Otym, jak wspaniałą kobietą jest matka moich dzieci, przekonałem się dopiero, gdy się rozwiedliśmy. Dziś wiem, że naprawdę miałem szczęście, spotykając na swojej życiowej drodze taką kobietę.
W przeciwieństwie do mojego kumpla – Roberta... Chichotem losu jest to, że moja była żona to w sumie prosta dziewczyna. Nie skończyła studiów, jej całym światem był zawsze dom i dzieci. Zaś żona Roberta jest psychologiem dziecięcym.
Nie będę owijać w bawełnę. To ja jestem winien rozpadu naszego małżeństwa, naszej rodziny. Wdałem się w głupi romans biurowy, wydawało mi się, że nie ma szans, żeby Ania się o nim dowiedziała. Miałem zamiar zabawić się tylko przez chwilę. Nie podejrzewałem, że po kilku miesiącach okaże się, że nie umiem zrezygnować ze schadzek z Ewą. Zachowywałem się jak uzależniony. Na każde spotkanie szedłem z postanowieniem, że to po raz ostatni, że dziś z nią zerwę. I zawsze odkładałem tę rozmowę do następnego spotkania. W końcu zupełnie się pogubiłem. Kłamałem, plątałem się w zeznaniach, zapominałem, co i komu powiedziałem.
Aż któregoś wieczora moja żona nie wytrzymała:
– Adam. Pora skończyć z tą farsą. Nie będę wynajmować detektywów, zbierać dowodów. Wiem, że się z kimś spotykasz. Liczyłam, że się opamiętasz, ale dłużej nie dam rady.
W sumie to mi ulżyło. Opowiedziałem Ani wszystko. O tym, jak zdradziłem ją po raz pierwszy z Ewą, po służbowej Wigilii. I jak próbowałem potem zakończyć ten romans, ale nie umiałem.
– Najgorsze jest to, że ja jej nie kocham – mówiłem szczerze jak na spowiedzi. – A i tak w kółko o niej myślę. Chyba zwariowałem.
Próbowałem jeszcze obiecać Ani, że się zmienię, że pójdę na terapię. Ale po kolejnym miesiącu stało się jasne, że nic z tego nie będzie.
– Bardzo się na tobie zawiodłam – powiedziała matka moich dzieci, zamykając za mną drzwi.
Nie będę oszukiwać, że rozstaliśmy się w zgodzie, jako przyjaciele. Zraniłem żonę bardzo głęboko i wiem, że jeżeli mi wybaczy, to nieprędko. Nawet teraz, po trzech latach – rozmawiamy ze sobą tylko o dzieciach. Ale najważniejsze, że umiemy w ogóle ze sobą rozmawiać.
Ania zachowała się w tej trudnej sytuacji naprawdę wspaniale. Dojrzale. To chyba odróżnia wspaniałą matkę od tej tylko dobrej – że potrafi swoje frustracje, problemy odłożyć na bok, gdy w grę wchodzi dobro dzieci. Nie próbowała pozbawić mnie praw do syna i córki, ograniczać mi spotkań z nimi. Mamy oczywiście oficjalną sądową umowę, w której mam prawo do opieki w co drugi weekend i przez miesiąc wakacji. Ale tak naprawdę – mogę spotykać Zosię i Stasia, kiedy tylko chcę. Zdarza się, że Ania dzwoni z pracy i pyta, czy mogę ich odebrać ze szkoły, albo czy mogą u mnie zanocować. A ja zawsze korzystam, jak tylko mogę, bo ważna jest dla mnie każda minuta spędzona z nimi.
Miesiąc po rozwodzie podsłuchałem przez przypadek rozmowę mojej byłej żony z dziećmi. Przyszedłem po nie, zgodnie z umową, i odruchowo, zamiast zadzwonić, otworzyłem drzwi kluczem. Już chciałem zawołać, gdy usłyszałem głosik Zosi.
– Mamusiu, ale czy tatuś już nas nie kocha?
Zamarłem. Łzy napłynęły mi do oczu. Odpowiedź Ani była zaskakująca.
– Kochanie. Oczywiście że tatuś was kocha. Tak samo mocno jak i ja.
– Ale dlacego ty go jus nie kochas? – zaseplenił Staś.
– Jest waszym tatą i zawsze będę go kochać, bo mamy razem was. Po prostu czasem tak jest, że dorośli nie umieją się dogadać i nie mogą razem mieszkać. Ale to nie jest wasza wina. Pamiętajcie, że i ja, i tata kochamy was tak samo mocno jak zawsze.
Po cichutku wyszedłem na korytarz. Poryczałem się. Miałem wspaniałą żonę. Jak mogłem być tak głupi? Mądry Polak po szkodzie, wiadomo...
Uspokoiłem się i zadzwoniłem do drzwi. Ani przyznałem się dopiero wiele miesięcy później, że słyszałem ich rozmowę. Ale tamtego dnia zrozumiałem, że miałem naprawdę wielkie szczęście. W przeciwieństwie do Roberta...
Zuzanna, żona Roberta, zawsze nosiła głowę wysoko. Miała się za lepszą od większości z nas. I dawała nam to odczuć. Jej rodzice byli bogatymi lekarzami. Mieli willę pod miastem i daczę na Mazurach. Robert, Ania i ja, a także inni nasi kumple i ich żony dorastaliśmy w blokowiskach. Większość z nas miała wykształcenie, dobrą pracę, ale dla Zuzanny i tak byliśmy gorsi. Jednak dawno przestaliśmy się tym przejmować. Tylko Roberta było nam żal.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy rozpadało się moje małżeństwo, Robert zaczął mieć dość swojego. Nie, nikogo nie spotkał i nie zdradził żony. Ale widać każdy ma jakiś limit upokorzeń, które może znieść. Gdy podczas kolacji ze znajomymi Zuza nie po raz pierwszy zaczęła z niego szydzić i wyzywać go od nieudaczników i frajerów, coś w nim pękło. Cisnął kieliszkiem o podłogę, zerwał się, przewracając krzesło i wrzasnął.
– Okej! Rozumiem. Znikam z twojego życia. Znajdź sobie na moje miejsce zwycięzcę!
Trzasnął drzwiami i tego wieczora już nie wrócił. Tak naprawdę nie wrócił już nigdy. Byłem na tej kolacji. Widziałem zdumienie, jakie odmalowało się na twarzy Zuzanny. Po chwili się opanowała i ze sztucznym uśmiechem skomentowała:
– No proszę. Kto by pomyślał, że Robercik jest taki wrażliwy. Nie przejmujcie się, wróci za kwadrans.
Gdy nie wrócił za kwadrans, ani za dwie godziny, Zuzanna zaczęła do niego dzwonić. Po wyjściu gości poczułem się w obowiązku, by z nią zostać. Gdy nie odbierał telefonu od żony, zadzwoniłem ja.
– Jeszcze tam jesteś? Świetnie. Powiedz Zuzie, że jutro około południa wpadnę po trochę swoich rzeczy. Wolałbym, żeby jej nie było w domu. Po resztę przyjedzie firma.
Zuzanna była w szoku. Oczywiście nie wierzyła, że tak się skończyło jej małżeństwo. Ale gdy Robert rzeczywiście przysłał po swoje rzeczy firmę przeprowadzkową zaczęło do niej docierać, że właśnie została sama. A przecież zawsze mówiła, że tylko głupie kobiety są same. Jak mogło jej się to przytrafić? Na dodatek stało się to przy tylu świadkach, że nie mogła utrzymywać, że to ona wyrzuciła Roberta. Została porzucona! Ona, wspaniała, doskonała została porzucona przez frajera i nieudacznika!
I się zaczęło. Nie mając innego pomysłu na ukaranie Roberta – Zuzanna zaczęła się mścić za pomocą ich dzieci. Miała w planie pozbawić go praw rodzicielskich. Na rozprawie rozwodowej opłacony przez jej adwokata psycholog dziecięcy próbował przekonać sąd, że Robert molestował swoje córki. Na szczęście trafił na rozsądną sędzię. Szybko doszła do wniosku, że te zeznania to procesowa gierka. Z dziewczynkami porozmawiała sama i wyrobiła sobie zdanie.
Robert dostał pełne prawa do opieki nad dziećmi. Na co dzień miały mieszkać z matką, ale on miał prawa do weekendów, wakacji, świąt. Tyle, że te prawa miał tylko na papierze. Zuza starała się jak mogła, żeby utrudnić mu kontakt z dziećmi. Gdy przyjeżdżał po dziewczynki w umówionym terminie – albo słyszał, że są chore, albo nikogo nie było w domu. Nie wpuszczono go na przedstawienie szkolne dla rodziców, bo Zuzanna kazała go skreślić z listy gości.
Robert mógł zobaczyć dzieci tylko, gdy było to wygodne dla Zuzanny. Potrafiła nagle w piątek stanąć pod jego drzwiami z dziewczynkami i oświadczyć:
– Wyjeżdżam na weekend do spa. Odbiorę je w niedzielę wieczorem.
Nawet, gdy miał inne plany – zgadzał się, bo wiedział, że to jedyna szansa, żeby z nimi pobyć.
W czasie jednej z takich wizyt Hania, jedenastolatka, zapytała:
– Tatusiu, dlaczego ty nas już nie kochasz? Mamusia mówi, że nas porzuciłeś i nas już nie chcesz.
Roberta zatkało. Na to młodsza córka dorzuciła:
– Mamusia też mówi, że nigdy nas nie chciałeś! Bardzo nam smutno, bo my cię kochamy.
Robert długo i cierpliwie tłumaczył dziewczynkom, że mamusia nie ma racji. I że on zawsze chce się z nimi spotykać, tylko czasem nie mogą się z mamą porozumieć. Z trudem się hamował, żeby nie sięgnąć po broń byłej żony. I nie powiedzieć dzieciom wprost, że ich mamę złość zaślepiła.
Ale gdy spotkał się z Zuzanną, to wykrzyczał wszystko, co myśli:
– Dlaczego je przeciwko mnie nastawiasz? Kobieto, przecież ty jesteś psychologiem, nie widzisz, że robisz im krzywdę? Że im niszczysz dzieciństwo? Zabijasz poczucie własnej wartości? Chcesz, to dzwoń do mnie i mi mów, jak jestem złym człowiekiem, beznadziejnym ojcem i że ci życie zmarnowałem, ale zostaw je w spokoju. Jak jeszcze raz usłyszę od nich takie bzdury, to słowo daję, pójdę do sądu i pozbawię cię praw rodzicielskich. Znajdę świadków, choćby za pieniądze. Rozpętam piekło. Ale nie pozwolę krzywdzić moich córek!
Po tej rozmowie Robert wpadł do mnie odreagować. Piliśmy whisky i słuchałem jego opowieści. Było mi go bardzo żal. Ale nie mogłem się powstrzymać, na chwilę go przeprosiłem i poszedłem do sypialni.
– Ania, czy dzieci już śpią? Nie. Świetnie. Idź do nich i włącz głośnik w telefonie. Muszę im coś powiedzieć. Potem ci wyjaśnię.
Po chwili usłyszałem w słuchawce dzieci. Staś był już bardzo zaspany.
– Chciałem wam tylko powiedzieć dobranoc. I że was bardzo kocham.
Wróciłem do Roberta i nalałem nam jeszcze po szklaneczce.
Więcej prawdziwych historii:
„Mydlił mi oczy własną firmą, luksusami i wspólnym życiem. A potem nagle zapadł się pod ziemię”
„Umieram, ale nie to mnie martwi. Najbardziej boję się, co będzie z moim nieuleczalnie chorym synem”
„Zostałam matką chrzestną obcej dziewczynki. Rodzice zostawili ją jak śmiecia, rodzina zastępcza się nad nią znęcała”