Mam naprawdę dobrego męża i razem z trojgiem naszych dzieci, Patrykiem, Ulą i Kubą, tworzymy szczęśliwą rodzinę. Ale mało brakowało, a to szczęście ległoby w gruzach. A wszystko przez ludzką zazdrość… Nie spodziewałam się, że ktoś, komu ufałam, może mieć naprawdę złe intencje. Że może tak po prostu, bez wyrzutów sumienia, działać na moją szkodę.
Z Justyną przyjaźniłam się od podstawówki. Byłyśmy jak te papużki nierozłączki. Siedziałyśmy w jednej ławce, powierzałyśmy sobie dziecięce sekrety, nawet ubierałyśmy się podobnie. Zaczęło się to zmieniać dopiero, kiedy obie byłyśmy już dorosłe. Najpierw wybrałyśmy inne zawody, siłą rzeczy więc pracowałyśmy też w innych miejscach. Potem poznałam Karola. Od razu go pokochałam. Był taki dobry, silny i troskliwy. Prawdziwy mężczyzna. Byłam szczęśliwa, kiedy wyznał mi miłość i poprosił o rękę.
W naszej miłości nie było żadnych fajerwerków, ale ja wcale tego nie oczekiwałam. Marzyłam o życiowym partnerze, któremu będę mogła zaufać, w którym znajdę oparcie – i właśnie takiego dostałam. Justynie Karol się nie podobał, nie polubiła go. Prosiła mnie nawet, żebym się dobrze namyśliła, zanim postanowię za niego wyjść. Było mi przykro. Chciałam, żeby moja najlepsza przyjaciółka zaakceptowała mojego męża. Ale cóż! Nie można mieć wszystkiego.
Żeby nie robić mi przykrości, Justyna była dla Karola bardzo uprzejma. Tak minęło kilka lat. Widywaliśmy się często, Justysia była naszym częstym gościem, uczestniczką wszystkich spotkań towarzyskich. Nawet trzymała do chrztu Patryka.
Trzy lata po naszym ślubie poznała kolegę Karola, Maćka, który właśnie wrócił z Anglii i rozkręcał własną firmę. Miałam nadzieję, że przyjaciółka wreszcie znajdzie sobie towarzysza życia, bo martwiło mnie, że jest wciąż sama. Jednak nic z tego związku nie wyszło. Wkrótce to Justyna wyjechała za granicę, żeby lizać rany po nieudanym związku.
Udawała, że mi współczuje
Nasze relacje trochę się rozluźniły – odległość zrobiła swoje, a poza tym byłam już mamą trójki pociech, które mnie bardzo absorbowały, zwłaszcza że najmłodszy, Kubuś, dużo chorował. Przyjaciółka zaś była zajęta robieniem kariery zawodowej i zarabianiem pieniędzy. Po to przecież tam pojechała.
Kiedy jednak Justyna wróciła po kilku latach, starałam się, żeby nasza przyjaźń znów rozkwitła. Pojawiła się zupełnie odmieniona. Za granicą z dosyć skromnej i niepozornej dziewczyny zmieniła się w zadbaną, światową damę. Ubierała się modnie, była zawsze ładnie umalowana, uczesana. Przyznam szczerze, że pod tym względem poczułam się przy niej trochę gorsza. Ja też dbałam o siebie i ubierałam się starannie, kiedy gdzieś szłam, ale nie miałam takich możliwości jak Justyna.
Wprawdzie oboje z mężem pracowaliśmy i zarabialiśmy nie najgorzej, lecz przy trójce dzieci i budowie domu pieniądze błyskawicznie topniały. Nie miałam też dość czasu, żeby tak zadbać o siebie jak moja przyjaciółka. Ona była sama i na siebie mogła wydawać dowolne kwoty.
W głębi serca współczułam Justynie, że życie jej się nie ułożyło. Ja miałam kochającego męża, ładne, dobre i w miarę grzeczne dzieci, a ona…Wracała do swego mieszkania – ładnie umeblowanego, komfortowo wyposażonego, ale pustego. Ona jednak wydawała się szczęśliwa. Więcej: wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że to ona współczuje mnie.
Wkrótce po powrocie przyjaciółki z zagranicy miałam okazję pogadać z nią od serca. Karol na sobotę zabrał dzieci do mamy, żebyśmy miały dla siebie trochę czasu. Przyjechała wystrojona w markowe ciuszki, pachnąca drogimi perfumami, nienagannie uczesana. Powiało wielkim światem. Kiedy pochwaliłam jej garderobę, westchnęła:
– Kiedyś mogłabym ci pożyczyć łaszek, ale teraz… Nie wyglądasz najgorzej, Aneczko, ale… wiesz… Figura już nie ta co przed laty.
– Co się dziwisz?! – roześmiałam się. – Jakbyś ty urodziła trójkę dzieci, też by ci było daleko do ideału!
– Właśnie! Dzieci, dom, mąż i te wszystkie takie tam… Dawniej myślałam, że mi się to spodoba, ale teraz zrozumiałam, że jestem urodzoną singielką – skomentowała Justyna. – Życie rodzinne to nie dla mnie. Nie miałabym czasu dla siebie.
– Przesadzasz – uznałam. – Wszystko da się zorganizować. Ja mam trójkę dzieci, ale z pomocą Karola zawsze udaje mi się wygospodarować chwilkę dla siebie, pójść do fryzjerki, do kosmetyczki, na zakupy, albo po prostu poleżeć w wannie czy coś poczytać.
– Właśnie! – przyjaciółka przewróciła oczami. – Chwile kradzione rodzince… Sama widzisz! To żaden czas dla ciebie, tylko marne ochłapy rzucane z łaski pana małżonka! A udało ci się kiedyś wybrać na weekend do SPA? A czytałaś ostatnio coś innego niż kolorowe gazetki? Jakieś biografie, powieści? Może byłaś w teatrze?
– Chodzimy czasem z mężem do kina, no i zapisana jestem do biblioteki… – bąknęłam, ale ona mi przerwała:
– Wybacz, kochana! Jestem twoją przyjaciółką i aż żal mi patrzeć, jak się zapuściłaś. Fizycznie i intelektualnie!
Zrobiło mi się przykro. Zaczęłam żałować, że zaprosiłam Justynę na cały dzień. Trochę mi przeszło, gdy objęła mnie serdecznie, ucałowała i zaczęła pokazywać zdjęcia z pobytu w Anglii, opowiadając przy tym zabawne anegdotki. A kiedy usłyszałam, jak rozpływa się nad moim ciastem i mówi, że ma w nosie linię, bo takim pysznościom nie odpuści, rozchmurzyłam się na dobre.
Od tamtego dnia znów stałyśmy się niemal nierozłączne. Ale teraz to Justyna decydowała, gdzie pójdziemy i co będziemy robić. Wyciągała mnie na różne wystawy, wernisaże. Chodziłyśmy na zakupy, a ona wciąż biadoliła, jakie mam ciężkie życie i ile mnie dobrego omija, bo mąż zrobił ze mnie kurę domową. Radziła, żebym się postawiła, żebym broniła „swojej wewnętrznej wolności” i swoich praw.
Tymczasem Karol cierpliwie znosił moje częste wyjścia. Nie protestował, że musi więcej zajmować się dziećmi i że mamy teraz mniej czasu dla siebie. Uważałam więc, że Justyna nie ma racji, ale ona ciągle robiła jakieś uwagi na temat Karola. Były to raczej aluzje, niedopowiedzenia, sugestie, a nie otwarte zarzuty, ale wypowiadała je coraz śmielej, chociaż ja broniłam męża.
– Nigdy nie przepadałam za Karolem, ale nie przypuszczałam, że tak będziesz przy nim marnować swoje zdolności! – powiedziała któregoś dnia otwarcie.
Boczyłam się o to na nią trochę, bo Karol to naprawdę dobry człowiek, ze świecą takiego szukać. Brałam jednak poprawkę na to, że Justyna jako zadeklarowana singielka po prostu nie rozumie problemów życia rodzinnego, konieczności kompromisów, wspólnych ustaleń i rezygnacji z czegoś na rzecz innych spraw, ważniejszych w danym momencie dla rodziny.
Tymczasem przyjaciółka coraz częściej miała coś do zarzucenia Karolowi. Ciągle próbowała mi wmówić, że życie układa mi się fatalnie. Jakoś to wszystko znosiłam... Do czasu. Miarka się przebrała, gdy Justyna zaczęła sugerować, że Karol... ma kochankę. I zaczęła mi wmawiać, że najlepiej zrobię, jak go rzucę, bo nie jest mnie wart. Tego już było za wiele.
– Słuchaj, Justyna! – powiedziałam wtedy. – Ja rozumiem, że dla ciebie małżeństwo ani życie rodzinne nie mają znaczenia, ale dla mnie to są istotne wartości! Ja jestem żoną i matką, w tym się doskonale spełniam! Nie pojmuję, czemu próbujesz za wszelką cenę skłócić mnie z mężem?!
Justyna parsknęła śmiechem, nazwała mnie naiwnym głuptaskiem i pokazała mi w telefonie zdjęcia, na których widać było z daleka, jak Karol na peronie wita uściskami jakąś szczupłą blondynkę w ciemnych okularach.
– Widzisz! A nie wierzyłaś mi! Teraz już wiesz, że miałam rację.
Osłupiałam, a ona zaczęła namawiać mnie na rozwód. Gadała jak nakręcona, nie pozwalając mi wtrącić słowa. W końcu machnęłam ręką i już nie próbowałam z nią dyskutować. Sama byłam skołowana: dlaczego Karol obściskuje jakąś kobietę? Justyna najwyraźniej wzięła moje milczenie za wyraz cierpienia, bo zaczęła mnie pocieszać:
– Bądź dzielna i stanowcza, Anka! Teraz dopiero ułożysz sobie życie na nowo! Karol stłamsił cię psychicznie. Wreszcie odżyjesz, jak go pogonisz! Mówię ci, porozmawiaj z nim jeszcze dzisiaj, postaw sprawę twardo i zażądaj rozwodu! Prześlę ci mailem te zdjęcia, żebyś miała dowód.
A więc to wszystko przez zazdrość
Prosiłam ją, żeby dała spokój, lecz ona nie ustawała w namowach. Wreszcie powiedziałam stanowczo, żeby mnie zostawiła samą, bo muszę się zastanowić, co mam mam z tym wszystkim począć.
– Ja ci już powiedziałam, co masz robić! – powtórzyła Justyna na odchodnym. – Rozwiedź się z Karolem i zacznij nowe życie! Ja ci pomogę się pozbierać i jakoś to wszystko zorganizować… Przecież jestem twoją przyjaciółką, pamiętaj o tym.
Co do tego ostatniego, to już wiedziałam, że to deklaracja bez pokrycia. Fotki, które pokazała mi Justyna, i jej ciągłe namowy, żebym zostawiła Karola, wmawianie mi, że przy ukochanym mężczyźnie marnuję sobie życie – to wszystko wyglądało na zazdrość. Tym bardziej że kilka dni wcześniej Karol spotkał na mieście Justynę, a ona zaczęła się nad nim użalać! Mówiła, że rozumie, jak ciężko musi mu być w nieudanym małżeństwie, bo ja go nie rozumiem i nie doceniam!
– Co ciekawe, to już nie pierwszy raz, kiedy twoja przyjaciółka napomyka mi, mniej lub bardziej otwarcie, że nasze małżeństwo jest nieudane, że mnie unieszczęśliwiasz, tłamsisz psychicznie. Słowem: marnuję się przy tobie! – zakończył mój mąż, bardzo oburzony insynuacjami Justyny.
Jeszcze chwilę o tym rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że Justyna zazdrości nam udanego małżeństwa. I że chyba podoba jej się mój mąż i chciałaby go mieć dla siebie. A ja pojęłam, że tak jest na pewno, gdy Karol się przyznał, że już kilka razy dawała mu do zrozumienia, jak inne, piękniejsze i szczęśliwsze byłoby jego życie u boku takiej kobiety jak ona…
– To dlatego tak unikałeś spotkań z nią! – wreszcie zrozumiałam nagłą niechęć męża do Justyny, którą dawniej lubił.
I już bez oporów opowiedziałam Karolowi o zdjęciach, które mi pokazała.
– To podłe babsko otwarcie intryguje przeciwko tobie! – zaczął się pieklić.
– Spokojnie! Teraz, kiedy już wiem, o co tak naprawdę jej chodzi, poradzę sobie z nią!
I wtajemniczyłam męża w swój plan. Kilka dni później zaprosiłam Justynę do nas na małe przyjęcie.
– Mamy gościa i chciałabym, żebyś go poznała – powiedziałam.
Justyna przyszła odstrzelona, w szałowej kiecce, z modną fryzurą, wypachniona jeszcze bardziej niż zwykle. Od razu, kiedy tylko uznała, że nie widzę, zaczęła coś konfidencjonalnie szeptać Karolowi do ucha. Po chwili przyszła za mną do kuchni, żeby na osobności wypytać, co będzie z tym naszym rozwodem. Czy już się zdecydowałam? Bo jej zdaniem nie powinnam z tym zwlekać ani chwili dłużej!
– Znam dobrego prawnika! Już z nim rozmawiałam! Pomoże ci się rozwieść bez problemów! – trajkotała jak nakręcona.
– Na razie czekamy na naszego gościa, który zjawi się lada chwila, dlatego pozwól, że ten temat zostawimy na inną okazję – ucięłam czym prędzej jej wywody i zaprowadziłam ją z powrotem do pokoju.
Czas był po temu najwyższy, bo właśnie Karol otwierał drzwi naszemu gościowi. Gdy weszli do pokoju, Justyna wybałuszyła oczy ze zdumienia. Po chwili omal nie eksplodowała, gdy powiedziałam:
– To Anitka, młodsza siostra Karola! Wróciła niedawno ze stażu za granicą i na razie mieszka z rodzicami. Bardzo się z Karolem kochają, co sama miałaś okazję zobaczyć wtedy na dworcu… Zdaje się, że pokazywałaś mi nawet zdjęcia z ich powitania…
Justyna zbladła, poczerwieniała i znów zbladła. A potem wrzasnęła z wściekłością:
– To jego siostra?! Kłamiesz! To jego kochanka! To nie może być jego siostra! Nie! Nie! Nie! – tupnęła nogą jak rozkapryszona trzylatka. – Tak tylko mówisz, bo chcesz zatrzymać Karola dla siebie! Ale jesteś dla niego za głupia! Z kimś takim jak ty... nigdy nie będzie szczęśliwy!
Patrzyliśmy przerażeni na histeryczny wybuch Justyny. Wreszcie Anita powiedziała:
– Ania nie kłamie. Jestem siostrą Karola. Nie rozumiem, czemu to panią tak rozzłościło i czemu na siłę chce pani widzieć we mnie jego kochankę… Karol kocha Anię! Zawsze tak było i tak będzie!
Justyna zignorowała jej słowa i znów skierowała cały impet ataku na mnie.
– To ty wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś?! Zrobiłaś ze mnie idiotkę! Nienawidzę cię! – wrzasnęła z wściekłością i wypadła z mieszkania, trzaskając mocno drzwiami.
Więcej jej nie zobaczyłam. I szczerze mówiąc, wcale za nią nie tęsknię…
Czytaj także:
„Czułam, że małżeństwo siostry to porażka, musiałam tylko otworzyć jej oczy. Ze mną będzie jej lepiej niż z tym burakiem”
„Latami mściłem się na mamie za to, że nie znałem ojca. Nie miałem pojęcia, że mogę być synem bandyty”
„Imprezowanie moich przyjaciół skończyło się potwornym wypadkiem. Miałam iść z nimi, ale zatrzymał mnie… nieżyjący tata”