nie dzwoniłeś, tak jak obiecałeś. Nie byłbyś dzisiaj zdziwiony. Przesyłam ci pierwsze zdjęcie naszego dziecka. Płci jeszcze nie znam, ale przecież to bez znaczenia, byle zdrowe było, prawda? Lilka”.

Nie znałem żadnej Lilki, nazwisko też nic mi mówiło. Nie przypominałem sobie, bym jakiejkolwiek kobiecie obiecywał, że zadzwonię, a już tym bardziej dawał służbowy adres mailowy. Otworzyłem załącznik. Było to zdjęcie z badania USG przedstawiające coś na kształt ziarna fasoli. Opis mówił, że to dziewiąty tydzień ciąży.

Niejaka Liliana twierdziła, że ja jestem autorem tego ziarenka. Zapewne w innej sytuacji bym się ucieszył.

Zawsze chciałem mieć dzieci, ale nie teraz

Niebawem mam zostać dyrektorem pionu w firmie i nie w głowie mi pieluchy. Najgorsze było to, że za żadne skarby nie mogłem sobie przypomnieć tej Liliany. Nie miałem pojęcia, gdzie się spotkaliśmy i jakim cudem wylądowaliśmy w łóżku.

No dobra, do tego ostatniego nie potrzeba cudu. Wystarczy chęć obu stron. Niestety w tej kwestii moja pamięć szwankowała. Jeśli rzeczywiście zdjęcie jest prawdziwe, musiałem ją spotkać ponad dwa miesiące temu, prawie trzy. Jeszcze raz pogrzebałem w pamięci i… zacząłem coś kojarzyć.

Powoli wydarzenia niczym puzzle układały się w niezbyt wesoły obrazek. Niespełna trzy miesiące temu obchodziłem hucznie trzydzieste urodziny. To był piątek dwudziestego września. Wynająłem w „Złotej kaczce” duży stół i zaprosiłem masę znajomych. Nieźle zabalowaliśmy. Nie oszczędzałem się wcale. Wtedy rzeczywiście pojawiły się dziewczyny. Przyprowadził je któryś z moich kolegów. Nie pamiętam jednak, bym trafił do łóżka w damskim towarzystwie.

Od tamtej balangi minęło mnóstwo czasu, pamiętam tylko koszmarnego kaca, który nie ustąpił nawet po soku z kiszonych ogórków. W drodze do domu intensywnie grzebałem w pamięci. Bez rezultatu. Liliana była dla mnie tajemnicą. Nie spałem pół nocy. Bałem się, że sprawa wyjdzie na jaw i moje szanse na awans diabli wezmą.

Byłem najpoważniejszym kandydatem na dyrektora pionu. To wiązało się z dużą podwyżką i stawiało mnie wśród wyższej kadry kierowniczej. Stąd prosta droga do zarządu. Rekomendowała mnie rada nadzorcza. Wszystko teraz zależało od opinii i jednocześnie decyzji honorowego prezesa, założyciela firmy osiemdziesięcioletniego Ludwika.

Nikt bez jego wiedzy nie awansował.

To bardzo wymagający człowiek

Raz z nim rozmawiałem, miałem wrażenie, że lubi, gdy podwładni się go boją. Zawsze powtarzał, że na kierowniczych stanowiskach mogą pracować wyłącznie osoby o bardzo wysokich standardach moralnych.

Zastanawiałem się, co mam zrobić. Liliana, której kompletnie nie pamiętam i nie wiem, jak wygląda, nie stawiała żadnych żądań. Nie napisała, czego ode mnie oczekuje. Poinformowała tylko, że będę ojcem. Miałem niejasne przeczucie, że na tym się nie skończy. To była tylko przygrywka, jakieś wymagania na pewno się niebawem pojawią.

Nie bałem się żądań finansowych. Zarabiałem bardzo dobrze. Rzecz w tym, że jeśli sprawa wyjdzie na jaw, nie mam szans na awans. Jeśli Ludwik dowie się o nieślubnym dziecku, będę skreślony na zawsze. Nie mogę do tego dopuścić!

Ranek zaczął się od kolejnej informacji przesłanej przez Lilianę. Tym razem również przysłała załącznik JPG: „Pewnie nie mogłeś spać, Michałku, zastanawiając się, kim jest ta cholerna Lilka?! Prawda, że tak było? Odpowiadam więc na nurtujące cię pytanie: matką twojego dziecka! Gdybyś nie wierzył, że spędziliśmy razem upojne chwile, przesyłam ci fotkę dokumentującą tę szaloną noc. Mam jeszcze kilka zdjęć. Pa, Lilka”.

Fotografia przedstawiała mnie siedzącego na łóżku w objęciach kobiety. Oboje byliśmy nadzy. Twarzy mojej towarzyszki nie było widać, moją zaś bardzo dokładnie. Zakląłem szpetnie, bo to zdjęcie nic mi nie mówiło. No, może nie całkiem nic – z ciężkim sercem musiałem w końcu przyznać, że rzeczywiście zostało zrobione w mojej sypialni.

Najbardziej mnie wkurzało, że dziewczyna wysyła swoje rewelacje na służbowego maila. Skąd ma ten adres? Zawsze gdy poznaję dziewczynę, daję jej inny, służący wyłącznie do towarzyskiej korespondencji. Skąd więc Liliana miała służbowego maila. Czyżbym jej dał wizytówkę? Wysłałem do niej maila z prywatnego adresu. Poprosiłem, żeby podała telefon, bo chciałbym się spotkać.

Otrzymałem odpowiedź na służbowego maila: „Dlaczego zmieniłeś adres? Czyżbyś się wstydził kolegów z pracy?”.

Nie byłem pewien, ale chyba komuś zależy na pozbyciu się konkurenta do stanowiska dyrektora pionu. To było o tyle dziwne, że moi konkurenci odpadli w „półfinałach”. Tylko ja otrzymałem rekomendacje rady nadzorczej! Koniecznie musiałem dowiedzieć się, kto stoi za akcją „nieślubne dziecko”.

Wysłałem do Lilki pytanie, znowu z prywatnego adresu: „Czego ode mnie oczekujesz?”.

Odpowiedź przyszła tradycyjnie na służbowy: „Dowiesz się w swoim czasie”.

To potwierdzało moje przypuszczenia, że ktoś chce mnie skompromitować. Odwołałem służbowe spotkania. Na szczęście nie było tego dużo i umówiłem się z Markiem, kolegą, który był obecny na moich urodzinach. Znamy się jeszcze ze studiów.

– I po co mnie tu zaciągnąłeś? – spytał, gdy już usiedliśmy przy stoliku.

– Bo chcę skorzystać z twojej pamięci, moja, niestety, mocno szwankuje – odpowiedziałem poważnie.

– Chodzi o twoje urodziny? – domyślił się błyskawicznie. – Dałeś wtedy mocno w palnik. Naprawdę ostro było.

– No właśnie. Rzecz w tym, że niewiele pamiętam, a prawdę mówiąc nic.

– Dobra, kiedy ci się urwał film? – spytał rzeczowo przyjaciel.

– Ktoś przyprowadził dziewczyny i z którąś chyba rozmawiałem – próbowałem wydobyć coś z zakamarków pamięci.

– Siedzieliście przy barze – relacjonował Marek. – Chyba jej stawiałeś jakieś drinki, a potem się całowaliście...

– Zupełnie tego nie pamiętam, nic, czysta karta! Stary, pierwszy raz w życiu coś takiego mnie dopada. Ona musiała mi czegoś dosypać.

– To jest możliwe – stwierdził przyjaciel. – Chociaż, prawdę mówiąc, nie oszczędzałeś się wcale.

– Wiesz, kim była ta dziewczyna? – spytałem z nadzieją, że wreszcie rozszyfruję Lilianę.

– Nie mam pojęcia, ale czekaj, dla żartu zrobiłem wam fotkę.

– Gdzie ją umieściłeś?! Na jakimś serwisie? – przestraszyłem się.

No świetnie. Jeszcze tylko tego mi brakowało do kompletu.

– Spokojnie, nigdzie! Nie jestem idiotą, mam ją w telefonie. O, popatrz. Zdjęcie przedstawiało postawną blondynkę i mnie. Byliśmy złączeni ustami. Dziewczyna była nie do rozpoznania.

– No dobra, powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – spytał Marek.

– Ta dziewczyna twierdzi, że jestem ojcem jej dziecka. To znaczy, że wtedy poszliśmy do łóżka i rozumiesz… Przysłała mi zdjęcie z USG.

– A wtedy faktycznie poszliście do łóżka? – dopytywał Marek

– No właśnie nie mam pojęcia. Nic nie pamiętam, urwał mi się film. Nie rozpoznaję jej – odpowiedziałem.

– Czego ona chce? Ojca dla dziecka czy kasy? – spytał rzeczowo przyjaciel.

– Mówi, że dowiem się w swoim czasie. Ale nie to jest najgorsze. Ona pisze do mnie na służbowego maila. Jestem prawie pewien, że nie chodzi o dziecko. Ktoś próbuje mnie skompromitować. Znasz starego prezesa  i jego opowieści i moralnych standardach pracowników firmy? Jeśli stary dowie się o sprawie, mój awans przepadł. Rada nadzorcza rekomendowała mnie na dyrektora pionu. Kumasz?

– To takie buty… – Marek zrozumiał intrygę. – Ciekawe, komu może zależeć na utrąceniu ciebie?

– Stary, też nie mam pojęcia! Praktycznie nie mam żadnej konkurencji, wszyscy odpadli wcześniej.

– Ktoś wyraźnie nie chce zrezygnować! – stwierdził Marek. – Sęk w tym, że nie wiem, jak ci pomóc.

Rozmowa z przyjacielem nic nie wyjaśniła

Mam zdjęcie Liliany, ale wciąż nie wiem, kim jest. Domyślam się, że jest w zmowie z kimś, komu przeszkadzam w awansie. Gdy wróciłem do biura, moja asystentka miała dziwną minę. Domyśliłem się, że coś się wydarzyło, ale głupio jej o tym mówić.

– Pani Aniu, co się stało? Widzę, że coś jest nie tak… Proszę powiedzieć.

– Panie Michale, nie wiem… Dostałam maila – wykrztusiła po chwili. – Ale nikomu go nie pokazałam! – dodała.

Zerknąłem na ekran. Liliana przysłała jej fotkę z USG z dopiskiem „Michałek będzie tatusiem!”.

– Dzięki, że zachowała to pani dla siebie – powiedziałem. – Ktoś próbuje mnie wrobić. Chodzi o awans. Obawiam się, że niebawem tę fotkę otrzyma cała firma.

– Ale kto mógłby tak paskudnie pogrywać? – zdziwiła się moja asystentka. – Przecież konkurenci odpadli już na poprzednim etapie. Kto tam był? – zastanowiła się.

– Jacek – nie miał szans zbyt blisko do emerytury, Roman – za krótki staż pracy w naszej firmie, Krzysiek – tylko ten miał szansę, ale rada nie przyjęła jego projektu. Czy to możliwe, żeby to on?

Rzeczywiście, Krzysiek był moim najpoważniejszym konkurentem. Miał dłuższy staż w firmie i uważał, że to stanowisko się jemu należy, wielokrotnie mi to dawał do zrozumienia. Jednakże gdy odpadł na radzie nadzorczej, miałem wrażenie, że pogodził się z wyrokiem i zaczął szukać dla siebie innych rozwiązań. Czyżby to on ukręcił taką intrygę przeciwko mnie?

– Pani Aniu – zwróciłem się do asystentki. – Czy poznaje pani może tę kobietę? – pokazałam jej fotkę, którą zrobił Marek. – Czy to możliwe, żeby u nas pracowała?

Dziewczyna lekko zaczerwieniła się, oglądając zdjęcie, ale pokręciła głową.

– Wygląda znajomo, ale tak samo wygląda co najmniej sto kobiet w naszej firmie.

Niestety, miała rację. Nie wiedziałem, gdzie szukać Liliany. Wciąż miałem nadzieję, że sprawa nie rozleje się na całą firmę. Byłem już prawie pewien, że za wszystkim stoi Krzysiek. Zastanawiałem się, jak to udowodnić, gdy w drzwiach stanęła pani Anna.

– Ja bardzo przepraszam, w dziale IT pracuje mój znajomy – zaczerwieniła się, gdy to powiedziała. – Jestem pewna, że on będzie wiedział, skąd wysłano te maile.

– Czy jest dyskretny? – spytałem. – Sądzę, że tak… Nie. Jestem pewna, że tak – poprawiła się.

Ania musiała mieć bardzo duży wpływ na owego informatyka, bo półtorej godziny później przekazała mi informację: e-maile są wysyłane z firmy, z działu dystrybucji. Dystrybucja to dział, w którym pracuje najwięcej kobiet, same młode ładne dziewczyny.

Czyżby Krzysiek miał tam kochankę?

W każdym razie musiała to być osoba mocno z nim związana. Oczywiście zakładając, że to właśnie on stoi za tą intrygą. Ja też miałem damską pomoc. Anna sama wpadła na to, że trzeba przejrzeć listę pracowników działu dystrybucji. Okazało się, że nie pracuje tam żadna Liliana. Tego mogłem się spodziewać. Imię i nazwisko było wymyślone.

Nieuchronnie zbliżał się termin podjęcia decyzji co do nowych dyrektorów pionów. Ludwik za tydzień miał ogłosić nazwiska. Miał zwyczaj, że z każdym z kandydatów rozmawiał przed ogłoszeniem swej decyzji. Spodziewałem się, że lada dzień zostanę wezwany do jego gabinetu. Tak było. Gabinet urządzony był dostojnymi meblami gdańskimi.

Wystrój sprawiał, że petent miał wrażenie, że wchodzi do jaskini króla. Ludwik siedział przy olbrzymim biurku. Miał długie siwe włosy i taką brodę. Wyglądał jak stary lew. Wszyscy wiedzieli, że od lat pielęgnował taki właśnie wizerunek swojej osoby. Wyraźnie sprawiało mu przyjemność, gdy pracownicy się go bali. Było mi już wszystko jedno. Sprawa „nieślubnego dziecka” stała się publiczną tajemnicą całej firmy.

Wiedziałem, że jestem skończony i że będę musiał opuścić firmę. Żałowałem, że niespełna dwa miesiące temu nie przyjąłem propozycji od konkurencji. Miałbym teraz spokój.

– Panie Michale – odezwał się Ludwik. – W opinii rady nadzorczej pański projekt rozwoju pionu produkcyjnego jest najlepszy. Gratuluję.

– Dziękuję – skłoniłem się.

– Ale jak pan wie, w naszej firmie bardzo dbamy o standardy moralne pracowników. Pod tym względem nie ma pan najlepszej opinii… – spojrzał na mnie uważnie.

– Ta historia została ukartowana, panie prezesie – skorzystałem z chwili milczenia. – Niestety nie mam dowodów…

– Panie Michale – Ludwik postanowił mówić dalej. – Błędy zdarzają się każdemu, a ja najbardziej brzydzę się szantażem. Oto pańska nominacja na dyrektora pionu! – wyciągnął do mnie rękę i podał mi dokument. – Proszę na przyszłość uważać!

Byłem tak szczęśliwy, że mało nie pocałowałem starego prezesa w rękę.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA