Moja chytra i przemądrzała siostra, Marta, od zawsze była dla mnie przypadkiem beznadziejnym. Łasa na pieniądze, leniwa, bezczelna... Miałam poważne wątpliwości, czy nasze siostrzane relacje jeszcze kiedykolwiek powrócą na dobre tory, ale winę za taki stan rzeczy ponosiła głównie ona.
Wygarnęłam jej skandaliczne zachowanie
Gdy nasza ukochana babcia miała przed sobą zaledwie kilka lat życia, Martusia zaczęła się kręcić także wokół niej, licząc na spadek. Ale tego, co się stało, raczej nie przewidziała. Ja, Emilia, zawsze byłam oczkiem w głowie mojej rodziny. Chętnie pomagałam innym, poświęcałam swoją uwagę młodszym i starszym, byłam ułożona i wykształcona.
Kompletne przeciwieństwo mojej starszej siostrzyczki, Marty. Wiecznej imprezowiczki, pyskatej, roszczeniowej, ciągle wpadającej w kłopoty. W dodatku zawsze nieobecnej na wszystkich rodzinnych uroczystościach i ważnych wydarzeniach.
Gdy obydwie byłyśmy już pełnoletnie, postanowiłam wygarnąć jej to skandaliczne zachowanie.
— Marta, nie możesz tak dłużej. Jeszcze chwila i nie będą się chcieli do ciebie przyznawać.
— Smarkula? — odpowiedziała bardzo zaczepnym i agresywnym tonem. — Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Ledwie otarłaś mleko spod nosa.
— Też już nie przesadzaj — żachnęłam się. — Mówisz, jakby między nami była różnica dwudziestu lat. A jest zaledwie pięć. Naprawdę sądzisz, że nie jestem godną partnerką do rozmowy? Że dalej jestem dzieckiem?
Do Marty chyba dotarła waga moich słów, bo nagle zamilkła.
— To niby co masz mi do powiedzenia? — spytała.
— Chcę w końcu o tym wszystkim pogadać.
— O czym?
— No... O twoim zachowaniu. Jak czarna owca w rodzinie. Nie widzisz, jak denerwuje to mamę?
— Nie patrzę na nią, to moje życie. Mieszkam już na swoim, nie będę się tłumaczyć.
To prawda, że Marta mieszkała na swoim. Chociaż... Nie do końca. Bo mieszkanie, w którym żyła wspólnie ze swoją współlokatorką, było wynajmowane. A jej kiepsko płatna praca dorywcza nie pozwalała zmienić czegoś na lepsze. Po tej rozmowie na jakiś czas dałam jednak za wygraną. Odpuściłam.
Babcia wiedziała, że odchodzi
Lata mijały, a wraz z nimi pogarszał się stan naszej ukochanej babci Apolonii. Seniorka przeczuwała, że przed nią tylko kilka lat życia, dlatego bardzo zależało jej na odwiedzinach dzieci i wnuków, na poczuciu, że jest dla kogoś ważna. Dlatego często jej pomagałam.
Moja codzienna rutyna obejmowała robienie zakupów dla niej, gotowanie zdrowych posiłków i dbanie o to, żeby jej dom był zawsze czysty i schludny. Starannie pielęgnowałam ogród, którym tak bardzo kiedyś się cieszyła. Gdy tylko przewidywałam, że pojawią się wszyscy na wizycie, starannie układałam kwiaty w wazonach i przygotowywałam przysmaki, które kochała.
Co innego moja siostra. Mimo że przyjechała niedawno z pracy w Anglii, nawet nie pofatygowała się do babci. Zero zainteresowania! Gdy nasza ukochana staruszka potrzebowała nas bardziej niż kiedykolwiek, Marta wydawała się zupełnie tym niezainteresowana. Patrzyła tylko na czubek własnego nosa. Nie zrozumiałam, dlaczego mogła być tak obojętna na potrzeby naszej babci, która dała nam tyle miłości i wsparcia przez lata. Coś jednak się zmieniło po jednym z naszych rodzinnych obiadów, gdy padł temat mieszkania i spadku.
— No i jeszcze pozostaje sprawa mieszkania — mówiła moja mama przy stole.
— Już wie? — zapytał tato.
— Jeszcze się waha. Musimy uszanować jej decyzję, jakakolwiek by nie była. W jej wieku wszystko może się zmieniać bardzo dynamicznie.
Już wiedziałam, co się święci
Potem rozmowa zeszła na jakieś inne tory, ale w tamtym momencie zobaczyłam, jak w oczach mojej siostruni zapaliły się czerwone ogniki. Tak jakby w jednym momencie uknuła całą swoją intrygę. Już wiedziałam, co się święci.
W kolejnych tygodniach zauważyłam u Marty podejrzaną przemianę. Nagle, jakby nigdy nic, zaczęła odwiedzać babcię. Ale to nie wszystko! Proponowała jej pomoc w zakupach, w odwiedzaniu aptek, w drobnych pracach wykończeniowych w mieszkaniu. Normalnie anioł!
To było dla mnie zaskoczeniem. Wiedziałam, że siostra nie jest zła, ale ta niespodziewana zmiana zachowania budziła ogromne podejrzenia. Dlaczego, teraz kiedy tak wiele lat unikała kontaktów jak ognia, nagle okazywała tak wielkie zainteresowanie potrzebami babci? Czyżby kryła coś przed nami?
Przecież nikt nie mógł wiedzieć o tym, co by się stało z jej mieszkaniem w przyszłości. Dlaczego więc Marta zaczęła działać, jakby wiedziała coś, czego my jeszcze nie wiedzieliśmy? Już ostrzyła sobie na nie swoje sztuczne pazurki!
W końcu niestety przyszedł ten tragiczny dla nas wszystkich moment. Telefon z rana. Babcia odeszła w spokoju, we własnym łóżku. Nie cierpiała. Cała rodzina pogrążyła się w żałobie. Ja sama bardzo przeżyłam tę śmierć, bo byłam związana z moją ukochaną seniorką. Mówią, że czas leczy rany, ale... Naprawdę bardzo mi jej brakowało. Nastała pustka, której nikt nie był w stanie wypełnić.
Pomogłam rodzicom z organizacją pogrzebu. A entuzjazm Marty tak jakby w jednej chwili opadł. Już nie była taka pierwsza do pomocy. To tylko upewniło mnie w przekonaniu, że jej poprzednie działania były tylko przemyślaną szyderczą strategią, a nie potrzebą serca...
„No to teraz będzie się działo” – pomyślałam sobie
Nie tak to sobie wyobrażała
Po jakimś czasie otrzymaliśmy wiadomość od notariusza. „No to teraz będzie się działo” – pomyślałam sobie. Wszyscy członkowie rodziny zjawili się w pustawej, przestarzałej kancelarii notarialnej. Wspólnie weszliśmy do gabinetu, w którym to miała zostać odczytana wola babci. Marta była wyjątkowo nerwowa. Jej oczy migały i przełykała nerwowo ślinę. Notariusz wyjął stary, neseser, czyszcząc w międzyczasie okulary. Spojrzał na nas przez połyskujące szkła.
— Przechodzę teraz do odczytania testamentu Apolonii W. — zaczął, a nasza rodzina zamarła w oczekiwaniu. — Pozostawiam swoją posiadłość moim dzieciom, córce i zięciowi.
Popatrzyliśmy po sobie niepewnie, ale dobrze wiedzieliśmy, że ostatecznie chyba właśnie tego się spodziewaliśmy. Ale to jeszcze nie koniec. Notariusz kontynuował:
— Przyznaję także szczególny spadek dla mojej ukochanej wnuczki Marty. Przekazuję jej moje stare koraliki, które zawsze nosiłam przy sobie.
Marta spojrzała na mnie z łzami w oczach. Gdy usłyszała testament, zbierała tę szczękę z podłogi. Tylko tyle się jej należało! Stara biżuteria, a nie żadne mieszkanie! Triumfowałam w myślach. „A więc jednak jest na świecie jakaś sprawiedliwość”.
— Ponadto — kontynuował prawnik — przekazuję mojej młodszej wnuczce, Emilii, zgromadzony na koncie bankowym majątek w wysokości stu tysięcy złotych.
Zamarłam. Co takiego? Ja mam otrzymać taką kwotę?! Mama pogłaskała mnie po ramieniu, patrząc na mnie wzrokiem, który wyrażał: „Zasłużyłaś sobie na to”. A Marta... w tym momencie po prostu wyszła od notariusza.
Nie wiem, jak w przyszłości ułożą się jeszcze nasze relacje, ale nie zamierzałam się obwiniać. W końcu to nie ja zachowałam się perfidnie i bez serca. Wszystko, co w swoim życiu robiłam dla mojej rodziny i dla babci, było zwykłym ludzkim odruchem, a nie chłodną kalkulacją. Nie można tego samego powiedzieć o Marcie. Moja siostra ze złości ponownie wyjechała z kraju i ucięła z nami wszelkie kontakty. Oczywiście mojej mamie złamało to serce, lecz cóż... Nie zmieni się człowieka na siłę.
Czytaj także:
„Kochałem dwie kobiety i na żadną nie mogłem się zdecydować. Na szczęście żona wpadła na genialny pomysł”
„Przez lata znosiłam poniżanie przez męża. Gdy kazałam mu pakować manatki, córka stanęła w jego obronie”
„Potrzebowałem skoku w bok, a żona od razu rzuciła mi papierami rozwodowymi. Myślałem, że bardziej jej zależy”