Miało to być potężne wesele, na trzysta osób, z poprawinami. Naszej rodziny nie byłoby stać, ale narzeczony Agi pochodził z bogatego domu, a i sam miał kasy jak lodu. Jednak oczywiście ojciec nie mógł pozwolić, by rodzina wyszła na żebraków, wziął kredyt i się dołożył. Kwestia honoru. No więc wesele się zbliżało, Aga niemal fruwała ze szczęścia, a ja, jej starsza o trzy lata siostra, udawałam, że jej nie zazdroszczę. Czego? Domu z ogrodem, w którym miała zamieszkać, zbliżającego się wielkiego wesela, przepięknej sukni prosto z Rzymu i miesiąca miodowego na luksusowym jachcie pływającym po Morzu Śródziemnym. Jacht był co prawda nie własny, lecz wypożyczony, mimo to… wiadomo.
Ale nie zazdrościłam jej narzeczonego
Przez dwa lata, kiedy Aga chodziła z Maurycym, nie mogłam go polubić. Nie wiem dlaczego. Był przystojny, dobrze wychowany, oczytany, zaradny. Aga mówiła, że jest czuły i romantyczny. Twierdziła, że zakochał się od pierwszego wejrzenia, że jest jego pierwszą miłością w życiu, i że bez niej nie wyobraża sobie życia. No, ideał. Ale ja mu nie ufałam. Może dlatego, że jak na mój gust był za bardzo wobec niej zaborczy. Jednak Aga wyśmiała mnie.
– Nie znam bardziej samodzielnej i samowystarczalnej osoby niż ty. Oczywiście, że w twoich oczach jest zbyt zaborczy. Ale ja to lubię. Czuję się zaopiekowana.
Cóż, to w końcu jej facet, nie mój. Tamtego dnia Agnieszka przyszła do mnie niespodziewanie. Była szósta rano. Kiedy na wpół przytomna otworzyłam drzwi, stała w korytarzu, drżąca. Weszła bez słowa do środka i skierowała się prosto do kuchni. Poszłam za nią. Wyciągnęła z zamrażarki wódkę. O szóstej rano! Patrzyłam, jak nalewa sobie do szklanki na palec i wypija jednym haustem. Usiadłam przy stole.
– Dopadł cię strach – stwierdziłam.
Ślub miał być za trzy dni, poprzedniego dnia w południe był próbny obiad (nie rozumiem tego zwyczaju, ale tak chcieli rodzice Maurycego), więc mogła poczuć, że wkrótce jej życie się zmieni. Strach jest jak najbardziej zrozumiały. Agnieszka znów sobie nalała i usiadła naprzeciwko mnie ze spuszczonym wzrokiem. Jej dłonie drżały, a wyraz oczu, które na mnie w końcu podniosła, sprawił, że wszelkie opary snu natychmiast się rozwiały.
– Ja... chyba zrobił coś strasznego – powiedziała niepewnie.
– Jak to, chyba? I kto? Maurycy?!
Byłam wstrząśnięta.
– Wróciliśmy z obiadu z jego rodzicami – zaczęła opowiadać. – W końcu pojechali. Ucieszyłam się, bo trochę bolała mnie głowa. Poza tym chyba coś mi w tym obiedzie zaszkodziło, bo wątrobę miałam napuchniętą i ledwo mogłam się ruszać. A Maurycemu zebrało się na zbliżenia. Mówiłam, że źle się czuję, nie jestem w nastroju. A on tylko nawijał, że taki jest szczęśliwy, że miłość go rozsadza i musi dać jej upust, musi mi pokazać, jak bardzo mnie kocha. Mówiłam mu, że wiem, że rozumiem, i że może mi to udowodnić rano, jak mi przejdzie… Ale on nie słuchał. Po prostu… zaciągnął mnie na kanapę i zaczął się dobierać.
Prosiłam, żeby tego nie robił... – głos mojej siostry zniżył się do szeptu. – A wtedy on... Przestał. Ale się obraził. Zaczął na mnie krzyczeć, że gdyby wiedział, że jestem taką cnotką, w życiu by mi się nie oświadczył. Za trzy dni wychodzę za niego za mąż... Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło, zawsze się wycofywał. Nie miał pretensji, mówił, że rozumie. Przez te lata może trzy razy powiedziałam „nie”. Prawie całą noc nie spałam. Rano popatrzyłam na niego i… poczułam lęk. Co się dzieje?
W jasnoszarych oczach siostry widziałam niezrozumienie i przerażenie.
Moje osłupienie przeszło
– Nie wiem i nie interesuje mnie to – odparłam stanowczo. – Zrywaj zaręczyny.
Przerażenie zastąpiła panika.
– Przestań, nie mogę tego zrobić!
– Dlaczego? Tylko sobie nie wmawiaj, że to było raz i więcej się nie zdarzy. Doskonale wiesz, że to dopiero początek.
Agnieszka dopiła wódkę, wstała z krzesła i zaczęła chodzić po kuchni. Lekko się chwiała, alkohol zaczął działać.
– Ale wesele! – pokrzykiwała. – Na trzysta osób! Tata się zadłużył, rodzina przylatuje z Anglii, nie mogę teraz uciec!
– Nie możesz wyjść za mąż za kanalię, bo tata wziął kredyt – powiedziałam stanowczo i posadziłam ją na krześle.
– Wytłumaczę mu, że tak nie wolno…
– Aga, on doskonale wie. To inteligentny, silny mężczyzna. Rozumiesz? Już poczuł, że jesteś jego, że się nie wycofasz, i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Nie wiadomo, co trzyma w zanadrzu. On jest despotyczny i zaborczy. Miałam rację, że mi się to nie podobało – dodałam.
– Ale on po prostu bardzo mnie chciał... Był łagodny, mówił, że mnie kocha, pragnie…
Już zaczęła go tłumaczyć, usprawiedliwiać, zmieniać interpretację. Przytrzymałam ją i zmusiłam, by spojrzała mi w oczy.
– Zadam ci pytanie, a ty sięgnij w głąb serca, zanim mi odpowiesz. Czy czułaś się, jakby coś na tobie wymuszał? Bo przyszłaś do mnie o świcie, drżąca, i zaczęłaś pić wódkę.
Z jej oczu pociekły łzy.
– Czuję się strasznie – wyszeptała. – Potraktowana jak śmieć, jak zabawka.
– A teraz pomyśl o Maurycym. Czy nadal mu ufasz, że cię nie skrzywdzi?
Myślała długo, a potem pokręciła głową. To załatwiało sprawę. Aga nie wróciła już do domu narzeczonego, w południe zerwała z nim przez telefon.
Oczywiście zrobiła się afera
Najbardziej obawiałyśmy się reakcji rodziców, ale niepotrzebnie. Mama co prawda okazała żal za straconym domem, dobrym samochodem i ogólnie luksusem, w którym mogłaby żyć jej córeczka, i przez chwilę starała się znaleźć jakieś rozwiązanie problemu, ale wtedy tata przerwał jej i powiedział:
– Nie wróci do niego i już!
Popatrzył na mamę, a ona się zmieszała i już nic nie mówiła. Maurycy próbował się kontaktować, ale Agnieszka nie chciała się z nim widzieć. Nie miała ochoty słuchać przeprosin, tłumaczeń i obietnic. Odnosiłam wrażenie, że z każdym dniem trauma tamtego wieczoru nasila się. Mieszkała u mnie, dużo rozmawiałyśmy. Trzeciego dnia dostałam telefon od ojca Maurycego. Wstawił się za synem i prosił, bym namówiła siostrę na spotkanie.
– On ją bardzo kocha. Jest jego pierwszą prawdziwą miłością – tłumaczył. – Rozumiem, że pani siostra czuje się źle, ale Maurycy jest w ostrej depresji. Boję się… – przed telefon dobiegło drżące westchnienie. – Mój syn prosi tylko o jedno spotkanie z ukochaną. Żeby ją przeprosić.
– Nie zostawię jej z nim samej – powiedziałam od razu.
– On to rozumie. Proponuje kolację w restauracji. Będzie się czuła bezpiecznie. Pani Halino, dla nas to też jest dramat. Polubiliśmy Agnieszkę, nigdy nie mieliśmy córki, a ona była idealna. Proszę o tak niewiele. Kolacja w restauracji. Wśród ludzi. Proszę dać szansę mojemu synowi, by zyskał spokój duszy. By zakończył ten etap swojego życia, tak jak tego pragnie. Może i nam przyniesie to spokój.
Uważałam, że Agnieszka powinna odmówić, ale decyzja nie należała do mnie. A ona lubiła rodziców Maurycego. Uznała, że zrobi to dla nich. Spotka się z byłym narzeczonym w restauracji.
Jakoś przetrwa jego błagania i przeprosiny
– Tylko nie daj się przekabacić – ostrzegłam ją, kiedy wychodziła z mojego samochodu przed restauracją.
– Nie ma szans – powiedziała z bladym uśmiechem. – Wciąż mam koszmary. I tak naprawdę nie chcę tu być. Chyba się odkochałam. Ale oni byli dla mnie dobrzy… Wróć za dwie godziny. Więcej nie zdzierżę.
Maurycy czekał już na Agnieszkę przy stoliku. Ubrany w smoking, z wybrylantowanymi włosami, wyglądał wyjątkowo przystojnie, jak amant filmowy. Na stole stało ulubione wino Agnieszki, kieliszki, owoce i przekąski. Kelnerka potem zeznała, że mężczyzna zachowywał się spokojnie, patrzył na kobietę zakochanym wzrokiem. Wziął ją za rękę i całował jej dłoń. Kelnerka widziała, że kobieta lekko zesztywniała. Nie wyrwała ręki od razu, ale cofnęła ją po chwili. Wyraźnie nie czuła się komfortowo. Rozglądała się wokół, jakby chciała, by ktoś ją stamtąd zabrał. Kucharz w restauracji zeznał, że wcześniej, przed kolacją, Maurycy przyszedł do kuchni, prosząc, by jedno z zamówionych wcześniej dań było mało posolone, bo jego ukochana nie soli.
– Opowiadał, że to najważniejsza kolacja jego życia. Że zależy od niej, czy jego miłość zostanie z nim na zawsze. Nie wyglądał na wariata.
Aga i Maurycy zjedli zamówione dania
Moja siostra wypiła wino. Nie powinna była, uprzedzałam ją wcześniej, by nie piła alkoholu, ale Maurycy znał ją doskonale. Zamówił danie, do którego ona zawsze piła białe wino, bo jej wyjątkowo razem smakowało. Pół kieliszka. Kilka łyków. Trucizna była właśnie w winie. Klientka przy sąsiednim stoliku, która popatrywała często na Maurycego, bo się jej wyjątkowo podobał, zeznała, że Maurycy spokojnie patrzył na kobietę, kiedy umierała. Kiedy Agnieszka osuwała się na podłogę i w restauracji zaczęło wrzeć, Maurycy nie reagował. Uniósł swój kieliszek z winem i wypił do dna.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”