Moja przyjaciółka Stenia mówi, że mężczyzna powinien być: wierny, czuły, mądry, zabawny, pracowity, hojny, namiętny, energiczny, odważny i przystojny. Tę ostatnią cechę umieszcza na końcu listy, a czasami w ogóle z niej rezygnuje. Zdarza się, że przestawia kolejność i na przykład pracowitość jest na miejscu pierwszym, a namiętność na ostatnim. Zauważyłam, że te roszady dzieją się równolegle z nowymi romansami Steni, która ma taką naturę, że nie dopasowuje mężczyzny do kanonu, tylko odwrotnie. Dlatego, ilekroć Stenia rozpoczyna nowy związek, pytam, ile tym razem jest mężczyzny w mężczyźnie?
Otrzymuję różne odpowiedzi
Ale ideału jeszcze nie było. Nie wiem czy dlatego, że Stenia jest taka wymagająca, czy po prostu dlatego, że nie ma ideałów, a jakkolwiek by na to patrzeć, facet, który skupiłby w sobie wszystkie wymagania mojej przyjaciółki, musiałby być wzorcem na czasy i pokolenia! Tak się do tej pory składało, że wszyscy partnerzy Steni są „połówkowi” to znaczy w poszczególnych kategoriach nie osiągają całych punktów, tylko zaledwie ich połowę. Na przykład z czułości dostają jeden punkt, ale już z hojności i pracowitości tylko pięćdziesiąt procent. W końcu jakoś się uzbiera powyżej piątki. Gdy jest poniżej, Stenia rezygnuje ze znajomości. Twierdzi, że chłopa w drugim gatunku jeszcze zniesie, ale w trzecim – już nie!
W ciągu ostatniego roku Stenia testowała dwóch panów i obaj nie zdali egzaminu, chociaż zapowiadali się całkiem, całkiem… Pierwszy poległ na wierności, bo Stenia przypadkiem odkryła, że nie jest jedyną, do której niejaki Cezary wprasza się na kolacje ze śniadaniem. Był tak nieostrożny i bezczelny, że drugą żywicielkę znalazł sobie w bloku stojącym niedaleko mieszkania Steni, tuż obok przystanku autobusowego.
To ma znaczenie, bo Stenia akurat wtedy wcześnie rano jechała na badania do laboratorium. No i zobaczyła swojego adoratora, jak wychodził z klatki schodowej pobliskiego wieżowca. Na dole jeszcze się zatrzymał i pomachał babce wyglądającej z okna na drugim piętrze. Stenia ma sokoli wzrok na odległość (do bliży musi mieć okulary), więc zobaczyła, że ta kobitka to brunetka i że wyglądała tak, jakby się miała rzucić w dół i zatrzymać Cezarego na wieki wieków amen.
Wysiadła z autobusu na najbliższym przystanku i wróciła, żeby sprawdzić, kto, co i jak. Zlokalizowała okno, skorzystała z tego, że był popsuty domofon i odbyła z brunetką długą i burzliwą rozmowę.
Oczywiście były i płacz, i nerwy, ale w końcu obie panie się dogadały i w ten sposób Cezary stracił ciepłe miejsce i u jednej, i u drugiej. Stenia mówi, ze czasami go jednak widuje na swoim osiedlu, więc może znalazł trzecią…
Kolejny absztyfikant zraził do siebie Stenię chorobliwym skąpstwem. Oglądał w telewizji kulinarne programy o kuchni „zero waste”, czyli „nie wyrzucaj”, i kazał Steni gotować z resztek przynoszonych ze sklepów. Z przywiędłej kapusty, kalafiorów, marchwi i licho wie czego – grubo po terminie ważności – Stenia miała robić pyszne obiadki.
Wytrzymała z nim krótko, choć w namiętności i przystojności podobno dostał od niej po całym punkcie. Po tych doświadczeniach moja przyjaciółka postanowiła odpocząć i podnieść poprzeczkę tak, żeby nie schodzić poniżej siedmiu punktów. Żeby się wzmocnić, załatwiła sobie dwutygodniowe wczasy rehabilitacyjne, i pojechała w Góry Stołowe.
Stenia jeździ tam co roku
Oszczędza pieniądze, a potem kupuje sobie turnus w miłym i niedrogim pensjonacie.
– Wolę odkładać na to, niż wydawać na głupoty – powtarza każdej zimy. – Zdrowie jest najważniejsze!
Właśnie w Kudowie-Zdroju przydarzyła się jej przygoda, która być może zdecyduje o całym dalszym jej życiu. Poznała tam kogoś, kto na początku wydawał się poza wszelką skalą, bo ani nie zachwycał wyglądem, ani nie urzekał zachowaniem i charakterem, w dodatku trzymał się na uboczu i głównie milczał. Stenia uznała, ze nie ma na kim oka zawiesić i ledwo mu odpowiadała na „dzień dobry”.
O takich jak on do tej pory mówiła, że są zrobieni z powietrza, i tak należy na nich patrzeć. Mówili o nim pan Bogdan, i to Steni wystarczyło. Nie chciała wiedzieć niczego więcej. Pensjonat Steni znajdował się blisko starego parku, w którym rosły potężne sosny, jodły, buki i lipy. Stenia lubiła posiedzieć na ławce pod kosmatymi gałęziami i wdychać rześki, mocny zapach igliwia i żywicy.
Kiedy pewnego dnia na „swojej” ławce zobaczyła pana Bogdana, poczuła złość.
Nie lubiła go, nie miała ochoty na rozmowę
Postanowiła go minąć i iść dalej. Tak by się stało, gdyby nie scena, która ją kompletnie zaskoczyła, a nawet urzekła. Bo nieśmiały, milczący, cichutki pan Bogdan już miał towarzystwo: na jego ramieniu, na kolanach i na ławce obok niego siedziały wiewiórki. Zwyczajne – rude, dzikie, ruchliwe i płochliwe, poruszające się jak błyskawice, teraz spokojnie chrupały orzechy podawane im przez pana Bogdana prosto z ręki. To był tak uroczy obrazek, że Stenia nie tylko się zatrzymała, ale i zapytała, czy może popatrzeć.
– Oczywiście – usłyszała. – Proszę usiąść obok. One wiedzą, że są bezpieczne. To bardzo mądre i miłe stworzenia.
Dowiedziała się, że wiewiórka ma ponad dwadzieścia podgatunków, że waży najwyżej trzysta gramów, że jest rozmaicie umaszczona i że to rożne umaszczenie może się zdarzać w jednym miocie. Pan Bogdan opowiadał o tym, jak i gdzie żyją wiewiórki, opisywał budowę ich gniazd i mówił, że nie zapadają w sen zimowy, ale podczas śniegów i mrozów rzadko opuszczają swe domki z mchu i gałązek.
Stenię zdziwiło, że wiewiórki żyją samotnie i rzadko łączą się w pary, oraz że również samotnie wychowują swe dzieci, które osiągają dojrzałość po upływie roku, ale są całkiem samodzielne już po dziesięciu tygodniach od narodzin.
– Pan jest przyrodnikiem? – zapytała w końcu oszołomiona i zdumiona.
– Nie. Jestem matematykiem z wykształcenia, ale pracuję jako księgarz – odpowiedział. – Przyroda to mój konik. Po przejściu na emeryturę mam zamiar rzucić miasto i zamieszkać w jakiejś leśnej okolicy.
– A żona co na takie pomysły? – Stenia postanowiła dowiedzieć się, czy w życiu pana Bogdana jest jakaś kobieta.
– Nie mam żony, ale od razu wyjaśniam, że lubię i cenię kobiety. Na moje nieszczęście one nie odwzajemniają się tym samym. Nigdy nie miałem tak zwanego powodzenia. Dziewczyny uważały, że jestem cherlawy, brzydki i nudny i nigdy się mną nie interesowały. Gdy dorosłem, tak już zostało… Tutaj jest podobnie. Chyba po raz pierwszy z sobą rozmawiamy, choć turnus już przecież trwa ponad tydzień. Cóż, taki los!
Steni zrobiło się głupio, ale nie było co zaprzeczać, bo wielokrotnie manifestowała swą obojętność i brak sympatii. Na szczęście jej rozmówca nie wyglądał na obrażonego.
– Fakt, ma pan rację – przyznała. – Faktycznie myślałam, że jest pan nudnym odludkiem i nie chciało mi się z panem rozmawiać. Widzę, że bardzo się pomyliłam, więc jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, proponuję żebyśmy się zaprzyjaźnili. Wydaje mi się, że jest pan bardzo interesującym człowiekiem. Chciałabym się przekonać, czy tak jest naprawdę. Zgoda?
Przez kilka następnych dni, które zostały im do końca pobytu w uzdrowisku, byli nierozłączni. Stenia nie miała najmniejszych wątpliwości, że za humor i energię panu Bogdanowi mogłaby przyznać podwójne punkty, ale do tego okazał się hojny, odważny, mądry i na pewno czuły, co się dało dostrzec w jego stosunku do pensjonatowych kotów i psów. Wierzyła, że umiałby być namiętny, co więcej miała coraz większą ochotę, aby to sprawdzić.
Był też pracowity
Zostawała przystojność, która nie była jego silną stroną, choć miał bardzo ładne oczy i fajny uśmiech. Uznała, że za to da panu Bogdanowi pół punktu i zaczęła obliczać, jak wypada w ostatecznym rozrachunku. Liczyła, dodawała, odejmowała, przesuwała i kombinowała, aż jej wyszło, że pan Bogdan jest facetem na osiem i pół mężczyzny w mężczyźnie. Pomyślała, że to całkiem niezły wynik i że właściwie ją zadowala, więc zaproponuje panu Bogdanowi kontynuowanie znajomości, choć mieszkają w innych miastach i dosyć daleko od siebie.
– Zobaczymy, co z tego wyjdzie – powiedziała – mamy czas. Będziemy się odwiedzać, może wyjedziemy na wspólny urlop, może w końcu razem pomieszkamy, żeby sprawdzić, czy nadajemy na tych samych falach. Bogdan jest wrażliwy, delikatny, ale stanowczy i twardo stąpa po ziemi. Nie jest ideałem, ale po co mi ideał? To, co mam, zupełnie mi wystarczy!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”