„Chwaliłam się córką, bo wyrwała się z naszej mieściny. Do czasu, aż dowiedziałam się, w jaki sposób opłaca czynsz”

Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona
„Szwagierka zadzwoniła z wieściami, że moja Ala wcale nie pracuje jako ekspedientka w sklepie. Już wtedy coś zaczynało mi świtać. Przypomniały mi się wszystkie te jej drogie ciuchy, dodatki i wyjazdy. Skąd miała na to pieniądze?”.
/ 25.07.2024 19:30
Smutna kobieta po 50 fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona

Moja córka, Alicja, już jako dziecko uwielbiała wszystkie zwierzaki. Nic dziwnego, iż potem po zdaniu matury stwierdziła, że marzy o studiowaniu weterynarii w stolicy. Oczywiście wolałabym, by była obok mnie jak najdłużej, ale taki zawód to wielka szansa na życiowe zmiany.

 

Teraz wiem, że powinnam wtedy posłuchać tego, co podpowiadała mi intuicja i zatrzymać ją w naszym małym mieście. Już wcześniej zastanawiałam się, jak Ala poradzi sobie ze wszystkimi pokusami i niebezpieczeństwami, które czekają na młodą dziewczynę w takiej metropolii.

Mamo, nie zamartwiaj się – uspokajała mnie Alicja, pakując wielką walizkę.

– Ale będziesz w Warszawie sama jak palec – mówiłam z zatroskaną miną. Czułam, że z tego może wyniknąć jakiś problem.

Nie posiadałam się z dumy

Kolejnym z moich zmartwień były kwestie finansowe. Mimo moich wysiłków nie miałam jak pomóc córce i odciążyć ją za wszystkie opłaty. Udało mi się dorobić na tyle, by nie musiała martwić się o akademik, ale na pozostałe wydatki musiała dorobić jakoś sama. Już w czerwcu zaczęła poszukiwania odpowiedniej oferty zatrudnienia. Na szczęście w stolicy było o wiele więcej wolnych etatów, szczególnie w wakacje. Jeszcze latem Ala rozpoczęła pracę w butiku z butami.

– Pojadę teraz i będę pracowała na nadgodziny i w weekendy, gdy tylko się da. Dzięki temu odłożę coś na semestr, gdy będzie dużo zajęć. Kto wie, może nawet zaoszczędzę na coś ekstra – mówiła z entuzjazmem.

Kiedy tylko wyjechała, ja pogrążyłam się w rozmyślaniach. W głowie miałam same czarne scenariusze. Wiadomo, że cieszyłam się z szansy, jaką dostała, ale martwiłam się, że ma tyle na głowie. Niedługo potem wyszło na jaw, że moje niespokojne myśli nie były bezpodstawne.

Alicja dzwoniła i opowiadała, jak z trudem przystosowuje się do swojego nowego życia. Uskarżała się na poczucie samotności i wyobcowania, tęskniła za spokojnym domem, a czasem nawet płakała do słuchawki. Była sympatyczna i towarzyska, ale jakoś nie mogła dogadać się ze współlokatorkami z pokoju. Gdy wróciła do domu na przerwę świąteczną, rozważała nawet, czy nie porzucić marzeń o studiowaniu.

Dodawałam jej odwagi i samozaparcia

Teraz wiem, że nie powinnam była namawiać ją do podjęcia życiowych wyzwań i przetrwania tych trudów. Mogłam przyjąć ją z powrotem, zapewnić o swoim wsparciu. Do dziś tego żałuję.

Jakiś kwartał później wydawała się beztroska i zadowolona, że wtedy ją dopingowałam. Odwiedziła mnie w któryś wiosenny weekend i dziękowała za wsparcie.

– Mamo, miałaś zupełną rację. Nie poddałam się i teraz się cieszę, że tak wyszło. Wszystko zmieniło się na lepsze – uśmiechała się i pokazywała indeks pełen dobrych ocen po pierwszej sesji egzaminacyjnej.

Cieszyłam się i czułam ogromną dumę z córki. Nie mogłam się powstrzymać i opowiadałam wszystkim dookoła, jak Alicja sprawuje się w Warszawie. Nie mogłam wyjść z podziwu, że tak wspaniale udaje się jej łączyć naukę z pracą.

Z czasem Ala dzwoniła coraz rzadziej, a przyjeżdżała na krócej i z mniejszą częstotliwością. Ale coś jeszcze się zmieniło. Zaczęła przywozić mi kosztowne prezenty. Sama też wyglądała jakoś inaczej.

– Mamo, sama wiesz, że dobrze mi idzie i dużo zarabiam – tłumaczyła mi z uśmiechem, kiedy nie byłam pewna, czy mogę przyjąć kolejne podarunki.

Przed oczami miałam tych facetów…

Doszłam do wniosku, że rzeczywiście nieźle się jej powodzi, taka jest pracowita. Już na trzecim roku studiów zdołała wyprowadzić się z domu studenckiego. Zamiast tego wynajęła niewielkie mieszkanie z dala od centrum, razem z dwiema koleżankami. Od tego czasu przestała przyjmować ode mnie wsparcie finansowe, tłumacząc, że już go nie potrzebuje, bo doskonale radzi sobie sama.

Nie myślałam wtedy, że to dość niezwykłe, że zwykła ekspedientka, nawet w Warszawie, raczej nie zarabia aż tyle. Jednak pewnego dnia zadzwoniła moja szwagierka i podzieliła się ze mną dziwnymi wieściami. Mówiła, że Alicja wcale nie pracuje jako sklepowa, ale ma zupełnie inną pracę. Wtedy pojęłam, że faktycznie wiele rzeczy się nie zgadzało w tej historii.

Zaczęłam drążyć i szybko znalazłam źródło takich informacji. Wyszło na jaw, że pewien Patryk, chłopak, który znał Alicję z liceum, natknął się na nią w stolicy. Resztę musiałam odkryć sama. Wybrałam się do domu tego całego Patryka i go przyszpiliłam. A ten wygadał się, że owszem, widział Alicję i to „w całej okazałości”…

– Co to ma znaczyć? – spytałam zdezorientowana.

– No taką, jak ją Bóg stworzył – krążył chłopak. – Nago – doprecyzował, widząc moje zmieszanie. – Jest tancerką na rurze w klubie nocnym.

Złapałam się za serce, bo myślałam, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Opadła mi szczęka, ale zaraz zebrałam się w sobie.

A ty po co tam byłeś? – zaatakowałam chłopaka, spoglądając na przysłuchującą się naszej rozmowie jego matkę.

Miałam nadzieję, że chociaż się zawstydzi. A on tylko spokojnie powiedział, że koledzy go zaciągnęli na czyjś wieczór kawalerski.

Wyszłam i postanowiłam, że następnego dnia wsiadam w autobus i jadę do Warszawy. Zdecydowała się ją odwiedzić po raz pierwszy. Ale miałam problem – nie posiadałam jej adresu. Udałam się zatem na jej uczelnię. Usiadłam na ławeczce obok wydziału i cierpliwie czekałam.

 

Miała mi za złe te wyrzuty

Zobaczyłam ją około dziewiątej. Poczułam przypływ ulgi, bo na pierwszy rzut oka wyglądała tak jak zawsze. Nie miała makijażu, nosiła skromne, zwykłe ubrania. Przecież tak się nie nosi kobieta, która tańczy w nocnym klubie.

Mamuś, co cię tu sprowadza? Czy coś się wydarzyło? Dlaczego nie dzwoniłaś, że przyjedziesz? – pytała zaniepokojona.

Stwierdziłam tylko, że chcę porozmawiać o czymś ważnym. Poszłyśmy na spacer do parku. Powiedziałam jej o tym, co słyszałam i jakie plotki się szerzą o niej. Miałam nadzieję, że zacznie się śmiać i że tamta dziewczyna musiała być jakoś do niej podobna. Jednak zamiast tego Alicja zamilkła, a następnie cicho powiedziała:

– A ty wierzyłaś, że dałam radę się utrzymywać w Warszawie, pracując w sklepie z butami?

Ale przecież ty chyba nie…

– To był jedyny sposób, żeby jakoś się urządzić – powiedziała szybko. – Zrezygnuję z tego, jak uda mi się skończyć studia.

Byłam w szoku. Gdy tylko odzyskałam mowę, użyłam wtedy kilku przykrych słów. Nazwałam ją ladacznicą i innymi wyrażeniami. Kazałam jej wracać natychmiast ze mną. Rozpłakała się, a ja tylko czekałam, aż się uspokoi. Zapytała, czy naprawdę tylko to chciałam jej powiedzieć. Postawiłam na wymowne milczenie.

A co miałam zrobić? Nie miałam pieniędzy, mamo! – tłumaczyła we łzach. – Przecież nie sypiam z facetami za pieniądze, tylko tańczę…

– Nago?!

– No nago, i co z tego? – zapytała. – Przynajmniej jestem samodzielna, studiuję i się utrzymuję, nikomu nic nie jestem winna. Mam przed sobą tylko rok studiów. Później zmienię pracę na taką w zawodzie i wszystko się ułoży. Nie mogę teraz zrezygnować, bo wszystko stracę, wszystkie osiągnięcia. A ty naprawdę myślisz, że powinnam rzucić studia? Co miałabym wtedy zrobić? Porzucić marzenia i wrócić do mieściny, w której i tak wszyscy o mnie plotkują?

– Dobrze, to jak jesteś taka dorosła, to rób, co chcesz! – powiedziałam. Następnie odwróciłam się i poszłam prosto na dworzec. Miałam złamane serce.

Alicja próbowała do mnie dzwonić i pisać SMS-y, ale ja nie odpowiadałam. Napisała potem, że wyjeżdża do Irlandii na wakacje, będzie tam pracować jako niania dla dzieciaków kogoś znajomego. Planowała wrócić we wrześniu i zobaczyć się ze mną. Termin jej powrotu przypada już wkrótce, a ja wciąż nie mam pojęcia, co miałabym jej powiedzieć i jak spojrzeć jej w oczy.

Anita, 52 lata

Czytaj także:
„Syn zakochał się w przechodzonym towarze. Na co mu samotna kobieta z dzieckiem niewiadomego pochodzenia?”
„Córki pamiętają o mnie tylko w niedzielę. Zwalają mi się na głowę, wyżerają lodówkę i wracają do lepszego życia”
„Znalazłam portfel z pieniędzmi i postanowiłam go uczciwie zwrócić. Zamiast znaleźnego, dostałam jednak plik pretensji”

Redakcja poleca

REKLAMA