Kaśka ma słabość do facetów z pieniędzmi. Gdy chodziłyśmy do liceum, wodziła wzrokiem za chłopakami, którzy mieli już auta i sprawiali wrażenie bogatych. Do dziś nic się nie zmieniło. Mamy po 25 lat, ciągle się przyjaźnimy, a dla niej nadal najważniejszy jest gość z kasą. Ostatnio nawet takiego znalazła. To był przystojny, kulturalny i szarmancki facet. Ideał, pomijając fakt, że jakieś dziesięć lat od niej starszy. Przyjechał do pubu, w którym Kaśka była kelnerką.
Siedział z jakimś drugim elegancikiem i rozmawiali przy barze o interesach, a ona kręciła się wokół nich, bo od razu wpadł jej w oko. W końcu panowie skończyli rozmowę, ten drugi wstał i wyszedł, a wybranek mojej koleżanki został sam. Wtedy Kaśka postanowiła działać.
– Życzyłby pan sobie czegoś jeszcze? – zapytała go ze swobodnym uśmiechem.
– Nie, dziękuję – odparł.
– Ale nie miałam na myśli jedzenia – dodała i mrugnęła do niego zalotnie.
Lubiła takie gry, chętnie przejmowała inicjatywę. Była atrakcyjna i zazwyczaj jej flirtowanie przynosiło zamierzony skutek. Tak było i tym razem. Trafiła na faceta łasego na jej wdzięki. Dał się jej uwieść i podjął rozmowę. Kiedy kończyła pracę, czekał już na nią na parkingu przed restauracją. I to w nie byle jakim samochodzie.
– Mówię ci, Malwinko, ale fura! – opowiadała mi, gdy byli już po pierwszej randce.
– No to cieszę się twoim szczęściem – odpowiedziałam z przekąsem.
– Oj, nie byłabyś taka zgryźliwa, gdybyś ją zobaczyła. Amerykański ford. Sportowy, niski, czarny metalik. A jaka moc. Mówię ci, wciska w siedzenie!
– Facet też chyba robi wrażenie…
– I to od pierwszej randki – śmiała się.
Tym razem chyba się zakochała
Jej pewność siebie i gotowość do nawiązywania erotycznych znajomości zawsze nas po trosze oburzała i śmieszyła. Ale też troszkę martwiła. Bałyśmy się o nią z koleżankami. Nie chciałyśmy, żeby wpadła w tarapaty. Bo facetom, których poznawała, przeważnie chodziło tylko seks. Żaden nie myślał poważnie o przyszłości z nią, o założeniu rodziny. Ale i Kaśka długo nie szukała nikogo na stałe.
Ostatnimi czasy zaczęła jednak wspominać o potrzebie związania się z kimś na dłużej. „Nie jestem już najmłodsza” – powtarzała. I miała rację. Lata mijały, a ona ciągle była sama. To niepokoiło naszych chłopaków i narzeczonych. Widzieli, jak swobodnie Kaśka traktuje związki. Bali się, że i nas sprowadzi na złą drogę. Przynajmniej mój narzeczony.
– Jak ty możesz się kolegować z taką lafiryndą? – zżymał się Maciek.
– Nie mów tak o niej! To przecież moja przyjaciółka!
– Właśnie to mnie niepokoi.
– Daj spokój. W głębi serca to naprawdę dobra dziewczyna.
I taka była. Wszystkie to wiedziałyśmy. Nigdy nas nie zawiodła, zawsze była wobec nas lojalna i serdeczna. Dlatego życzyłyśmy jej jak najlepiej. Zwłaszcza gdy się zakochała w tym przystojniaku w sportowym fordzie. W końcu miłość trafiła i ją. Miał na imię Andrzej. Kaśka nie przestawała zachwycać się jego urodą, ogładą, przebojowością, klasą i… pieniędzmi.
Był naprawdę bogaty. Już w pierwszy weekend znajomości zabrał ją samolotem do Warszawy, do dobrego hotelu i na zakupy. Kiedy nam o tym opowiadała – przeplatając wspomnienia dobrych drogich sklepów z opowieścią o ich pierwszym razie – wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
– Okręciłam go sobie wokół palca. Jest mną zachwycony – przechwalała się.
– A ty nim?
– No też. Pierwszy raz w życiu muszę przyznać, że naprawdę mnie wzięło.
Nic dziwnego, że się zakochała. Zrozumiałyśmy jej słabość, kiedy nam go przedstawiła. Którejś soboty dała nam znać, o której po nią przyjedzie, i poprosiła, żebyśmy wyszły przed jej bramę. Miałyśmy udawać, że spotkałyśmy się przypadkiem. Tak zrobiłyśmy. Ja i jeszcze dwie koleżanki.
Rzeczywiście był taki, jak o nim opowiadała. Przystojny, kulturalny, miły. Przedstawił się i przywitał z każdą z nas. Sympatycznie i powściągliwie – żadnego kokietowania. A Kaśkę przytulał tak, jakby naprawdę była dla niego kimś wyjątkowym. Ona promieniała. Ja natomiast patrzyłam na stojącego za nimi sportowego forda i nie mogłam jakoś uwierzyć, że to wszystko się dzieje naprawdę. Miałam poważne wątpliwości.
– To jak, jedziemy, kochanie? – zapytał Kaśkę Andrzej.
– Gdzie tym razem?
– Chcesz wiedzieć?
– Zaskocz mnie, jak zawsze! – uśmiechnęła się zalotnie i mrugnęła do nas.
– Okej, to wskakuj. Do zobaczenia, dziewczyny – machnął nam ręką na pożegnanie.
Kim była ta blondynka?
Kaśka wsiadała do samochodu z zachwytem i gracją, jakby się w takim aucie urodziła. Pojechali, a my nadal tam stałyśmy i nie wiedziałyśmy, co o tym myśleć. Facet robił dobre wrażenie, jednak cała ta otoczka luksusu i dużych pieniędzy rzucała cień nieszczerości na ich znajomość. Zadziwiało mnie też tempo, w jakim to wszystko się toczyło… Ja bym na jej miejscu uważała.
Kaśka jednak wsiąkła w ten związek bezgranicznie. Andrzej dużo pracował, ale żeby być z nią częściej i dłużej, zabierał ją na wyjazdy służbowe do różnych miast. Bardzo jej się to podobało, bo mogła trochę pozwiedzać, a przy okazji połazić po sklepach, gdy on załatwiał interesy. Oczywiście on te zakupy finansował. Tak właśnie żyli.
Mijały kolejne tygodnie, Kaśka regularnie spotykała się z Andrzejem, a my z dziewczynami ciągle zastanawiałyśmy się, dokąd to wszystko zmierza. Z całej naszej paczki ja byłam najbardziej sceptyczna wobec tego związku. Ciągle wydawało mi się, że jest z nim coś nie tak. Że za bardzo przypomina jakiś układ sponsorski, a nie normalny romans dwojga ludzi.
Moje podejrzenia wzmogły się, gdy całkiem przypadkiem, wracając z pracy przez miasto, natknęłam się na samochód Andrzeja. Stał na parkingu przed supermarketem. Przynajmniej tak mi się z początku wydawało, że to jego auto. Jednak w pewnej chwili podeszła do niego jakaś blondynka, otworzyła bagażnik i zaczęła upychać w nim reklamówki wypchane po brzegi zakupami.
Uznałam, że się pomyliłam, i poszłam w kierunku wejścia do galerii, ale wtedy coś mnie tknęło. Uzmysłowiłam sobie, że przecież takich samochodów nie jeździ po naszym mieście wiele. Szybko pobiegłam z powrotem, ale blondynka siedziała już w środku, a auto tylko śmignęło mi przed nosem. Nie zdążyłam nawet zapamiętać jego numerów rejestracyjnych.
– No i przez to nie mogę jej powiedzieć, co widziałam – zwierzałam się narzeczonemu po powrocie do domu.
– Dlaczego?
– Bo jeśli to nie było jego auto, to rzucę fałszywe podejrzenie. Kaśka będzie się niepotrzebnie martwić i mnie znienawidzi, jeśli okaże się, że to pomyłka.
– A jeśli nie? Jeżeli to była druga dziewczyna tego faceta? Albo żona? Co wtedy?
– Nie wiem.
– Ja wiem. On Kaśkę dalej będzie robił w balona, aż w końcu zniknie, a ona będzie miała złamane serce.
– Pewnie masz rację, ale i tak nie mogę pisnąć ani słowa. Po prostu nie mogę.
Zachowałam to dziwne spotkanie w tajemnicy przed Kaśką. Wiele razy mnie kusiło, żeby jej powiedzieć, lecz wtedy zagryzałam wargi i milczałam. Zresztą, jak miałoby brzmieć to wyznanie? „Słuchaj, Kaśka. Widziałam, że do takiego samego samochodu, jak ma twój ukochany, wsiadała jakaś blondyna. Wiesz, to dość rzadkie auto, więc może on ma żonę. Uważaj, dziewczyno!”. Tak nie mogłam powiedzieć, bo z miejsca znienawidziłaby mnie za to. Oskarżyłaby mnie o zawiść. Pomyślałaby, że jej zazdroszczę, gdyż ona ma dzianego faceta, a ja nie.
Milczałam, choć było mi z tym ciężko. Nie wyznałam jej prawdy nawet wtedy, gdy pewnego dnia Kasia zwierzyła mi się ze swoich niepokojących planów. Oznajmiła, że zamierza rzucić pracę.
– Nie będę się tam dłużej męczyła. Teraz, kiedy mam Andrzeja, już nie potrzebuję tej roboty. Przecież on i tak mi wszystko kupuje – powiedziała, a mnie ścierpła skóra.
– Ja rozumiem, że robi ci drogie prezenty, ale z czego będziesz się utrzymywała na co dzień? No wiesz, jedzenie, rachunki…
– To też Andrzej…
– Co ty mówisz?!
– On mi daje na wszystko pieniądze. O nic się nie muszę martwić – uśmiechnęła się, choć cień wstydu błąkał się po jej twarzy.
– Naprawdę? Utrzymuje cię po dwóch miesiącach znajomości?
– No tak. Nie chciałam, ale się uparł.
– I nie było jak odmówić, co..? – nie mogłam powstrzymać się od złośliwości.
– Oj, daj spokój. Co, miałam udawać, że tych pieniędzy nie potrzebuję?!
– A on wie, że chcesz się zwolnić?
– Nie. Ale na pewno się ucieszy, bo będę miała więcej czasu dla niego. Teraz widujemy się naprawdę rzadko. On w dzień pracuje, a ja na wieczór i noc idę do restauracji. Spotykamy się tylko w weekendowe wieczory. No i czasem udaje nam się wyrwać razem w te jego delegacje, ja wtedy biorę sobie wolne. Mówię ci, wyjdzie nam to na dobre. Może w końcu zostanę u niego na noc. Bo ja jeszcze nigdy u niego nie byłam…
– Naprawdę…? – tym wyznaniem naprawdę mnie zdumiała.
– No przez tę pracę. Jego i moją. Nigdy nie ma okazji… – tłumaczyła się.
– Dlaczego nam wcześniej nie mówiłaś?
– A jakie to ma znaczenie? – zezłościła się. – Zresztą, teraz wszystko się zmieni…
– Mam nadzieję – westchnęłam, choć już byłam pewna, że ten jej Andrzej coś ukrywa.
Pewnie tę blondynę.
Może wreszcie zmądrzeje
Może powinnam ją była wtedy odwodzić od decyzji o zwolnieniu z pracy. Może należało ją przekonać, żeby zachowała resztki niezależności. No i pewnie był to odpowiedni moment, żeby powiedzieć jej o tajemniczej blondynie, którą widziałam wtedy w samochodzie. Jednak nie zrobiłam nic, a Kaśka złożyła wypowiedzenie. Dopiero po kilku dniach powiedziała o tym Andrzejowi.
Myślała, że jej wybranek się ucieszy, gdy powie mu, że będą mieli teraz znacznie więcej czasu dla siebie. Że będą mogli spotykać się późnymi wieczorami. Niestety! Gorzej nie mogła się pomylić. Podczas tamtej rozmowy Andrzej tylko udał, że jest zadowolony. A potem zaczął jej unikać. Jakby tego jednego dnia coś się między nimi skończyło.
Dzwoniła do niego, prosiła, żeby ją odwiedził, żeby gdzieś razem wyjechali. Najpierw jeszcze odbierał telefony, ale wymawiał się pracą. A potem już zupełnie ignorował połączenia. Pisał tylko dziwne, zdawkowe SMS-y. Kiedy go w tych wiadomościach błagała o szczerą rozmowę, o kontakt, o wyjaśnienie, co się stało, odsyłał taką na przykład odpowiedź: „Kasiu, w tym tygodniu nie mogę się z tobą spotkać, bo mam strasznie dużo pracy. Ale kocham i tęsknię. Do zobaczenia”. A potem nic, cisza. Odzywał się dopiero, kiedy ona się znów przypomniała. I znowu ją zbywał.
W końcu nasza Kaśka, która przecież lubi brać sprawy w swoje ręce, postanowiła wyjaśnić, co się dzieje. Zdecydowała się go śledzić. Wiedziała, gdzie Andrzej mieszka i gdzie pracuje. Zaszyła się więc pod jego domem i czekała, aż podjedzie. W zasadzie to chciała tylko z nim szczerze porozmawiać. Nie spodziewała się, że wszystko wyjaśni się bez jednego słowa.
– Jezus, nawet nie wiesz, jak się poczułam, gdy ją zobaczyłam...
– Domyślam się – westchnęłam, gdy opowiadała mi, że Andrzej przyjechał w towarzystwie jakiejś blondynki.
– Nie, wcale się nie domyślasz! – płakała mi w mankiet. – Gdyby to była tylko kwestia zawiedzionej miłości, podeszłabym do niego, darła się, krzyczała, może nawet go biła. Ale ja przecież brałam od niego pieniądze! Zrobiło mi się strasznie wstyd, bo zrozumiałam, kim dla niego byłam. Zwykła prostytutką. Dziewczyną do wożenia po delegacjach, do… Ech, sama wiesz do czego…
– Przestań. To wcale nie musiało być tak – wmawiałam jej bez przekonywania, choć tak samo mi się wydawało.
Nie mogłam jej jednak jeszcze bardziej pogrążyć. Zwłaszcza że miałam wyrzuty sumienia. Przecież ja tę kobietę widziałam kilka tygodni temu! Dawno mogłam to skończyć. Zanim Kaśka się zwolniła z pracy!
– Koniec, to był ostatni raz! Obiecuję! Rozumiesz..? Naprawdę obiecuję – szlochała Kaśka, a ja przytulałam ją do siebie najserdeczniej, jak umiałam.
Mój narzeczony nie wierzy, że Kaśka się zmieni. I że następnym razem zainteresuje się jakimś normalnym facetem i spróbuje zbudować a nim prawdziwy związek. Upiera się, że pewnie kolejny raz zadurzy się w jakimś „dzianym cwaniaku”. Dlaczego? „Bo ona już taka jest”. I może ma rację. Ale ja nie tracę nadziei, że Kaśka przejrzała na oczy i wreszcie znajdzie sobie kogoś normalnego. Jaka byłaby ze mnie przyjaciółka, gdybym w nią nie wierzyła?
Czytaj także:
„Córka miała 17 lat, gdy urodziła dziecko. Porzuciła małą, teraz ma męża i jest znów w ciąży, ale my wychowujemy wnuczkę”
„Córka zmusiła mnie, żebym wybierał pomiędzy nią, a kobietą, którą kocham. Przez jej fanaberie straciłem miłość życia”
„Justyna udawała moją przyjaciółkę, a po cichu próbowała skłócić mnie z mężem. Postanowiłam dać tej małpie nauczkę”