„Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?”. Każde z naszej trójki musiało sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Marta, Paweł i ja znaliśmy się od szkoły średniej. Śmialiśmy się, że to była przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Zwykle siedziałam w jednej ławce z Martą, a Paweł za nami. Spędzaliśmy razem przerwy, chodziliśmy na prywatki i nawet razem uczyliśmy się do sprawdzianów.
Byliśmy praktycznie nierozłączni
W klasie mówili o nas: „trzej muszkieterowie”. Chociaż wydawało się nam, że łączy nas przyjaźń, w relacjach damsko-męskich trudno o taką relację. Gdy zbliżała się matura, a wraz z nią nasze rozstanie, poczułam, że będzie mi bardzo brakowało Pawła. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że już nie będziemy tak często się widywać.
To wtedy zrozumiałam, że nie darzę go jedynie koleżeńską sympatią, ale prawdziwym uczuciem. Nie chciałam przyznawać się Marcie, ale czułam, że naprawdę zakochałam się w Pawle. Postanowiłam powiedzieć mu o tym po maturze, żeby nie stwarzać krępującej sytuacji, jeśli okaże się, że on nie odwzajemnia mojego zauroczenia.
Miałam jednak nadzieję, że tak się nie stanie i że zostaniemy parą.
Nie mogłam przewidzieć tego, co się stało…
Gdy po ostatnim maturalnym egzaminie wyszliśmy przed szkołę i poluzowaliśmy kołnierzyki, zapytałam Pawła na osobności, czy pójdziemy na kawę, bo chciałabym pogadać.
– Tak… – odpowiedział. – Chcieliśmy zaproponować to samo, bo…mamy ci coś do powiedzenia.
– Jacy „my”?
– Ja i Marta – odparł nieśmiało.
Nie musiał nic więcej dodawać. Od razu zrozumiałam, co takiego chcieli mi powiedzieć. Poczułam ucisk w żołądku. Miałam ochotę wymówić się od tej kawy, ale przecież sama ją zaproponowałam. Poszłam więc z nimi i z niedowierzaniem wysłuchiwałam, jak to, ku ich zaskoczeniu, zrodziło się między nimi uczucie.
Byłam wściekła i zazdrosna. Czułam się przez nich zdradzona. A mimo to uśmiechałam się i gratulowałam im, nie dając nic po sobie poznać. Od miesięcy spotykali się za moimi plecami, a ja niczego nie zauważyłam.
Uczyliśmy się razem do matury, a oni udawali, że wszystko jest jak dawniej, gdy tymczasem nie było. Twierdzili, że chcieli powiedzieć mi po maturze, żebym nie czuła się jak piąte koło u wozu. Bardzo łaskawie! Zaciskałam zęby, słuchając tego wszystkiego. Pogratulowałam im po raz kolejny. Nie mogłam jednak przywyknąć do widoku ich obejmujących się i całujących.
Sprawiało mi to zbyt wiele bólu. Powiedziałam, że wracam do domu pochwalić się rodzicom, jak mi poszło. W drodze powrotnej kupiłam butelkę wina i zanim mama i tata wrócili z pracy, wypiłam ją w samotności.
Zastali mnie pijaną na łóżku
Myśleli, że źle mi poszła matura. Było wręcz przeciwnie. Poszła mi doskonale. To życie nie spełniło oczekiwań. Rodzice jakoś wybaczyli mi ten incydent. Może dlatego, że miałam tak dobre wyniki i dostałam się na wymarzone studia – polonistykę.
Wyjechałam do Warszawy. Marta także wybrała ten sam kierunek, ale na Uniwersytecie Śląskim. Paweł poszedł na budownictwo na Politechnice w Gliwicach. Zostali więc razem na Śląsku. Nie mieliśmy prawie żadnego kontaktu. Początkowo Marta wysyłała mi listy, ale rzadko odpisywałam.
W końcu uznała, że widocznie życie w stolicy tak mnie wciągnęło, że zapomniałam o dawnych znajomych. Nie znała prawdy. I dobrze. Nie znalazłam drugich tak wspaniałych przyjaciół jak oni. Czułam się samotna w wielkim mieście. Spędzałam większość czasu w uniwersyteckiej bibliotece i uciekałam w świat książek, ale z tyłu głowy wciąż miałam wspomnienia lat spędzonych z Pawłem i Martą.
Tęskniłam za nimi, a jednocześnie nie potrafiłam pogodzić z tym, że są razem. Byłam zła sama na siebie, że nie potrafię cieszyć się szczęściem moich przyjaciół. Byłam zbyt zazdrosna. Po studiach wróciłam do Katowic.
Złożyłam CV do naszego liceum
Początkowo dyrekcja nie dawała mi szans na etat, bo już kogoś miała na miejsce naszej byłej polonistki, ale w ostatniej chwili nauczycielka zrezygnowała i pojawił się dla mnie wolny etat. Cieszyłam się, że mogę wrócić na stare śmieci, do szkoły, z którą wiązało się tyle wspaniałych wspomnień, i sama teraz będę uczyć młodzież historii literatury i gramatyki.
Dawni nauczyciele przyjęli mnie do grona pedagogicznego z otwartymi ramionami. Byli mili i serdeczni. Mogłam zawsze liczyć na ich pomoc. Podczas jednego z dyżurów szkolnych zaczęłam rozmawiać z wicedyrektorką o naszym roczniku.
– Gdzie pracuje teraz Marta? – zapytała, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Nie przyjaźnicie się już?
– Jakoś drogi nam się rozeszły…
– To dziwne. Zrezygnowała z pracy, gdy zobaczyła, że złożyłaś swoje CV. Powiedziała, że ma coś innego. Byłam przekonana, że zrobiła to dla ciebie. Nie wiedziałaś o tym?
Zaprzeczyłam.
Nie miałam o tym pojęcia
„Zrobiła mi taką przysługę i nie dała znać? Może faktycznie dostała jakąś lepszą ofertę? A może miała wyrzuty sumienia z powodu Pawła? Czyżby się domyśliła, że się w nim zakochałam?”.
Ciekawość zaczęła mnie zżerać. Postanowiłam zadzwonić. Nie byłam nawet pewna, czy nadal ma ten sam numer telefonu. Odebrała po pierwszym sygnale.
– Cześć, poznajesz mnie? – wydukałam. – Dawno nie rozmawiałyśmy.
– Nie odzywałaś się, co u ciebie?
– Przypuszczam, że wiesz. Zdaje się, że zostawiłaś dla mnie pracę! Chyba powinnam ci podziękować, ale nawet nie wiem, czemu to zrobiłaś.
– Pracę dla ciebie? – zdziwiła się, a po chwili dotarło do niej, o czym mówię. – Muszę cię rozczarować. Nie będę udawała wielkodusznej. To nie było tak. Rozstałam się z Pawłem i wyjechałam z miasta. Teraz jestem asystentką wykładowcy na uniwerku we Wrocławiu. Nie chciałam wpadać na Pawła na ulicy, sama rozumiesz. Tak że wybacz, ale praca była tylko zbiegiem okoliczności.
Skoro ona go już nie chce, to może ja go sobie wezmę?
Nie słyszałam prawie nic poza tym, że rozstała się z Pawłem i wyjechała. To oznaczało, że on był w Katowicach sam. Zapytałam, czemu się rozstali, a ona powiedziała, że ich związek był błędem i tak naprawdę nigdy się nie kochali, tylko tak im się wydawało.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Tęskniłam za Pawłem tyle lat, a ona mówi, że tylko jej się wydawało, że go kocha? Miałam ochotę zapytać, czy nie będzie miała nic przeciwko, jeśli go sobie wezmę, skoro ona go nie chce, ale oczywiście ugryzłam się w język. Ona nie pytała mnie o zgodę, kiedy zaczęła się z nim spotykać.
Ja też nie miałam zamiaru. Od tamtego czasu rozglądałam się za Pawłem. Wydawało mi się wciąż, że go gdzieś widzę – a to w sklepie, a to na ulicy – jednak za każdym razem okazywało się, że to był ktoś inny. W internecie także nie mogłam go znaleźć.
Mijały miesiące i zaczęłam przypuszczać, że może spotkanie nie jest nam pisane. Gdy zaczęły się wakacje, zadzwoniła Marta. Ona także miała wolne i przyjechała do mamy do Katowic.
– Może pójdziemy razem na kawę? – zaproponowała.
Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty się z nią spotykać. Mimo to zgodziłam się. W końcu przyjaźniłyśmy się wiele lat. Nic mi nie zrobiła. Po prostu zaczęła spotykać się z Pawłem. Przyszłam do kawiarni przed czasem. Siedziałam jak na szpilkach, nerwowo spoglądając na zegarek.
Chciałam zapytać Martę o jej związek z Pawłem. O to, czy jest z nim w kontakcie i czemu im się nie udało. W głębi duszy czułam, że nie będę w stanie przyznać jej się do tego, że wciąż żyję wspomnieniami o Pawle i chciałabym znów go spotkać. Myślałam, że będzie mieć do mnie pretensje i uzna to za niestosowne.
Nagle zauważyłam ją w drzwiach. Była w ciąży! Tego się nie spodziewałam. Przywitałyśmy się i zaczęłyśmy rozmawiać. Marta wyznała, że wykładowca, którego jest asystentką, stał się dla niej kimś więcej i szybko zostali parą. Wyglądała na szczęśliwą. Z ulgą przyjęłam wiadomość, że to nie dziecko Pawła.
Marta powiedziała, że chciała się ze mną spotkać, bo jest komuś winna przysługę.
– Komu? – zapytałam zdziwiona.
– Obiecałam Pawłowi, że dam ci jego numer. Bardzo za tobą tęskni. Myślę, że nigdy nie przestał. Muszę ci coś powiedzieć. On cię kocha i to dlatego nam nie wyszło. Wybrał nie tę dziewczynę, a ja miałam pretensje do ciebie, zamiast to zrozumieć i odejść.
Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć
Podsunęła mi karteczkę z numerem. Dopiła kawę i wyszła. Nie zdobyłam się na odwagę, żeby wyznać jej prawdę. Zadzwoniłam do Pawła, gdy tylko zostałam sama.
– Tak się cieszę, że cię słyszę! Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem – usłyszałam jego głos.
Spotkaliśmy się jeszcze tego samego dnia. A później kolejnego i następnego. Szybko wyznaliśmy sobie, że to coś więcej niż przyjaźń. Nie było sensu już tego ukrywać. I tak czekaliśmy na siebie zbyt długo.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”