„Moja żona traktowała mnie jak ofermę. Kochałem ją nawet wtedy, gdy mnie biła i poniżała, ale do czasu”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Евгений Шемякин
„– A co, nie mogę się zabawić? – krzyknęła do mnie. – Może mi zabronisz? – rzuciła we mnie kluczami. Na szczęście się uchyliłem i nie trafiła. Udało się jej jedynie stłuc klosz od kinkietu w przedpokoju. – No widzisz, coś narobił, frajerze! – krzyczała. – Zbieraj to, bo jeszcze dziecko się skaleczy!”.
/ 06.10.2023 10:30
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Евгений Шемякин

Poznaliśmy się u znajomych. Od razu zwróciłem na nią uwagę. Była spokojna, miła i nie mizdrzyła się do każdego. Po przyjęciu odprowadziłem ją do domu. I wtedy właśnie dowiedziałem się, że wychowywała się bez rodziców, w domu dziecka. Był to bardzo trudny czas w jej życiu, ale bardzo ją zahartował.

Założyliśmy rodzinę

Monika bała się związku. Nie chciała być od nikogo zależna. Była przekonana, że małżeństwo pozbawi ją wolności i samodzielności. Przyzwyczaiła się do decydowania o sobie. Przekonałem ją, żebyśmy zamieszkali razem na próbę. Bardzo chciałem jej pokazać, że mi zależy, że nie chcę jej ograniczać. Chcę z nią żyć, dzielić troski i radości. I udało się, uwierzyła, że wspólne życie może być fajne.

Gdy zaszła w ciążę, zaczęliśmy rozmawiać o małżeństwie. Ona, wychowanka domu dziecka, chciała, by dziecko miało pełną rodzinę.
Maciek był naszym oczkiem w głowie. Jak tylko mogłem, pomagałem w codziennych obowiązkach. Chodziłem z synem na spacery, karmiłem go i opierałem. Nie chciałem, by Monika miała poczucie, że wszystko spadło na jej barki. Miałem wrażenie, że to docenia i rozumie.

Nie pamiętam, kiedy coś zaczęło się między nami psuć. Może wtedy, gdy po raz pierwszy nie umiałem czegoś naprawić? Należę do tej nielicznej grupy facetów, którzy nie mają zdolności technicznych. Owszem, potrafię zawiesić obrazek czy przykręcić śrubkę. Ale naprawa kranu lub gniazdka elektrycznego przekracza moje możliwości. Na dodatek boję się prądu. W domu często coś się psuło i za każdym razem trzeba było wzywać fachowca. To chyba był powód naszych pierwszych nieporozumień. Bywało, że dochodziło do ostrej wymiany zdań.

Zaczęła mieć pretensje

Nie lubię się kłócić. Pewnie dlatego szybko zapominam, o co poszło. Wiem tylko, że moja żona bardzo często miała do mnie pretensje. Najczęściej, że coś jest zepsute czy przestało działać. Bywało, że w nawale zajęć zapomniałem wezwać fachowca.

– Co z ciebie za facet? – krzyczała zdenerwowana Monika. – Ty nic nie umiesz zrobić! Zginiemy, jak tak dalej będzie!

Po godzinie sytuacja wracała do normy i zapominaliśmy o problemie. Z czasem jednak sprzeczki przeradzały się w awantury. Obojgu zdarzało się powiedzieć o jedno słowo za dużo, oboje potem żałowaliśmy, ale już było za późno. Godziliśmy się, przepraszaliśmy, ale gdzieś głęboko w środku pozostawała zadra, bo złe słowa wypowiedziane w gniewie potrafią bardzo zranić. Najgorsze było to, że najczęściej powód sprzeczki był błahy.

W naszych kłótniach stroną atakującą była Monika. Zauważyłem to dopiero po pewnym czasie. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak jest. Co ja robię źle, że ukochana żona ma ciągle do mnie pretensje? Nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. 

Uderzyła mnie

Pewnego dnia Monika wróciła z pracy wyraźnie zdenerwowana. Ktoś lub coś popsuło jej humor, i gdy weszła do domu, od razu wiedziałem, że szuka pretekstu do awantury. Dziś już nie pamiętam, o co poszło, zresztą to bez znaczenia.

– Dlaczego jesteś taką ofermą? Nic nie potrafisz zrobić, cholera! Gdzie ja miałam oczy? Po co ja za ciebie wyszłam? Tak dobrze było mi samej!

Próbowałem wejść jej w słowo, by zapytać, co ją tak zdenerwowało, ale wszystko mówiła jednym tchem, prawie bez przerwy. Podniosłem rękę, jak podnosi się w szkole, aby odpowiedzieć na pytanie nauczycielki, ale to ją wkurzyło jeszcze bardziej. Wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewałem. Monika wrzasnęła:

– Co ja ci zrobiłam?! Zamknij się! – i z całej siły uderzyła mnie w twarz. – Nigdy mi nie przerywaj! – rozkazała wrzaskiem.

Chciała uderzyć mnie drugi raz, ale złapałem ją za rękę.

– Co ty sobie myślisz, jakim prawem podnosisz na mnie rękę? – krzyczała moja żona, a ja nie rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież to ja dostałem w gębę.

– Niedoczekanie twoje! – dopadła do mnie i zaczęła okładać mnie pięściami.

To była jakaś absurdalna sytuacja. Nie rozumiałem, o co chodzi. Przyciągnąłem ją do siebie, starałem się przytulić, blokując jej ręce. W drugim pokoju zaczął płakać Maciek, pewnie się obudził. Słysząc syna, Monika się uspokoiła. Wyrwała z moich objęć i pobiegła do pokoju dziecka. Tego dnia nie odzywaliśmy się do siebie. Milczeliśmy również rano po przebudzeniu. Chyba oboje byliśmy przerażeni i zdziwieni tym, co się stało. Monika nawet przeprosiła mnie za swój wybuch.

– Nie wiem, co się ze mną działo – powiedziała. – Miałam bardzo trudny dzień w pracy…

– Wiem, kochanie, domyśliłem się, ale nie możemy przynosić problemów do domu – tłumaczyłem. – Ja się bardzo staram odciążyć cię w domowych obowiązkach. Wiem, że nie wszystko potrafię zrobić…

Myślałem, że to był epizod

Przez następne dni żyliśmy jak przykładne małżeństwo, każde zajęte swoimi obowiązkami i dzieckiem. Nie wierzyłem jednak w trwałość tego zawieszenia broni. Czułem podskórnie, że lada pretekst może doprowadzić do wybuchu agresji ze strony Moniki, a wtedy nie będę wiedział, jak się zachować. Pewnie każdy z moich kolegów dałby mi krótką radę – przywal babie i po sprawie.

Ja jednak nikomu nie zwierzałem się z moich małżeńskich problemów. Doskonale wiedziałem, że gdybym to zrobił, zostałbym wyśmiany, dlatego siedziałem cicho. Spokój w domu trwał zaledwie tydzień.

W piątek wieczorem mieliśmy wyjść do teatru. Maćkiem obiecała zająć się moja mama. Monika wróciła z pracy na rauszu… Szczerze mówiąc, była zwyczajnie pijana! Nie zdążyłem się odezwać, a już od progu zaatakowała.

– A co, nie mogę się zabawić? – krzyknęła do mnie. – Może mi zabronisz? – rzuciła we mnie kluczami. Na szczęście się uchyliłem i nie trafiła. Udało się jej jedynie stłuc klosz od kinkietu w przedpokoju. – No widzisz, coś narobił, frajerze! – krzyczała. – Zbieraj to, bo jeszcze dziecko się skaleczy!

Miała rację, złapałem z kuchni szufelkę i zmiotkę, ale gdy schyliłem się, by sprzątnąć potłuczone szkło, dostałem kopniaka.

– Coś ty narobił, idioto?! – krzyczała moja żona. Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Nie mogłem jej oddać. Przecież nigdy nie uderzyłem kobiety! Zresztą musiałem najpierw posprzątać szkło, bo do przedpokoju wszedł płaczący Maciek, który usłyszał nasze podniesione głosy.

Awantura trwała jeszcze z godzinę. Monika próbowała mnie bić wszystkim, co jej wpadło w rękę, nawet udało jej się przyłożyć mi szczotką. Potem zmęczona zasnęła na kanapie. Oczywiście, nie było mowy o wyjściu do teatru, odwołałem wizytę mamy. Nie chciałem, by wiedziała, co się u nas dzieje.

Naprawdę stałem się ofermą

Jak mam się zachować? Co robić? Mam znosić razy czy jej oddać? Gdybym jej oddał, wyszłoby, że to ja ją biję. Przecież nikt nie uwierzy, że kobieta jest agresorem. Może naprawdę jestem ofermą, skoro nie umiem sobie poradzić w takiej sytuacji?

Życie w naszej rodzinie stało się koszmarne. Nie ma sensu opisywać wszystkich kłótni i awantur. Było tego dużo, za dużo. Może to niemęskie wyznanie, ale bałem się wracać do domu, bałem się każdej kolejnej awantury. Czułem się stłamszony, sponiewierany, jakbym przestał być mężczyzną.

Jednak nie to było najgorsze, że moja żona mnie biła. Nadal ją kochałem i chciałem ratować nasze małżeństwo. Z drugiej strony nie mogłem poddać się i żyć w ciągłym zagrożeniu. Nie chodziło tylko o mnie, ale i o naszego syna. Maciek miał zaledwie dwa lata, a był już świadkiem setek awantur.

Kłóciliśmy się codziennie, właściwie gdy tylko się widzieliśmy. Miałem podbite oko, rozciętą głowę. Musiałem wymienić dwie pary okularów, bo w czasie awantur się stłukły. W naszym domu nie dawało się żyć. Z każdym dniem nasze małżeństwo sypało się jak domek z kart.
W końcu musiałem przerwać ten niekończący się atak agresji mojej żony.

Pewnego dnia, gdy znów wróciła na chwiejnych nogach i od progu rzuciła we mnie pantoflami ze szpilką, nie wytrzymałem. Wezwałem policję, choć myślałem, że to działanie jest bezsensowne. Okazało się, że nie do końca.

Uświadomił mi to prawnik. Za radą policjanta, który przyjechał na interwencję do mojego domu, postanowiłem podjąć kroki prawne. W pierwszej kolejności wystąpię o separację, a potem – zobaczymy. W każdym razie nie dam się dłużej poniżać i bić. I na pewno zabiorę jej synka, bo boję się, że Monika zacznie wyładowywać swoje frustracje też na nim.

Czytaj także: „Wkraczałam w jesień życia i kompletnie mnie to dołowało. Pewien rudzielec przyszedł mi z pomocą i rozbudził we mnie pasję” „Zgadzałam się na jego powroty ze skoków w bok. Gdy zaszłam w ciążę, miałam dość i pognałam go na 4 wiatry”
„Wredna dziewczyna kumpla miała mnie za drania. Nie wiedziała, że go kryłem, gdy zabawiał się na boku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA