„Moja żona obłapiała się z innymi facetami na imprezach. Kiedy przywaliłem jednemu z nich, zrobiła mi awanturę”

Moja żona podrywała innych facetów fot. Adobe Stock, Syda Productions
– Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Co ci strzeliło do głowy! – wrzeszczała. – Jeszcze pytasz? Przecież ten koleś za dużo sobie pozwalał. Musiałem mu przywalić, żeby nauczyć go szacunku do cudzych żon – odparłem.
/ 15.12.2021 06:17
Moja żona podrywała innych facetów fot. Adobe Stock, Syda Productions

Milion dolarów nagrody dla faceta, któremu uda się zrozumieć kobietę. Ja nie potrafię. Jak dałem jednemu facetowi w mordę, żona miała do mnie pretensje. Gdy następnym razem nie dałem, też na mnie naskoczyła.

O co tu, do cholery, chodzi?

Zacznę od tego, że moja Wiktoria uwielbia witać nowy rok na hucznym balu. Kiedy więc prawie trzy lata temu braliśmy ślub, doskonale wiedziałem, że najbliższego sylwestra spędzę na takiej właśnie imprezie. Nie w smak mi to było, bo zdecydowanie wolę bawić się na luzie, w gronie kilku znajomych, najlepiej w górskim schronisku przy ognisku i góralskiej herbatce, ale czego się nie robi dla ukochanej kobiety.

Wyłożyłem bez zmrużenia oka ponad półtora tysiaka na dwuosobowe zaproszenie, wbiłem się w garnitur i wyjściowe lakiery, no i poszliśmy. Było tak, jak się spodziewałem. Lokal cały w srebrze i złocie, serpentyny, balony, lustra, żyrandole, kelnerzy w białych marynarkach i rękawiczkach, stoły uginające się od wymyślnego żarcia. Od tego przepychu aż mnie zemdliło.

Tymczasem Wiki była zachwycona. Posiedziała chwilę przy stoliku, coś tam skubnęła z talerza i zaczęła ciągnąć mnie do tańca.

– No chodź, tak super grają – namawiała mnie.

– Mowy nie ma. Przecież wiesz, że nie lubię i nie umiem tańczyć – uciąłem krótko.

– No co ty, nie wygłupiaj się… – nie rezygnowała.

– Błagam cię, przestań. Chciałaś bal, to masz. Ale nie zmuszaj mnie, żebym robił z siebie pośmiewisko.

– Tak?! Proszę bardzo, możesz sobie siedzieć przez całą noc za stołem. Ale ja nie zamierzam. Nie po to tu przyszłam! Uprzedzam cię więc, że jeśli ktoś poprosi mnie do tańca, natychmiast ruszam na parkiet – oznajmiła zirytowana.

– A rób sobie, co chcesz, droga wolna – wzruszyłem ramionami.

Naprawdę nie zamierzałem jej zabraniać, czy przeszkadzać. Ba, nawet chciałem, żeby ktoś porwał ją do tańca. Raz, że wtedy nie musiałbym patrzeć na jej obrażoną i zawiedzioną minę, dwa, mógłbym wypić wreszcie coś mocniejszego.

Moja Wiki jest wielką przeciwniczką alkoholu

Za jedno piwo potrafi zrobić mi karczemną awanturę. A wódka? To już największy wróg. Tymczasem ja zamierzałem zjeść, a przede wszystkim wypić wszystko, za co zapłaciłem.

Pierwszy chętny trafił się już po kilku minutach. I wcale się nie dziwię, bo moja żona, trzeba przyznać, wyglądała wręcz zjawiskowo. Te wielkie niebieskie oczy, długie blond włosy i ciało zaokrąglone dokładnie tam, gdzie trzeba. Niejednemu facetowi na jej widok ślinka ciekła i głupie myśli po głowie chodziły. Ten jednak zachował się nienagannie. Zatańczył z Wiktorią jeden taniec, a potem grzecznie odprowadził do stolika.

Drugi i trzeci zrobił tak samo. Ale czwarty… Prawdę mówiąc, od razu mi się nie spodobał. Taki metroseksualny koleś, zadbany i wypieszczony od stóp odzianych w buty od Gucciego, po  przystrzyżoną według najnowszych trendów głowę. Podszedł, błysnął zębami białymi jak z reklamy pasty do zębów i skłonił się przed Wiktorią w pas, jak przed księżniczką.

Oczywiście była wniebowzięta.

– Widzisz, tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna – szepnęła, gdy wstawała od stolika.

Nie spodobało mi się to. Postanowiłem, że będę miał go na oku. Na początku wszystko było w porządku. Koleś kręcił się z Wiką po parkiecie i tyle. Ale minęła jedna piosenka, potem druga, a żona ciągle nie wracała do stolika. Amancik nie chciał jej wypuścić z rąk. Na dodatek poczynał sobie coraz śmielej.

Już nie trzymał się na bezpieczny dystans, ale coraz mocniej się do niej przytulał. Na dodatek patrzył jej czule w oczy, coś tam szeptał do ucha. A ona śmiała się, potrząsała włosami, robiła słodkie minki. Tak mnie to wkurzyło, że aż cztery szybkie lufki wypiłem, żeby uspokoić nerwy. Nie wypadało robić afery na takim eleganckim balu.

Gdy jednak dostrzegłem, że jego łapska wylądowały na zgrabnym tyłeczku mojej żony, krew we mnie zawrzała. Zerwałem się od stolika, pobiegłem na parkiet, chwyciłem kolesia za rękaw i odciągnąłem na bok.

– Zabieraj brudne łapska od mojej żony, bo pożałujesz – warknąłem.

Gdyby się usunął, grzecznie przeprosił, nic by się pewnie nie stało. Ale on…

– Wracaj człowieku na miejsce, napij się wódki i pogódź ze smutną dla ciebie rzeczywistością. Ta piękna kobieta nie ma ochoty na twoje towarzystwo. Spędzi dzisiejszą noc ze mną – uśmiechnął się złośliwie.

Poczułem jak krew odpływa mi z twarzy.

– Jesteś tego pewien? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

A potem zamachnąłem się i z całej siły przywaliłem mu w sam środek tej uśmiechniętej gęby. Zachwiał się i zanim zdążyłem poprawić, runął na podłogę jak długi. Chyba nie muszę mówić, czym to się skończyło.

Wyrzucili nas z balu

Przyszedł kierownik lokalu, w towarzystwie ochroniarzy, i spokojnym, ale stanowczym głosem oświadczył, że nie zrobi afery, o ile się natychmiast wyniosę. I zabiorę ze sobą żonę. Mnie tam było wszystko jedno, ale Wiki dostała szału.

Nie mogła mi darować, że zepsułem jej sylwestra. Przez całą drogę do domu wyzywała mnie od chamów i prostaków, i robiła mi wymówki.

– Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Co ci strzeliło do głowy! – wrzeszczała.

– Jeszcze pytasz? Przecież ten koleś za dużo sobie pozwalał. Musiałem mu przywalić, żeby nauczyć go szacunku do cudzych żon – odparłem.

– Zwariowałeś? Chyba ta wóda, którą wypiłeś, na mózg ci padła. Przecież nie działo się nic złego. Tylko tańczyliśmy – spojrzała na mnie z nienawiścią.

Kilka minut później, gdy już byliśmy w mieszkaniu, wyniosła moją kołdrę i poduchę do salonu. Trzymała mnie z dala od łoża ponad miesiąc. W końcu dała się udobruchać, ale musiałem przysiąc, że już nigdy nie zrobię takiego cyrku.

Zbliżał się kolejny sylwester

Byłem pewien, że żona po ubiegłorocznej aferze nie będzie miała ochoty na huczny bal, ale nie. Znowu więc zapłaciłem za zaproszenia do eleganckiego lokalu, wbiłem się w garnitur, wyjściowe lakiery, no i poszliśmy.

– Tylko pamiętaj, zachowuj się jak człowiek, a nie cham i prostak. Żadnych wybuchów zazdrości, żadnych bójek. Jeśli mi znowu narobisz wstydu, to z nami koniec! – ostrzegła.

Obiecałem, że będę miły i potulny jak baranek. Wieczór przebiegał prawie tak samo jak rok wcześniej. Jak zwykle nie chciałem tańczyć, więc siedziałem przy stoliku, a Wiki szalała na parkiecie z coraz to nowymi partnerami. Faceci zachowywali się jednak całkiem w porządku, więc nie miałem powodów do niepokoju.

Ale w pewnym momencie porwał ją do tańca wyjątkowo bezczelny koleś. Gapił się jej w dekolt, dotykał włosów, przyciągał do siebie, wreszcie zaczął ją gładzić po pupie. Zaciskałem pięści ze złości, zgrzytałem zębami, ale trwałem w miejscu jak posąg. I nie ruszyłem się do końca piosenki nawet na krok, mimo że była wyjątkowo długa.

– No widzisz, jaki byłem dzielny? Facet lepił się do ciebie, a ja nic – rzuciłem, kiedy żona wróciła do stolika.

– I pewnie oczekujesz pochwały? – zmarszczyła brwi.

– Oczywiście! Chyba mi się należy – nadstawiłem policzek do całusa.

– Wiesz, co ci się należy? A to! – wrzasnęła i walnęła mnie otwartą dłonią w twarz.

Złapałem się za policzek.

– Co ty wyprawisz? Za co? – wykrztusiłem zaskoczony.

– Za to, że nie stanąłeś w obronie mojego honoru. Jak mogłeś pozwolić, żeby taki obleś bezczelnie mnie obłapiał! Czy już naprawdę nic cię nie obchodzę? – widać było, że zbiera się jej na płacz.

– O rany, co miałem zrobić? Dać mu w mordę?

– Oczywiście!

– Ale jak to? Przecież jeszcze kilka godzin temu ostrzegałaś mnie, że jak znowu narobię ci wstydu, to mnie zostawisz. Więc choć krew mnie zalewała, siedziałem cicho. Myślałem, że będziesz zadowolona!

– Myślałeś? Chyba żartujesz! Gdybyś rzeczywiście myślał, tobyś mu przywalił. Ale ty wolałeś siedzieć rozwalony w fotelu i popijać wódeczkę. Wiesz, kim jesteś? Zwyczajnym tchórzem, a nie facetem! – wypaliła.

Aż podskoczyłem.

– Zaraz, zaraz, tylko bez takich. Jak rok temu koleś dostał w pysk, to było źle. Ja w tym roku inny nie dostał, też ci się nie podoba. O co ci, do cholery, chodzi? – zdenerwowałem się.

– Naprawdę jesteś taki głupi? No to ci wytłumaczę. Tamten był miły i tylko ze mną flirtował. A ten był namolny i chamski. Rozumiesz? – patrzyła mi prosto w oczy.

– Aha – pokiwałem głową.

Ale tak naprawdę, to nie miałem pojęcia, o czym mówi. Przecież obaj kolesie trzymali ją za tyłek. Za parę tygodni nasz trzeci, wspólny sylwester. Wiki znowu szykuje się na bal. A ja? Jestem załamany. Nie mam pojęcia, jak mam się w razie czego zachować. Lać w mordę czy siedzieć spokojnie?

Zaraz, zaraz, a może zapiszę się na jakiś błyskawiczny kurs tańca? Jak przetańczę z żoną całą noc, to nie będę musiał decydować…

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA