„Moja sąsiadka była samotna, ale miała pewien talent, który postanowiłam wesprzeć. Rozkwitła dzięki mnie”

kobieta pomaga starszej sąsiadce fot. Adobe Stock, Grady Reese/peopleimages.com
„Jednak aż takiego wybuchu entuzjazmu się nie spodziewałam. Posadziły mnie przed komputerem, włączyły w Internecie stronę z frywolitkami. Na zdjęciach zobaczyłam robioną z kordonka biżuterię – bukiety kwiatów jako naszyjniki, urokliwe plecionki jakby mróz zamroził szyby w oknie, delikatne kolczyki…”
/ 23.06.2023 22:30
kobieta pomaga starszej sąsiadce fot. Adobe Stock, Grady Reese/peopleimages.com

Wracając po pracy do domu, zza drzwi sąsiadki z drugiego piętra poczułam swąd spalenizny. To się często w bloku zdarza, więc to zignorowałam. Lecz kiedy wyszłam z pieskiem, klatkę wypełniał już siwy dym.

Zaczęłam walić do drzwi, przerażona, że w środku szaleje pożar. I nic. Szarpnęłam za klamkę – też nic. Już sięgałam po komórkę, kiedy z mieszkania obok wychyliła się głowa sąsiada.

– Boże! – jęknął.

– Dzwonię po straż i pogotowie! – krzyknęłam do niego.

– Trzeba wyważyć te drzwi!

– Ja mam klucz! Pani Lena dała mi go na wszelki wypadek! – odkrzyknął i po chwili pojawił się z kluczami w ręku.

Wpadliśmy do środka

Spodziewaliśmy się nieprzytomnej, zaczadzonej sąsiadki i języków ognia buchających z kuchni. Ale pani Leny nigdzie nie było, tylko w piekarniku… dopalało się w brytfance zwęglone mięso.

Wyłączyłam gaz i wyniosłam osmolony garnek na balkon. Pan Henryk już pootwierał okna. Popatrzyliśmy po sobie, nie wiedząc, co dalej. Ponieważ jednak moja Kora rwała się do biegania, i nie wiedzieliśmy, kiedy sąsiadka wróci, pan Henryk stwierdził:

– Ja zostanę. Wywietrzę, a potem w drzwiach zostawię kartkę.

Pod wieczór na moim progu stawiła się sąsiadka ze słowami:

– Nie wiem, jak mam pani dziękować! Pan Henryk mówi, że gdyby nie pani… Chciałabym się jakoś odwdzięczyć i zaprosić w sobotę na podwieczorek…

– Ależ nie trzeba, naprawdę… – zaczęłam, ale gdy w oczach starszej pani zobaczyłam błysk zawodu, zrozumiałam, że bardzo jej zależy, żeby nas ugościć.

No tak: jej jedyny syn mieszka z rodziną za granicą, chyba w Stanach, więc nie widują się często. Nie miała także wielu znajomych, więc łaknęła towarzystwa.

– Pani Leno, przyjdę z przyjemnością! – stwierdziłam.

O umówionej godzinie zadzwoniłam do drzwi sąsiadki

Zaprowadziła mnie do dużego pokoju. Rozejrzałam się po nim ciekawie i… oniemiałam.

– Pani Leno, ależ to jest śliczne! – wykrzyknęłam.

Ratując sąsiadce mieszkanie, nie miałam czasu zauważyć, jakie ma w nim piękne rzeczy.
A teraz podziwiałam leżące i wiszące dokoła dziesiątki misternych obrusików, serwetek, poduszeczek i zasłonek – wszystkie białe, z delikatnej koronki.

– Ma pani oszroniony cały dom! Skąd pani wzięła te cuda?

– Zrobiłam – odparła.

Sama to pani zrobiła? Ma pani talent! – byłam zdumiona.

– Eee tam, od razu talent! Ja to tylko powtarzam po babci i mamie – machnęła ręką.

– Ale kto teraz robi takie rzeczy? To jest piekielnie trudne!

– Tylko tak wygląda. Frywolitki wcale nie są skomplikowane.

– Frywolitki… – powtórzyłam nowe słowo: faktycznie pasowało do tych misternych cudeniek.

– Ja mam dwie lewe ręce do takich prac – westchnęłam.

Przyszedł pan Henryk i zajęliśmy się pałaszowaniem ciasta i wychwalaniem gospodyni.

Jednak sprawa frywolitek nie dawała mi spokoju

W mojej głowie kiełkował pewien pomysł.

– Pani Lenko, czy ja bym mogła pożyczyć kilka tych pani frywolitek do szkoły, na lekcję o rękodziele?  – zapytałam. – Akurat w swojej klasie przerabiam „Chłopów” Reymonta.

Zgodziła się z ochotą.

Uczę języka polskiego w podstawówce. Moi uczniowie są fantastyczni, ale wiedzą przerażająco mało o rzeczach innych niż komputer czy elektronika. Uznałam, że obejrzenie ręcznie wykonanych cudeniek świetnie im zrobi. Szczególnie dziewczynom. Jednak aż takiego wybuchu entuzjazmu się nie spodziewałam.

– Skąd pani to ma?! – otoczyły mnie natychmiast. – To jest teraz bardzo modne!

– Bardzo modne? Serwetki?

– Nie serwetki, tylko frywolitki! – roześmiały się. – Taką techniką robi się teraz kolczyki i naszyjniki. Jak pani pójdzie z nami do pracowni, to pokażemy!

Posadziły mnie przed komputerem, włączyły w Internecie stronę z frywolitkami. Na zdjęciach zobaczyłam robioną z kordonka biżuterię – bukiety kwiatów jako naszyjniki, urokliwe plecionki jakby mróz zamroził szyby w oknie, delikatne kolczyki…

– Bardzo byśmy chciały nauczyć się to robić – stwierdziły.

– To świetnie! – odparłam.

Jeszcze tego samego dnia poszłam do pani Leny

A tydzień później zasiadłyśmy w jednej ze szkolnych salek – pani Lena i ja z dziewczynkami. Dawno nie widziałam, żeby coś tak je zajęło! Chłonęły każde słowo starszej pani, wpatrując się w jej migające druty do frywolitek.

Po pierwszej lekcji każda wyszła radosna z własnoręcznie zrobioną gwiazdką i planem: 

– Za tydzień zrobimy drugą, nakrochmalimy, dodamy zawieszki i kolczyki gotowe!

– Te pani uczennice są nadzwyczajne! – po spotkaniu pani Lena wyraźnie ożyła.

Nasza Frywolna Grupa (tak się nazwałyśmy) zbiera się we wtorki. To nie wszystko: dziewczynki zaprzyjaźniły się ze starszą panią i wpadają do niej zwierzać się ze swoich sekretów. Samotność już pani Lenie nie grozi.

Czytaj także:
„Gdy spałem z moją dziewczyną, przez sen mówiłem imię pięknej kochanki z hotelu. Nie potrafiłem zapomnieć jej ciała”
„Po macierzyńskim czułam się bezwartościowa na rynku pracy. Byłam mamuśką, nie kobietą sukcesu”
„Nie znosiłam swojego teścia. Każdym swoim gestem, słowem i spojrzeniem dawał mi odczuć, że mnie nie akceptuje”

Redakcja poleca

REKLAMA