„Moja siostrunia uknuła intrygę, żeby odebrać mi spadek. Chciwa jędza jeszcze mnie popamięta”

Mężczyzna w złości fot. iStock by GettyImages, BraunS
„Nigdy nie miałem wybitnej relacji z moją siostrą, ale to, co wyrabia, odkąd zmarli nasi rodzice, przechodzi ludzkie pojęcie! Jak można posunąć się do takich obrzydliwości dla pieniędzy? I to wobec własnego brata?”.
/ 10.01.2024 08:30
Mężczyzna w złości fot. iStock by GettyImages, BraunS

Moja siostra jest ode mnie młodsza o dziesięć lat. Urodziła się, gdy rodzice byli już przekonani, że będę ich jedynym dzieckiem, a los poskąpi im kolejnego. To chyba dlatego tak bardzo ją rozpieszczali: była dzieckiem, które wydarzyło się cudem.

Gdy byliśmy dziećmi, nie było jeszcze między nami żadnej niechęci ani wrogości. Naprawdę dobrze odnajdowałem się w roli starszego brata: udzieliło mi się poczucie rodziców, że Marianna jest wyjątkowa i należy się o nią szczególnie troszczyć. Pomagałem jej więc w lekcjach, broniłem przed złośliwymi kolegami i koleżankami, opowiadałem bajki na dobranoc, a potem odbierałem z pierwszych imprez, gdy była już nastolatką.

Niestety, im bardziej dorosły sam byłem, tym bardziej rozumiałem, na jaką egoistkę wyrasta moja siostra. Gdy nie dostawała tego, co chciała, robiła awanturę, wpadała w histerię lub karała całą rodzinę ciszą. Rodzice przeważnie jej ulegali, ale ja zacząłem się z tego wyłamywać.

– Mamo, ona nami wszystkimi manipuluje! – próbowałem przemówić mamie do rozsądku, ale bez rezultatu.

– Jacek, jak możesz tak mówić? To przecież jeszcze dziecko…

– Żadne dziecko, ona ma już osiemnaście lat! Ja w jej wieku pracowałem na swoje potrzeby, pomagałem wam w domu… A co ona robi? Całymi dniami wyleguje się w łóżku, a potem szlaja po tych koleżankach, kasę od was ciągnie, jakbyście mieli jej nieograniczone ilości, a w domu nawet palcem nie kiwnie! – wkurzałem się.

– Cicho, Jacuś, tak nie wolno! Niech odpoczywa, póki jest młoda. Napracuje się jeszcze w życiu – matka dalej szła w zaparte, pozbawiając moją siostrę jakichkolwiek obowiązków czy odpowiedzialności.

Nigdy nie dogadywałem się z ojcem

Z tatą nawet nie próbowałem na ten temat rozmawiać, bo nie mieliśmy dobrej relacji. Kiedyś, gdy byłem dzieckiem, wydawało mi się, że po prostu nie jest zbyt wylewny. Gdy jednak urodziła się Marianna, uświadomiłem sobie, że ojciec po prostu chyba nieszczególnie mnie kocha. Wobec mnie był zawsze oschły i dość wymagający, ale mojej siostrze pozwalał na wszystko i stale utwierdzał ją w przekonaniu, że jest jego ukochaną córeczką.

Z początku bardzo mnie to bolało, ale z czasem odpuściłem. Nie wiedziałem, czy niechęć ojca do mnie uwarunkowana jest moją płcią, czy może czymś jeszcze innym, ale przestałem się nad tym zastanawiać, dla własnego zdrowia. „Nie chce to nie. Ale niech nie przychodzi do mnie na starość, jak kochana Marianka nie będzie chciała się nim zająć”, myślałem z goryczą.

Z czasem, gdy zacząłem coraz bardziej się usamodzielniać, moje relacje z całą rodziną stawały się coraz chłodniejsze. Nie potrafiłem zaakceptować bezkrytycznego podejścia moich rodziców do Marianny, zwłaszcza że siostra naprawdę niewiele sobą reprezentowała. Nie interesowała się praktycznie niczym wartościowym, całymi dniami oglądała głupkowate seriale i filmy dla nastolatek, a w wolnych chwilach stroiła się w jakieś kiczowate szmaty i biegała po klubach i imprezach.

Zacząłem się oddalać od rodziny

Mama wielokrotnie wyrzucała mi, że „nie lubię Marianny” albo że „jestem dla niej bardzo krytyczny”. Krytyczny może i byłem, stwierdzenie, że jej nie lubię, też było prawdziwe. Ale przecież była moją siostrą, to oczywiste, że ją kochałem, mimo tego, że jej nie lubiłem! Po prostu bolała mnie rodzicielska niesprawiedliwość w naszym wychowaniu i bałem się, że siostra, żyjąca w cieplarnianych warunkach, zupełnie nie odnajdzie się w dorosłym życiu, które mnie samemu nieraz zdążyło już dać w kość.

Kilka razy podjąłem próbę zbliżenia się do rodziny i wykonania jakiegoś kroku w kierunku polepszenia relacji z siostrą. Niestety, zawsze kończyło się to dla mnie zawodem, a nierzadko i kłopotami, bo po nieodpowiedzialnych decyzjach Marianny czasem trzeba było sprzątać.

Tak było, kiedy załatwiłem jej pierwszą pracę u mojego znajomego. Ugadałem jej naprawdę porządną pensję i niezbyt wymagający zakres obowiązków. Nie musiała nawet się starać, nie przyszła na żadną rozmowę – po prostu praca czekała na nią z otwartymi ramionami. Poręczenie za siostrę było moim ogromnym błędem.

Już po miesiącu zaczęły do mnie docierać nieprzyjemne komentarze na temat Marianny: że się leni, wywraca oczami, kiedy ktoś ją o coś poprosi, wychodzi z pracy wcześniej bez uprzedzenia albo papla przez telefon z koleżankami w godzinach biurowych. Myślałem, że spłonę ze wstydu, gdy mój znajomy, wyraźnie zawiedziony, prosił mnie o interwencję w sprawie siostry.

Rodzice jak zwykle ją usprawiedliwiali

– Tak nie może być, że ja za ciebie ręczę, a ty odstawiasz taką wieś! – argumentowałem bardzo wzburzony kilka dni po rozmowie z kolegą.

– Daj spokój, beznadziejna jest ta robota. Jak chcą, żebym siedziała pełen dzień w pracy, była zawsze uśmiechnięta i harowała, to niech mi więcej zapłacą!

– Marianna, oni już i tak płacą ci więcej niż jakiejkolwiek innej osobie przy twoim doświadczeniu! – wściekałem się coraz bardziej.

– Dosyć tego, Jacek! – huknął nagle ojciec. – Jak jej się tam nie podoba, to wcale nie musi tam pracować. Jeśli coś komuś obiecałeś w cudzym imieniu to twój problem!

I tak było praktycznie zawsze… Mariannie „nie podobała się” żadna praca, więc przez większość życia utrzymywali ją rodzice. Niby coś tam robiła, ale nigdzie nie zagrzała miejsca na dłużej niż kilka miesięcy, a pieniądze, które zarabiała, wystarczały jej co najwyżej na „własne” wydatki. Tak było aż do końca życia rodziców, którzy, pech chciał, zmarli jedno po drugim, w tym samym miesiącu, na skutek powikłań po chorobie.

Zaczęła się walka o kasę

Nie sądziłem, że śmierć rodziców przyczyni się do jakiejkolwiek walki o spadek czy pieniądze. Przecież wszystko było jasne, od zawsze: cokolwiek należało do rodziców, miało przejść później na nas, po połowie. Niestety, moja siostra miała na ten temat inne wyobrażenie...

– No, to jak to załatwimy? Zrzekniesz się swojej połowy czy jak? – zagaiła mnie Marianna jakiś tydzień po pogrzebie mamy.

– Co takiego? – z początku nie miałem pojęcia, o co jej chodzi. – Dlaczego mam się zrzekać?

– No bo po co ci to mieszkanie? Przecież ty już swoje masz, a ja jeszcze nie.

– No, mam, ale na kredyt i sam musiałem na nie zapracować. Dlaczego ty masz dostawać swoje za darmo tylko dlatego, że byłaś mniej zaradna życiowo? – czułem, że zaczynają mi puszczać nerwy.

– No wiesz co? Naprawdę wydrzesz mi z rąk to, co mi się należy? Taki jesteś pazerny?

– Pazerny?! Ja? Chyba ty! Przecież spadek należy się i mnie i tobie!

– Nie jestem taka pewna... – mruknęła Marianna, patrząc na mnie spode łba.

Wtedy to zignorowałem. W życiu nie przyszło mi do głowy, że siostra chce mi coś w ten sposób przekazać.

Kłamie czy mówi prawdę?

Miesiąc później spotkaliśmy się w obecności prawnika. Nie chciałem odpuszczać swojej leniwej, rozbestwionej siostrze. Rodziców już nie było, więc nie było nikogo, kto bezpodstawnie stanąłby po jej stronie. Czas wydorośleć.

W kancelarii moja siostra pojawiła się naburmuszona jak nastolatka. Zachowywała się, jakby najwyższą bezczelnością z mojej strony była chęć równego podziału majątku po rodzicach! W swoim zachowaniu oczywiście nie widziała niczego złego: przecież jej się zawsze wszystko należało...

– Jak rozumiem, mój klient chce, aby wszystko odbyło się zgodnie z testamentem, czyli przeszło po połowie na panią i mojego klienta...  – zaczął poważnym tonem mój prawnik.

– Tak, dokładnie – potwierdziłem.  – Obydwoje jesteśmy dziećmi naszych rodziców, więc obojgu nam należy się spadek.

– Ale widzą panowie, to nie jest do końca prawda... – mruknęła nagle moja siostra i uśmiechnęła się obrzydliwie.

– Słucham?  – zapytał prawnik.

– Mój brat wcale niekoniecznie jest synem naszego ojca... Tata powiedział mi to kiedyś w zaufaniu – oznajmiła Marianna.

Myślałem, że spadnę z krzesła. Nagle zrobiło mi się gorąco, a po głowie zaczęły mi krążyć setki myśli. To prawda? Czy tylko kłamstwo dla kasy? Co ona wyprawia?

– Ale czy ma pani na to jakiś dowód? Czy ojciec zrzekł się kiedykolwiek ojcostwa?  – zapytał prawnik.

– No... Chyba nie. Ale to chyba niezbyt sprawiedliwe, żebym dzieliła się majątkiem z obcym facetem, prawda? Na pewno da się to jakoś zweryfikować. A do tego czasu mieszkanie rodziców powinno być pod moją opieką...  – powiedziała moja siostra z tym samym paskudnym uśmieszkiem na twarzy.

– Dosyć tego  – uciąłem chłodno i zerwałem się z krzesła, po czym wyszedłem z kancelarii.

Byłem zszokowany. Nie tylko informacjami, którymi postanowiła podzielić się ze mną siostra, ale i tym, że w ogóle była w stanie się w ten sposób zachować. „O nie, nie odpuszczę jej! Chce wojny? To będzie ją miała. Cwaniara chciała mieć wszystko, a zostanie z niczym!”, myślałem z goryczą, planując zemstę.

Czytaj także:
„Zostawiłam męża i ogołociłam nasze konto bankowe. To była zapłata za zdradę. Prawie zrujnowałam nasze życie”
„Obcy facet wychowuje moje dziecko i płaci za błędy mojej młodości. Zawsze wiedziałam jak się ustawić”
„Wszyscy się ze mnie śmiali, bo wyszłam za mąż za robotnika. Teraz my brylujemy na salonach, a oni wyją z zazdrości”

Redakcja poleca

REKLAMA