„Moja przyjaciółka to prawdziwy wrzód na odwłoku. Musiałam przed nią uciec na drugi koniec Polski”

Kobieta pisze list fot. iStock by GettyImages, Addictive Stock
„Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć prawdę, więc napisałam list. Może wreszcie zrozumie, jak trudno było z nią żyć”.
/ 09.01.2024 07:15
Kobieta pisze list fot. iStock by GettyImages, Addictive Stock

Przyglądałaś się wszystkim zakamarkom w moim domu. Oglądałaś każdy przedmiot, który się tam pojawił. Sprawdzałaś lodówkę, próbując wszystko, co przygotowałam. Przeglądałaś wszystko, co znalazło się na stole. Każdy paragon, kartkę, zapisek. Nic nie umknęło twojej uwadze, a moja złość rosła.

Zdaję sobie sprawę, że wpadniesz w szał, kiedy przeczytasz te słowa. Uznać mnie za tchórza – takie będzie twoje pierwsze odczucie. Dlatego, że niestety nie mam odwagi, aby powiedzieć ci prosto w oczy: pragnę wyjechać na Hel tylko z Michałem! Owszem, twoje przypuszczenia są słuszne. Okazałam się tchórzem. Próbowałam zebrać się na odwagę i powiedzieć ci to wprost, już pięć razy. Zaczynałam mówić i... natychmiast zamykałam usta.

Byłam przerażona. Obawiałam się twojej reakcji, rozzłoszczonej mimiki, grymasów. Znając Ciebie, prawdopodobnie nie dałabyś mi skończyć. Nie dałabyś mi dojść do słowa.

"Słuchaj, jak to możliwe, przecież nie zamierzam wam przeszkadzać. Ale skoro tak uważasz, mogę spacerować z Julką po plaży, która jest kilometr stąd" – powiedziałabyś przez zaciśnięte szczęki. A potem zaczęłyby się pretensje. Usłyszałabym, jak bardzo jesteś mną rozczarowana, choć uważałaś mnie za swoją prawdziwą przyjaciółkę...

Właśnie z tego powodu postanowiłam napisać ten list. Pragnę w końcu, na spokojnie, bez twoich uwag, otwarcie powiedzieć, co mnie denerwuje w naszym przyjacielskim związku. Wiem, że to duże ryzyko, bo prawdopodobnie nie spodoba ci się to, co przeczytasz. Ale mam nadzieję, że chociaż spróbujesz mnie zrozumieć.

Usiłujesz wszystko sobie podporządkować

Mówiąc prościej – jesteś uciążliwa. Twoja uciążliwość naprawdę mnie męczy. Tak, żyjemy w tym samym bloku, znamy się od małego, ale to nie znaczy, że musimy spędzać cały czas razem.

Zjawiasz się u mnie, kiedy tylko przyjdzie Ci ochota, zaciągasz mnie do siebie z byle powodu, dzwonisz o różnych godzinach dnia i nocy. Praktycznie nie ma dnia, żebyśmy się nie spotkały i nie rozmawiały. I tak jest od bardzo, bardzo dawna...

Tak, tak, zgadzam się z tobą. Jestem twoją przyjaciółką, więc jest to normalne, że chcesz mieć ze mną regularny kontakt. Szczerze, nie mam nic przeciwko! Bardzo cenię twoją obecność i byłoby mi przykro, gdybyś niespodziewanie zniknęła z mojego życia. Ale musisz także zrozumieć moją perspektywę – czasami jestem zmęczona twoim towarzystwem i potrzebuję pobyć w samotności.

Kiedy zwariowałaś na punkcie Jacka, odetchnęłam z ulgą. Miałam nadzieję, że w końcu znajdziesz kogoś, kto cię wysłucha, zapełni twój czas. I rzeczywiście tak się stało, ale niestety na bardzo krótko. Po miesiącu wszystko było jak przedtem. Znowu zaczęłaś pukać do moich drzwi o każdej porze, nawet w nocy, aby opowiedzieć o swoich problemach sercowych.

Przychodziłaś z flaszką jakiegoś alkoholu, prosiłaś o kieliszki i nieustannie mówiłaś... Kiedy wszystko układało się po twojej myśli, emanowałaś szczęściem. Opisywałaś, jak niesamowity, troskliwy jest Jacek, jak bardzo jesteś szczęśliwa. Kiedy jednak między wami pojawiały się problemy, koszmarnie rozpaczałaś.

Michał myślał, że ze mną mieszkasz

Opowiadałaś, jak bardzo masz go dość, jak bardzo nie chcesz już go widzieć i że chcesz go wyrzucić ze swojego serca. I tak bez końca. Kompletnie nic nie dawały tłumaczenia, że jestem wykończona, że jutro czeka mnie trudny dzień w biurze i pragnę odpocząć. Rzeczywiście, podnosiłaś się z kanapy. „O rety, przepraszam, ja już spadam, nie zamierzam ci przeszkadzać” – mówiłaś. Ale po chwili znowu byłaś przy stole. Jeszcze kończyłaś wino, jeszcze kończyłaś wypowiedź... I robiła się piąta nad ranem.

Czy rozumiesz, jak bardzo chciałam, żebyś wreszcie poszła? Gdybym tylko miała taką możliwość, ukryłabym się przed tobą!

Wzięłaś ślub i niedługo potem przyszła na świat twoja córka, Julka. W moim sercu na nowo zagościła nadzieja, że skoncentrujesz się na niej i nie będziesz miała już tyle czasu na rozmowy. Niestety, ponownie się pomyliłam. Doskonale wszystko sobie zorganizowałaś.

Wkładałaś do wózka swoją córeczkę, zabierałaś pieluszki, jedzenie i przychodziłaś do mnie. Nie przejmowałaś się tym, czy miałam inne zobowiązania, czy pilne zadania do wykonania.

”Jest jeszcze dużo czasu, zdążysz. W każdym razie, za moment znikam. Muszę umyć Julkę i położyć ją do łóżka” – tak mówiłaś. Ale... nadal siedziałaś.

Twoja mała spokojnie drzemała w wózku, a ty nieustannie rozmawiałaś, rozmawiałaś, rozmawiałaś. Czasami nawet do północy. Byłam z tobą w twoich radościach i problemach z córką i mężem. Mimo że nie miałam na to ani odrobiny chęci.

Dlaczego mnie nie zabraliście ze sobą?

Spotkałam Michała, który przeprowadził się do mojego mieszkania. Na początku wydawało się, że cię lubi. Był zadowolony, że mam taką lojalną przyjaciółkę. Pamiętasz to? Traktował cię z szacunkiem i uprzejmością. Przygotowywał dla nas kawę, dolewał wina.

Z upływem czasu coraz gorzej reagował na twoje niekończące się wizyty. Kiedy tylko rozbrzmiewał dzwonek do drzwi, patrzył na mnie ze zrezygnowaniem i pytał: ”Czy ona nie ma własnego mieszkania?”. Zapraszał cię do środka, rzucał szybkie ”witaj” i natychmiast zaszywał się w sypialni.

„Czemu jest taki zirytowany? Czy nie rozumie, że my, kobiety, potrzebujemy czasem porozmawiać?” – zastanawiałaś się zaskoczona. Nie przyszło ci do głowy, że możesz mu przeszkadzać. Nie zauważałaś, że po prostu nie ma już siły cię znosić, ale jest na tyle kulturalny, żeby nie powiedzieć ci tego wprost. W końcu byłaś moją przyjaciółką, nie chciał się mieszać...

Zakładał, że samodzielnie poradzę sobie z tym problemem. Jednak nieustannie brakowało mi odwagi. Nie chciałam sprawić ci bólu.

Nie byłaś w stanie niczego przeoczyć. Twoje spojrzenie bacznie skanowało każdy zakątek naszego domu. Zwracałaś uwagę na każdy nowy, drobny przedmiot, który kupiliśmy.

Zaglądałaś do lodówki, próbowałaś, co przygotowałam do jedzenia. Czytałaś każdy dokument, który leżał na stole. Każdy rachunek, kartkę, notatkę. I komentowałaś to. Czułaś się jak u siebie, jakbyś była częścią rodziny...

Podczas planowania wyjścia do kina, natychmiast zgłaszałaś chęć pójścia z nami. Kiedy zdecydowaliśmy się na spacer, ty do nas dołączałaś. Gdy planowaliśmy wyprawę na rowerach, zawsze byłaś gotowa wyjąć swój z piwnicy. Zdarzyło nam się kilkukrotnie udać na rowerową eskapadę bez Twojego towarzystwa.

O Boże, jakże byliśmy wówczas zadowoleni! Niestety, zawsze jakoś się o tym dowiadywałaś. „Dlaczego mnie nie zabraliście ze sobą? Przecież tak przyjemnie spędzamy wspólnie czas” – zaznaczałaś z niezadowoleniem w swoim głosie. Być może Tobie to sprawiało przyjemność, nam jednak niekoniecznie...

Pamiętam, jak pewnego razu Michał stracił cierpliwość. Kiedy ponownie namieszałaś w naszych planach na wyprawę rowerową, zapytał, czemu sama nie wybierzesz się ze swoim mężem. Patrzyłaś na niego zaskoczona. "Jacek jest zajęty, ma jakieś sprawy do załatwienia. Nie ma czasu" – odpowiedziałaś. Ciekawe, potrafiłaś zrozumieć i uszanować potrzeby swojego męża, ale naszych już nie...

No i tak dotarliśmy do problemu, który mamy z urlopem na Helu. Specjalnie nie mówiliśmy o naszym wyjeździe. Nie podzieliłam się z tobą żadnymi szczegółami na temat naszych letnich planów. Przypuszczałam, jak zareagujesz, kiedy się o nich dowiesz. Pech chciał, że gdy u nas byłaś, zadzwonił do nas właściciel hotelu, aby potwierdzić rezerwację.

Przeszłam z telefonem do kuchni, starałam się rozmawiać cicho, ale ty masz dobry słuch. Nie przestawałaś dopytywać, dopóki nie wydobyłaś ze mnie wszystkich informacji... Wszystkich... No i oczywiście doszło do tego, czego obawiałam się najbardziej.

Z uśmiechem na twarzy stwierdziłaś: "Jaki szczęśliwy zbieg okoliczności! Jacek jest zmuszony zostać w biurze, a ja nie mam ochoty jechać tylko z Julką. Ale z wami, to już zupełnie inna historia. To będzie cudowny wyjazd! – wykrzyknęłaś. Po czym z entuzjazmem pobiegłaś do domu, aby zarezerwować pokój w tym samym hotelu.

Agnieszka, dla mnie to już za wiele

Nie raczyłaś nawet zapytać, czy chcemy, żebyś z nami jechała. Przyjęłaś, że skoro ty sobie tego życzysz, to my też będziemy w siódmym niebie. W pewnym sensie to moja wina. Powinnam ci to powiedzieć już dawno temu: jesteś natrętna, i twoja natrętność mnie irytuje. Ale jakoś nie potrafiłam tego zrobić. Ale teraz to się skończyło!

Mało tego – zdaję sobie sprawę, że jeżeli zdecydujesz się na podróż z nami, a ja się nie sprzeciwię, utrzymamy dotychczasowy stan rzeczy, udając, że wszystko jest w porządku. Będziemy kontynuować grę, w której sztuczny, dobry humor maskuje nasze prawdziwe emocje. Ale każdego dnia, kiedy usłyszę twój głos będę wściekła, że znowu się Tobie podporządkowałam, nie stawiając oporu.

Dość mam już wszystkiego! To przecież moje wakacje. Pragnę je przeżyć dokładnie tak, jak to sobie zaplanowałam: tylko ja, Michał i morze. Jeżeli więc nie zrezygnujesz z tej rezerwacji, my z naszej zrezygnujemy. A potem udamy się w miejsce, o którym nic nie wiesz. Pragniemy w końcu odpocząć. Od pracy, od miasta. I od ciebie.

Czytaj także:
„Kasia traktuje mnie jak księcia, pierze mi gacie i obcina paznokcie. Gdy poznałem jej matkę, zrozumiałem dlaczego”
„Jadłam i płakałam. Myślałam, że moim problemem są kompleksy. Tak naprawdę walczyłam ze swoimi emocjami”
„Z brewiarzem w ręku czekałam, aż syn da mi wnuki. Tymczasem bezbożnik żyje ze swoją konkubiną na kocią łapę”

Redakcja poleca

REKLAMA