„Moja teściowa to złośliwa jędza. Po każdym spotkaniu dochodzę do siebie tygodniami”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Vladimir Vladimirov
„Moje życie było udane. Poza jedną kwestią. A była nią moja teściowa. Nieustannie pluła wokół jadem, który zatruwał mi dzień od kiedy tylko ją poznałam. Ta złośliwa kobieta nie była zadowolona z absolutnie niczego, krytykowała wszystko, od mojego wyglądu, aż po to, jak wychowuję syna”.
/ 09.01.2024 10:30
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Vladimir Vladimirov

Mojego męża poznałam w ciekawym miejscu, bo w ogrodzie na dachu Uniwersyteckiej Biblioteki w Warszawie. To jedno z moich ulubionych miejsc ze względu na ogrom zapachów, barw, cudowną atmosferę, a także kładki, alejki, mostki i pergolę pokrytą winoroślą. Niezwykły klimat.

Mój przyszły mąż czytał wtedy kryminał, a ja przechadzałam się alejkami, zasłuchana w najnowszą powieść Iana McEwana. W pewnym momencie na siebie wpadliśmy i od słowa do słowa zaczęliśmy gadać o tym, co akurat czytaliśmy,

Potem potoczyło się szybko. Wzięliśmy ślub nieco pół roku od tej chwili. Niby to nie za dużo czasu na poznanie się... Czy powinniśmy poczekać trochę, żeby lepiej się zrozumieć? Ale z drugiej strony, po co? Nasza relacja wydawała się tak dobra, jakbyśmy się znali niemal od zawsze, od czasów, kiedy jeszcze bawiliśmy się w piaskownicy. Co więcej, oboje, będąc już po trzydziestce, mieliśmy już swoje nawyki, typowe dla osób, które długo żyły samotnie. Ale że nie były dla nas przeszkodą, doszliśmy do wniosku, że małżeństwo nie wprowadzi żadnych między nami drastycznych zmian. Chcieliśmy pokazać światu, że chcemy budować razem przyszłość. Mieliśmy dobrze przeczucia.

Wesele nie było huczne, tylko skromny cywilny ślub z niewielką liczbą gości. Decyzję poparli nasi przyjaciele. Moi rodzice nie mogli powstrzymać wzruszenia i uronili nawet kilka łez.

Jednak moja teściowa od początku miała jakiś problem. Nie mogła się pogodzić z faktem, że jej jedyny syn decyduje się na małżeństwo, jej zdaniem, zdecydowanie za szybko. Dodatkowo, marzyła o dużym przyjęciu, dlatego przez cały czas okazywała wielkie niezadowolenie. Na szczęście już od samego początku Tomek stawiał granice swojej matce, jeśli chodzi o ingerencję w nasze życie. Wydaje mi się, że wybrałam właściwą osobę. A jeżeli cokolwiek nie pasowało jego matce, to już była jej sprawa.

Spotkania z nią były rzadkie i tylko przy oficjalnych okazjach. Za każdym razem krytykowała nasze ubrania, samochód, mieszkanie. Później, kiedy na świat przyszedł Wojtek, miała wiele do powiedzenia o jedynym słusznym – czyli jej własnym – sposobie wychowywania dzieci. Przyznam, że zrobiła kawał dobrej roboty wychowując syna, ale to ja byłam matką Wojtka, nie ona.

Może nie ma co martwić się na zapas?

Matka Tomka nie miała partnera. Dużo czasu spędzała w samotności, co prawdopodobnie tłumaczyło jej skłonność do wtrącania się we wszystko. Kiedy ją odwiedzałam, starałam się zachować zimną krew, a potem chciałam jak najszybciej o całej wizycie zapomnieć. Moja teściowa nie była złym człowiekiem, ale cieszyłam się, że jej dom był całe czterdzieści kilometrów od naszego.

Dwa lata temu, wspólnie z Tomkiem, zdecydowaliśmy się na krok, który mógł zakłócić nasze wypracowane, ale dość niestabilne porozumienie. Postanowiliśmy zbudować dom na obrzeżach miasta, a konkretniej... na gruncie graniczącym z działką mojej teściowej. Działkę paradowała Tomkowi jego zmarła babcia.

Kiedy zaszłam w ciążę po raz kolejny, doszliśmy do wniosku, że nasze dwupokojowe mieszkanie niedługo może okazać się zbyt małe. Zebraliśmy całe oszczędności, wybraliśmy projekt i materiały, tyle, na ile pozwoliły nam fundusze. Całą resztę pokrył kredyt.

Budowa przebiegała bez większych problemów, głównie dzięki Tomkowi, który trochę zna się na budowlance. Projekt jednak nie przypadł do gustu mojej teściowej, która non stop rozstawiała naszą ekipę po kątach. Nie jestem pewna, czy po prostu się nudziła, czuła się osamotniona, czy tęskniła za swoim synem. A może wszystko naraz.

Mój mąż radził sobie z nią całkiem dobrze; ja natomiast nie poświęcałam budowie zbyt wiele czasu, więc w sumie nie miałam się czym przejmować. Oczywiście, stawianie domu praktycznie pod oknami teściowej budziło moje obawy, ale nie mieliśmy innego wyboru. Nie było nas stać na zakup innej działki, a skoro ten kawałek ziemi był prezentem... Nie mieliśmy na co narzekać.

Czasem z Tomkiem śmialiśmy się, że w ostateczności postawimy między naszymi działkami mur na trzy metry w górę, dodamy do tego drut kolczasty, a na samym dole wykopiemy rów, w którym zamieszkają aligatory. A tak na poważnie wybraliśmy solidne ogrodzenie i świadomie nie zrobiliśmy bramki pomiędzy obiema posesjami. Jeżeli teściowa zechce nas odwiedzić, będzie musiała poczekać przed bramą lub do nas zadzwonić.

Bardzo cieszyło mnie wykańczanie domu

Budowa budową, ale dom trzeba też wykończyć. Tomek podjął się malowania, układania płytek, terakoty i paneli. Natomiast ja skupiłam się na dekoracji wnętrz. Objeżdżałam salony meblowe, odwiedzając jednocześnie targi z antykami.

W tamtym momencie na piętrze trzymaliśmy meble; tam miały czekać na swój moment. Naturalnie, moja teściowa krytycznym okiem obserwowała każdą dostawę do naszego domu. Gdy przechodziła od obserwacji do komentowania, zazwyczaj potrafiłam jej sypnąć jakimś usprawiedliwieniem.

Oprócz kupowania mebli i dodatków, zaczęłam pracować nad projektem ogrodu przed naszym domem. Mieliśmy do dyspozycji kilkadziesiąt metrów kwadratowych przestrzeni, którą postanowiłam zaaranżować na styl angielskiego ogrodu.

Oglądałam zdjęcia w internecie, profesjonalne strony internetowe, analizowałam książki o ogrodnictwie i tworzyłam szkice. W moim umyśle widziałam już piękne dzikie róże rosnące u podnóża ogrodzenia, hibiskusy i azalie, które zachodziły na ścieżkę, clematis chroniący kamienną ławkę przy ścieżce oraz dekoracyjne trawy.

Niestety, moje obliczenia na nic się zdały. Kiedy opowiadałam Tomkowi moich planach, uświadomił mi, że wszystkie pieniądze pochłonęło wykończenie domu.

– Przepraszam, kochanie, ale to niemożliwe. Musisz na razie odłożyć marzenia o ogrodzie. W tej chwili to nie jest aż tak ważne, więc nie będziemy w to inwestować. Może wrócimy do tego, kiedy już wszystko będzie gotowe i budowa nie będzie pochłaniać większości naszych wypłat.

Nie byłam zadowolona z tej rozmowy. Tym bardziej, że odbywała się na zewnątrz i to jeszcze w momencie, gdy teściowa po drugiej stronie ogrodzenia szykowała rośliny na wiosenny sezon. Nagle się podniosła i posłała mi znaczące spojrzenie.

– Osz ty sknero – wymamrotałam pod nosem, patrząc na Tomka z niezadowoleniem.

Czy naprawdę mówił do mnie dokładnie tak, jak robi to jego matka? Wyszłam na spacer, żeby znaleźć się szybko jak najdalej od tej rodzinnej krytyki. Pierwszy raz przyszło mi do głowy, że Tomek jest bardzo podobny do swojej mamy.

Gdy wróciłam, moja teściowa już sypała nawóz na swój ogródek. Weszłam do domu i pobiegłam na piętro, gdzie Tomek zajmował się malowaniem sypialni. Zatrzymałam się w drzwiach i cicho zapytałam, czy nie potrzebuje mojej pomocy. Odpowiedział, że tylko bym mu przeszkodziła. Oho, czyli nadal kosa.

Znowu wyszłam na zewnątrz. A właściwie, zostałam tam wyrzucona. Czułam się bezradna i wściekła. Co gorsza, słońce zaczynało już zachodzić, a wieczory były nadal chłodne. Założyłam kaptur. Matka Tomka spojrzała w moim kierunku i potrząsnęła głową. Podeszłam do stosu betonowych bloków ułożonych przy płocie i demonstracyjnie usiadłam plecami do swojej teściowej.

Coś mamrotała pod nosem, a potem poszła wzdłuż płotu. Po krótkim czasie usłyszałam, jak drzwi się otwierają. Potem doszedł mnie stukot butów na terakocie w przedpokoju i głośne trzaśnięcie drzwiami, a potem cisza. Pocierałam zmarznięte dłonie. Jeszcze bardziej naciągnęłam kaptur na głowę.

Rozejrzałam wokół siebie, przyglądając się okolicy, którą miałam niedługo nazwać swoją. Było pięknie. Wokół starsze, jak i nowe domy wzdłuż mało uczęszczanej ulicy. Zielone przestrzenie. Miejsce pełne harmonii i przyjaźni. Cóż, z drobnym wyjątkiem.

Nie miałam wiele do roboty na placu budowy. Przychodziłam tam, aby pomóc mężowi w utrzymaniu porządku. W tym okresie, nasz syn spędzał czas u moich rodziców. Tamtego dnia, poza siedzeniem na stosie cegieł, pozostała mi jedynie wycieczka do sklepu i kupienie czegoś na kolację. Wtedy jednak wolałam unikać kontaktu z jakimkolwiek sprzedawcą, obawiając się, że mogłabym powiedzieć kilka niepotrzebnych słów. Nikt, może z wyjątkiem mojej teściowej, nie zasłużył, żeby tego słuchać.

Zadbany ogród pełen uroku 

O proszę, o kim to ja mówiłam? Usłyszałam, jak drzwi się otwierają, a potem dobiegł mnie jakiś szelest przy wejściu do domu. Moja teściowa postawiła coś na ziemi, aby zamknąć drzwi. Może potrzebowała pomocy, ale ja uparcie się nie odwracałam. Przecież nie przeskoczę przez płot, czyż nie? słyszałam coraz głośniejsze kroki. W końcu teściowa stanęła za mną.

– Chcesz herbatkę? – zapytała.

Szybko wstałam, gotowa do konfrontacji. Czego ona znowu ode mnie chce?! Ale kiedy się odwróciłam, okazało się, że naprawdę proponowała mi herbatę... Stała tam z dwoma kubkami, z których unosiła się para, i uśmiechała się do mnie.

– Bardzo dziękuję – odpowiedziałam niepewnie, biorąc od niej kubek przez siatkę.

– Co wymyśliłaś w sprawie ogrodu? – odezwała się. Było to pierwsze pytanie, które mi zadała. Wcześniej tylko wydawała mi polecenia i dawała dobre rady.

Byłam oszołomiona. To, co stało się potem, nie zmieniło sytuacji.

– To ci się przyda na początek – powiedziała, podając mi przez dziurki w siatce coś, co później okazało się zwojem banknotów.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, nie wiedząc, jak zareagować. Byłam w szoku.

– Weź to, weź, Agusiu. W rodzinie nie ma miejsca na niepotrzebną dumę. Tomek jest dobrym chłopakiem, ale pewnych rzeczy po prostu nie rozumie. W końcu to nie kobieta.

– Dziękuję – wymamrotałam po raz drugi, odbierając pieniądze.

Byłam kompletnie zdezorientowana. O co tutaj właściwie chodzi? Zasada mówi, że jeśli coś oferują, należy to przyjąć, zanim się rozmyślą. Ale czego będą oczekiwać w zamian? Czyżby chcieli, abym podpisała cyrograf własną krwią?

– Niezależnie od wszystkiego, zadbany ogród to najlepsza wizytówka gospodyni – oznajmiła, dumnie prezentując swoje kwiaty: hortensje, które w czerwcu rozkwitną na cztery różne kolory.

– Nie mam już gdzie upchnąć nowych roślinek. Na zdrowie! – rzuciła, podnosząc kubek w górę.

Wzięłam duży łyk ziołowego płynu i przez moment poczułam, jak oczy zalewają mi się łzami. Opróżniłam kubek do końca. Nie powiedziałam nic więcej, zastanawiając się, czy to oznacza, że w końcu znalazłam wspólny język z moją teściową.

Czytaj także:
„Zrujnowałem małżeństwo dla 20-letniej piękności. Ona zniknęła, ale po latach zapukał do mnie syn, owoc romansu z Agusią”
„Babcia przywiozła z sanatorium kochanka i coś jeszcze. Starowinka nie ma wstydu za grosz”
„W dniu rocznicy ślubu mąż przyznał, że mnie zdradza. Założyłam obcisłą kieckę, a on zaczął błagać mnie o wybaczenie”
 

Redakcja poleca

REKLAMA