„Moja siostra postanowiła urządzić święta na bogato. Sama tonie w długach, ale na stole ma być kawior i ośmiorniczki”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Coolpicture
„Zarówno szwagier, jak i ona byli na emeryturze i z tego, co mi było wiadomo, z trudem udawało im się opłacać comiesięczne rachunki. W lecie siostra poprosiła o niewielką pożyczkę, bo zepsuła im się kosiarka, a jesienią na wizytę u lekarza dla Bogdana. A nagle Irena zaczęła szastać tysiącami?”
/ 17.12.2023 21:15
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Coolpicture

Zaskoczyło mnie, kiedy dowiedziałem się, że Irena postanowiła kupić mężowi w prezencie świątecznym zegarek. Był to kosztowny upominek. Za kwotę, którą wydawała na jeden prezent, można było przecież zorganizować całe święta!

Szok był jeszcze większy, kiedy w sklepie z markowym obuwiem siostra pojawiła się przy kasie z pudełkiem, w którym znajdowały się bardzo drogie buty sportowe dla jej syna. Następnie poprosiła mnie, żebym poczekała na nią w knajpie, bo chce kupić dla mnie prezent – niespodziankę.

– Irka, tylko nie kupuj niczego drogiego! – zastrzegłam. – Coś do pięćdziesięciu złotych. Może to być książka lub szalik. Nic ponadto! – poprosiłam.

– Skarbie, nie martw się, naprawdę mam pieniądze – parsknęła śmiechem. – Aż całe trzy tysiaki! Nie ma sensu ograniczać się, przecież Boże Narodzenie jest tylko raz do roku!

Byłam naprawdę zaskoczona. Ona i jej mąż byli na emeryturze i, z tego co mi wiadomo, ledwo wiązali koniec z końcem, z trudem opłacając bieżące rachunki. W lecie siostra poprosiła o niewielką pożyczkę, ponieważ popsuła im się kosiarka, a jesienią na wizytę lekarską dla Bogdana. A teraz nagle szastała tysiącami?

– Zaciągnęłam kredyt – wyjaśniła, widocznie dumna z siebie. – Wiesz, pożyczka gotówkowa. Małe oprocentowanie, spłacimy nieco więcej, niż otrzymaliśmy, w dogodnych ratach rozłożonych na cały rok. No, idź już, wydaje mi się, że znalazłam coś dla Ciebie!

– Tylko niech to będzie książka lub szalik! – zawołałam za nią, po czym udałam się na kawę, wybierając najtańszą opcję.

Starałam się nie korzystać z barów czy restauracji, by nie wydawać zbyt dużo pieniędzy. Wystarczy przecież poczekać godzinę czy dwie, aby w domu zjeść coś naprawdę smacznego, a jednocześnie niedrogiego.

Zupełnie jak dzieciaki

Następnego dnia rano poszliśmy we czwórkę na zakupy spożywcze. Bogdan i Marek popychali marketowy wózek, Irena wrzucała do niego wszystko, co wpadło jej w oko, a ja starałam się jakoś ograniczyć ten chaos.

– Ej, po co nam tyle masła? – próbowałam jej przetłumaczyć. – Co planujesz upiec? I dlaczego wybrałaś rodzynki najdroższej marki? Zobacz, te sprzedawane na wagę są o połowę tańsze. Chyba nie musimy też kupować tych konkretnych śledzi. Te prosto z beczki są znacznie tańsze, a śmietanę i cebulę dodamy same...

– Oj, ciociu, jak ty potrafisz narzekać. Przecież to święta, prawda? Trzeba czasami zaszaleć! – zarechotał Marek, wrzucając do koszyka trzy paczki wędzonego łososia. Już miałam zapytać, kto będzie jadł łososia, skoro mamy śledzie i karpia, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

Irena także nie była zadowolona z mojego narzekania. Zachowywała się jak małe dziecko w sklepie z zabawkami. Brała dosłownie wszystko, co jej wpadło w oko, mimo że było jasne, że nie zjemy tego wszystkiego, a większość produktów przeterminuje się, zanim zdążymy je otworzyć. Na koniec panowie poszli zapakować nasze zakupy do auta, ale Irka chciała jeszcze pooglądać bibeloty na świątecznym kiermaszu. Można tam było znaleźć ręcznie malowane bombki, wyroby cukiernicze i inne produkty, które zazwyczaj były o połowę tańsze, ale w święta windowali ich cenę.

– Zobacz, jaki wspaniały jest ten obrus – zachwycała się nad naprawdę przeciętnym białym obrusem, którego cena wprost zwalała z nóg.

– Ale przecież masz już trzy białe obrusy – przypomniałam jej.

– Wandziu, ale jeszcze nie mam takiego z gwiazdkami – uparcie stwierdziła i oczywiście go kupiła.

Zawsze trudno jest spłacać raty

Ostatecznie uznałam, że nie moim zadaniem jest edukowanie siostry w kwestiach finansowych. Zostałam wdową, gdy moje dzieci były jeszcze małe, a ja musiałam znaleźć sposób na przetrwanie. Nauczyłam się sztuki oszczędzania i mądrego zarządzania funduszami. Moje pociechy na szczęście wzięły ze mnie przykład i dzisiaj każde jest samodzielne i radzi sobie naprawdę dobrze. Irena i Bogdan żyli zupełnie inaczej. Ale jak to mówią: to ich życie, to ich wybór.

Faktycznie, w tym domu święta obchodzono na bogato. Wszystkiego było w nadmiarze. O wiele lepsze byłoby stwierdzenie, że wszystkiego było po prostu za dużo. Od lat moja dieta była skromna. Gdy zdecydowałam się kupić wędzonego łososia, wszyscy cieszyliśmy się z niego. Jedliśmy go wspólnie na pięknie udekorowanych kanapkach, wiedząc, że nie jest to coś, co można jeść codziennie.

Zadziwienie ogarnęło mnie, kiedy zobaczyłam, jak Mareczek zjada sam całe opakowanie, tak naprawdę nie zwracając uwagi na to, co je. Dokładnie tak samo było z colą. Dla moich dzieci był to przysmak, który był dla nich nagrodą. Kupowałam ją na wyjątkowe okazje. Nie przypuszczałam, że istnieją osoby, które mogą ją spożywać litrami każdego dnia! Już w trakcie przygotowań wiedziałam, że przynajmniej połowa tych dań po prostu się zmarnuje. Porcji sałatek z majonezem wystarczyłoby prawdopodobnie dla całego batalionu wojska, podczas gdy nas było jedynie czworo.

Bogdan przygotował dla nas ogromną ilość karpia, a Irena upiekła aż siedem ciast. Tak, dokładnie siedem! Kto miał to wszystko zjeść? Kiedy patrzyłam na to wszystko, było mi naprawdę smutno. Jeszcze trudniej było mi, kiedy pomyślałam, że długi związane ze świętami będą spłacać przez cały kolejny rok.

Czułam się nieswojo, przyszła pora na prezenty. Ja przygotowałam dla każdego drobiazg, przecież święta to nie urodziny czy jakiekolwiek rocznice. Kluczowa jest pamięć, a nie wartość prezentu, prawda? Moje prezenty – książki dla chłopców i dekoracyjne łyżeczki dla Ireny – wyglądały skromnie w porównaniu z luksusowym zegarkiem, drogimi butami i srebrną bransoletką, którą dostałam.

– Nie przejmuj się tym, kochana! – rzekła siostra, zakładając na ramię zrobioną ze skóry torebkę, prezent od męża. – Przecież mówiłam, że na święta mam gotówkę!

– Ale, Irenko, wiesz dobrze, że to nie są pieniądze, które naprawdę są twoje, prawda? – starałam się, aby to, co mówię, nie brzmiało jak wyrzut, ale martwiła mnie lekkomyślność siostry. – Będziesz musiała je zwrócić i jeszcze zapłacić odsetki.

– Ale przecież mam cały rok na to, już ci to mówiłam. Bank podzielił dla nas kwotę na dogodne raty – powiedziała, powtarzając to, co usłyszała w reklamie telewizyjnej.

Starałam się przekazać jej, że koncepcja "wygodnych rat" nie istnieje. Raty zawsze są uciążliwe, ponieważ zmuszają do przekazania części zarobków czy emerytury. I to każdego miesiąca. W tym momencie Irena poczuła złość, zarzucając mi, że traktuję ją jak osobę, która nic nie rozumie, a przecież ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jakiej jest sytuacji. Ostatecznie zdecydowałam się odpuścić. W końcu to ich sprawa.

To nie była łatwa ani przyjemna lekcja

Nie zdecydowałam się zostać na Sylwestra, nie widziałam ku temu powodu. Mareczek zabrał mnie do domu z czterema ogromnymi torbami pełnymi wałówki, które Irena wręczyła mi w ostatniej chwili przed wyjściem. Nie chciałam tego przyjąć, bo byłam pewna, że nie zdołam tego wszystkiego zjeść i większość tych pyszności po prostu się zepsuje, ale Irena była nieustępliwa.

Trzy torby otrzymane od Ireny przekazałam do "Siostry Marty", czyli do kuchni dla osób bezdomnych.

Na początku lutego skontaktowała się ze mną Irena. Jej syn miał stłuczkę na drodze i uszkodził reflektor. Nie miał pieniędzy, żeby to naprawić. W tym momencie również oni nie mieli dodatkowych środków, aby go wesprzeć.

– Chcielibyśmy mu pomóc, ale spłacamy obecnie pożyczkę – powiedziała z rezygnacją siostra.

– Rozumiem – odpowiedziałam. – On nie ma żadnych oszczędności? Coś na nieprzewidziane sytuacje?

– Niestety, on zawsze wydaje wszystko, co zarobi. Mogłabyś nam pożyczyć pięćset złotych? – zapytała.

Pożyczyłam. Wiedziałam, że odda. Wiedziałam też jednak, że Marek z pewnością nigdy nie wyprowadzi się od rodziców. Nie wiem, co musiałoby się stać, aby zrozumiał, że czasem warto oszczędzać.

Serce mi pęka na widok siostry i szwagra, którzy teraz muszą kolejne raty. Mam jednak ograniczone możliwości, aby im pomóc. Oszczędzania po prostu trzeba się nauczyć. Nie jest to ani łatwe, ani miłe i z pewnością nie każdy jest gotowy na taką lekcję. Co więc na to poradzić?

Czytaj także:
„W tym roku święta spędzamy pod palmami. Mam dość stania w garach. Niech się synowa na trudzi”
„Przypadkiem odebrałam telefon siostry i usłyszałam głos mojego męża. Mruczał do słuchawki, że tęskni za jej ciałem”
„Przygarnęłam pod swój dach drugą żonę mojego byłego męża. Połączyła nas niechęć do tego samego mężczyzny”

 

Redakcja poleca

REKLAMA