„Moja teściowa co niedzielę pyta o wnuka. Nie wie, że mam na koncie 6 strat, a jej pytania mnie ranią”

płacząca kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova
„We Wszystkich Świętych wpadam w podły nastrój. Może inaczej byłoby, gdybym mogła odwiedzić moje nienarodzone dzieci. Jadwiga pewnie nawet na cmentarzu nie powstrzyma się od pytań o dziecko”.
/ 31.10.2023 11:15
płacząca kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova

Ciągle słyszałam pytania o dziecko. Nie potrafiłam powiedzieć teściowej, żeby wreszcie dała nam spokój. Nie mówiliśmy jej o naszych staraniach i utratach ciąż. 

Zawsze marzyłam o dużej rodzinie

Już w dzieciństwie, podczas gdy moje koleżanki przebierały się za modelki, chodziły w podkradanych mamom lub starszym siostrom szpilkach i marzyły o zestawach specjalnych kosmetyków dla dzieci, ja wolałam zabawę w dom. Woziłam lalki w wózku,  przebierałam je i huśtałam, nucąc kołysanki.

Z czasem nawet moje przyjaciółki zaczęły się ze mnie podśmiewać, bo to, co wypadało pięciolatce, nie było mile widziane u uczennicy drugiej czy trzeciej klasy, która wcale nie chciała zrezygnować z ulubionej lalki imitującej prawdziwego dzidziusia.

– Magda, daj spokój. Już jesteśmy za duże na zabawę laleczkami. Moja siostra obiecała, że pomaluje nam paznokcie, chodź – mówiła moja przyjaciółka Gabrysia.

Ja jednak wytrwale powtarzałam, że jak dorosnę, to zostanę mamą i będę miała czwórkę albo piątkę dzieci.

– A dlaczego aż tyle? – podśmiewała się ze mnie moja mama. – Dwoje ci nie wystarczy? Was jest dwie i to już pełna, fajna rodzinka – dodawała pół żartem, pół serio.

Gdy dorosłam, moje marzenia nieco ewoluowały, ale nadal chciałam stworzyć dużą rodzinę, która doskonale się rozumie i wspiera w trudnych chwilach. Już w drugiej klasie liceum poznałam Artura i zaczęłam się z nim spotykać. Szkolne randki, spacery, wyjścia na rower i do kina szybko przerodziły się w coś poważniejszego. Tuż przed maturą mój chłopak mi się oświadczył, a ja z piskiem radości przyjęłam piękny pierścionek z szafirem, który u Artura w rodzinie był od pokoleń.

– Jestem najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem – szeptałam, nie mogąc się nacieszyć naszymi zaręczynami.

– Kocham cię i bardzo chcę, żebyś została moją żoną – powtarzał mój chłopak, z którym mieliśmy podobne plany na przyszłość.

Bardzo chcieliśmy mieć dziecko

Rodzice nie do końca byli zadowoleni z naszej decyzji, ale wiedzieli, że ich protesty na nic się zdadzą. Woleli chyba, żebyśmy najpierw skończyli studia, później poszukali stałej pracy i dopiero zaczęli myśleć o zakładaniu rodziny. My jednak byliśmy pewni swojej decyzji.

Oboje zaczęliśmy studia zaoczne. Po roku wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem w przytulnym M4, które Artur otrzymał w spadku po babci. Mój mąż szybko znalazł pracę w firmie zajmującej się projektowaniem oprogramowania dla sklepów internetowych. W biurze nikt nie robił problemów z wolnymi weekendami na zajęcia. Po kilku miesiącach dostał nawet podwyżkę. Ja dorabiałam sobie w butiku należącym do mojej kuzynki, dlatego budżet dobrze się nam spinał.

Byliśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi. Oprócz obowiązków zawodowych i zajęć na uczelni zawsze staraliśmy się wygospodarować nieco czasu tylko dla siebie. W weekendy wolne od zjazdów chodziliśmy na randki tak, jak w czasach naszego narzeczeństwa. Dużo wyjeżdżaliśmy, spotykaliśmy się też ze znajomymi z uczelni.

Po trzecim roku powróciliśmy do naszych marzeń o rodzinie.

– Artur, a może to już najwyższy czas na dzidziusia? Sam zawsze mówiłeś, że też chciałbyś mieć trójkę maluszków. Chyba powinniśmy zacząć starania – powiedziałam  podczas naszego wieczornego seansu filmowego i przytuliłam się mocniej do męża.

– Też tak myślę. Mamy mieszkanie, ja dość dobrze zarabiam. Ty spokojnie możesz iść na urlop macierzyński i skupić się na wychowaniu maleństwa. Myślę, że zarówno moja mama, jak i twoja nieco nam pomogą, dlatego nie będziesz miała problemów, żeby kontynuować studia. Przed sesją najwyżej posiedzą z naszą córcią – wybiegał planami daleko w przyszłość.

– Ale skąd w ogóle wiesz, że to będzie córka? Przecież możemy mieć syna. Takiego małego Arturka z gęstymi blond włoskami i niebieskimi oczkami – nieco podśmiewałam się z planów mojego męża, a on przyłączył się do mojej radości.

Byliśmy młodzi, zdrowi, silni i pełni entuzjazmu. W ogóle nie braliśmy pod uwagę, że coś może się nie udać. Że coś może być nie tak. Życie jednak czasami ma wobec nas swoje własne plany. Po kilku miesiącach starań i braku efektów, zaczęłam się niecierpliwić.

– A może z nami jest coś nie tak? Dlaczego ja tyle czasu nie mogę zajść w ciążę? – zaczęłam narzekać, gdy kolejny test pokazał negatywny wynik.

– Nie wiem. Może zbyt mocno tego chcemy, a to wpływa na organizm, który się buntuje. Stres też robi swoje – widziałam, że mąż stara się mnie pocieszać, ale nie był do końca pewny swoich słów.

Zdecydowaliśmy się na badania

Postanowiliśmy się przebadać. Jeszcze w tym samym tygodniu umówiliśmy się na wizytę do lekarza. Po odwiedzeniu kolejnych gabinetów okazało się, że wszystko jest w porządku.

– Bez problemu może pani zostać mamą. W wynikach badań nie widzę żadnych medycznych przeciwwskazań. Być może to sprawa odprężenia się i poczekania na efekty. W końcu jesteście państwo jeszcze bardzo młodzi, macie mnóstwo czasu na powiększenie rodziny – lekarka mówiła z wyraźnym uśmiechem.

Ja jednak niczego nie byłam już pewna. Po dwóch miesiącach wreszcie zobaczyłam upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Wybiegłam z łazienki niemal z piskiem. Niczym mała dziewczynka, która dostała ogromną torbę ulubionych słodyczy.

– Są, są, są. Dwie kreski. Będziemy rodzicami – podbiegłam do Artura i zaczęłam mu pokazywać test.

– Spokojnie, bo jeszcze coś sobie zrobisz – zaczął się śmiać. – Zachowujesz się niczym wariatka – mówił, ale ja widziałam, że cieszy się równie mocno jak ja.

Szybko umówiłam się do lekarza na wizytę kontrolną. USG potwierdziło, że rzeczywiście jestem w ciąży. Razem z mężem byliśmy bardzo szczęśliwi, a swoją radością chciałam podzielić się z całym światem. Już tego samego dnia po badaniu zadzwoniłam do mamy, siostry i teściowej. Wszyscy nam gratulowali i byli bardzo szczęśliwi.

– Pierwszy raz zostanę babcią. Wszystkie moje przyjaciółki już mają wnuczki, tylko ja jeszcze nie – teściowa była ze mną szczera, ale ja jej słów nie odebrałam jako czegoś złego, ale zwyczajną radość z dobrej nowiny.

Moje ciąże szybko się kończyły

Niestety, nasze szczęście nie trwało długo. W  szóstym tygodniu ciąży poroniłam. Mąż starał się ukoić moje łzy, ale totalnie się załamałam. Dopiero słowa mamy, która przyjechała do mnie na weekend, nieco mi pomogły.

–  Nigdy ci tego nie mówiłam, ale ja też straciłam dziecko. To była dziewczynka. Ona byłaby starsza od ciebie. Nie martw się córciu, jeszcze zdążysz urodzić śliczne dzieci. Będziesz najlepszą mamą na świecie, a ja najszczęśliwszą babcią – powiedziała i mocno mnie przytuliła.

W końcu pogodziłam się ze stratą i postanowiłam skupić na nauce, bo na uczelni zbliżał się termin ważnego egzaminu. Po jakimś czasie znowu zaczęliśmy starać się o dziecko. Tym razem nikomu jednak o tym nie mówiliśmy, bo baliśmy się zapeszyć. Niestety kolejnej ciąży znowu nie udało się mi utrzymać.

– Co jest ze mną nie tak? Dlaczego wszystkie kobiety w mojej rodzinie normalnie rodzą dzieci, a ja mam problemy? – żaliłam się mężowi.

– To przecież nie tak. Nic z tobą nie jest nie tak. Dbasz o siebie, zdrowo się odżywiasz, łykasz witaminy. Lekarz mówi, że czasami tak się zdarza i trzeba po prostu z tym się pogodzić – Artur bardzo wspierał mnie na duchu.

Na naszych staraniach i oczekiwaniu na dziecko minęło kilka kolejnych lat. Oboje zdążyliśmy skończyć studia. Artur zmienił pracę, ja znalazłam zatrudnienie w banku i powoli zaczęłam piąć się po szczeblach kariery. Byliśmy tuż przed trzydziestką, gdy zauważyłam, że znajomi z naszego otoczenia zaczęli brać śluby. Gdy dziecko urodziła moja kuzynka, a potem siostra, zaczęłam bardzo przeżywać ten temat.

W międzyczasie teściowa cały czas dopytywała o wnuka. Naprawdę zaczęła mnie irytować tym swoim ciągłym gadaniem i wścibstwem. Marudziła w czasie wspólnych niedzielnych obiadów, podczas świąt czy uroczystości rodzinnych. Zwyczajnie sprawiała mi przykrość. Dobił mnie jeszcze telefon od Gabrysi – mojej przyjaciółki z dzieciństwa.

– Madzia, jestem w ciąży. Na razie zdecydowaliśmy z Radkiem, że nie bierzemy ślubu. Może zorganizujemy skromną uroczystość razem z chrzcinami. Chociaż moja mama narzeka, że kto to widział takie obyczaje – opowiadała, a w jej głosie dało się wyczuć ogromne szczęście.

Pogratulowałam jej i powiedziałam, że bardzo cieszę się razem z nią. Gdy jednak tylko odłożyłam telefon, usiadłam w fotelu i zaczęłam płakać. W takim stanie znalazł mnie Artur, który właśnie wrócił z pracy.

– Co jest? Magdusiu, przestać. Wiesz jak nie lubię widzieć twoich łez – zaczął mnie pocieszać i mocno przytulać, ale ja całkowicie się rozkleiłam.

– Gabrysia jest w ciąży – wychlipałam z trudem, wydmuchując nos w podsuniętą przez męża chusteczkę. – Ona zawsze marzyła o karierze. Chciała się uczyć, podróżować zwiedzać i poznawać świat, zarabiać, awansować. Macierzyństwo nigdy nie było dla niej ważne. A teraz będzie mieć dziecko – mówiłam z trudem łapiąc oddech.

– Wiem, że jest ci przykro. Ale to nie wina Gabrieli, że my mamy taki problem z powiększeniem rodziny. Nie możesz jej oskarżać czy odwracać się od niej z tego powodu – Artur starał się być obiektywny.

Cierpiałam i obwiniałam siebie

W racjonalny sposób to rozumiałam, ale serce podpowiadało mi, że to niesprawiedliwe. Dlaczego mnie się nie udaje spełnić marzeń, a ona będzie matką, chociaż nawet tego nie planowała? Nie potrafiłam zrozumieć tego chichotu losu, który sprawił mi takiego psikusa.

Oliwy do ognia dolewała jeszcze teściowa. Odwiedzała nas w każdą niedzielę po południu. No chyba, że Artur zadzwonił, że akurat jedziemy do moich rodziców albo mamy zupełnie inne plany. Za każdym razem dopytywała mnie, kiedy zostanie babcią.

– Tyle lat już jesteście małżeństwem. Nie będziecie przecież młodsi. Arturowi już zaraz stuknie trzydziestka, a wy ani myślicie o powiększeniu rodziny. Co to za dom bez dziecka? Pusty i smutny – Jadwiga gderała po swojemu, a ja nie potrafiłam jej powiedzieć, żeby wreszcie dała nam spokój.

Rzeczywiście, nie mówiliśmy jej o naszych dalszych staraniach i utratach ciąż. A miałam już na koncie 6 strat i coraz mniej siły i cierpliwości, żeby dalej próbować. Robiliśmy badania, ale nie wychodziło z nich, że problem ma podłoże medyczne. Lekarze najczęściej doradzali nam po prostu odpoczynek i poczekanie z kolejnymi próbami.

Wiem, że teraz wiele kobiet zostaje mamą po raz pierwszy nawet tuż przed czterdziestką. Ale one najczęściej skupiają się na rozwoju, karierze czy zabawie. Wiele z nich dopiero po trzydziestce poznaje mężczyznę, z którym chcą stworzyć stały związek i założyć rodzinę.

Ja swoją miłość życia poznałam wiele lat temu i naprawdę od zawsze marzyłam o dużej rodzinie. A mam problem z donoszeniem jednej ciąży. Czy z wiekiem będzie lepiej? Przecież później jest trudniej. Już sama nie wiem, co myśleć. Już nie myślę o trójce. Gdybym urodziła jedno dziecko, byłabym najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.

Teraz wielkimi krokami zbliża się Wszystkich Świętych, a ja wpadłam w jeszcze bardziej podły nastrój. Może inaczej byłoby, gdybym mogła odwiedzić moje nienarodzone dzieci. Zapalić znicz na ich grobie, odmówić modlitwę, ustawić kwiaty. A tak nie wyobrażam sobie 1 listopada, gdy teściowa znów zacznie zadawać kolejne pytania. Bo na pewno nie powstrzyma się nawet na cmentarzu.

Czytaj także:
„Jak ostatnia naiwniaczka zaufałam przystojniakowi i drań ogołocił mój portfel. Chyba nie doczekam miłości”
„Użyczyłam teściowej mieszkanie do schadzek z kochankiem. Teść to gbur, więc niech się kobieta na stare lata wyszaleje”
„Siostra wyczekiwała śmierci babci, bo liczyła na spadek. Gdy poznała jej testament doznała szoku”

Redakcja poleca

REKLAMA