„Moja rodzina myśli, że mam świetną pracę i zarabiam krocie w dużym mieście. Ale prawda jest zupełnie inna...”

kelnerka flirtuje z klientem fot. Adobe Stock, AboutLife
„On potrzebował atrakcyjnej, inteligentnej kobiety, żeby czasem mieć z kim pójść na oficjalną kolację, służbowe przyjęcie, pobyć razem w domu. Seks nie był dla niego najważniejszy... Ja z kolei potrzebowałam pieniędzy i czasu na spokojne studiowanie”.
/ 02.03.2022 05:27
kelnerka flirtuje z klientem fot. Adobe Stock, AboutLife

Ojciec spędził prawie pół dnia na parkingu. Była upalna sierpniowa sobota, żar lał się z nieba niemal od rana, lecz on nie potrafił odkleić się od nowiutkiego auta. Sam zawsze o takim marzył, jednak choć uczciwie przepracował prawie czterdzieści lat, nigdy nie było i nie będzie go na taki samochód stać. 

Srebrne audi prosto z salonu lśniło w słońcu jak klejnot. Ojciec przyglądał mu się, wsiadał do środka, odpalał, bez przerwy coś ustawiał, sprawdzał, wypróbowywał. Jak chłopiec, który dostał pod choinkę wyczekiwany wóz strażacki.

Tata był szczęśliwy i dumny. Może jemu nie powiodło się w życiu tak, jak tego chciał, nie było go stać na rarytasy, ale był dumny, że jego ukochanej jedynaczce się udało.

– Córeńko – mówił do mnie wzruszony – ja świata nie zwiedziłem i całe życie jeździłem kilkunastoletnimi rozklekotanymi złomami, a ty już po trzech latach pracy możesz pozwolić sobie na takie luksusy! Człowiek czasem od ust sobie odejmował, żeby dziecko wykształcić, ale opłacało się. Czeka cię wielka przyszłość, Aneczko – powtarzał.

Z trudem powstrzymywałam emocje, słysząc, jakie nadzieje pokładają we mnie rodzice, jak chwalą się mną przed krewnymi i sąsiadami. W tak małej mieścinie, z jakiej pochodzę, nowy samochód, eleganckie ubrania, własne mieszkanie w stolicy czy stanowisko naprawdę robią wrażenie. Już nie jestem dla nich Anią, córką rolników, tylko gwiazdą, która podbiła świat.

Dla moich rodziców zawsze było ważne wykształcenie dziecka. Za punkt honoru wzięli sobie to, żeby mnie w życiu dobrze ustawić. Po maturze dopingowali, żebym zdawała do Warszawy na studia. Zatem w liceum ostro przykładałam się do nauki. Też chciałam uciec ze wsi i wiedziałam, że tylko dobrymi studiami mogę zapewnić sobie godziwy start w dorosłe życie. Dostałam się na prawo na Uniwersytet Warszawski. Pamiętam, że gdy zadzwoniłam do mamy z wiadomością o wynikach egzaminu, usłyszałam jej szloch w słuchawce. Rodzice byli bardzo szczęśliwi.

Czasem zagadywał, nie silił się na podryw

Pierwsze dwa lata na studiach oceniam jako trudne. Odstawałam możliwościami finansowymi od większości moich znajomych. Nie było mnie stać na markowe ubrania, zabawy w klubach, wyjazdy studencką paczką na narty. Zaciskałam zęby, ale czułam się gorsza, niedowartościowana i sfrustrowana, że wciąż jestem tylko biedną szarą myszką ze wsi, której na nic nie stać i która niczym nie może zaimponować.

Próbowałam zdobyć jakąś pracę. Choćby dorywczą. Żeby było na lepszy ciuch, kino z koleżankami. Udało mi się zatrudnić w pubie, ale niemal natychmiast brak czasu na naukę przełożył się na gorsze oceny i kłopoty na uczelni.

To właśnie w tym pubie poznałam Karola. Sympatyczny, lekko łysiejący czterdziestokilkulatek z brzuszkiem przesiadywał z drinkiem przy barze niemal co drugi wieczór. Nie był nachalny. Czasem zagadywał, ale ani nie pozwalał sobie na grubiańskie żarty, ani nie silił się na podryw.

Zwróciłam na niego uwagę, bo zawsze przychodził sam. Nie był to jednak typ samotnego, sfrustrowanego klienta, który przepijał pół pensji i wychodził nad ranem, ledwo trzymając się na nogach. Karol nigdy się nie upijał. Sączył dwa, trzy drinki podczas wieczoru, czasem rozmawiał, czasem coś czytał – i przed północą grzecznie zamawiał taksówkę. „Dziwny facet” – myślałam.

Spojrzałam, czy ma obrączkę na palcu. Nie miał. To mogło oznaczać, że jest sam i przesiaduje tu z nudów. Bo na pewno nie szuka żony. Nigdy nie widziałam, żeby podrywał jakąś kobietę.

Przyglądałam się mu coraz uważniej. Zauważyłam, że mimowolnie zaczęłam brać nocne zmiany, bo obecność Karola umilała mi czas w pracy. Gdy czasem nie pojawiał się przez kilka dni, czułam strach, że już więcej mogę go tu nie spotkać. Zorientowałam się, że gdy on siedzi przy barze, czuję się… bezpieczniej. W jego obecności żaden pijany klient nie sprawił mi kłopotu. A przecież w pubach, zwłaszcza późną porą, zdarzają się różni.

Byłam ciekawa, kim naprawdę jest i dlaczego tak często tu przychodzi. Któregoś wieczoru nabrałam odwagi i sama go o to zagadnęłam. Karol był dyrektorem działu sprzedaży w jednej z największych międzynarodowych firm produkujących słodycze. Nigdy się nie ożenił, był sam. Miał tylko nastoletniego syna – owoc studenckiego wakacyjnego romansu.

Nie utrzymywał z nim bliskich kontaktów, ich relacja raczej sprowadzała się do przekazów pieniężnych. A do tego pubu Karol przychodził od lat. 

– Wiem, że nie spotkam tu żadnego z tych garniturowych, nadętych głupków, z którymi muszę pracować – mówił. – Oni piją po godzinach w ekskluzywnych restauracjach hotelowych, a tu jest tak zwyczajnie i przyjaźnie. W sam raz, żeby odreagować stres i się zrelaksować.

Zapytał mnie, dlaczego tu pracuję i marnuję czas przeznaczony na naukę. Opowiedziałam mu o sytuacji rodzinnej i finansowej, w jakiej się znalazłam. Po prostu moich rodziców nie było stać na utrzymanie mnie w Warszawie i dlatego ja musiałam pracować. Gdziekolwiek. 

– Dziewczyno, studiujesz prawo, cholernie ciężki kierunek! – oburzył się. – Jak teraz nie przyłożysz się do nauki, nie będziesz dobrym prawnikiem. Zmarnujesz sobie życie.

„Łatwo powiedzieć – pomyślałam. – Facet śpi na pieniądzach i nie wie, co znaczy przeżyć za kilkaset złotych w stolicy”.

Jego propozycja mnie zaskoczyła

Może ta rozmowa sprowokowała Karola do złożenia mi tej propozycji? A może wcześniej miał wszystko zaplanowane i czekał na odpowiedni moment. 

Pewnego wieczoru zamówił więcej drinków niż zwykle. Nie wyszedł też, jak zazwyczaj, przed północą. Czekał aż do zamknięcia lokaluZaproponował, że odwiezie mnie do akademika. Zgodziłam się. Choć w zasadzie wciąż wiedziałam o nim mało, czułam, że mogę mu zaufać. Pod bramą budynku kazał zatrzymać taksówkę i zapytał wprost:

– Chciałabyś u mnie pracować? Być moją towarzyszką? Nie proponuję ci usług seksualnych. Jesteś ładna, inteligentna, wykształcona i dobrze nam się rozmawia. Potrzebuję takiej kobiety, żeby czasem mieć z kim pójść na oficjalną kolację, służbowe przyjęcie, pobyć razem w domu. Seks nie jest tu najważniejszy, choć nie ukrywam, że mi się podobasz. Rzuć w końcu to stanie za barem. Pozwolę ci swobodnie się uczyć i opłacę wszystko co konieczne. Skup się teraz na studiach, ja zajmę się resztą.

Wyszłam z samochodu na ugiętych kolanach. Łydki tak mi drżały, że ledwo doszłam do drzwi akademika. Karolowi nic nie odpowiedziałam. Byłam zszokowana, ale jednocześnie wcale nie oburzyła mnie ta propozycja. Bardziej zaskoczyła. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

„Z jednej strony, to po prostu prostytucja. Z drugiej, nie do końca – myślałam. – Chodzi tylko o towarzyszenie facetowi. Nie muszę iść z nim do łóżka. Poza tym on jest wolny, nikogo nie zdradza, a może z czasem się w nim zakocham…”.

Przez kilka kolejnych wieczorów Karol nie przychodził do pubu. Wystraszyłam się, że jest mu głupio i już się nie pojawi. Na szczęście wrócił. Usiadł jak zwykle na swoim miejscu przy barze i jak gdyby nigdy nic zamówił ulubionego drinka.

Robiłam, co mogłam, by nie poznał jak bardzo jestem zdenerwowana. Udawałam, że mam mnóstwo pracy na zapleczu i poprosiłam koleżankę o zamianę przy barze. Jednak nie uniknęłam konfrontacji. Po wyjściu z pubu zobaczyłam, że Karol na mnie czeka.

– Mogę cię odwieźć? – zapytał. – Nie oczekuję od ciebie odpowiedzi w wiadomej sprawie…

To ja nie wytrzymałam. Gdy tylko zatrzasnęłam drzwi w taksówce, nie patrząc mu w oczy powiedziałam suchym tonem, że się zgadzam.

Już czwarty rok jestem „towarzyszką” Karola. Zasady wyszły w praniu. Nie mieszkam u niego, wynajął mi nieduży apartament w centrum miasta. Po roku przeszłam z dziennych studiów na zaoczne, Karol za wszystko płacił. Uczyłam się, ale to za mało, żeby po obronie dostać się na aplikację. Byli lepsi. Karol załatwił mi posadę asystentki w dziale prawnym w firmie, którą zarządza jego przyjaciel. Choć nie zarabiam kokosów, mam poczucie, że coś robię.

Na luksusy pieniądze oczywiście dostaję od Karola. Na przykład na to nowe audi. Wiedział, że o czymś takim marzyłam i na urodziny po prostu mi je kupił. Srebrne, w wersji sportowej, z pełnym wyposażeniem.

A co ze mną? Spotykam się z Karolem, kiedy on tego potrzebuje. Nie daje mi złudzeń, że kiedyś będziemy razem. A ja nie mam motywacji, żeby chcieć poznać kogoś innego, z kim mogłabym sobie ułożyć życie. Chodzimy na kolacje, do kina, do teatru. Spędzamy razem wakacje. Towarzyszę mu jako narzeczona na służbowych imprezach.

Tak, sypiamy ze sobą. Nigdy mnie do tego nie zmusił. Po prostu tak wyszło. Chyba na tym też ma się opierać ten układ. Jestem utrzymanką podstarzałego, ale uprzejmego pana, którego darzę szacunkiem. Problem w tym, że coraz mniejszym darzę samą siebie…

Czytaj także:
„Liczyłam kalorie jak wariatka, bo chciałam zaimponować koleżankom. Dobrze, że rodzice zareagowali”
„Dałam się namówić na kupno patelni z pokazu. Okazało się, że podpisałam umowę na kilkumiesięczny kredyt!”
„Moja podopieczna oskarżyła wychowawcę o molestowanie. O mały włos, a przed sąd trafiłby niewinny człowiek”

Redakcja poleca

REKLAMA