„Moja żona potrafiła skłócić wszystkich. Dlatego dalej z nią jestem. Bo nie chcę, żeby odizolowała mnie od córek”

zawistna kobieta która knuje intrygi fot. Adobe Stock, pathdoc
Moja żona karmiła się zawiścią i nienawiścią. Potrafiła zadzwonić do ledwie poznanej znajomej i obgadać moje siostry, rodziców czy mnie, dokładając przy tym od siebie wymyślone sytuacje. Czuję się jak w matni. Ten związek mnie wyniszcza, a przecież nie odejdę - za bardzo kocham nasze córeczki...
/ 17.05.2021 17:05
zawistna kobieta która knuje intrygi fot. Adobe Stock, pathdoc

Była taka bezradna, że odruchowo zapragnąłem ją przytulić, ale odepchnęłaby mnie. Nie tego oczekiwała w tej chwili od starszego brata, pogromcy wrogów z dzieciństwa i nachlanych adoratorów, ale nie byłem w stanie sprostać jej oczekiwaniom. Byłem między młotem a kowadłem.

– Bronisz jej? – Agnieszka starała się powstrzymać łzy napływające do oczu.
– Jest moją żoną – odpowiedziałem.
– A ja jestem twoją siostrą! – zdenerwowała się jeszcze bardziej. – Czy rodzina nic już dla ciebie nie znaczy? Skoro jest twoją żoną, to może powinieneś z nią porozmawiać? Przywołać ją do porządku? Przecież nie można tak traktować ludzi!

W końcu nie wytrzymała i rozszlochała się na dobre. Wyszedłem więc, wyszeptawszy jedynie ciche pożegnanie. Dziewczynki bezgłośnie przemknęły obok cioci, udając, podobnie jak ja, że nie widzą jej łez, ale w samochodzie od razu zasypały mnie pytaniami. Kochały Agnieszkę, była ich ulubioną ciocią, opiekunką i przedszkolanką w jednym, gdy my z żoną pracowaliśmy, a także ich najlepszą przyjaciółką.

Dlatego przeżywały kłótnie Agnieszki z ich mamą. „Znowu czeka mnie nieprzespana noc” – pomyślałem, zerkając na córki we wstecznym lusterku. Wiedziałem, że gdyby moja siostra nie kochała siostrzenic i nie potrzebowała pieniędzy, nie zgodziłaby się pracować dla Bogusi. Nikt by się nie zgodził…

Kumple mówili: „odpuść sobie, nie masz u niej szans”

Ukochana, wymodlona i wyczekana córeczka rodziców, którzy do tej pory mieli samych synów. Najlepsza uczennica w gimnazjum, olimpijka w liceum, wyróżniająca się studentka z głową do biznesu. Niczym mityczny król Midas wszystko dookoła siebie zamieniała w złoto. Potrafiła zarabiać i równie efektownie wydawać swoje dochody.

– Czym chcesz jej zaimponować? – pytali przyjaciele. – Jako stolarz tworzysz piękne meble, ale ona jest w swojej firmie najlepszym menedżerem i co – zrobisz jej piękny fotel do biura, żeby ją zdobyć? Wyskrobiesz stół? Regalik na książki o biznesie? Odpuść sobie, bracie, przestań żyć mrzonkami – pouczali zapewne w dobrej wierze, ale ja się zawziąłem.

Serce nie sługa, nie przekonasz go żadnymi racjonalnymi argumentami. Byłem więc na każde jej zawołanie, uczynny troskliwy, oddany. Zdawałem sobie sprawę, że w przeciwieństwie do kontrahentów, szefów czy kolegów z branży, nie mogę zaimponować Bogusi wysokimi zarobkami, nowymi furami czy apartamentami wielkości całej działki moich rodziców, ale w przeciwieństwie do nich nie widziałem jej w roli kochanki, lecz żony. Ona po kolejnym przykrym doświadczeniu widocznie doszła do tych samych wniosków, bo nagle zaczęła mnie zauważać.

Pytać o moje zdanie w różnych kwestiach, cieszyć się na mój widok, a z czasem nawet tęsknić, gdy wyjeżdżała w dalekie podróże służbowe. Po jednej z nich stwierdziłem, że trzeba kuć żelazo, póki gorące, i poprosiłem Bogusię o rękę. Oczywiście podczas romantycznej kolacji przy świecach w wynajętej na tę okazję sali w popularnej restauracji. Wniebowzięta rzuciła mi się na szyję i ze łzami w oczach powiedziała upragnione przeze mnie „tak”.

– A jednak dopiąłem swego – dumny niczym paw prężyłem się przed kolegami. Nareszcie zdobyłem dziewczynę, o której wszyscy myśleli, że jest zdecydowanie poza moim zasięgiem.
– Jest taka pracowita i bardzo miła – chwaliła ją moja mama.
– Ma smykałkę do biznesu, to może kiedyś i mnie podpowie, jak się rozwinąć – cieszył się mój tata, który był właścicielem sklepu spożywczego.

Postarałem się, aby nasz ślub był wyjątkowy, bo takiego życzyła sobie Bogusia

Chcąc spełnić jej oczekiwania, na kilka miesięcy przed ceremonią znalazłem sobie dodatkowe zajęcie. Pamiętam, jak przyszłej żonie zabłysły oczy na widok sumy na wyciągu z mojego konta. Wytłumaczyłem sobie wtedy, że po prostu jest ze mnie dumna. Pomyliłem podziw z pazernością. 

„Muszę z nią pogadać!” – obiecałem sobie, parkując na podjeździe naszego domu rozświetlonym lampkami ogrodowymi.

– I po co to wszystko? – wyszeptałem, patrząc na równiutki, soczysto zielony trawnik i gustownie przycięte krzewy.
– Co mówisz, tatusiu? – zainteresowała się starsza córeczka Helenka.
– Nic, kochanie, idziemy do domu, mama pewnie przygotowała coś pysznego – starałem się uśmiechnąć, choć nikomu z naszej trójki nie było do śmiechu.

Pozornie wciąż byliśmy parą idealną. Kochającym się małżeństwem otoczonym wianuszkiem bliskich. Ludziom mogło wydawać się, że wygraliśmy los na loterii – młodzi, zdrowi, zamożni, z dwójką bystrych, ślicznych dzieci i perspektywami na przyszłość. Nie imały się nas zdrady, choroby, nieszczęścia ani bieda, a jednak nasz związek niszczyło coś gorszego. Tym czymś była czysta, niczym nieuzasadniona zawiść mojej żony…

– Rozmawiałeś z nią? – Bogusia dopadła mnie zaraz przy drzwiach.
– Dzień dobry, kochanie – ignorując jej pytanie, pomagałem córkom się rozebrać.

Ale nie odpuszczała. Nie tylko w pracy była skutecznym marketingowcem.

– No powiedz, co znowu nawymyślała ta twoja siostrzyczka? Pewnie jak zwykle rozpłakała się, użalając się nad sobą, bo taka biedna, samotna, chora… – Boguśka zaczęła przedrzeźniać Agnieszkę.
– Przestań, zjedzmy najpierw kolację, porozmawiamy potem – zaproponowałem, choć wiedziałem, że ona nie odpuści, dopóki nie wyrzuci z siebie wszystkiego.

Może ty ją odmienisz – usłyszałem po ślubie

Powinno mi dać do myślenia, kiedy na nasze wesele nie stawiła się większość jej rodziny, a jej ciocia stwierdziła, że Bogusia to nieodrodna córka swojej matki. „Dla niej liczą się dwie rzeczy – kasa i gra pozorów, ale może ty ją odmienisz…”. Jej słowa szybko wyparowały z mojej podchmielonej, oszołomionej szczęściem głowy. Może gdybym widywał ciocię częściej, zapytałbym, co miała na myśli, ale odwiedziła nas jeszcze tylko dwa razy. Przyjechała na chrzciny córek i za każdym razem znikała tuż po uroczystym obiedzie.

Widzisz, niby taka pani z Gdańska, a ledwie wysupłała dwieście złotych – żachnęła się Bogusia, otwierając kopertę. – Tyle to ja na waciki miesięcznie wydaję.

Wtedy jeszcze się roześmiałem, traktując uwagę żony jako niegroźny żart, ale kiedy zaczęła czepiać się mojej rodziny, nie było mi już do śmiechu. Najpierw nie spodobało jej się, że moi rodzice wciąż pomagają mojej najmłodszej siostrze i jej rodzinie. Dla mnie w ich zachowaniu nie było nic dziwnego, wprost przeciwnie – widziałem w tym naturalny odruch serca. Skoro szwagier w wyniku wypadku został rencistą, a Monika wychowywała dwójkę malutkich dzieci, to dlaczego rodzice nie mieliby jej wesprzeć, skoro ja i siostra nieźle sobie radziliśmy?

Ale Bogusia nie mogła znieść tego, według niej niepedagogicznego i niedojrzałego, zachowania (jako córka nauczycielki potrafiła wytoczyć najcięższe działa), ale naprawdę wściekła się dopiero, kiedy dowiedziała się, że za darmo przystosowałem szwagrowi mieszkanie po wypadku.

– Przecież on dostałby jakąś zapomogę i wyrównanie z PFRON-u! A ty co? Nie masz na utrzymaniu własnej rodziny? – wrzeszczała. – Filantrop od siedmiu boleści się znalazł!

Ona nie mogła znieść szczęścia innych ludzi

Niewiele brakowało, a puściłyby mi nerwy i uderzyłbym ją. Gdyby jeszcze rzeczywiście ledwo wystarczało nam do pierwszego, to rozumiałbym tę scenę zazdrości, ale moja żona włącznie z premiami zarabiała dziewięć tysięcy miesięcznie, ja przynosiłem do domu ponad połowę tego, co ona, więc dlaczego tak się piekliła?

– PFRON zwróci mu tylko za łazienkę – postarałem się wytłumaczyć jej swoje racje najspokojniej, jak umiałem. – Zresztą jesteśmy rodziną, powinniśmy sobie pomagać – dodałem.
– Pomagać? – wybuchła. – Chyba żartujesz sobie ze mnie? Jeśli tak, to czemu twoja starsza siostra bierze ode mnie pieniądze za opiekę nad naszymi dziećmi? Czy nie powinna tego robić za darmo?
– Bo tak się umówiliśmy, kiedy nie przyjęli Helenki do przedszkola! I tak płacisz jej tysiąc złotych za obie dziewczynki, a przecież nie tylko bawi się z nimi, ale i uczy je wielu pożytecznych rzeczy i przygotowuje dla nich zdrowe posiłki – nie wierzyłem, że muszę bronić swojej najbliższej rodziny przed żoną.

Bogusia doskonale wiedziała, ile kosztuje opiekunka, w dodatku sama często podkreślała, że nie ma zaufania do obcych kobiet i nie powierzyłaby im dzieci, więc Agnieszka poniekąd spadła nam z nieba. Moja siostra od lat dzielnie radziła sobie jako samotna matka i wdowa, ale dodatkowymi pieniędzmi mogła podratować budżet swojej rodziny. Cieszyłem się, że mogę wspomóc siostrę, która pracowała na dwa etaty.

W dzień zajmowała się naszymi dziećmi, popołudniami dorabiała jako magazynierka. Wcześniej zatrudniał ją tata, ale ostatnio gorzej mu szło w sklepie. Szczęśliwie o niego i mamę nie musiałem się martwić, bo dawno już powinni pójść na zasłużoną emeryturę.

Bogusia miała jednak inną wizję naszej rodziny. Według niej byliśmy mało zaradnymi mazgajami. Po pięciu latach małżeństwa nie kryła już awersji do moich bliskich, uznając ich towarzystwo za nudne, a prezenty od nich za tandetne. Nie mogła się nami chwalić przed znajomymi. Zresztą w jej mniemaniu nawet członkowie jej własnej rodziny, rzecz jasna o niebo lepszej niż moja, nie dorastali jej do pięt. Nie wiem, czemu dziewczyna, która była oczkiem w głowie rodziców i dostała od życia tak wiele, nie mogła znieść szczęścia innych ludzi? A nawet w nieszczęściu nie potrafiła podać im ręki, uważając, że sami są sobie winni.

Dlaczego wszędzie wietrzyła podstęp? Wmawiała mi, że Agnieszka głodzi nasze córeczki, żeby za nasze pieniądze nakarmić swoje dzieci. Albo że moi rodzice faworyzują inne wnuki. A kiepsko im szło w biznesie nie dlatego, że małe sklepy nie mają szans konkurować z hipermarketami, ale przez to, że wspomagali moje siostry, kryjąc się z tym przede mną? A mnie traktują jako wyrodnego syna, w głębi duszy nienawidzą, a ja, naiwniak, kocham ich, troszczę się o nich i ich szanuję, podczas gdy oni absolutnie na to nie zasługują.

A Bogusia nie może doczekać się dnia, kiedy wreszcie przejrzę na oczy... Teraz wiedziałem już, dlaczego od Bogusi i jej rodziców odsunęli się jej bliscy. Potrafiła zadzwonić do ledwie poznanej znajomej i obgadać moje siostry, rodziców czy mnie, dokładając przy tym od siebie wymyślone na poczekaniu sytuacje. Kochałem Bogusię, ale tamtego wieczoru podczas tej wymuszonej kolacji po raz pierwszy zastanowiłem się nad ceną, jaką płacę za swoje małżeństwo. Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji, ale już wiem, że przy żonie trzyma mnie tylko miłość do córeczek. Zdaję sobie sprawę, że gdybym odszedł, Bogusia zrobiłaby wszystko, żeby je do mnie zniechęcić, a tego chyba bym nie przeżył.

Czytaj także:
Moja córka zakochała się w... narzeczonym własnej ciotki
Mój syn zerwał z dziewczyną, bo zakochał się w nauczycielce
Moja mama i teściowa zajmowały się wnukiem. I ciągle przy nim kłóciły

Redakcja poleca

REKLAMA