„Moja rodzina uważa, że to wstyd, że nadal nie mam męża i dzieci. Obrażają mnie i szukają winy we mnie”

Rodzina obraża mnie, bo jestem starą panną fot. Adobe Stock, fizkes
„– Kobietę, która go zdobędzie, czeka raj na ziemi. Postaraj się więc, moja droga. Dziewczyna w twoim wieku już dawno powinna mieć męża. Bądź miła, uwodzicielska. I zrób raz-dwa jakiś porządny makijaż, bo coś niewyraźnie wyglądasz – skrzywiła się lekko ciotka Elwira. Inni goście pokiwali głowami. Poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość”.
/ 09.09.2022 06:30
Rodzina obraża mnie, bo jestem starą panną fot. Adobe Stock, fizkes

Był kwadrans po siedemnastej. Zaparkowałam przed domem rodziców i taszcząc pod pachą prezent imieninowy dla mamy, weszłam do sieni. Z tarasu za domem od razu dobiegły mnie odgłosy rozmowy.

– Jak zwykle pięknie to wszystko przygotowałaś, droga szwagierko. Ale gdzie jest twoja córka? Czy ona zawsze musi się spóźniać? – usłyszałam ciotkę Elwirę.

Zamarłam. Bardzo lubiłam przyjeżdżać na weekendy do rodziców na wieś, ale tym razem miałam ochotę zrobić w tył zwrot i odjechać, zanim mnie ktoś zauważy.

Powodem była właśnie ciotka Elwira

Starsza siostra taty była ostatnią osobą, z którą chciałam się spotkać. Powód? Od prawie dziesięciu lat, czyli odkąd skończyłam studia, próbowała mnie wyswatać. Gdy tylko mnie widziała, dopytywała się, czy mam już narzeczonego, a gdy słyszała, że nie, natychmiast aranżowała mi spotkania z synami swoich przyjaciółek. Wykorzystywała do tego każdą okazję. Ślub w rodzinie? Już miała dla mnie towarzysza. Złote gody dziadków? Już sadzała mnie obok jakiegoś kawalera. Rodzinny obiad u niej? Potencjalny narzeczony już był. I tak dalej, i tak dalej. Znosiłam te jej zabiegi na prośbę taty, który miał dość zrzędzenia ciotki, że jako stara panna przynoszę rodzinie wstyd. Oczywiście nic z tego swatania nie wychodziło, bo kandydaci cioci byli, delikatnie mówiąc, nie w moim guście. Już po pierwszym spotkaniu traciłam ochotę na następne. Ciotkę oczywiście potwornie to denerwowało.

– Jak tak dalej będziesz kręcić nosem, to sama zostaniesz! Kobieta w twoim wieku powinna mieć już męża, dzieci – biadoliła, gdy dowiadywała się że odesłałam z kwitkiem kolejnego adoratora.

I zabierała się do szukania kolejnego. Szczęśliwie na imieninach mamy nie próbowała mnie do tej pory swatać, bo to nie ona układała listę gości, więc miałam nadzieję, że i tym razem ta wątpliwa przyjemność zostanie mi oszczędzona. Przywołałam więc na twarz uśmiech i odważnie weszłam na taras.

– Dzień dobry wszystkim! – zawołałam.

– O, jesteś wreszcie! Co tak późno? Już myśleliśmy, że coś ci się stało – mama zerwała się zza stołu i podeszła do mnie

– Przepraszam… Na drogach są takie korki, że wlokłam się jak żółw. Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! – ucałowałam ją i wręczyłam prezent.

Odłożyła go na bok, nie otwierając.

– Najważniejsze, że dotarłaś! I to przed niespodzianką – zawiesiła głos. Nagle w głowie zapaliła mi się czerwona lampka.

Co oni znowu szykują?

– Jaką niespodzianką? – spytałam.

– Bardzo miłą. Najdalej za godzinę wpadnie do nas z wizytą syn przyjaciółki Elwiry, Piotr. Będziesz miała z kim porozmawiać! – rozpromieniła się.

– No nie, nie wierzę. Myślałam, że chociaż dziś będę miała święty spokój z tym swataniem – naburmuszyłam się.

– Nie przesadzaj. To podobno bardzo porządny, a do tego przystojny mężczyzna. Kto wie, może akurat wpadnie ci w oko?

Przy stole nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam ochoty na rozmowę. Byłam wściekła na mamę, że dała się wciągnąć w zabawę w szukanie mi narzeczonego. Zresztą wszyscy milczeli, bo mówiła głównie ciotka. Oczywiście opowiadała o Piotrze. Wychwalała go pod niebiosa. Że taki wykształcony, poukładany, z porządnej rodziny. Ma własne mieszkanie, świetną pracę i drzwi do kariery otwarte szerzej niż nasza brama wjazdowa, gdy spodziewamy się gości. I chociaż kręci się wokół niego mnóstwo kobiet, ciągle jest singlem. Bo nie spotkał jeszcze na swojej drodze tej jedynej.

Kobietę, która go zdobędzie, czeka raj na ziemi. Postaraj się więc, moja droga. Bądź miła, uwodzicielska. I zrób raz-dwa jakiś porządny makijaż, bo coś niewyraźnie wyglądasz – skrzywiła się lekko ciotka Elwira.

Inni goście pokiwali głowami. Poczułam, jak ogarnia mnie wściekłość.

Wyglądam tak, jak chcę. A wam nic do tego! I nie zamierzam wdzięczyć się do żadnego Piotra. Prawdę mówiąc, nie mam najmniejszej ochoty nawet go oglądać na oczy – wrzasnęłam.

Zbiegłam po schodkach do ogrodu i popędziłam przed siebie jak szalona.

– Martyna, wracaj tu natychmiast, tak nie można! Przecież my chcemy tylko twojego dobra! – wołała za mną mama, ale nawet się nie obejrzałam.

Czułam, że jeśli zostanę tam dłużej, to dojdzie do awantury. Miałam dość paplaniny ciotki Elwiry i znaczących spojrzeń pozostałych gości. Chciałam, żeby wszyscy wreszcie się ode mnie odczepili, zapomnieli, że jestem stara panną. Zwolniłam dopiero wtedy, gdy znalazłam się na drodze prowadzącej nad jezioro. Kiedyś, gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, biegałam nią bardzo często. Zwłaszcza latem. Siadałam pod rozłożystą, starą wierzbą i uciekałam w świat marzeń. Wyobrażałam sobie, że jestem zamkniętą w wieży księżniczką, którą ratuje z opresji zakochany w niej do nieprzytomności, przystojny królewicz na białym koniu. Potem, gdy już podrosłam, bacznie rozglądałam się za takim królewiczem. Niestety, bezskutecznie.

Miłość omijała mnie szerokim łukiem

Bardzo cierpiałam z tego powodu, ale nie zamierzałam godzić się na żadne kompromisy.

„Albo ten jedyny, który mnie zauroczy od pierwszego wejrzenia, albo żaden” – powtarzałam sobie.

Efekt był taki, że ciągle byłam sama, czym doprowadzałam do rozpaczy ciotkę Elwirę. Bo przecież w naszej rodzinie starych panien nigdy nie było… Skręciłam w stronę starej wierzby. Chciałam, jak za szkolnych lat, zatopić się w marzeniach, uspokoić się. Przeszłam kilkadziesiąt metrów i zamarłam. Moje ukochane miejsce było zajęte przez jakiegoś mężczyznę. Siedział oparty o pień, gapił się na wodę i dumał nad czymś intensywnie ze zmarszczonym czołem. W pewnym momencie wyjął komórkę i zaczął wystukiwać jakiś numer. Zaciekawiona cichutko podeszłam bliżej i przycupnęłam za kępą krzewów.

Dobry wieczór, mówi Piotr – powiedział.

Omal nie zemdlałam z wrażenia! Przysunęłam się jeszcze bliżej i nadstawiłam ucha.

– Bardzo przepraszam, ale nie uda mi się niestety dotrzeć. Szef wysłał mnie w niespodziewaną delegację… Byłem pewien, że zdążę wrócić, ale nie… Mnie też jest bardzo przykro… Tak, mam nadzieję, że spotkamy się przy innej okazji… Do widzenia i jeszcze raz przepraszam – powiedział i się rozłączył.

Rzucił telefon na trawę i odetchnął z wyraźną ulgą. Rozbawiła mnie ta scenka. Ledwie powstrzymywałam się od śmiechu.

„A więc to jest ten tak wychwalany przez ciotkę Elwirę Piotr? Taki niby dobrze wychowany, a kłamie jak z nut. Widać ma tak samą wielką ochotę na to aranżowane spotkanie jak ja” – pomyślałam.

Nie wiem dlaczego, ale od razu poczułam do niego sympatię. Nie zastanawiając się, wyszłam z ukrycia.

– Czyżby się pan zgubił? Mogę pomóc, znam tu każdą dróżkę – uśmiechnęłam się.

Spojrzał na mnie zaskoczony

– Dziękuję, poradzę sobie – wykrztusił

– Na pewno? Bo jak do autostrady, to prosto tą drogą, a potem w lewo. A jak na imieniny, to w prawo. Taki piętrowy dom ze spadzistym dachem – ciągnęłam z niewinną minką.

– Na imieniny? A skąd pani wie, że akurat ich szukam? – zdziwił się.

– Jestem Martyna. A osobą, którą pan tak bezczelnie przed chwilą okłamał, była zapewne moja ciotka Elwira – roześmiałam się.

– O Boże, wszystko słyszałaś… Co za idiotyczna sytuacja, naprawdę nie wiem, co powiedzieć… – zmieszał się.

– Najlepiej prawdę! Że nie masz ochoty na randkę ze mną! – odparłam.

Stropił się jeszcze bardziej.

– To nie tak… Moja mama i twoja ciotka wymyśliły sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i musimy się poznać. Nienawidzę takich nacisków, więc postanowiłem wykręcić się ze spotkania. Ale teraz bardzo tego żałuję… Czy pozwolisz mi to naprawić? – wykrztusił.

Oczywiście pozwoliłam. Przesiedzieliśmy nad jeziorem trzy godziny. Ciotka Elwira miała tym razem rację. Piotr okazał się się świetnym facetem. Miłym wesołym, inteligentnym. Z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z nim. Miałam wrażenie, że znamy się od lat i że mogę z nim pogadać na każdy temat. Kiedy się żegnaliśmy, spojrzał mi prosto w oczy.

– Może zadzwonię jutro do twojej cioci i zapytam, czy mogę wpaść z wizytą? – zapytał.

– Koniecznie! Będzie zachwycona! I zaraz mnie do siebie spróbuje ściągnąć – odparłam ze śmiechem.

– Przyjdziesz? – złapał mnie za rękę.

– Z wielką ochotą – wyszeptałam.

I po raz pierwszy w życiu poczułam, jak oblewam się rumieńcem, a motyle w moim brzuchu rozpoczynają swój szalony taniec.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA