„Moja żona zawsze wyśmiewała maminsynków. Ale kiedy urodził się nasz Jasiek, zaczęła za niego robić dosłownie wszystko”

Mężczyzna unikający obowiązków domowych fot. Adobe Stock
Marysia we wszystkim wyręczała naszego Jaśka, a ja nie potrafiłem jej wytłumaczyć, że robi mu tym krzywdę…
/ 07.04.2021 12:24
Mężczyzna unikający obowiązków domowych fot. Adobe Stock

Mamuś, zrobisz mi kanapkę? – zawołał Janek z pokoju, a moja żona się oczywiście zgodziła, choć była zajęta. Ale co tam! Nastawianie prania może poczekać, bo synek przecież głodny. Brzmi dziwnie? A co dopiero, gdybym powiedział, że synek ma dwadzieścia lat? Niestety, nie wiem, jak to się stało, że dopuściłem do takiej sytuacji. I przede wszystkim, jak Marysia mogła stać się taka!

Śmiała się z maminsynków

Kiedy ją poznałem, lubiła powtarzać, że kobiety wychowują chłopców na ofiary losu. Mówiła też, że kiedy spotykała się z chłopakami, którzy nie potrafili nawet przyszyć sobie guzika czy zrobić kolacji, rzucała ich bez chwili zastanowienia. „Po co mi mąż, który ma dwie lewe ręce? Nie zostawię go samego na jeden dzień, bo zginie”– śmiała się. Zarzekała się, że własnego syna wychowałaby inaczej, ale kiedy urodził się Jaś, zupełnie oszalała na jego punkcie.

Synek szybko się zorientował, że jak ładnie poprosi, to mama zrobi dla niego wszystko. Owinął ją sobie wokół palca i choć nieraz mówiłem jej, żeby więcej od niego wymagała, upierała się przy swoim. Nie miałem wielkiego wpływu na jego wychowanie. Wychodziłem do pracy przed ósmą, wracałem po osiemnastej. Marysia uważała, że jestem gościem w domu, więc nie powinienem ciągle robić jej wymówek.
– Nie mam zamiaru robić mu zimnego chowu. Chcę, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo! – grzmiała, choć w chwilach słabości potrafiła przyznać, że chyba faktycznie robi za niego trochę za dużo.

Dzieciaki w przedszkolu już dawno same wkładały buciki i kurteczki, a on zawsze czekał, aż się wszystko za niego zrobi. Myślałem, że jak podrośnie, pewne rzeczy same się rozwiążą. Jednak im Jaś był starszy, tym bardziej opornie podchodził do samodzielności. Było mu po prostu wygodnie mieć wszystko podstawione pod nos. W podstawówce doszedł kolejny problem: zadania domowe.
– Pomogę mu na początek, żeby wyrobił sobie opinię dobrego ucznia – oznajmiła Marysia.
– Skończy się jak zwykle! Niech sam robi, to jego zadania – próbowałem interweniować.

Zaczęła już przesadzać

Wszystko na próżno. Marysia od razu po szkole sprawdzała, czy Jasiek ma coś zadane, i siadała z nim do pracy. Oczywiście syn i tu szybko znalazł lepsze rozwiązanie. Uznał, że nie musi siedzieć z mamą, bo lepiej wszystko zrobi sama.
– Co ty wyprawiasz, Marysia?! – spojrzałem na nią naprawdę już poirytowany, kiedy siedziała do północy i robiła mu prace na zajęcia praktyczno-techniczne.
– Jasiek sam tego nie zrobi. Co to w ogóle za pomysł, żeby dziesięciolatek szył rękawicę kuchenną? – odparła, robiąc równiuteńki wykrój materiału.

Nie było szans, żeby ktokolwiek uwierzył, że to jego praca. W szkole nauczyciele pewnie też się już z niej śmiali. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nie miałem już siły po raz kolejny tłumaczyć, żeby pozwoliła mu popełniać błędy.
– Nie chcę, żeby dostawał jedynki, a tak będzie, jak przestanę go pilnować.
– To nie jest pilnowanie, tylko wyręczanie. Zrozum, że krzywdzisz go w ten sposób. Do pracy też za niego pójdziesz?

Nasze małżeństwo przeżywało kryzys, bo miałem tego już powyżej uszu. A Marysia, zamiast wysłuchać moich argumentów, obrażała się i coraz gorzej znosiła moje krytyczne uwagi. Ze swojego punktu widzenia zaharowywała się, pomagając we wszystkim Jasiowi, a zamiast pochwał wciąż tylko słyszała, jaka to z niej matka kwoka, i że syn nigdy nie dorośnie, bo mu na to nie pozwala. Kiedy zaczął się buntować, odetchnąłem z ulgą, bo widok szesnastolatka siedzącego z mamusią nad zadaniem z matmy mnie samemu wydawał się po prostu śmieszny.

Janek zaczął się wreszcie zamykać w pokoju i sam zajmować swoimi sprawami. Liczyłem, że Marysia też odetchnie i stanie się na powrót moją żoną, a nie tylko mamą Jaśka. Tymczasem ona nie mogła sobie znaleźć miejsca, kiedy Jasiek mówił, żeby dała mu spokój, bo sam sobie poradzi. Byłem dumny z syna, że w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Przeprowadziłem nawet z nim męską rozmowę, żeby czuł, że zauważam i doceniam jego pierwsze przejawy samodzielności.

Nie trwało to jednak długo. Szybko zauważył, że wojna z mamą oznacza tylko tyle, że musi sam się sobą zająć – sam pisać wypracowania, powtarzać materiał przed sprawdzianem i uczyć się słówek z angielskiego. Wrócił więc na stare śmieci z podkulonym ogonem, a Marysia zatriumfowała. Do matury zdążyła powtórzyć cały materiał ze wszystkich przedmiotów. Na większość pytań znała odpowiedzi lepiej niż Jasiek! Mogłaby spokojnie sama zdać egzaminy. Syn nie poradził sobie zbyt dobrze, ale naciskała, żeby złożył papiery na studia.
– Niby po co? Przecież sobie nie poradzi! – parsknąłem oburzony.

Poznał kobietę, która go ustawi

Nie marzyłem o niczym innym, tylko żeby ta patologiczna sytuacja wreszcie się skończyła. Jasiek wyrósł na totalnego obiboka. Nie pomagał nam w domu, nie wynosił śmieci, nie potrafił nawet przyszyć guzika! To były wszystkie te cechy, które kiedyś Marysia tak wyśmiewała. Sama nie dałaby wówczas za niego złamanego grosza.
– Może gdyby czymś się zainteresował, mógłby jeszcze wyjść na ludzi, ale jego nic nie ciekawi – mówiłem do niej załamany. Ona jednak była święcie przekonana, że jeśli syn wyjedzie na studia, będzie musiał poradzić sobie sam i wtedy udowodni mi, że to ona ma rację.

Niestety, Jasiek nie dostał się na studia dzienne, i zapytał, czy nie opłacilibyśmy mu zaocznych.
– Nie studiujesz, to do roboty! – odpowiedziałem zgodnie z ustaleniami.
– Bartek… teraz wiele osób studiuje zaocznie. Niech spróbuje, może uda mu się przenieść na dzienne. Przecież praca odciągnie go od nauki – Marysia spojrzała na mnie błagalnie. Miałem wrażenie, że nie mam już nic do powiedzenia w tym domu.
– Jeśli po roku Jasiek nie przeniesie się na studia dzienne, odcinam mu dopływ gotówki i koniec! I nie waż się mu w niczym pomagać! To dorosły facet. Jeszcze tego by brakowało, żebyś za niego studiowała. Marysia obiecała, że w niczym mu nie pomoże. Byłem pewien, że nie dotrzyma słowa, ale tym razem faktycznie coś się zmieniło. Myślę, że dopiero w chwili, kiedy Jasiek zaczął studiować, Marysia zauważyła, ile czasu poświęcała mu na pomoc.
– Aż wstyd się przyznać, ale poczułam się, jakbym odzyskała wolność – powiedziała mi któregoś wieczoru.
– Przecież ci mówiłem, że za bardzo się poświęcasz – odparłem i spojrzałem na nią rozczulony, bo mimo tych wszystkich konfliktów i nieporozumień wciąż ją kocham. I wiem, że choć popełniała błędy, to ja także nie byłem święty, nie dając jej wystarczającego wsparcia.

Oczywiście Jasiek nieraz kombinował i próbował namówić ją na pomoc przy zrobieniu prezentacji czy na przeczytanie i streszczenie mu książki, ale w końcu nauczyła się odmawiać. Zdała sobie sprawę, że moje czasem raniące ją słowa nie były złośliwe, tylko prawdziwe. Jasiek nie potrafił się sam uczyć, a przecież był już dorosły. O przenoszeniu się na studia dzienne w ogóle nie było mowy, bo Jasiek wyleciał już po pierwszym semestrze. Zgodnie z umową zaczął szukać pracy. Jego nieporadność ujawniła się jednak i tu.
– Żeby było jasne, koniec z siedzeniem na garnuszku rodziców! Póki nie znajdziesz roboty, będziesz głodował.

Jasiek znalazł pracę w sklepie spożywczym na naszym osiedlu i poznał tam dziewczynę. Widziałem, że są zakochani. Z jednej strony mnie to cieszyło, ale z drugiej miałem ochotę jej powiedzieć, żeby zwiewała, gdzie pieprz rośnie, bo aż było mi wstyd, gdy pomyślałem, co ona będzie z nim miała.

Joasia była jednak najwyraźniej twardsza niż my oboje razem wzięci, bo nie dawała sobie wejść na głowę. Mało tego! Zmusiła Jaśka, żeby nauczył się gotować i prać, bo ona nie zamierzała mu usługiwać.
– Wiesz… Mówi się, że dziewczynki szukają sobie na męża takiego mężczyzny jak ojciec. Ale chłopcy najwyraźniej szukają przeciwieństwa matki – zaśmiałem się, kiedy Jasiek powiedział, że zamierza się Asi oświadczyć. A Marysia odczuła ulgę, że nasz syn znalazł kogoś, kto dostrzegł w nim zalety i może da radę jakoś nim pokierować. 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA