„Moja synowa wydziwia i nie pozwala mi zajmować się wnuczkiem. Przecież ja chyba wiem lepiej, jak się dzieci wychowuje!”

Synowa nie chce powierzać mi wnuka fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„Za moich czasów kobieta była zadowolona, gdy jej dziecko nie odbiegało od normy, a współczesne matki prześcigają się wręcz, której maluch jest bardziej niezwykły, wymyślają alergie i nadwrażliwości, których nazw nie można nawet spamiętać. Może nieudolne matki chcą w ten sposób zabłysnąć w towarzystwie?”.
/ 30.06.2022 08:30
Synowa nie chce powierzać mi wnuka fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Wychowałam kilkoro dzieci i każde wyszło na ludzi, więc chyba nie byłam najgorszą matką. I nagle, przy wnuku, okazuje się, że na niczym się nie znam!

Syn i synowa wyraźnie dają mi to odczuć

Kiedy Maciek dostał pracę w naszym mieście, cieszyłam się jak wariatka. Dla mnie oznaczało to, że najmłodszy syn wróci na stare śmieci razem z żoną i malutkim synkiem. Z mieszkaniem nie mieli problemu, bo wyjeżdżając „za pracą” do Wrocławia, zostawili wyremontowane M3 po mojej matce.

Ach, nareszcie będę miała stały kontakt z najmłodszym wnuczkiem – dzieliłam się swoją radością z koleżanką. – Głupio przyznać, ale od chrzcin widziałam go ze 2 razy!

No ale niezręcznie było nam odwiedzać młodych, gdy mieszkali u teściów, w dodatku 400 kilometrów stąd. Podekscytowana planowałam wspólne niedzielne obiadki, spacery i wyprawy do zoo z wnusiem. Moje marzenia uległy jednak szybkiej weryfikacji.

To nie wchodzi w rachubę, mamo – ostudził moje plany Maciek, gdy wysunęłam propozycję zaproszenia ich na niedzielę. – Kubuś sypia codziennie między 14 a 16.

– Synku, w niedzielę jemy zawsze o 13, potem położy się małego w gabinecie ojca, a my sobie spokojnie pogadamy – wzruszyłam ramionami, bo co za wielkie mecyje?

Dzieciaki wychowałam, wiem, jak rozwiązywać podobne problemy. Jednak dla Maćka popołudniowa drzemka rocznego malucha to problem logistyczny, możliwy do rozwiązania tylko we własnym mieszkaniu. Dziecko jest nadwrażliwe, wyjaśnił, to wcześniak i jego system nerwowy nie działa jeszcze tak jak powinien. Im mniej zmian w rozkładzie dnia, tym lepiej. Musiałam stwierdzić, że syn, taki kiedyś zbuntowany, wylądował po ślubie pod pantoflem swojej Iwonki. Od początku miała na niego wpływ, a teraz, po narodzinach Kubusia, chłopak całkiem stracił własne zdanie, i tylko powtarzał mądrości żony jak papuga!

Wytargowałam tyle, że odwiedzą nas, gdy mały wstanie po poobiedniej drzemce, i posiedzą do wieczora. Upiekłam pierniczki, zrobiłam sałatki, posłałam Mietka do piwnicy po kompot z truskawek dla małego. Przy okazji znalazł stare klocki po Maćku, to je wyszorowałam – będzie miał wnuczek trochę zabawy u dziadków!

Słodki dzieciak!

Jak w końcu przyjechali, troszkę był onieśmielony, siedział u matki na kolanach i tylko popatrywał wokół wielkimi niebieskimi oczyskami. Podobny do naszej Gosi, bez dwóch zdań, aż miło popatrzeć, tym bardziej że córka z tej swojej Holandii tak rzadko zagląda. W końcu Kubuś troszkę się oswoił, zainteresował otoczeniem i zszedł na podłogę. Tak sobie ładnie dziecko ustawiało klocki! Aż mi serce rosło na myśl, że teraz będę je częściej widywać, choćby i codziennie… Nagle, pach! Jeden z klocków grzmotnął na stół, milimetr od szklanki z kawą.

– Nie wolno tak, Kubusiu – pogroziłam malcowi palcem. – Nieładnie.

Buch, poleciał drugi klocek, tym razem w stronę etażerki z bibelotami. Iwona z Maćkiem spojrzeli po sobie, synowa zajęła się sprzątaniem, a syn wziął piszczącego i wijącego się malca na ręce. Ależ miał głos!

– Musimy jechać, mamo – oznajmił Maciek. – Kuba jest już senny i zaczyna się nakręcać. Jeśli się go szybko nie położy, będzie coraz gorzej.

– Daj spokój – załamałam ręce, bo ileż posiedzieliśmy, z godzinkę? – Włączy się bajeczki i zaraz się dziecko uspokoi. A jeśli faktycznie jest zmęczony, to przyśnie sobie, i po sprawie. Do auta go zniesiecie bez problemu.

– Jakub nie zaśnie przy telewizji – Iwona włączyła się do dyskusji. – Rozbije go to jeszcze bardziej i będzie zupełnie nie do opanowania.

– Wszystkie dzieci zasypiają, gdy są zmęczone – zaoponowałam.

– Kuba nie – rzuciła tylko synowa.

No, tego to ja nie rozumiem zupełnie. Za moich czasów kobieta była zadowolona, gdy jej dziecko nie odbiegało od normy, a współczesne matki prześcigają się wręcz, której maluch jest bardziej niezwykły, wymyślają jakieś alergie, nadwrażliwości i syndromy chorobowe, których nazw nie można nawet spamiętać. Jeżeli już teraz próbują zawłaszczać uwagę otoczenia dzięki dzieciom, to co będzie, gdy te dorosną? Chyba że nie chodzi o brylowanie w towarzystwie, lecz ukrycie zwykłej wychowawczej nieudolności…

Co to za matka?!

Syn się chyba zorientował, jak niemądre jest to, co robią, bo poszeptał do Iwony, na co ona wzruszyła tylko ramionami. On tymczasem usiadł z chłopcem przed ekranem. Ale wcale już nie było miło, czuło się napięcie w powietrzu i rozmowa całkiem przestała się kleić. Niby jak miało być inaczej, skoro przy stole została tylko moja obrażona synowa? Do tego Kuba zwymiotował, mimo że jadł tylko to, co sami mu przynieśli, bo moje pierniczki, oczywiście, już na początku okazały się niewłaściwym pokarmem dla dziecka. Ni stąd, ni zowąd, chlusnął, aż opryskał telewizor.

– Mówiłam, że tak będzie! – synowa zerwała się od stołu. – Maciek, wracamy do domu!

– Może zaparzę jeszcze przed wyjściem herbatki, skoro czymś się struł? – zapytałam, bo dzieciak był blady i miał dziwnie szkliste oczy.

Iwona spojrzała z taką niechęcią, aż mnie zmroziło, i rzuciła się do przedpokoju po ubrania dla dziecka. Maciek, z małym na rękach, poleciał za nią jak zbłąkany kurczak za kwoką. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić, i czy w ogóle ktoś oczekiwał jakiegoś działania z mojej strony, poza ewentualnym posypaniem głowy popiołem nie wiadomo za jakie grzechy…

Siedzieliśmy więc z Mietkiem i tylko patrzyliśmy na siebie, podczas gdy młodzi szamotali się w korytarzu. W końcu Maciek raczył sobie przypomnieć o naszym istnieniu i wrócił, już w butach i płaszczu. Myślałam, że chce przeprosić, ale tylko spojrzał na nas z niechęcią, rzucił „do widzenia” i pognał za swoją znerwicowaną połowicą. Ciekawa jestem bardzo, co takiego strasznego zrobiłam?

Przez cały dzień chodziłam potem poirytowana. Poszłam w końcu na kawę do swojej koleżanki. Irenka była psychologiem, więc kto jak nie ona powinna mi przyznać rację, że ci młodzi to powariowali!

Ale srogo się pomyliłam...

– Jako o matka, która wychowała dzieci, traktujesz syna i synową protekcjonalnie, ustawiając się w pozycji autorytetu. Bez względu na to, jak wydają ci się niedoświadczeni, powinnaś się usunąć i pozwolić im samym decydować o dziecku! Przecież oni chcą dla niego jak najlepiej. I powiedzmy sobie szczerze – nikt jak oni nie zna potrzeb małego Kuby i jego zwyczajów. Trzeba to uszanować i nie wprowadzać siłą swoich pomysłów.

Naprawdę? I ona przeciwko mnie?

– Ale... jaką siłą?! Każde dziecko chciałoby takie ciasteczko!

– A co, gdybyś zapytała synową, jakie smakołyki można przygotować małemu, co w ogóle mu służy? Wierz mi, jeśli okażesz szacunek, znajdziesz drogę do wzajemnego zrozumienia i kontaktów, co pozwoli ci uczestniczyć w życiu wnuka, tak jak o tym marzysz. 

Wróciłam do domu skołowana. Czy ona faktycznie ma rację?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA