Myślicie, że tylko mężczyźni znęcają się nad kobietami. Jestem żywym przykładem, że może być odwrotnie...
Rzadko czytam gazety, a kolorowe magazyny, to już prawie wcale. Sięgam po nie tylko w poczekalni u dentysty. I co któryś otworzę, to od razu wzrok mi pada na kobiece zwierzenia o okrucieństwie mężczyzn: jedną mąż rzucił, drugą bił, a trzecią dręczył psychicznie. A przecież to nie zawsze tak jest.
Mnie na przykład skrzywdziła kobieta
Moja żona Malwina.
Żyłem sobie spokojnie, jak to chłopak z małej miejscowości. Ambicji wielkich nie miałem, ale nie chuliganiłem. Myślałem, że przejmę gospodarstwo po dziadku, więc poszedłem do byle jakiej szkoły zasadniczej, ale dziadek umarł, zanim przepisał na mnie majątek.
Spadek podzielono, rozprzedano i tyle. Zrobiłem jakieś kursy, miałem iść do technikum, ale w międzyczasie bardzo wciągnęły mnie komputery. Naprawiałem je, składałem i nieźle z nich żyłem. Były pieniądze, więc ubierałem się modnie i miałem za co zaprosić dziewczynę na dyskotekę.
Pewnej letniej nocy podczas zabawy tanecznej na molo nad naszym jeziorem poznałem Malwinę. Na tle koleżanek wyglądała jak prawdziwa piękność: wysoka, dumna, z blond włosami do pasa. Widziałem, że i ja wpadłem jej w oko. Tańczyliśmy trochę, fundowałem jej w barze a to colę, a to drinka, a to sezamki... Malwina była po prostu urocza.
Wszyscy zwracali na nią uwagę, uśmiechali się do niej, jakby miała jakiś włącznik, który sprawiał, że nawet najbardziej ponura osoba nagle chciała tańczyć, bawić się, śmiać. Krótko po naszym ślubie ta jej zaleta jednak zaczęła mi ciążyć.
Mężczyźni uganiali się za moją żoną
A kobiety jej nienawidziły. Moja matka w ogóle z nią nie rozmawiała. Nie cierpiała jej. Zresztą z wzajemnością.
– Czy ty nie widzisz, że ona chce tylko twojej forsy? – lamentowała mama.
– Jakiej forsy? Przecież ja nic nie mam – wzruszałem ramionami.
– Masz, masz. To, co zarabiasz na komputerach, to są pieniądze, jakich jej rodzina w życiu nie widziała – denerwowała się matka.
Nie podobało mi się takie stawianie sprawy, bo co dziewczyna winna, że u niej w domu się nie przelewało? Rodzice byli bardzo prości, ojciec umarł („Zapił się” – dopowiadała moja mama), brat inwalida („Okaleczył się po pijaku” – mówiła mamusia), a siostra wyjechała i ślad po niej zaginął („Każdy w mieście wie, czym ona się trudni” – ostrzegała mama).
Nie przejmowałem się plotkami. Kochałem Malwinę, a ona mnie, i to zamykało dyskusję. Dość szybko doczekaliśmy się syna. Był chorowity, więc moja żona postanowiła, że nie wróci z urlopu macierzyńskiego do pracy na poczcie, tylko zostanie w domu i zajmie się małym.
To nie był głupi pomysł
– Ty zajmij się dzieckiem, a ja postaram się więcej zarobić, zawiążę spółkę z Tomkiem – powiedziałem.
Tomek był moim najlepszym przyjacielem, który od dawna namawiał mnie, żebyśmy w garażu jego ojca założyli mały warsztat, przyjęli kogoś do pomocy i składali komputery w większych ilościach. Więcej pieniędzy – to się Malwinie podobało:
Kupowała buty i ubrania, bez przerwy siedziała u fryzjera, u kosmetyczki, w solarium i w kawiarniach z koleżankami. Ale do zajmowania się dzieckiem w ogóle nie miała serca. Użalała się głośno: że nudno, że ciągle po małym sprząta, że nikt jej nie szanuje.
Pocieszałem ją jak mogłem
Pewnego dnia, kiedy przyszedłem do domu kompletnie wykończony, zastałem moją żonę w dziwnym stanie – jakby w amoku, miotała się po domu jak tygrysica w klatce... Gdy mnie zobaczyła, od razu podbiegła i zaczęła na mnie wrzeszczeć, że ją zakułem w kajdany, że ona żyje jak zakonnica, że jej tylko pasa cnoty brakuje, że nikogo nie widuje, że w domu głupieje itd.
Poprosiłem spokojnie, żeby się uspokoiła i że może przecież zapisać się na jakieś kursy, a poza tym, sądząc po ilości paragonów nie siedzi w domu jak w więzieniu, tylko wychodzi do sklepów, restauracji, zwłaszcza do „Basztowej”. To ją tylko jeszcze bardziej rozeźliło.
– Nie chodzę do „Basztowej”! Siedzę godzinami z dzieckiem na plaży nad jeziorem i czasem chce mi się siku, to idę do „Basztowej”. Mam sikać publicznie? – wrzasnęła i, zupełnie dla mnie nieoczekiwanie, uderzyła mnie z całej siły w twarz.
Ze zdumienia dosłownie zamarłem, a ona jakby skurczyła się w sobie. Może się przestraszyła swego czynu, czy też wyładowała złą energię, bo nagle zaczęła płakać i ze szlochem wybiegła do sypialni.
Skończyło się na tym, że to ja ją pocieszałem, potem przeprosiłem, a rano do pracy poszedłem z pięknie odbitymi na policzku pięcioma palcami mojej małżonki. Chłopaki w robocie nic nie powiedzieli, choć widziałem, że Tomek na mnie czujnie zerka.
Na szczęście o nic mnie nie pytał
Przyznam, że najbardziej martwiłem się, że odgłosy tej awantury dotrą do mojej matki. Ta by Malwinie nie darowała, ale na szczęście się niczego nie dowiedziała. To była nasza pierwsza awantura. Kolejne zdarzały się coraz częściej.
Nie umiałem się bronić przed jej atakami złości. Miałem się z nią bić? Nigdy w życiu nie uderzyłem kobiety, choć czasem naprawdę ręka mnie świerzbiła. Moja żona była straszną awanturnicą. Dam przykład. Raz latem poszliśmy na rybkę nad jezioro. Miły wieczór, smaczne jedzenie, ale cały czas Malwina wdzięczyła się do kelnera, a mnie i syna ignorowała.
Gdy po powrocie do domu zwróciłem jej uwagę, że to dla mnie była głupia sytuacja, patrzeć, jak żona uwodzi innego, to błyskawicznie chwyciła wazon ze stołu i rozbiła mi go na głowie. Na pogotowiu musieli mi założyć szwy…
Nie przyznałem się, skąd wzięły się rany
Skłamałem lekarzowi, że ciężki wazon spadł mi z szafy wprost na czaszkę. Nie wiem, czy mi uwierzył. Mało mnie to obchodziło. Byłem nieszczęśliwy. Martwiłem się o syna, który matki zwyczajnie się bał. Ja też się o niego bałem.
Wiedziałem, co Malwina wyprawia w czterech ścianach ze mną, a co robi malcowi? Może też się nad nim pastwi? Chciałem małego wysłać do mojej matki pod pretekstem, że Malwina będzie mogła wrócić do szkoły – o czym ponoć marzyła. Nie zgadzała się. Za to ja zgodziłem się, by ona miała wieczorne wyjścia z koleżankami.
Bardzo o to walczyła, a ja nie miałem siły się kłócić. Wychodziła coraz częściej i wracała późno, często po alkoholu. Gdy jej zwracałem na to uwagę, złościła się, szarpała ze mną. To było istne piekło. Zacząłem też podejrzewać, że mnie zdradza. Gdy o to spytałem, od razu dostałem w twarz. I znowu awantura.
Zastanawiałem się, czy my się jeszcze w ogóle kochamy, bo dobrych chwil było coraz mniej. Tyle że w tym nieszczęściu był też okruch szczęścia: syn bardzo się zbliżył do mnie. Cieszyło mnie to. Tak bardzo go kochałem. Kiedy kolejny raz przyszedłem do warsztatu z podrapaną twarzą, Tomek wziął mnie na bok i powiedział:
– Chłopie, co z tobą? Zrób coś, pogadaj z nią, ustaw ją jakoś. Powiedz, że albo się zmieni, albo się z nią rozwiedź. Inaczej życie będziesz miał zmarnowane przez wariatkę.
Ale ja wiedziałem, że Malwina nie była wariatką.
Jej napady złości nie brały się z choroby psychicznej
Ale skąd, tego nie wiedziałem. Rozmowa z nią dała mi tylko tyle, że żona wpadła w histerię. Krzyczała na cały głos, że chcę ją rzucić, bo nią gardzę, że moja matka zawsze nią gardziła i jej rodziną też itd. Jak już jej przeszło, zapewniła mnie, że mnie kocha i nikogo nie ma, a flirt to niewinna zabawa.
Obiecała, że spróbuje być mniej nerwowa, ale jej to nie wychodziło. Co i raz tłukła mnie albo dzieciaka. Tak jakby mimochodem. W końcu powiedziałem: dość! I wyprowadziłem się do matki. Syna też wziąłem.
Malwina przyszła od razu pierwszego wieczora. Zagroziła, że zaraz pójdzie na policję i powie, że zabrałem jej dziecko.
– Spróbuj. Mam świadków, co ty wyrabiasz od lat – odrzekłem.
– A na kogo wyjdziesz, jak wszyscy się dowiedzą, że żona cię tłucze? – szydziła Malwina.
– Nie masz serca – w końcu jej wykrzyczałem. – Nie masz serca dla syna, dla męża i dla siebie. Co ty wyprawiasz? Otrząśnij się i wróć, jak przemyślisz wszystko.
O dziwo, poszła sobie. Spodziewałem się wizyty policji, krzyków, szantażu. Nic takiego nie nastąpiło. Nie było jej u nas dzień, drugi. Trzeciego wziąłem klucz i poszedłem do domu.
Od progu zrozumiałem: straciłem ją. Malwina odeszła
Potem wypytywałem jej koleżanki, czy wiedzą, gdzie ona jest. Żadna nie wiedziała albo nie chciała jej wydać. Gdy już zacząłem się zastanawiać, czy nie zgłosić na policji zaginięcia Malwiny, przyszedł list. Z zagranicznym znaczkiem pocztowym.
Moja żona napisała grzecznym pismem uczennicy: „Serdeczne pozdrowienia z Ostendy przesyła mama. PS. Mam dobrą pracę i czuję się dobrze. Będę pisać do was. Może zobaczymy się latem”.
I już. Nawet nie chciałem sam przed sobą przyznać, że byłem zazdrosny, bo wydawało mi się, że musi ją utrzymywać jakiś mężczyzna.
„Najpierw mnie lała, a potem uciekła do innego” – tak myślałem i cierpiałem.
Jedyną osobą, z którą rozmawiałem o Malwinie, był Tomek.
– Rozwiedź się – namawiał mnie.
– Nawet gdybym chciał, to nie ma jak. Przecież nie znam nawet jej adresu – tłumaczyłem.
– Wynajmij detektywa, coś wymyśl. Uwolnij się od niej, bo ci życie do końca zmarnuje – nalegał.
Ja jednak nic nie zrobiłem, bo nic nie było do zrobienia. Nasz dom wynająłem, z synem mieszkałem u mamy, która zresztą podupadła na zdrowiu przez tę historię.
Żyłem z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień
Kochałem Malwinę całym sercem, ale z czasem jakbym zaczął ją zapominać. Zapomniałem, jaka była niedobra, ale też zapomniałem, jaka była urocza, kiedy chciała. Stawała mi się coraz bardziej obojętna. Na dokładkę, zmieniające się technologie sprawiły, że mój i Tomka biznes zaczął podupadać.
On mnie namawiał na coś innego, ale ja nie umiałem nic wymyślić. Skończyło się na tym, że zacząłem pracować jako złota rączka w spółdzielni mieszkaniowej. Nie miałem jeszcze czterdziestki, a czułem, że już przegrałem swoje życie. Byłem zniechęcony do całego świata.
I wtedy poznałem Anię. Przemiłą dziewczynę, w moim wieku, nie żadną małolatę. Przyjechała do naszego miasta, żeby zrealizować roczny projekt edukacyjny dla jednej z fundacji. To była kobieta z klasą. Nie mogłem uwierzyć, że chce się zadawać ze mną. Ale chciała.
Twierdziła, że nie przeszkadza jej to, że pracowałem dla spółdzielni jako hydraulik, monter czy rzemieślnik. Spędzaliśmy miłe chwile, choć miałem cały czas poczucie, że nie jest to związek na serio. Ona z wojewódzkiego miasta, wykształcona, nauczycielka, a ja kto – bankrut bez wykształcenia.
Mówiłem jej, że się mną znudzi, ale ona zaprzeczała
Nie chciałem chodzić z nią na oficjalne kolacje z naszymi samorządowcami, bo gdzie mi do nich. No i wiedziałem, że przecież mam żonę Malwinę. Nawet nie chciałem myśleć, co się wydarzy, jak ktoś jej doniesie o moim romansie. Nie ukrywałem przed Anią mojej sytuacji osobistej.
Ona mnie do niczego nie namawiała. Plotki o naszym związku musiały się jednak rozejść po okolicy, bo nagle zadzwoniła moja żona i powiedziała, że wszystko wie i że nigdy się ze mną nie rozwiedzie, bo nasza miłość jest na całe życie.
– Ale ciebie nie ma już tyle lat – zdumiałem się.
– To nic, ale jesteś mój i żadnej innej cię nie dam – krzyknęła, aż mnie ciarki przeszły, i się rozłączyła.
W zasadzie reakcja Malwiny mnie nie zdziwiła. Zachowywała się jak zawsze – tak, jakbym był jej własnością, jakbym nie miał swojej woli i swoich praw. I teraz też tak zrobiła.
Nie miałem prawa zbudować nowego życia
Trudno. W końcu Ania powiedziała, że jej kontrakt się kończy. Rozstaliśmy się. Co miałem zrobić? Ona nie była dla mnie, a ja nie dla niej. A poza tym co z Malwiną? Wszystko to odchorowałem. Z trudem się zbierałem do kupy, gdy nagle w drzwiach stanęła moja żona. Piękna jak przed laty. A ja – po prostu strzęp człowieka!
– Widzę, że mało się cieszycie na mój widok – powiedziała zawiedziona chłodnym przyjęciem.
Rzeczywiście, nikt nie skakał ze szczęścia. Moja matka staruszka siedziała przerażona i nieruchoma, syn uparcie patrzył w podłogę, a ja czułem się nieswojo. Uprzytomniłem sobie, że ja się Malwiny po prostu boję. Co ona ze mną zrobiła?
– A ja tak tęskniłam – powiedziała.
Potem wydobyła jakieś pakunki, prezenty dla syna, coś gadała i wreszcie doszła do sedna.
– Chcę rozwodu.
– Teraz? Przecież wcześniej nie chciałaś! – krzyknąłem.
– Tak, teraz, kiedy mnie to odpowiada, a nie kiedy ty masz taką zachciankę – dodała złośliwie.
– Dlaczego? – zapytałem. – Po tylu latach...
– Kto wie, co będzie. Może poznam milionera – wzruszyła ramionami. – Jakoś nie mam w życiu szczęścia do mężczyzn. Może to się zmieni. Po tobie nie udawało mi się mieć dłuższego związku, ale wiem, że ciebie już nie chcę – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
Zacząłem drżeć ze złości.
– Zdradziłeś mnie z tą przybłędą. Koleżanki śmiały się z ciebie. Dzwoniły, jak tylko widziały tę wstrętną babę z tobą na mieście. To dlatego odmówiłam ci rozwodu, chociaż nic mnie nie obchodzisz. Teraz podobno ona cię rzuciła. To ja też tak zrobię. Chcę, żebyś odpokutował za to, co mi zrobiłeś – rzuciła mściwie.
– Ale co ja ci zrobiłem? – wybełkotałem zdziwiony.
– Maltretowałeś mnie psychicznie – stwierdziła cynicznie.
– A ty skakałaś do mnie z rękami i to było w porządku?
– Broniłam się – odpowiedziała.
Opadły mi ręce. Nagle poczułem, że jej nienawidzę i że zaraz zrobię jej coś złego.
Rzuciłem się w stronę Malwiny
– Tato, tato, nie, proszę – usłyszałem wołanie syna.
Rozpacz w jego głosie otrzeźwiła mnie. Uświadomiłem sobie, że chociaż wiele straciłem przez związek z Malwiną, jeśli wyrządzę jej krzywdę, trafię do więzienia, i zmarnuję resztę życia. A nie chcę tego. Wybiegłem z domu na ulicę. Krążyłem po mieście, nad jeziorem. Byle dalej od Malwiny.
Wróciłem dopiero nad ranem. Mama i syn spali. Nie było śladu Malwiny, jakby nie przyjechała, nawet papierka od jej prezentów. Jednak gdy usiadłem przy stole, zauważyłem plastikową koszulkę z jakimś dokumentem w środku. To była kopia wniosku rozwodowego złożonego w sądzie przez moją żonę.
Po rozwodzie zrobiło mi się nieco lepiej, ale poczułem się bardzo samotny. Miałem dwie kobiety. Teraz nie mam żadnej. W internecie poznałem pewną panią i próbowałem nawiązać z nią bliższą znajomość. Nie mogłem jednak wykrzesać z siebie żadnej emocji.
Jakby wszystkie zabrała ze sobą Malwina. I co dalej?
– Ułoży ci się, sam zobaczysz – pocieszała mnie koleżanka z administracji osiedla, gdzie pracowałem. – Malwina jest bez serca, skoro mogła tak zostawić syna i ciebie. Przypomina mi się bajka z dzieciństwa o rusałkach z jeziora. I wiesz, twoja żona jest do nich podobna. Ani żona, ani matka. Z czasem poznasz normalną dziewczynę i serce ci znów mocniej zabije – dodała, z lekka się czerwieniąc.
Za to Tomek mnie bardzo przestrzega, żebym nie angażował się ponownie.
– I co z tego masz, żeś się ożenił? Siwe włosy. Ja tam nigdy się nie ożenię. Nie ma mowy. Żyję sam i jestem panem siebie.
Ale ja tak nie umiem. Tęsknię za kimś bliskim. Ale nie za Malwiną. I boję się kobiet, bo pamiętam moją żonę. Czy ten lęk kiedyś zniknie?
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”