„Gdy spałem z moją dziewczyną, przez sen mówiłem imię pięknej kochanki z hotelu. Nie potrafiłem zapomnieć jej ciała”

załamany mężczyzna fot. iStock, Wavebreakmedia
„W ogóle przestałem przejmować się obecnością Marysi i jej uczuciami. Niby starałem się poprawiać jej humor i o nią dbać podczas górskich wypadów, ale wystarczyło, że pojawiła się Ewa, a wszystko przestawało się liczyć”.
/ 22.06.2023 09:15
załamany mężczyzna fot. iStock, Wavebreakmedia

Była zjawiskowo piękna. Wydawała się wręcz nierealna w tej srebrzystej poświacie księżyca. Chociaż widziałem ją wyraźnie, nie miałem pewności, czy istnieje naprawdę. Bo czy takie kobiety w ogóle istnieją? Drobne i kruche jak płoche sarny…

Jej włosy opadały kaskadą ciemnych fal na kruche ramiona. Koszula zsunęła się delikatnie, odkrywając długą szyję i zarys ramion. Dziewczyna przytrzymała ją dłońmi przed ześlizgnięciem się, a ja wstrzymałem oddech, wyobrażając sobie, jak mogłaby wyglądać bez koszuli. W pewnej chwili odwróciła się i zobaczyłem jej na wpół przymknięte oczy, maleńki nosek i pełne usta.

Nie zwróciła na mnie uwagi

Minęła mnie bez słowa i wyszła ze stołówki. Wychyliłem się. Wchodziła po schodach. Chwilę trwało, nim zdecydowałem się pobiec za nią. O ułamek sekundy za późno, bo zniknęła mi z oczu. „Kim jesteś?” – pomyślałem oszołomiony tym nieoczekiwanym spotkaniem.

– Była tu, naprawdę! – kłóciłem się rano z kumplami, żałując, że opowiedziałem im o nocnej przygodzie.

Nie rozumieli mojego zachwytu. Zaczęli kpić z moich nocnych urojeń.

– Nie pij tyle, brachu – Irek poklepał mnie po plecach.

Machnąłem ręką na ich gadaninę i rozejrzałem się uważnie po sali. O tej porze stołówka w schronisku pękała w szwach. Ci, co nie wyszyli
w góry o świcie, teraz powoli zbierali się do wymarszu. Inni już wracali, dźwigając pod pachami narty, i głośno opowiadali o porannych zjazdach lub wspinaczce.

Nigdzie jednak nie dostrzegłem zjawiskowej dziewczyny… A przecież mogłem przysiąc, że mi się nie przyśniła! Nie śmiałem zapytać o nią obsługi. Bałem się, że i oni mnie wyśmieją. Ale nie umiałem zapomnieć o dziewczynie spotkanej nocą w stołówce. Po powrocie z gór wieczorem znów wypatrywałem jej wśród gości. Postanowiłem zostać w stołówce tak długo, aż ostatni turysta pójdzie spać. Przez całą noc nie zmrużyłem oka, co jakiś czas zaglądając do sali. Bez skutku…

– Może wyjechała o świcie? – zauważył przytomnie Kuba.

Po czwartej nieprzespanej nocy poddałem się. Zacząłem wątpić: „Może nigdy nie istniała?”. Byłem już nieprzytomny ze zmęczenia, a następnego ranka czekała nas długa droga do domu, więc tym razem położyłem się wcześniej.

– Krzysiek się zakochał – stwierdzili bezceremonialnie kumple, gdy po zimowej przerwie wróciliśmy na uczelnię.

– Darujcie sobie – syknąłem wściekły, że wszystko rozniesie się po całym roku.

– Naprawdę się zakochałeś? W kim? – zainteresowała się Marysia, jedna
z fajniejszych dziewczyn w naszej grupie.

– W zjaaaawieeee…! – gromkim śmiechem parsknęli koledzy.

Marysia głośno westchnęła i dałbym głowę, że było to westchnienie ulgi.
Przyjrzałem się jej uważnie. Może nie równała się urodą z nocną zjawą, ale mogła się podobać. Wcześniej nie zwracałem na nią uwagi, lecz teraz wzbudziła moją ciekawość. „Czyżbym jej się podobał?” – pomyślałem i uśmiechnąłem się.

Zarumieniła się lekko. Rany, naprawdę na mnie leci! Zrobiło mi się bardzo miło. Marysia była wesołą dziewczyną w typie kumpelki. Często wracałem z nią po zajęciach do akademika, zahaczając po drodze o jakiś pub lub księgarnię. Świetnie nam się gadało… Jednak dopiero teraz dostrzegłem w niej kobietę.

W połowie lata byliśmy już parą. W październiku Marysia dołączyła do naszej paczki i pojechała z nami, gdy znów wybraliśmy się w góry.

– Co zrobisz, jak zobaczysz swoją zjawę? – zapytał mnie Irek, gdy tylko dotarliśmy na miejsce.

– Przecież ona nie istnieje – odparłem, udając, że zapomniałem o tamtej historii.

„Ciekawe, czy była prawdziwa” – pomyślałem przy tym, bo tajemnicza piękność śniła mi się niemal co noc.

– Jestem twoją sarenką? – spytała kiedyś Marysia, uśmiechając się słodko.

– Dlaczego tak myślisz? – spojrzałem na nią zaskoczony.

– Bo gdy przez sen mówisz „moja sarenka”, zaczynasz się do mnie przytulać jakoś tak inaczej – powiedziała, wyraźnie się rumieniąc. – Bardziej namiętnie.

Zełgałem ze strachu

Przestraszyłem się wtedy. Na całe szczęście nie nadałem dziewczynie imienia, mogłem więc skłamać, że owszem, to Marysia jest tą sarenką. Chociaż naprawdę nigdy o niej tak nie pomyślałem.

„Idealna miłość istnieje tylko w filmach” – mawiał mój tata po awanturach z mamą. I zaraz dodawał, że w życiu liczy się święty spokój, a on takiego we własnym domu nie ma. Mnie udało się stworzyć spokojny, przyjemny związek. Może nie było w nim namiętności i tej odrobiny szaleństwa, ale czy to takie ważne?

Tak sądziłem również tamtego dnia, wspinając się do schroniska. Jednak gdy przekroczyłem jego próg, moje serce dziwnie przyśpieszyło. Musiałem wziąć głęboki oddech, żeby wejść do środka. Tego wieczoru zostawiłem Marysię i znajomych w stołówce, a sam poczłapałem do łóżka. Nie wiem, czy tak zmęczyła mnie podróż, czy emocje związane z powrotem tutaj.

Obudziłem się w środku nocy zlany potem. W naszym pokoju panował zaduch nie do zniesienia, postanowiłem, więc zajrzeć do stołówki i napić się zimnej wody z kranu. Wyszedłem z pokoju na paluszkach. Napełniwszy litrową butelkę wodą, od razu wypiłem ją duszkiem. Potem zgasiłem światło, usiadłem na ławie, oparłem się o belkowaną ścianę, przymknąłem oczy.

Chciałem być sam...

Nagle dotarło do mnie, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu. Miałem przeczucie graniczące z pewnością: to ona! Otworzyłem oczy. Stała w drzwiach. Wyglądała niemal tak samo jak w zeszłym roku. Nie śmiałem się odezwać, żeby jej nie spłoszyć, więc tylko patrzyłem urzeczony. Nie zważając na mnie, dziewczyna jak wtedy podeszła do okna.

– Kim jesteś? – zapytałem.

Nie zareagowała. Podszedłem do niej cicho. Czułem jej spokojny oddech, rumiankową woń jej włosów. „Nawet jeśli jesteś tylko zjawą, pragnę cię do bólu” – z tą myślą zrobiłem ruch, by ją objąć.

– Nie! – krzyknęliśmy równocześnie, gdy oślepił nas błysk światła.
W drzwiach stała Marysia. To ona włączyła lampy w stołówce.

– Krzyś? – spojrzała na mnie zaspana.

Zbaraniałem. Nie spodziewałem się jej tutaj… Zerknąłem na dziewczynę. Wciąż stała obok, a więc istniała naprawdę.

– Zszedłem napić się wody – wytłumaczyłem pospiesznie Marysi i zwróciłem się do mojej sarenki: – Jestem Krzysiek, widziałem cię tutaj zeszłej zimy. Też przyszłaś w nocy do stołówki i stanęłaś tak jak teraz, przy oknie…

Czułem, jak wściekły wzrok Marysi pali mi plecy, ale nic mnie to nie obchodziło.

– Nie pamiętam tego – odparła dziewczyna z zakłopotaniem, jakby nie bardzo kojarzyła, o co w ogóle chodzi.

Dopiero po dłuższej chwili jej twarz rozjaśniła się uśmiechem:

– Ach, już rozumiem! Bo wiesz, ja czasem lunatykuję. Tak jak dziś. Wtedy pewnie też widziałeś mnie w tym stanie.

– Tak czy owak, dobrze, że wróciłaś, bo wreszcie cię poznałem. Jestem Krzysiek – powiedziałem, ujmując jej dłoń.

– A ja Marysia – rzuciła moja dziewczyna i stanęła między nami.

– Ewa – odpowiedziała spokojnie nocna piękność i uśmiechnęła się do nas. – Miło było was poznać. Muszę już iść.

– Ale... – tu przerwałem z wahaniem, a ona odwróciła się w moją stronę. – Ale nie wyjeżdżasz jutro, prawda?

– Nie ,będę tu jeszcze przez kilka dni, może się zobaczymy.

To tak wygląda miłość

– Idziemy już? – odezwała się Marysia.

Bez słowa ruszyłem do naszego pokoju. Ona również milczała, za co byłem jej szczerze wdzięczny. Obudziłem się jeszcze przed świtem. Świeży i wypoczęty, cmoknąłem w policzek Marysię i wyskoczyłem z łóżka. Byłem głodny jak wilk, a poza tym chciałem jak najszybciej zobaczyć Ewę. Przekonany, że po lunatykowaniu będzie zbyt zmęczona, żeby rano wybrać się w góry, popędziłem do stołówki. Nie myliłem się: siedziała wśród znajomych. Pomachałem do niej. Odwzajemniła mi się uśmiechem. Ludzie przy jej stoliku popatrzyli na mnie uważnie.

– To mój nocny znajomy – przedstawiła mnie Ewa.

– No nie, znowu kogoś uwiodłaś, zjawo! – parsknęła śmiechem jej sąsiadka. – Ja jestem Marta, siostra Ewy. Miło cię poznać. Dosiądziesz się do nas?

– Jak tylko się wykąpię. Będziecie tu jeszcze? – upewniłem się z obawy, że mogę Ewy już nie zobaczyć.

A ona ze śmiechem skinęła głową na znak, że będzie na mnie czekać. Pognałem pod prysznic, jakby mi kto skrzydła przypiął do ramion… I tak przez cały nasz pobyt w górach. Oszalałem ze szczęścia. Byłem jak w amoku… W ogóle przestałem przejmować się obecnością Marysi i jej uczuciami. Niby starałem się poprawiać jej humor i o nią dbać podczas górskich wypadów, ale wystarczyło, że pojawiła się Ewa, a wszystko przestawało się liczyć.

– Co ty wyprawiasz, stary! – Irek próbował przywołać mnie do porządku.
Wtedy zdobyłem się na odwagę i wyznałem mu, że chyba się zakochałem.
Musiałem komuś powiedzieć, co czuję.

Ofiarowałbym jej gwiazdkę z nieba

W pociągu rozstałem się z Marysią i napisałem esemes do Ewy, że jestem wolny i zakochany w niej po uszy. W sekundę zapomniałem o mojej dziewczynie. Liczyła się tylko tamta. Nie przeszkadzała mi dzieląca nas odległość. W końcu z Olsztyna (tam się uczyłem) do Łodzi (tam mieszkała Ewa) nie było aż tak daleko. A prawdziwa miłość potrafi pokonać wszelkie przeszkody.

Pierwszy raz sam na sam spotkaliśmy się tydzień później. Było magicznie. Przynajmniej dla mnie. Ewa, choć wymagająca, nic nie straciła ze swojego uroku. Podczas kolejnych spotkań zorientowałem się, że lubi być rozpieszczana, i bardzo starałem się o nią dbać. Zabierałem ją do najlepszych knajpek, kupowałem kwiaty, czekoladki, perfumy. Dałbym jej wszystko, byle była szczęśliwa.

Dlatego znalazłem dorywczą pracę i po zajęciach biegałem do jednej z sieciowych restauracji dorabiać jako kelner, a w weekendy gnałem do ukochanej. Przez rok żyłem jak na haju. Uczucie dodawało mi sił, chociaż sam nie wiem, jakim cudem zaliczyłem najpierw zimową, a później letnią sesję.

Nie mogłem doczekać się wakacji. Oczywiście zabrałem Ewę za granicę. Do Chorwacji. Sam opłaciłem pobyt i przejazd. Spodobało się jej nad Adriatykiem.

– Pięknie tu – stwierdziła pierwszego dnia, wychodząc na taras naszego apartamentu. – Skromnie, ale uroczo. Dokąd mnie dziś zabierzesz? – zapytała, zsuwając z ramienia kolorowe pareo.

Aż mi dech zaparło z wrażenia. Była taka piękna! I moja… Wynająłem samochód i obwoziłem ją po nadbrzeżnych miasteczkach. Kupowałem coraz bardziej wymyślne prezenty, bo Ewa nie lubiła byle czego. Ocucił mnie debet na karcie. Ledwie nam starczyło na powrót. O przydrożnych knajpkach musieliśmy zapomnieć.

Całą drogę fukała, że musi jeść kanapki, że jej gorąco, że jedziemy za wolno. Ciągle dzwoniła do koleżanek i narzekała na wszystko, jakby te nasze dwa tygodnie razem kompletnie się nie liczyły. W połowie drogi zmęczony uznałem, że muszę się zdrzemnąć. Nie stać mnie było już na hotel, więc wyciągnąłem śpiwór i zaproponowałem Ewie, żeby zrobiła to samo. Jak ona się wściekła! Zaczęła okładać mnie pięściami. Na koniec trzasnęła drzwiami i poszła do motelu.

Nie wiem, jaką opowiedziała im bajeczkę, ale użyczyli jej za darmo pokoju. O czym powiedziała mi dopiero rano, gdy wypoczęta wróciła do samochodu. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby zabrać mnie ze sobą. Zabolał mnie jej egoizm, ale nic nie powiedziałem.

W Łodzi rozstała się ze mną chłodno, cmoknęła w policzek, jak kiedyś ja Marysię, i powiedziała, żebym się odezwał, jak tylko trochę się odkuję.
Serce ścisnęło mi się z bólu…

Czy mimo wszystko da mi szansę?

Do końca wakacji piłem. Nie chciałem ani pracować, ani odzywać się do nikogo. Dopiero w październiku spotkałem kumpli i ludzi z roku. Zobaczyłem Marysię. Poczułem ukłucie zazdrości, że dla głupiej mrzonki straciłem oddaną i kochającą dziewczynę.

– Cześć – powitałem ją nieśmiało.

Spojrzała na mnie ze smutkiem, jak wtedy w pociągu, gdy mówiłem jej, że po raz pierwszy w życiu zakochałem się do szaleństwa, ale nie w niej…

– Ładnie wyglądasz – powiedziałem.

– A za to ty jak zbity pies – stwierdziła z wyraźnym współczuciem.

Westchnąłem, bo co mogłem powiedzieć? Przecież wiedziała o mnie wszystko. A jednak wciąż stała naprzeciwko mnie i chyba nie zamierzała odejść.

– Może pójdziemy na kawę i ciastko czy inne lody? – zaproponowałem.

– Już nie piwo i paluszki? Czyżbyś zaczął doceniać kobiety? – uniosła brwi.

– Doceniłem ciebie – odparłem i spojrzałem jej prosto w oczy.

Nie uciekła wzrokiem.

– Może się skuszę? Jeszcze nie dzisiaj, ale może pojutrze… Czemu nie? – powiedziała po chwili, która była wiecznością.

Czytaj także:
„Mój mąż jest strasznym sknerą. W życiu mi nic nie kupił. Gromadzenie pieniędzy jest jego życiowym celem”
„Mój mąż uważał, że 2-letnie dziecko powinno chodzić na tenis i angielski. Czy on oszalał?”
„Mój mąż nie rozumiał, że zajmowanie się dzieckiem to harówka. Zostawiłam go samego z synem na tydzień”

Redakcja poleca

REKLAMA