„Córka zmusiła mnie, żebym wybierał pomiędzy nią, a kobietą, którą kocham. Przez jej fanaberie straciłem miłość życia”

córka obrażona na ojca fot. Adobe Stock, New Africa
„Potrafiła zadzwonić w środku tygodnia i poprosić mnie o pomoc. Miałem wrażenie, że to jedynie pretekst, a prawdziwym celem jest odciąganie mnie od Joli. W rezultacie spędzaliśmy razem coraz mniej czasu. A Magda wciąż powtarzała, że powinienem do nich wrócić”.
/ 19.04.2022 07:18
córka obrażona na ojca fot. Adobe Stock, New Africa

Swoją późniejszą żonę, Kaśkę, poznałem w pierwszej pracy. Była śliczna i pełna seksu, ale charakter miała okropny. Wytrzymaliśmy ze sobą jeden burzliwy rok: ciągłe kłótnie, rozstania i powroty. W końcu, po którejś awanturze wprawdzie się pogodziliśmy, lecz już wiedziałem, że to nie ma przyszłości. Byłem z nią, bo mi się podobała, jednak dojrzewałem do decyzji o rozstaniu. I wtedy okazało się, że Kaśka jest w ciąży.

Presja otoczenia, rodziny, no i moje wyrzuty sumienia spowodowały, że się jej oświadczyłem. O tym, że usunie tę ciążę, nie było mowy. Ani ona o tym nie myślała, ani ja. A znów nie żenić się i płacić alimenty? Chyba było mi głupio. Poza tym, cokolwiek by mówić, czułem się winny. W końcu to ja jej przyprawiłem brzuch. A panna z dzieckiem – w naszym miasteczku to był wyrok. No więc się pobraliśmy.

Najpierw miałem nadzieję – oboje chyba mieliśmy – że coś z tego będzie, że się dotrzemy, dorośniemy do małżeństwa. Nic z tego… Ale gdy na świat przyszła Madzia, dla mnie wszystko się zmieniło. Zakochałem się w tej kruszynie i straciłem dla niej głowę. Kaśka zeszła na dalszy plan, liczyła się tylko moja córeczka. Przestałem zastanawiać się nad sensem małżeństwa. Musiałem zacisnąć zęby i trwać w tym związku dla dobra Madzi. Ona potrzebowała obojga rodziców!

Robiłem więc wszystko, by uniknąć kłótni. O miłości między mną a żoną nie było mowy, ale mogłem córce zapewnić spokój i jako taki dostatek. Kaśka też starała się unikać awantur, choć nieraz wykorzystywała moją ustępliwość. Żądała pieniędzy i wolności. Gdy Madzia miała niecały roczek, utarło się, że w soboty ja z nią siedzę, a żona buszuje po sklepach i imprezuje z koleżankami. Też czasem miałem ochotę wyjść gdzieś na piwo, ale dla dobra Madzi zostawałem w domu. Odbijałem to sobie w tygodniu…

Taki stan rzeczy trwał kilkanaście lat. Schodziliśmy sobie z drogi. Mieszkaliśmy razem, ale żyliśmy osobno. Męczyło mnie to tym bardziej, że Magdusia była coraz starsza i coraz więcej rozumiała. Zaczęła pytać: dlaczego ja z mamą nigdzie nie wychodzę, czemu prawie ze sobą nie rozmawiamy, dlaczego śpimy osobno? Tłumaczyliśmy, że małżeństwa są różne – i tyle. I pewnie dotrwalibyśmy tak do jej osiemnastki, gdybym... się nie zakochał.

Powiedziałem żonie, że odchodzę

Jola była przeciwieństwem Kaśki – o co akurat nie było trudno. Miła, ciepła, życzliwa, a przede wszystkim zainteresowana mną i moimi sprawami. Poznałem Jolę w kolejnej pracy, była u nas księgową. Zauważyłem ją już pierwszego dnia, ale nawet do niej nie podszedłem. Za wysokie progi! Jednak podczas imprezy integracyjnej – nasz szef zawsze organizował takie latem – dosiadła się z kiełbaską z grilla do mojego stolika i sama zaczęła rozmowę. Interesowało ją, co robimy, jak wygląda praca w hali.

– Pierwszy raz pracuję w firmie, w której są sami mężczyźni. I nie bardzo wiem, jak się zachować – wyjaśniła, oblizując musztardę z widelca.

– A jak masz się zachować? – zdziwiłem się. – Normalnie.

– Nie o to mi chodzi – powiedziała, kręcąc głową. – Wiesz, do tej pory zawsze miałam styczność głównie z kobietami. A tu… No, rozumiesz, wy się umawiacie na piwo, oglądacie mecze… Czuję się trochę obco. Chciałabym być jedną z was, czyli z załogi, ale pojęcia nie mam, jak to zrobić...

– No przecież nie będziesz kląć i gadać o Messim! – roześmiałem się. – A jak chcesz być członkiem załogi, to zejdź czasem do nas na śniadanie.

– Myślisz, że mogę? – zapytała, patrząc na mnie niewinnie.

Rozbroiła mnie. Czasem myślę, że to wtedy się w niej zakochałem. Była taka naiwna i jakaś… dziewczęca. Zastanawiało mnie, po co mi to wszystko mówi. Dlaczego akurat mnie wybrała na powiernika.

– A na górze nie masz żadnych znajomych? – zdziwiłem się.

Tak mówiliśmy na biura, bo mieściły się na półpiętrze, nad halą produkcyjną.

– Mam, ale tam wszyscy są tacy oficjalni – wzruszyła ramionami. – A mnie brakuje zwyczajnych rozmów. Czasami siedzę sama w kuchni i słyszę, jak sobie żartujecie. U nas nikt nie żartuje.

– No ale jak będziesz jedyną kobietą wśród facetów… No wiesz – nie bardzo potrafiłem ubrać w słowa to, co chciałem powiedzieć, ale ona się domyśliła.

– Wiem, zdaję sobie z tego sprawę – kiwnęła głową. – Trochę to krępujące i może mnie przerosnąć. Jednak chciałabym się czasem pośmiać. Tylko mam obawy, jak wy mnie przyjmiecie. To znaczy, czy nie pomyślicie sobie, że przyszłam na przeszpiegi…

Była to nasza pierwsza rozmowa. Dwa dni później Jola zeszła do nas na śniadanie. Koledzy nie bardzo wiedzieli, jak reagować. Jedni robili głupie miny, inni się popisywali. Jola trzymała się mnie. A ja nie byłem z tego powodu niezadowolony.

Kilka razy razem wracaliśmy z pracyMieszkamy w różnych miasteczkach, do zakładu musimy dojeżdżać i część trasy pokonujemy tym samym autobusem. Kiedy nadeszła wiosna, wysiadałem tam gdzie Jola i razem szliśmy jeszcze na kawę czy ciacho. I tak to się zaczęło…

Nie wiem, kiedy uzmysłowiłem sobie, że straciłem dla niej głowę. I kiedy ona się we mnie zakochała. W każdym razie wyznaliśmy to sobie po tym, jak Jola straciła pracę. To był sądny dzień. Nasz szef uznał, że bardziej opłaca mu się zatrudnić księgową z zewnątrz, i zwolnił Jolę i jej przełożonego. Pan Jurek przeszedł na emeryturę, ale Jola została na lodzie. Bardzo to przeżyła. Najbardziej martwiła się, że nie będziemy się już widywać. Jednak szybko znalazła sobie nową pracę, a ja po dwóch miesiącach doszedłem do wniosku, że ją kocham i chcę z nią być.

W tej sytuacji musiałem zrobić tylko jedno – oznajmić mojej żonie, że odchodzę.

Kaśka przyjęła to o wiele gorzej, niż się spodziewałem. Miałem nadzieję, że załatwimy wszystko bez kłótni i rozdrapywania ran. Przecież od lat nic nas już nie łączyło! Nie było mowy o żadnym uczuciu czy jakimkolwiek związku – poza czysto formalnym. Prawdę mówiąc, liczyłem nawet na to, że Kaśka z ulgą przyjmie moją decyzję. Tym bardziej że zostawiałem jej mieszkanie – od razu zapowiedziałem, że chcę to wszystko zakończyć pokojowo.

– Mieliśmy przecież nie rozbijać rodziny – powiedziała po długim milczeniu. – Ze względu na Magdę…

– Przecież ona ma 14 lat, nie jest już małym dzieckiem – odparłem. – A szkoda naszego życia…

– Na co? – przerwała mi podniesionym głosem. – Nie kłam, za dobrze cię znam. Masz kogoś! Inaczej byś się nie zdecydował na ten krok.

– A nawet jeżeli, to co? – odparowałem hardo, zły, że mnie rozszyfrowała. – Przecież już dawno żyjemy obok siebie. Ja ciebie nie rozliczam z wypraw i imprez co sobotę czy niedzielę. Nie pytam, z kim się bawisz i z kim spotykasz.

– Ale ja przysięgi nie złamałam! – zarzekała się. – Tobie ślubowałam wierność. Fakt, nie wychodzimy razem, ale to nie znaczy, że cię zdradzam. A ty?

Pokłóciliśmy się wtedy bardzo. Nawet przyszło mi do głowy, że… Kaśka nadal coś do mnie czuje. Bo wyraźnie nie chciała tego rozstania. Ale zaraz potem pomyślałem, że to wcale nie jest miłość do mnie, tylko złość, że jakaś inna jest dla mnie ważniejsza. Zazdrość, ale tylko ta zła.

Mimo wszystko postawiłem na swoim. Kaśka nie chciała słyszeć o rozwodzie, więc doszedłem do wniosku, że z tym zawsze zdążę. Na papierku mi nie zależało. Liczyłem, że żona ochłonie, a jak zobaczy, że nadal łożę na dziecko i nie chcę jej niczego zabierać, sama dojdzie do wniosku, że tak będzie lepiej. Postanowiłem dać jej czas. Przed wyprowadzką musiałem jeszcze powiedzieć o wszystkim Madzi. I to była o wiele gorsza rozmowa.

Robiła wszystko, by mnie od niej odciągnąć

– Już nas nie kochasz?! – rozpłakała się moja córka. – Zostawiasz nas?!

– Madziu, kocham cię i zawsze będę kochał – zapewniłem ją. – A z mamą, jak sama pewnie zauważyłaś, już od dawna nie żyjemy tak, jak powinniśmy.

Tłumaczyłem córce, że tylko się wyprowadzam, ale przecież – tak jak dotąd – nadal będę miał dla niej czas. Będziemy się regularnie widywać, a ona na zawsze zostanie moją ukochaną księżniczką. To była ciężka przeprawa. Madzia na przemian histerycznie rozpaczała albo dostawała ataku szału. Kaśka dla odmiany w ogóle się nie odzywała, tylko patrzyła na mnie z potępieniem. Z dwojga złego wolałbym, żeby zrobiła mi awanturę.

Tak czy owak, wyprowadziłem się do Joli. Miała małe, ale własne mieszkanko, w którym stworzyliśmy nasz wspólny dom. Było mi z nią cudownie. Jedyne, co mi doskwierało, to tęsknota za córką. I fakt, że nie do końca załatwiłem tę sprawę. Najpierw umawiałem się z Madzią co tydzień. Przyjeżdżałem do nich do domu, zabierałem ją na lody czy do kina. Zawsze chciała, żebym został z nimi na kolację, a ja tłumaczyłem, że to jest niemożliwe.

– Madziu, mówiłem ci już przecież, że między mną a mamą wszystko skończone. Ty to co innego – tłumaczyłem.

Byłem gotów wyjaśniać jej to tak długo, aż zrozumie. Ona jednak nie chciała zrozumieć. Dlatego zwlekałem z decyzją, żeby przedstawić ją Joli. Wreszcie uznałem, że muszę to zrobić.

– Nie chcę – zaprotestowała córka, gdy pewnej soboty zaproponowałem, żeby pojechała do nas. – Ona nam ciebie zabrała!

– To nie tak – starałem się panować nad emocjami. – Tłumaczyłem ci przecież. Czasem dorośli przestają się kochać. Poznają kogoś innego, zakochują się…

– Mama nie przestała cię kochać – upierała się Magda. – Ciągle widzę, jak płacze, odkąd się od nas wyprowadziłeś.

– To na pewno było dla niej trudne – zgodziłem się, chociaż zaskoczyły mnie słowa córki. – Nic na to nie poradzę. Teraz mam inne życie i chciałbym, żebyś ty też w nim uczestniczyła.

– Ale ja nie chcę! – krzyknęła.

Postawiłem jednak na swoim. Jolę oczywiście uprzedziłem, że Magda jest do niej uprzedzona. Zresztą ona sama się tego spodziewała. Powiedziała, że nie będzie zabiegać na siłę o względy mojej córki. I zaproponowała, żebyśmy podczas jej wizyty darowali sobie czułe słówka i gesty, by jej nie denerwować. 

Mimo całego taktu Joli i jej starań Magdalena przez cały czas i tak siedziała nabzdyczona. Skrytykowała obiad – chociaż Jola za moim podszeptem zrobiła jej ulubioną pomidorową i gołąbki; nawet nie tknęła domowego ciasta. A potem stwierdziła, że chce wracać, bo ma dużo lekcji. Nastawiłem się, że zostanie u nas na noc, więc byłem zaskoczony jej decyzją.

– Przecież umawialiśmy się, że wrócisz jutro. Nie wzięłaś książek? – zapytałem.

– Zapomniałam – syknęła, a ja nie miałem wyjścia i odwiozłem ją do domu.

– Dajmy jej czas – powiedziała Jola, jak wróciłem. – Ma prawo mnie nie lubić.

Przyznałem Joli rację. 

Co tydzień przywoziłem Madzię do nas, co tydzień cierpliwie słuchałem jej wykrętów, dlaczego nie może u nas zostać. Co tydzień musiałem – choć przychodziło mi to z trudem – znosić złośliwe uwagi, które moja córka wygłaszała pod adresem Joli. Coraz częściej zastanawiałem się też, na jak długo wystarczy nam tej cierpliwości. A Magda ciągle coś wymyślała.

Posuwała się do tego, że i ja nie mogłem spędzać weekendów z Jolą. Bo a to musiałem zawieźć córkę do koleżanki, a to ja przywieźć, a to pomóc jej w lekcjach – koniecznie u nich w domu, gdyż, jak mówiła, „miała za dużo materiałów do zabrania”. Kiedyś nawet udawała chorą i pół soboty spędziłem w kolejce na dyżurze lekarskim.

– Daj jej czas – powtarzała Jola, lecz wiedziałem, że i ją to coraz bardziej męczy.

Magda potrafiła zadzwonić w środku tygodnia i poprosić mnie o pomoc. Miałem nieodparte wrażenie, że to jedynie pretekst, a jej prawdziwym celem jest możliwe najczęstsze odciąganie mnie od Joli. W rezultacie spędzaliśmy razem coraz mniej czasu. A Magdusia na każdym kroku powtarzała, że jej mama mnie nadal kocha i że powinienem do nich wrócić. No i oczywiście, że „ta Jolka jest okropna”.

A gdy moja córka bywała u nas, zawsze znalazła okazję, żeby dokuczyć Joli albo coś jej zniszczyć. Kiedyś stłukła jej ulubione perfumy, innym razem wylała barszcz na jej zamszowe buty… Wiedziałem, że to celowe działanie, i cierpiałem.

Pierwsza nie wytrzymała Jola.

– Słuchaj, to nie ma sensu – powiedziała po roku takich przepychanek. – Ona mnie nie zaakceptuje. Wyprowadź się ode mnie. Możemy się spotykać, ale w weekendy niech Magda ma tatę tylko dla siebie...

Nie chciałem się zgodzić, ale wiedziałem, że Jola ma rację. Tak się nie dało. Po paru miesiącach się wyprowadziłem. Wynająłem kawalerkę. Magda nie była do końca szczęśliwa, bo liczyła na to, że wrócę do nich, ale nie kryła też satysfakcji, że już nie jestem z Jolą. Znów szczebiotała jak dawniej, opowiadała mi o koleżankach i była radosna. Mnie to nie cieszyło…

Minęło pół roku i rozstałem się z Jolą definitywnie. Ona była młoda, chciała mieć prawdziwą rodzinę. Ja nadal szarpałem się pomiędzy tym, czego pragnę ja, a tym, czego chce moja córka. A ona miała już prawie 16 lat i coraz mniej czasu dla ojca…

Minęły dwa lata. Jestem już po rozwodzie, Kaśka podobno z kimś się spotyka. Z tego, co wiem, Jola ma męża i jest z nim w ciąży. Magda wpada do mnie raz w miesiącu, bardziej po kasę niż z tęsknoty. A ja jestem sam. Mam żal do córki, że kazała mi wybierać. I do siebie, że dałem się jej zaszantażować. Bo ja naprawdę kochałem Jolę i jestem przekonany, że byłoby nam razem dobrze jeszcze wiele lat. Ale Magda chciała mieć tatę tylko dla siebie. Wtedy, bo teraz chyba już jej nie zależy…

Czytaj także:
„Latami akceptowałem pomysły córki. Ale teraz trochę przeholowała. Ma dziecko z facetem, który mógłby być jej ojcem!”
„Mąż zostawił mnie z małym dzieckiem i odszedł do kochanki. Puścił nas z torbami. Zabrał nawet mebelki naszej córki”
„Miłość życia odnalazłam na wideo ze ślubu przyjaciółki. Musiałam czekać 10 lat, ale nie zmarnuję drugiej szansy”

Redakcja poleca

REKLAMA