– Jak to dostałaś jedynkę? Znowu? Jesteś zagrożona?! – z salonu dobiegł mnie wzburzony głos córki.
Nie zamierzałam podsłuchiwać, ale tych krzyków nie dało się nie słyszeć. Nie chciałam się wtrącać, więc postanowiłam, że dopiję kawę i po angielsku się ulotnię. Nie zdążyłam. Do kuchni wparowała moja rozjuszona córka.
– Nieodpowiedzialna smarkula! Słyszałaś? Wagaruje od trzech tygodni! No i teraz ma takie zaległości z niemieckiego, że strach. Co za absurdalny brak logiki. Przecież nie jest głupia! Skoro kiepsko jej idzie, powinna się bardziej przyłożyć, a nie uciekać z lekcji!
– Może miała jakiś powód, żeby nie chodzić akurat na te zajęcia? – zauważyłam.
– A pewnie! Bunt i lenistwo! Ale już ja ją przypilnuję. Dostanie taki szlaban, że odechce się pannie ucieczek! Nie wystarczy, że jej ojciec nas olał, to teraz ona olewa naukę!
– Nie przesadzasz trochę…
– Już ty jej nie broń! Taktycznie i taktownie zamilkłam, choć moim zdaniem Ola była zbyt surowa.
W końcu Nina dopiero zaczęła liceum. Minęło raptem kilka miesięcy, może ma w szkole jakieś kłopoty albo wciąż nie odnalazła się w nowym towarzystwie?
No i rozwód rodziców też na pewno się na niej odbił
Z drugiej strony nie chciało mi się wierzyć, żeby dziewczyna, która do tej pory była dobrą uczennicą, o tak, z błahego powodu, zaczęła wagarować. I to tylko przez niemiecki. Wolałam się jednak nie wtrącać, bo Ola zawsze powtarzała, że od wychowywania są rodzice, inni, łącznie z dziadkami, nie powinni się mieszać. Co racja to racja. Nie ma nic gorszego niż wcinanie się w rodzicielskie kompetencje i podważanie rodzicielskiego autorytetu. Potem ogłupiały dzieciak ma mętlik w głowie i nie wie, kogo słuchać. Poza tym nie chciałam zaogniać już i tak napiętej sytuacji.
Minął blisko rok, a Ola wciąż nie doszła do siebie po zdradzie i rozstaniu, wciąż była pełna gniewu i każdą uwagę czy słowo krytyki traktowała jak personalny atak. Próbowałam jej tłumaczyć, że rozwód to nie koniec świata. Powinna odpuścić, iść dalej, zamiast wciąż to roztrząsać, zadręczać się i… Tu zwykle gryzłam się w język, by nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. Na przykład, że nie powinna się wyżywać na Ninie. Dopiłam kawę i wyszłam. Na schodach dogoniła mnie zapłakana wnuczka.
– Babciu, mogę dziś spać u ciebie? – wychlipała.
– Ninuś, ale… – zawahałam się, nie wiedząc, co zrobić.
Nie mogłam jej tak po prostu odesłać do matki, bo gotowa uciec także z domu. No ale jeśli pozwolę jej ze sobą pójść, córka będzie miała do mnie pretensje. Wzięłam głęboki oddech i… usiadłam na schodach. Po czym wskazałam wnuczce miejsce obok siebie.
– Też siadaj i pogadajmy. Na spokojnie. Gdy klapnęła posłusznie na stopniu, spytałam: – Co się dzieje? Czemu zwiewasz z niemieckiego? Nie dziwota, że mama się złości. Wagary niczego nie rozwiążą…
– To co mam zrobić, skoro ta baba się na mnie uwzięła! – wybuchnęła dziewczyna. – Upokarza mnie na każdej lekcji. Niemiecki jest trudniejszy, niż myślałam, ale nawet gdybym umiała śpiewająco, i tak by się do czegoś przyczepiła. Dlatego przestałam chodzić na zajęcia – westchnęła.
– Uwzięła się na ciebie…? Naprawdę?
– Też mi nie wierzysz, tak?
Postanowiłam interweniować w szkole. Bez tego obejść się już nie mogło
Wyprostowała się gwałtownie i wyglądało to tak, jakby chciała się zerwać się ze stopnia, więc złapałam ją za rękę.
– Puść mnie. Jesteś jak mama! Mówiłam jej, ale nie chce słuchać. Jest po stronie tego wrednego babska! Mówi, że nauczyciele nie robią takich rzeczy. Na jakim świecie ona żyje? Nauczyciele to też ludzie! I potrafią być tak samo podli jak każdy inny. Mściwa baba docina mi przed całą klasą, wciąż powtarza, że na samej urodzie daleko nie zajadę, że mózg też się w życiu przydaje, ale muszę uważać, bo nieużywany organ zamiera. I tak w kółko!
Coś mnie tknęło, bo uwagi nauczycielki były podejrzanie złośliwe, wręcz zjadliwe, o ile Nina nie przesadzała.
– Mściwa? Czyli tak bez powodu się nie czepia, tak?
Nina umknęła wzrokiem.
– A czy ja mówię, że bez powodu – bąknęła i zamilkła.
Ścisnęłam jej rękę. Na zachętę. Na odwagę.
– No… chyba podsłuchała, jak mówiłam dziewczynom, że żaden normalny facet jej nie zechce. Fatalnie umalowana, okropnie ubrana i jeszcze wąsika nie depiluje. Fuj. Może nawet nie jest taka brzydka ani stara, ale trudno to stwierdzić, bo się sama z własnej woli oszpeca. Ale nie kłamałam. A ona nie powinna podsłuchiwać! Skąd mogłam wiedzieć, że skorzysta z uczniowskiej toalety?
Aha. Czyli dotarłyśmy do sedna problemu. Smarkula coś chlapnęła, ośmieszyła swoją nauczycielkę i w tej się odezwała urażona kobieta. Niby rozumiałam, ale… nie mogłam tolerować ani dłużej stać z boku. Jeśli Ninka się nie myliła, germanistka przekroczyła granicę. Nauczyciel powinien być przede wszystkim nauczycielem, a w układzie dziecko – dorosły zachowywać się jak odpowiedzialny za swoje czyny dojrzały człowiek.
Mszczenie się na nastolatce? Publiczne upokarzanie? Doprowadzenie ucznia do wagarów? Zniechęcanie do nauki? Niewybaczalne! Tak tego nie zostawię, zdecydowałam. W szkole Ninka boi się nauczycielki, a w domu matki. Tym razem muszę interweniować, nawet jeśli narażę się Oli. Ktoś musi bronić tej pogubionej dziewczyny, skoro inni dorośli ją zawiedli. Wzięłam wnuczkę za rękę i zaprowadziłam do domu.
Ola już od progu zaczęła krzyczeć, więc ja też podniosłam głos. Przekrzykując córkę, powiedziałam to, czego Nina nie mogła albo nie umiała.
– Ona się boi tej kobiety! Wiem, że nie kłamie. Ty też byś wiedziała, gdybyś jej wysłuchała, spojrzała jej w oczy, zamiast od razu się drzeć! Trzeba porozmawiać z tą nauczycielką…
– Rozmawiałam! Myślisz, że nie rozmawiałam? Że mam to gdzieś? Że źle się wywiązuję z obowiązków matki? Fatalna żona, a teraz fatalna matka, tak? Nawet jeśli tak myślisz, wyobraź sobie, że wybrałam się do tej kobiety. I co? I tylko wstydu się najadałam! Dowiedziałam się, że Nina się nie przykłada, że sabotuje jej lekcje, że pyskuje, że myśli o niebieskich migdałach, strojach, chłopakach i Bóg wie czym jeszcze, zamiast się uczyć!
Widziałam, że córka jest bliska płaczu, ale nie mogłam się teraz wycofać. Musiałam nią wstrząsnąć dla dobra Ninki i samej Oli. Bo nie wybaczy sobie, jeśli córka przestanie jej ufać.
– I co jeszcze? O co jeszcze ją oskarży, a ty uwierzysz? Może o podrywanie nauczycieli, co? Nie znasz własnej córki? Nawet jeśli nie jest już małą dziewczynką, to nadal jest twoja Nina. Przypomnij sobie siebie w jej wieku. Bo ja pamiętam i powiem ci: lekko nie było. Też masz swoje za uszami. A zobacz, jak pięknie wyrosłaś.
Poszłam do tej germanistki, żeby wyjaśnić sprawę
Ola otworzyła usta i tak została, jakby nagle zabrakło jej słów. Patrzyła na mnie bezradnie, ze łzami lśniącymi w oczach, równie zagubiona jak jej nastoletnia córka. Miałam wrażenie, że obie moje dziewczyny cała ta sytuacja przerosła. Gdyby umiały ze sobą porozmawiać, nie musiałabym się wtrącać i mądrzyć. W końcu Ola szepnęła:
– To co mamy teraz zrobić? Nająć korepetytora czy co?
– Sama jej pomogę. Lepiej niż jakiś tam student, który tylko kasę z was zedrze. Przecież jak byłaś dzieckiem, mieszkaliśmy w Niemczech. To twój ojciec chciał wracać do Polski.
– Mamo, ale to było trzydzieści lat temu – zaoponowała Ola. – Język się zmienia, nie dasz rady…
– Żebyś się nie zdziwiła – mruknęłam. – Daj nam szansę, niedowiarku. Swojej matce i swojej córce.
Nie wątpiłam, że sobie poradzę. Mimo upływu lat wciąż płynnie posługiwałam się niemieckim, i to jak najbardziej współczesnym, w czym nie było żadnego cudu. Po powrocie do Polski regularnie kontaktowałam się z moimi niemieckimi przyjaciółmi. Pisaliśmy do siebie listy, potem maile, czasem wpadałam z wizytą, a ostatnio często rozmawialiśmy przez Skype’a. W domu nadal czytałam niemieckie książki i gazety, które kupowałam na internetowych aukcjach. No i pasjami oglądałam tamtejsze seriale.
Może jestem dziwna, ale dla mnie język niemiecki, choć wielu uważa go za twardy i nieprzyjemny, brzmi jak specyficzna melodia. Za lekcje z Niną zabrałam się już następnego dnia. Wnuczka wydawała się sceptycznie nastawiona; pewnie podobnie jak swoja matka nie do końca wierzyła w lingwistyczne talenty takiej starej baby jak ja. Zaczęłyśmy od niemieckich przypadków. Ninka nie mogła zrozumieć różnicy między celownikiem a biernikiem. Przez godzinę mozolnie tłumaczyłam jej, że biernik najczęściej towarzyszy czasownikom określającym ruch, a celownik spoczynek.
Na kartce napisałam jej także przyimki, które łączą się z konkretnym przypadkiem. Kolejną rzeczą, którą zrobiłam, była wizyta w szkole wnuczki. Wybrałam się do germanistki Niny razem z moją córką. Celowo od razu przeszłam z polskiego na niemiecki. Powiedziałam jej, że Nina nie opuści więcej zajęć i przyłoży się do nauki, czego osobiście dopilnuję, bo będę z nią pracowała w domu.
– Zamierzam dokładnie sprawdzać jej prace domowe, kartkówki i testy. Oczywiście nie po to, by panią kontrolować, ale by wyeliminować popełniane przez Ninkę błędy.
Germanistka gapiła się na mnie, niepewna, czy to obietnica, czy ostrzeżenie. Cóż, jedno i drugie.
– Przepraszam też w imieniu wnuczki, jeśli czymś panią uraziła – dodałam. – Nastolatki potrafią być nieprzyjemne. Liczę na pani wyrozumiałość i współpracę. Może wspólnymi siłami pomożemy Ninie. Przecież to ona jest tu najważniejsza, prawda?
Od tamtej pory wnuczka nie ma już problemów z germanistką
Nie wiem, czy pani nauczycielka przemyślała sobie sprawę i zrobiło jej się wstyd, czy doceniła nasze starania, czy wreszcie obawiała się, że pójdziemy na skargę do dyrekcji – w każdym razie odpuściła. Nadal jest surowa, ale przynajmniej sprawiedliwa. Na półrocze z zagrożenia Nina wygrzebała się na dostateczny, a teraz, na koniec roku, może nawet dostać piątkę. Polubiła niemiecki. Jak tak dalej pójdzie, może wybierze się na germanistykę.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy