„Dałam się namówić na kupno patelni z pokazu. Okazało się, że podpisałam umowę na kilkumiesięczny kredyt!”

Dałam się namówić na zakup patelni z pokazu fot. Adobe Stock, Robert Kneschke
Zerknęłam na podpisaną przez siebie umowę i zamarłam. Co miesiąc mieli mi zabierać 100 zł! A ja miałam wydatki rozplanowane co do grosza. Kiedy zapłaciłam za mieszkanie i lekarstwa, ledwo starczało mi, by uciułać dla wnuka na urodziny czy święta.
/ 25.02.2022 07:33
Dałam się namówić na zakup patelni z pokazu fot. Adobe Stock, Robert Kneschke

Jestem emerytką i od kilku lat wdową. A jak wiadomo, w naszym kraju niełatwo jest wyżyć z emerytury. Dlatego po śmierci Lucjana zamieniłam nasze piękne, wysokie, trzypokojowe mieszkanie w kamienicy na kawalerkę – w niezbyt urodziwym wieżowcu z epoki Gierka, ale za to z niskim czynszem. Zabrałam ze sobą tylko kilka ulubionych mebli i rodzinne pamiątki. Wiadomo, było mi przykro opuszczać ukochane miejsce, ale tłumaczyłam sobie, że to, co najważniejsze – czyli wspomnienia – mam.

Poza tym, co robiłabym sama w trzech wielkich pokojach?

Żyję teraz, jak to mówią młodzi, jak singielka

Dla mnie samej nie chce mi się nawet gotować. Obiad, który zrobię, starcza mi na dwa dni. Czytam książki, oglądam kablówkę. Dzieci odwiedzają mnie zazwyczaj w niedzielę. Na szczęście w nowym miejscu nie jestem tak całkiem sama – w osiedlowym sklepie poznałam Halinkę i Tosię. Im, tak jak mnie, przypadło spędzać jesień życia samotnie. Ale jakoś sobie tę samotność nawzajem osładzałyśmy. Moje życie na emeryturze mijało więc spokojnie i monotonnie. Aż do dnia, w którym przybiegła do mnie podekscytowana Tosia.

– Słuchaj, Aniu! – zawołała od progu. – Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Zobacz, co znalazłam dzisiaj rano w skrzynce.

I pokazała mi kopertę, z której wyjęła eleganckie, wypisane złotą czcionką zaproszenie. Firma, której nazwy nie kojarzyłam, zapraszała Tosię na pokaz swoich najnowszych produktów. Sąsiadka mogła zabrać ze sobą osobę towarzyszącą. I to nie jedną! Mogłyśmy przyjść wszystkie trzy – Tosia, ja i Halina. W pierwszej chwili wydało mi się to podejrzane, ale doczytałam w zaproszeniu, że sama obecność do niczego nas nie zobowiązuje, za to możemy wziąć udział w losowaniu nagród i czeka na nas mały poczęstunek.

W dniu pokazu wystroiłyśmy się jak za dawnych lat i w świetnych humorach stawiłyśmy się pod wskazanym adresem. Później już wszystko działo się tak szybko… Podczas prezentacji garnków mój kupon został wylosowany, w związku z czym miły pan zaproponował mi duży rabat na kupno patelni. Miałam już w domu patelnię, a nawet dwie, jednak te z pokazu wydawały się jakieś takie lepsze, nowocześniejsze, mnóstwo zadowolonych klientów zachwalało je na ekranie…

Próbowałam się jeszcze wymówić od zakupu niską emeryturą, ale zaproponowali mi naprawdę niską miesięczną ratę, więc w końcu uległam. Złożyłam podpis na dokumentach i wróciłam do domu z pudłem pełnym patelni.

Dopiero wieczorem się otrząsnęłam

Przecież mieszkam sama, jedna patelnia, na której od czasu do czasu robię jajecznicę czy naleśniki, w zupełności mi wystarcza. Zerknęłam na podpisaną przez siebie umowę i zamarłam. Co miesiąc mieli mi zabierać z emerytury sto złotych! Niby nie tak dużo, ale ja miałam wydatki rozplanowane co do grosza. Kiedy zapłaciłam za mieszkanie i wykupiłam lekarstwa, ledwo starczało mi, by coś uciułać dla wnuka na urodziny czy święta. A starałam się żyć naprawdę oszczędnie.

Z nerwów rozbolał mnie żołądek. Było mi wstyd, że dałam się naciągnąć na kupno rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebowałam. Musiałam szukać oszczędności, bo jak na złość, mój wnuczek w tym roku miał komunię. Z przykrością doszłam do wniosku, że mogę zaoszczędzić jedynie na moich nielicznych spotkaniach towarzyskich.

Słynę z tego, że serwuję pyszną kawę i zawsze mam w domu coś słodkiego. Ponadto na niedzielne obiady dla rodziny zawsze zamawiam w pobliskim sklepie świeży schab i piekę ciasto. A dobre jedzenie z delikatesów kosztuje… Teraz musiałam z tym skończyć.

Nie miałam wyboru

Zaczęłam unikać Tosi i Halinki, a do córki zadzwoniłam, że najbliższy miesiąc spędzę na działce u sąsiadki, więc nasze niedzielne spotkania musimy przełożyć. I tym sposobem naprawdę zostałam samotna… Musiałam jednak jakoś funkcjonować, chodzić na pocztę, do sklepu. Strasznie się wtedy bałam, że spotkam którąś z moich koleżanek. Ile w końcu mogę mieć wymówek?

Aż pewnego razu zagadała do mnie sprzedawczyni na dziale mięsnym:

– Pani Aniu, coś dawno nie odkładałam dla pani schabu. Przestało pani smakować nasze mięso?

Oblałam się rumieńcem. Pech chciał, że za mną stała Halinka… Tak jak się spodziewałam, zapukała do mnie wieczorem.

– Aniu, przestań mnie unikać i powiedz w końcu, co się dzieje – zaczęła od progu.

Zawstydzona, przyznałam jej się, że przez moją lekkomyślność brakuje mi pieniędzy.

– A używasz chociaż tych patelni? – zapytała.

– Nie. Leżą zapakowane w pudle tak samo, jak tydzień temu, kiedy je kupiłam i przyniosłam do domu.

Ucieszyła się. Powiedziała, że skoro towar jest jeszcze oryginalnie zapakowany, i nie został kupiony w siedzibie firmy, to mam duże szanse na zwrot pieniędzy. Wnuczka Tosi już trzeci rok studiuje prawo, więc pomoże nam załatwić sprawę. I tak też się stało.

Wystarczyło pisemnie powołać się na obowiązujące przepisy… Znów stać mnie na to, żeby postawić przyjaciółkom kawę i ciasto. Zasłużyły!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA