„Moja przyjaciółka jest ślepo zakochana w oszuście, który chce ją okraść. Dla jego maślanych oczu skoczy nawet w ogień”

kobieta, która martwi się o pryzjaciółkę fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
„Przez następny kwadrans próbowałam przemówić jej do rozumu. Tłumaczyłam, że opowieści Andrzeja to bzdury, że to prawdopodobnie bezwzględny oszust, który chce ograbić ją z pieniędzy. I że zamiast się nad nim litować, powinna przegonić go na cztery wiatry, a nawet pójść na policję".
/ 02.03.2023 08:13
kobieta, która martwi się o pryzjaciółkę fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Jak długo znam Anitę? Ponad trzydzieści lat. To właśnie wtedy zamieszkałyśmy w tym samym bloku na jednym z warszawskich osiedli. Inni sąsiedzi od razu zamknęli się w swoich czterech ścianach, ale my szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

Od tamtej pory pomagałyśmy sobie nawzajem, a przede wszystkim wspierałyśmy się w trudnych chwilach, których w życiu codziennym, jak wiadomo, nie brakuje. Tak było i dwa lata temu, kiedy prawie jednocześnie zostawili nas mężowie. Dla młodszych. Najpierw odszedł mąż Anity, chwilę później mój.

To był dla nas naprawdę koszmarny czas

Przepłakałyśmy razem wiele nocy, zanim pogodziłyśmy się z rzeczywistością i otrząsnęłyśmy z żalu i smutku. O ile jednak ja zaakceptowałam fakt, że jestem sama, Anita nie chciała o tym słyszeć. Za wszelką cenę próbowała znaleźć sobie partnera.

Nie wyobrażała sobie życia bez mężczyzny. Zaglądała więc na portale randkowe dla pięćdziesięciolatków, biegała na spotkania i w końcu znalazła. Pół roku temu oświadczyła, że zakochała się w Andrzeju. I to z wzajemnością.

– Jola, mówię ci, to najwspanialszy facet pod słońcem. Czuły, opiekuńczy, szarmancki… A do tego bogaty. Ma własną firmę i w ogóle… – zachłystywała się z zachwytu jak nastolatka.

– O rany, naprawdę? Przedstawisz mi go? – dopytywałam się podekscytowana.

– No pewnie. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką – uśmiechnęła się.

Na początku Andrzej zbierał u mnie same plusy. Podobało mi się, że traktował Anitę jak księżniczkę. Rozpieszczał ją, obsypywał kwiatami i prezentami, prawił komplementy. A któregoś dnia zaprosił ją na romantyczną kolację w Paryżu. Wsiedli w samolot i trzy godziny później siedzieli już w przytulnej restauracji „Sacrée fleur” na Montmartre. Wyglądało na to, że rzeczywiście jest w niej zakochany po uszy.

Trochę dziwiło i niepokoiło mnie, że tak wspaniały dojrzały mężczyzna nie był z nikim związany, ale postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Cieszyłam się, że przyjaciółka spotkała swojego księcia z bajki. Miałam nadzieję, że będą razem szczęśliwi.

Kupiłam rozkładany fotel, może się przydać

O tym, że mój niepokój był uzasadniony, przekonałam się dwa tygodnie później. Anita wpadła do mnie późnym wieczorem. Po minie widziałam, że ma do mnie ważną sprawę. Nie pomyliłam się.

– Słuchaj, Jola, czy w razie czego będę mogła przechować u ciebie swoje rzeczy? – zapytała, gdy tylko usiadła na kanapie.

– Planujesz generalny remont? – uśmiechnęłam się lekko zdziwiona.

– Nie. Zamierzam sprzedać mieszkanie… I to bardzo szybko – odparła.

– Dlaczego? Masz jakieś kłopoty finansowe? – przeraziłam się.

– Ja? Na szczęście nie… – zamilkła.

– To kto? – naciskałam.

– O rany, czy to naprawdę takie ważne? – zdenerwowała się nagle.

– Oczywiście! Skoro mam ci pomóc, muszę wiedzieć, co się dzieje – nie ustępowałam.

– No dobrze, to Andrzej. Dziś przyznał mi się, że wspólnik wyczyścił wszystkie firmowe konta i zostawił go z potwornymi długami. Jeśli go nie wspomogę, wpadnie w olbrzymie kłopoty… Już teraz łażą za nim jakieś podejrzane typy – odparła strapiona.

Zamurowało mnie. Na amen

Nie mogłam uwierzyć, że przyjaciółka chce pozbawić się dachu nad głową i dać pieniądze mężczyźnie, którego poznała zaledwie pół roku temu. Przez dobrą minutę więc tylko milczałam i wpatrywałam się w nią szeroko otwartymi oczami. Wzięła to za dobra monetę.

– Rozumiem, że będę mogła zostawić u ciebie trochę gratów? Jesteś kochana! – rzuciła mi się na szyję; to mnie otrzeźwiło.

– Zwariowałaś! Nie pozwolę ci sprzedać mieszkania. To totalna głupota! – ryknęłam.

Przez następny kwadrans próbowałam przemówić jej do rozumu. Tłumaczyłam, że opowieści Andrzeja to bzdury, że to prawdopodobnie bezwzględny oszust, który chce ograbić ją z pieniędzy. I że zamiast się nad nim litować, powinna przegonić go na cztery wiatry, a nawet pójść na policję. Nie wiadomo, czy nie naciągnął jakichś innych kobiet. Gdy to powiedziałam, Anita zerwała się z kanapy.

– Wiesz co, nie spodziewałam się tego po tobie! – pokręciła głową

– Czego? – nie rozumiałam.

– Że jesteś taka wredna! Wiem, że zazdrościsz mi Andrzeja i dlatego wygadujesz o nim takie rzeczy. Ale nie wysilaj się! Nigdy z niego nie zrezygnuję! Zapamiętaj! – wycedziła, a potem wyszła, trzaskając drzwiami.

Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Anita jest na mnie ciężko obrażona. Gdy spotykamy się na klatce, mija mnie obojętnie. Najgorsze jest jednak to, że nie zrezygnowała ze sprzedaży mieszkania. Wiem, bo już ze trzy razy była u niej pośredniczka z klientami.

Jedni wyglądali na zainteresowanych… Coś mi się więc wydaje, że za miesiąc, najdalej dwa, przyjaciółka zostanie bez dachu nad głową. Na wszelki wypadek kupiłam więc rozkładany fotel. Musi przecież gdzieś spać, gdy jej ukochany Andrzej rozpłynie się z pieniędzmi. Jak sen złoty. 

Czytaj także:
„Po śmierci taty, mama czciła go jak świętego. A on... miał w górach nieślubnego syna”
„Teściowa wytoczyła mi wojnę, bo zabrałam jej jedynego synka. Poniżanie mnie sprawia jej przyjemność”
„Żal mi Justyny. Za miłością przeprowadziła się 300 km od rodzinnego domu. Wpadła w sidła rodziny alkoholowej”

Redakcja poleca

REKLAMA