„Teściowa traktowała mnie jak ścierę, a ja z anielską cierpliwością wciąż ją przewijałam. Nie umiałam się postawić”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Jasne było dla mnie, że w tej rodzinie jestem traktowana jak służąca. Nie miałam jednak ochoty być samotną matką z dzieckiem na utrzymaniu rodziców. No i mój synek zasługiwał na tatę i życie w pełnej rodzinie. Dlatego zaciskałam zęby, gdy teściowa robiła mi docinki albo wytykała, że do niczego się nie nadaję”.
/ 29.07.2024 20:00
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Rodzeństwo męża, po ukończeniu edukacji na uczelniach, zdecydowało się nie wracać do rodzinnej miejscowości. Paweł ukończył kierunek związany z rolnictwem, z założeniem, że pozostanie w domu rodzinnym i przejmie prowadzenie gospodarstwa. Los chciał jednak inaczej – poślubił dziewczynę, którą jego mama określiła mianem "biedoty", rozmawiając ze swoją siostrą.

Te słowa dotarły do moich uszu, sprawiając mi ogromną przykrość, jednak nie miałam na to wpływu. Wdawać się w konflikty z matką męża? Jaki to ma sens? Co by mi to dało?

Byłam traktowana jak podnóżek

Jasne było dla mnie, że w tej rodzinie jestem traktowana jak służąca. W sumie już przed zamążpójściem miałam świadomość, że tak to będzie wyglądać. Nie miałam jednak ochoty być samotną matką z dzieckiem na utrzymaniu rodziców. No i mój synek zasługiwał na tatę i życie w pełnej rodzinie. Dlatego zaciskałam zęby, gdy teściowa robiła mi docinki albo wytykała, że do niczego się nie nadaję. Paweł, mimo że niby mnie kochał, ani razu nie sprzeciwił się temu.

Kiedy moja teściowa narzekała na moje zdolności kulinarne, porządki w domu czy to, że zamiast zabrać się do pracy, czytam bajki naszemu dziecku, mój mąż nigdy nie stawał w mojej obronie. To prawda, czytałam maluchowi, bo chciałam zaszczepić w nim miłość do książek od najmłodszych lat. Sama również uwielbiałam czytać, ale robiłam to wyłącznie po zmroku. W ciągu dnia byłam zajęta innymi sprawami. Gdyby teściowa przyłapała mnie na czytaniu w dzień, musiałabym wysłuchiwać jej komentarzy bez końca. I tak nie omieszkała wytknąć mi, że czytam książki kucharskie.

A przecież ona sama w ogóle nie sięgała po literaturę. Po jakimś czasie udało mi się namówić męża, abyśmy przenieśli kuchnię do jednego z pomieszczeń na piętrze. Przynajmniej teściowa nie mogła już zaglądać mi do garnków. Paweł początkowo był przeciwny temu pomysłowi.

– A na kiego grzyba ci to potrzebne? – irytował się. – Matka sama na dole siedzi, a my kolejną kuchnię będziemy stawiali?

– No a po jaką cholerę mam non stop po tych schodach chodzić. Przecież jak goście przyjeżdżają, to i tak muszę latać w jedną i drugą stronę.

Gdy ruszyliśmy z moim wymarzonym projektem kuchni, teściową dopadł pierwszy atak. Byliśmy kompletnie zszokowani, ale na nasze szczęście wylew okazał się niezbyt poważny i dość szybko zaczęła dochodzić do siebie. Potrzebowała jednak czyjejś pomocy. Do tego dochodziły regularne wizyty na rehabilitacji i kontroli lekarskiej. Lwia część tych obowiązków lądowała na mojej głowie, bo Paweł wiecznie był zajęty.

Zajmowałam się nią, a ona mnie nie znosiła

Jakoś dałoby się to wszystko ogarnąć, gdyby nie fakt, że teściowa mnie zwyczajnie nie trawiła i choćbym stawała na rzęsach, nic się w tej kwestii nie zmieniało. Miałam nadzieję, że jakoś damy radę się dogadać, dbałam o rehabilitację, powoli stan mojej teściowej ulegał poprawie. Ale po sześciu miesiącach kolejny wylew przykuł ją do łóżka na dobre. Spędziła sporo czasu w szpitalu, aż w końcu przyszedł moment, żeby zabrać ją do domu.

No i wtedy zjechała się cała rodzina na naradę, co robić dalej. Dzieci przypomniały sobie o własnej matce. Nawet Dorota się pojawiła z tym swoim zagranicznym mężulkiem. Przyjechał też starszy brat Pawła, biznesmen z Warszawy, z żoną, panią profesor. Wszyscy zachowywali się tak, jakby byli u siebie, a ja byłam dobra tylko do gotowania, obsługiwania ich przy stole i sprzątania po nich.

– Paweł, trzeba obmyślić jakiś plan, jak zadbać o matkę – odezwała się Dorota.

– Masz na myśli coś konkretnego? – siostra spojrzała na Pawła z niedowierzaniem, jakby wątpiła w jego zdolności intelektualne.

– Jeszcze nie wiem – odpowiedział, rozkładając bezradnie ręce – ale musimy to dobrze przemyśleć.

– Czasami jesteś taki tępy, braciszku – skwitowała Dorota. – Chyba nie sądzisz, że zabiorę mamę ze sobą do Paryża? I kto miałby tam poświęcić jej czas i uwagę?

– Wiecie co, raczej nas nie będzie stać, żeby wziąć mamę ze sobą do stolicy – powiedziała pani z tytułem naukowym, już nie pamiętałam dokładnie czy to docent czy doktor.

– Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie umieszczenie matki w jakimś ośrodku opiekuńczym – stwierdził najstarszy brat Andrzej. – Złożymy się wszyscy na pobyt i jakoś da się to ogarnąć.

Chcieli spakować ją do ośrodka jak przedmiot

Po tych słowach zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Chyba nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że ja mogłabym się zająć teściową. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że za sobą nie przepadamy, a poza tym w domu i gospodarstwie zawsze było pełno roboty, no i w dodatku byłam w drugiej ciąży.

– Zgadzam się z tym, co powiedział Andrzej – Dorota bez chwili namysłu poparła brata. – Nie widzę innej opcji.

Nie odezwałam się ani słowem, gdyż nikt nie był ciekaw, co myślę na ten temat

Jednak w tamtym momencie przyszło mi do głowy, że chyba brakuje im odrobiny empatii. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, aby chociaż przejść do sąsiedniego pomieszczenia. Gawędzili tuż obok posłania matki, zupełnie jakby była przedmiotem, który da się tak po prostu spakować, wywieźć gdzieś i zostawić pod czyjąś opieką, bo zawadza i zajmuje przestrzeń. Skierowałam wzrok w stronę łóżka, na którym spoczywała moja teściowa. Wpatrywała się w swoje dzieci, a w jej oczach błyszczały łzy.

– Wy to jesteście podli – wyrwało mi się zupełnie nieoczekiwanie, zaskakując nawet mnie samą. – Co wy sobie wyobrażacie? Nigdzie mamy nie wyślemy, zostaje tutaj z nami. Ja się nią zaopiekuję.

– No proszę, patrzcie państwo, mamy tu nową matkę Teresę – wtrąciła się Dorota.

– Daruj sobie tą matkę Teresę – warknęłam w jej stronę – możesz sobie kpić ile chcesz. Jak ci się nie podoba zajmowanie mamą, to nikt cię do tego nie zmusza.

– Sądzisz, że wezmę mamusię na wycieczkę do Paryża? – spytała z pewnym zrezygnowaniem w głosie.

– Jasne, że nie zabierzesz – zgodziłam się – ale chociaż nie rób problemów.

– Skoro myślisz, że sobie poradzisz – wtrącił się Andrzej, a jego żona z wyższym wykształceniem już nie pisnęła nawet słówkiem.

Jak już pakowali rzeczy do auta, doleciały mnie jej słowa skierowane do małżonka:

– Szczerze mówiąc, nie jestem przekonana czy postępujemy słusznie. Za chwilę zaczną oczekiwać od nas finansowego wsparcia i narzekać na wysokie koszty opieki nad mamą.

– Daj spokój – uciszył ją szybko Andrzej. Po zmroku Paweł rzucił jedynie pytanie.

– Wiesz co, zastanawiam się, czy na pewno sobie poradzisz? Przecież znasz mamę, niełatwo z nią wytrzymać na co dzień. A teraz sytuacja może być jeszcze trudniejsza.

– Sama nie wiem – odparłam. – No dobra, właściwie to jednego mogę być pewna. W końcu to twoja matka i to jej mieszkanie. Nie wyobrażam sobie, żeby ot tak zabrać ją do jakiegoś domu starców, to by było nieludzkie. Dam z siebie wszystko, może jakoś uda mi się ogarnąć tę sytuację.

Mój mąż jedynie kiwnął twierdząco głową. Dla niego, podobnie jak dla mnie, sytuacja była oczywista. Mama męża chorowała, potrzebowała opieki i trzeba było się nią zająć.

– Jakbyś czegoś potrzebowała, daj znać albo zadzwoń. Przyjadę ci pomóc – zapewniła moja mama.

– Jasne, mamo, wiem o tym.

Pierwsze dni nie należały do łatwych

Moja teściowa była przykuta do łóżka, więc wszelkie czynności wokół niej musiałam wykonywać osobiście – od kąpieli, przez przebieranie, po karmienie. Paweł starał się wspierać mnie jak mógł, ale w końcu to tylko mężczyzna i przy pewnych kwestiach zarówno on, jak i jego mama odczuwali skrępowanie.

Szczerze mówiąc, gdyby nie wsparcie mojej mamy oraz siostry, to chyba nie poradziłabym sobie ani w okresie przed rozwiązaniem, ani później, gdy na świecie pojawił się maleńki Jasio. Po tym, jak urodziłam, Paweł zdecydował się na pewien czas zatrudnić opiekunkę, która przychodziła do nas każdego dnia na parę godzin. Jej zadaniem było mycie i przebieranie teściowej, bo ja przecież nie mogłam dźwigać tak krótko po porodzie.

Kontakty z teściową nadal nie należały do najprostszych i najprzyjemniejszych. Miałam wrażenie, że doskonale pamięta tamtą pogawędkę z początku, kiedy jej własne dzieci chciały umieścić ją w domu starców. Jednakże nie przyznawała się do tego. Wprawdzie miała problemy z mówieniem, ale dało się z nią jakoś dogadać. Rozmawiała jednak wyłącznie z Pawłem i naszym pierworodnym, Grzesiem.

Przypadkiem dosłyszałam, że odzywa się także do pielęgniarki. A zatem to tylko ja byłam tą odtrąconą. Zaczęłam się zastanawiać, czy to moje poświęcenie ma w ogóle jakiś sens. Ale już taka byłam, nie umiałam postąpić inaczej.

Zarówno Andrzej, jak i Dorota nie wykazywali większego zainteresowania sytuacją własnej mamy. Ich małżonkowie również pozostawali obojętni wobec losu chorej teściowej. Jednak po pewnym czasie rehabilitacja zaczęła dawać pierwsze, drobne rezultaty i kobieta odzyskała zdolność siedzenia w fotelu.

Musiałam ją długo przekonywać, aby zgodziła się na wycieczki na wózku do przydomowego ogródka, ale kiedy w końcu spróbowała, chyba przypadło jej to do gustu. Wywoziłam ją przed dom, gdzie mały Jasiek, który skończył już roczek, chętnie bawił się w swojej piaskownicy. Ja w tym czasie mogłam zająć się odchwaszczaniem rabat kwiatowych lub doglądaniem grządek z warzywami, które rosły nieopodal. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu teściowa zaczęła kierować do mnie znacznie milsze słowa niż dawniej.

Teściowa przemyślała swoje zachowanie

Niedawno w odwiedziny wpadły moja mama i siostra z dzieciakami. Pogadałyśmy sobie przy kawie w ogródku. Teściowej strasznie trzęsła się ręka, ale udało jej się o własnych siłach napić się z filiżanki. Uśmiech miała na twarzy, jakiego u niej jeszcze nie widziałam. Kiedy wieczorem pomagałam jej się położyć, złapała mnie za rękę.

– Jesteś dobrą synową, Karolinko – powiedziała, trochę niewyraźnie, ale dało się zrozumieć – wybacz mi wszystko, wiem, że czasem była ze mnie niezła jędza.

– Daj spokój – zrobiło mi się jakoś głupio – nie musisz mnie przepraszać.

– Może nie muszę, ale chcę – poklepała mnie niezgrabnie po ręce – jesteś naprawdę dobrym dzieckiem – dodała jeszcze raz.

Ta moja teściowa może wcale nie jest aż tak okropna, jak się wydawało na pierwszy rzut oka. Być może to właśnie choroba sprawiła, że przemyślała swoje wcześniejsze postępowanie. Kiedyś tak bardzo szczyciła się swoją córką z Francji i warszawską rodziną syna, a teraz nawet jej nie odwiedzają, ani nie dzwonią zapytać się co słychać.

Słyszałam, że od czasu do czasu gadają z Pawłem przez komórkę, ale kiedy Paweł zasugerował Dorocie, żeby zadzwoniła do mamy, ta stwierdziła, że nie da się z nią porozumieć, bo mówi tak niewyraźnie, że nic nie idzie zrozumieć. No fakt, mówi trochę niezrozumiale, ale przecież my jakoś dajemy radę z nią pogadać. Dorocie po prostu nie chciało się wysilić.

Karolina, 38 lat

Czytaj także:
„Dla moich rodziców liczy się tylko kasa i prestiż. Wydziedziczą mnie, jeśli wyjdę za mąż za mechanika”
„Moja rodzina to same pasożyty. Płakać mi się chce, bo wyciągają ode mnie pieniądze, a potem traktują jak śmiecia”
„Chwaliłam się córką, bo wyrwała się z naszej mieściny. Do czasu, aż dowiedziałam się, w jaki sposób opłaca czynsz”

Redakcja poleca

REKLAMA