Moi dziadkowie bardzo się kochali. Uwielbiałam słuchać opowieści o tym, jak się poznali i jak dziadek starał się o względy babci, a ta udawała niedostępną, choć w głębi serca wiedziała, że to ten jedyny.
Pasowali do siebie fizycznie: on wysoki i przystojny, ona szczupła, długonoga i z kasztanowymi włosami spływającymi falami na ramiona. Przede wszystkim jednak rozumieli się bez słów i darzyli bezgranicznym zaufaniem.
I żyli długo i szczęśliwie...
Okres narzeczeństwa dziadkowie skrócili, jak tylko się dało. Już w niecałe osiem miesięcy po ślubie pojawił się na świecie mój tata, a rok później jego siostra.
Mimo urodzenia dwójki dzieci babcia miała świetną figurę. Za każdym razem, gdy oglądam jej zdjęcia z tamtych czasów, stwierdzam, że była bardzo atrakcyjną kobietą (co zresztą nie uległo zmianie). I nigdy nie wyglądała na swoje lata. Na dodatek gdy tylko dziadek pojawiał się w pobliżu, babcia wręcz promieniała wewnętrznym blaskiem.
Gdy przyszłam na świat, dziadkowie wciąż byli czynni zawodowo. Jak trochę podrosłam, ze zadziwieniem stwierdziłam, że w niczym nie przypominają dziadków moich kolegów i koleżanek. Obok obowiązków zawodowych mieli też swoje pasje: chodzili na kurs tańca, na siłownię, na basen. Lubili spotykać się ze znajomymi, ale i spędzać czas tylko w swoim towarzystwie.
Okazało się jednak, że nie będzie to historia z happy endem. Dziadek zachorował nagle i zupełnie niespodziewanie, a zaledwie kilka dni później zmarł. Nie zdziwiło nas, że babcia się załamała. Przestała chodzić na basen i siłownię, a właściwie to w ogóle przestała wychodzić z domu. Niebawem podjęła decyzję o przejściu na emeryturę, co mocno nas zmartwiło: dopóki chodziła do pracy, musiała co rano wstać z łóżka i mierzyć się z życiem w pojedynkę.
Depresja to też choroba
Babcia była zawsze moją wspaniałą przyjaciółką. Gdy zmarł dziadek, zaczęłam się bardzo o nią martwić. Po przejściu na emeryturę babcia potrafiła przez kilka dni nie wstawać z łóżka. A gdy już wstała, to godzinami siedziała w fotelu i pustym wzrokiem patrzyła się przed siebie. Ta piękna i pełna życia kobieta gasła w oczach.
Byłam co prawda tylko nastolatką, ale wiedziałam, co takie zachowanie może oznaczać. Ponieważ babcia sama do lekarza by się na pewno nie zapisała, wtajemniczyłam w sprawę rodziców, którzy pomogli załatwić wizytę u specjalisty. Moim zadaniem było przekonać babcię do tego pomysłu.
– Babciu, idziemy jutro do lekarza na szesnastą – oznajmiłam znad herbaty, którą nam zaparzyłam w babcinej kuchni.
– Chora jesteś? – zdziwiła się.
– Nie, nie ja – odpowiedziałam. – To ty jesteś umówiona na wizytę.
– Nic mi nie jest – zaprotestowała słabo.
– Oczywiście – przyznałam jej rację. – Ale ból duszy da się leczyć. Pozwól sobie pomóc. Dziadkowi byłoby bardzo smutno, gdyby cię widział w takim stanie.
– Zostawił mnie...
– I zaraz będzie mnie straszył po nocach, jeśli cię do lekarza nie zaprowadzę – powiedziałam, a babcia przestała protestować.
Lekarz potwierdził moje obawy. Babcia dostała leki i szczegółowe zalecenia oraz termin kolejnej wizyty. Co prawda odgrażała się, że ona „tych psychotropów” łykać nie będzie, ale wizja dziadka straszącego nas wszystkich po nocach skutecznie przemówiła jej do rozumu. Po dwóch miesiącach terapii poprawa była zauważalna – babcia chętniej krzątała się po domu, wychodziła na zakupy i spacery, a nawet wróciła do pływania.
Fajfy i imprezy do białego rana
Minęło półtora roku od śmierci dziadka, gdy babci przyznano miejsce w sanatorium. Cieszyłam się, że babcia zmieni środowisko i pozna nowych ludzi.
– No co ty, Zosieńko – studziła mój zapał. – Wiesz, co się w takich sanatoriach wyprawia?
– Oj babciu, przecież wszystko jest dla ludzi! Dlaczego nie miałabyś się rozerwać?
– Nie w głowie mi takie rozrywki! – roześmiała się. – Jadę tam wypocząć i tyle.
I rzeczywiście, wróciła wypoczęta, opalona i uśmiechnięta. Opowiadała o turnusowych romansach i złamanych sercach, o potańcówkach, na których nie schodziła z parkietu i o swoich nowych znajomych.
Miałam wrażenie, że odmłodniała. A na pewno wróciły jej chęci do życia, bo zaproponowała, byśmy wspólnie zapisały się na pilates i zumbę.
– Zosieńko, razem raźniej – przekonywała mnie.
– Babciu, ale po co mi to? – nie rozumiałam.
– Kochanie, o ciało (i duszę) trzeba dbać przez całe życie! Im wcześniej zaczniesz, tym lepiej się będziesz czuła na starość. Spójrz na mnie: w zdrowym ciele zdrowy duch!
– Oj, babciu – zaśmiałam się. – Ty i starość?
Ale faktycznie, aktywność fizyczna bardzo mi się spodobała. Już po kilku tygodniach czułam się doskonale, choć własnej babci nie byłam w stanie dorównać. Zdecydowanie była ode mnie sprawniejsza, a figury i kondycji mogły jej pozazdrościć wszystkie uczestniczki zajęć.
Bo sanatorium uzależnia
Gdy po jakimś czasie babcia obwieściła mi, że załatwiła sobie kolejny wyjazd do sanatorium, bardzo się ucieszyłam. Jej stan psychiczny od dawna był już całkiem dobry, lekarza odwiedzała kontrolnie raz na pół roku. No ale skoro miała potrzebę ponownie zmienić otoczenie (i zostać królową parkietu), to świetnie.
Ponieważ w międzyczasie zrobiłam już prawo jazdy, a nawet zostałam posiadaczką całkiem sprawnego autka, zaoferowałam się, że ją do kurortu odwiozę, a potem po nią przyjadę.
Miejsce było malownicze, ośrodek kameralny, ale przestronny. Pokoje z wygodami, liczne zabiegi dla kuracjuszy, a do tego możliwość odpoczynku na łonie natury, spacerów po parku zdrojowym i okolicy.
Zerknęłam też na przygotowany przez organizatorów program pobytu – wypełniony był po brzegi. Zatem z czystym sumieniem zostawiłam tam babcię, wierząc, że się będzie bawiła doskonale.
Kiedy przyjechałam po nią po trzech tygodniach, babcia czekała na mnie w towarzystwie przystojnego (i z całą pewnością młodszego od niej) mężczyzny.
– Zosiu, poznaj mojego przyjaciela, Romana – powiedziała uroczyście. – Romeczku – zwróciła się do swojego towarzysza – to właśnie jest moja wnuczka Zosia, o której ci opowiadałam.
– Wnuczka? – zdziwił się mężczyzna. – Ewentualnie mógłbym się zgodzić, że córka, ale przecież wyglądacie jak siostry!
Żegnali się długo i czule. Przez całą drogę powrotną z sanatorium babcia opowiadała mi, jak to Roman ją adorował, jak spędzali razem każdą wolną chwilę. Szczebiotała niczym zakochana nastolatka i faktycznie poczułam się tak, jakby to moja siostra zwierzała mi się ze swoich pierwszych romantycznych uniesień. Nie spodziewałam się, że za kilka dni zwierzy mi się z czegoś jeszcze...
Kłopotliwa pamiątka
Parę dni później wpadłam do babci na herbatkę. Krzątała się po kuchni jak zwykle, ale widziałam, że coś ją trapi. W końcu, gdy już siedziałyśmy przy herbacie, babcia się odezwała.
– Wiesz, Zosieńko – zaczęła nieśmiało – mam taki problem...
– Co się stało, babciu? – starałam się zachęcić ją do mówienia, bo najwyraźniej się krępowała.
– Widzisz, mam takie nietypowe dolegliwości... no wiesz... intymne... Sprawdzałam objawy w Internecie i...
– I najlepiej pójść do lekarza – dokończyłam. – Jak mogę ci pomóc?
– Jakiś czas temu wspominałaś, że zmieniłaś ginekologa. Nadal jesteś z niego zadowolona?
– Bardzo! Mam cię zapisać? – wreszcie zrozumiałam, w czym rzecz.
– Tak, kochanie, i to jak najszybciej!
Zadzwoniłam więc do mojego lekarza. Babcia miała szczęście, akurat zwolnił się termin dwa dni później, bo jedna z pacjentek odwołała wizytę. Pan doktor zlecił szereg badań, które potwierdziły jego i babci przypuszczenia: romantyczny kochanek babci „poczęstował ją” chorobą przenoszoną drogą płciową. Problem był nie tylko wstydliwy, ale i bolesny. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej testy na HIV wyszły ujemne.
Babcię czeka teraz długotrwałe leczenie. Lekarz pociesza ją, że ma szanse na zupełny powrót do zdrowia. Babcia śmieje się, że romantyczny Romek zrobił wszystko, co mógł, by zapamiętała go na dłużej. Ale kiedy pytam ją, czy to koniec z wyjazdami do sanatorium, odpowiada, że absolutnie nie. Teraz jednak będzie pamiętała, by wziąć ze sobą prezerwatywy.
Czytaj także:
„Miałam dostać spadek, ale chytrzy rodzice położyli na niego łapy. Ja jestem goła i wesoła, a oni balują za moje pieniądze”
„Harowałam na dwa etaty, żeby kupić córce mieszkanie. Gdy to ja potrzebowałam pomocy, pierworodna się na mnie wypięła”
„Dla Józka chciałam rzucić męża. Okazało, że łajdak jest kochankiem rotacyjnym i ma jeszcze trzy inne baby”