„Moja przyjaciółka jest mistrzynią narzekania. Kiedyś ją uwielbiałam, ale dziś mam dość tej toksycznej baby"

smutna przyjaciółka fot. Adobe Stock, ChayTee
„Od wtedy zaczęłam jej unikać. Nic nie poradzę, że na samą myśl o wizycie u Beaty robi mi się mdło. Życie jest wystarczająco trudne, nie muszę jeszcze dokładać sobie cudzych, wyimaginowanych zgryzot. Jednego mi tylko żal: że już nie ma wspaniałej osoby, którą Beata kiedyś była".
/ 02.04.2023 13:15
smutna przyjaciółka fot. Adobe Stock, ChayTee

Trzydzieści minut temu zadzwoniła do mnie przyjaciółka i stwierdziła z wyraźną pretensją w głosie:

– Może byś wreszcie kiedyś do mnie wpadła? A ja poczułam dobrze mi znany ucisk w dołku. „Znów będzie marudzić”! – przebiegło mi przez głowę.

Nie miałam ochoty kolejny raz wysłuchiwać jej biadolenia

Imię Beata oznacza po łacinie „szczęśliwa” i „przynosząca szczęście”. Moja przyjaciółka kiedyś faktycznie taka była. Nie znałam osoby radośniejszej od niej. Uwielbiałam wtedy do niej jeździć! Ile godzin przegadałyśmy nad lampką wina… Beata znała rozwiązanie wszelkich problemów, zawsze umiała mi mądrze doradzić. Gdzie się podziała ta jej życiowa mądrość?

W ostatnim czasie bardzo się zmieniła. Nie tylko nie potrafi rozmawiać, nie potrafi też słuchać i nie spieszy z jakimikolwiek radami. Wciąż tylko narzeka! Gdybym jej wcześniej nie znała, pomyślałabym, że taka już jest i tyle.

Niektórzy ludzie po prostu rodzą się pesymistami i pesymistami umierają. Ciągle im źle i spotykają ich w życiu same nieszczęścia. Tymczasem u Beaty to się zaczęło raptem kilka miesięcy temu. Gdy pierwszy raz usłyszałam od niej kilka cierpkich słów na temat jej męża, pomyślałam, że się po prostu posprzeczali. Ale na tym jednym razie się nie skończyło.

Moja przyjaciółka stała się mistrzynią robienia z igły wideł!

Kiedy ją odwiedziłam na początku jesieni, biegała po mieszkaniu jak nakręcona. Było jeszcze ciepło, więc wyszłyśmy na balkon, lecz już po chwili Beata skrzywiła się:

– Nie mogę na to patrzeć! I wróciła do pokoju.

„Na co nie może patrzeć?”– rozejrzałam się zdumiona wokoło, nic nie rozumiejąc, aż w końcu zadałam jej to pytanie.

– To ty nie widzisz, jak wyglądają te skrzynki na kwiaty? Trzeba je przecież pomalować! A Henryk ma to w nosie! Faktyczne na balkonie stały dwie niewielkie, drewniane skrzynki, które przydałoby się czymś zaimpregnować.

– Zostało mi trochę drewnochronu w kolorze tekowym, chcesz? – zapytałam.

A ona na to, że przecież nie będzie tego sama malować, bo od tego ma w domu faceta.

Zrobiło mi się głupio i trochę przykro

Beata doskonale wiedziała, że mój własny mąż jest po zawale i latem sama malowałam płot na działce, bo już tego wymagał. Skoro ja pomalowałam dwieście desek, to ona przecież mogła machnąć tych kilka zbitych w skrzynie. Tym bardziej że siedziała już w domu na wcześniejszej emeryturze, a jej Henryk nadal pracował. O tę pracę zresztą Beata także miała wieczne pretensje do męża. Głównie chodziło jej o to, że mało pieniędzy przynosi. Usiłowała nawet zmusić Heńka, by wziął dodatkowo ochronę na parkingu na pół etatu i kilka nocy spędzał w dyżurce.

– Odmówił! Wyobrażasz sobie? – mówiła mi potem oburzona. – A niejeden dałby się zabić za taką fuchę! Budka ciepła, wygodny fotel, można się zdrzemnąć…

Widziałam tę budkę

Najgorszemu wrogowi bym nie życzyła spędzać tam nocy, a potem lecieć do pracy. Gdyby jej narzekanie dotyczyło tylko męża, tobym jeszcze zrozumiała. Wiadomo, miłość czasami wygasa, cierpliwość się wyczerpuje. Jednak nie – Beacie ostatnio przeszkadza nawet pogoda! Bez względu na to, czy świeci słońce, czy pada deszcz. Przyznam, że coraz bardziej mnie to męczy.

Kiedyś, gdy wracałam od Beaty, byłam naładowana dobrą energią. A teraz mam wrażenie, jakby przyjaciółka odbierała mi całą chęć do życia.

Po Wszystkich Świętych, gdy się ciskała, że Henryk nie dogotował ziemniaków na obiad, powiedziałam jej, że przesadza:

– Wiele bym dała, żeby mój Rafał zrobił chociaż jajecznicę. A twój mąż gotuje obiady i ty jeszcze narzekasz!

– Jakie tam obiady! Jem, bo jem, ale smaku to nie ma żadnego! – prychnęła.

Od wtedy zaczęłam jej unikać. Nic nie poradzę, że na samą myśl o wizycie u Beaty robi mi się mdło. Życie jest wystarczająco trudne, nie muszę jeszcze dokładać sobie cudzych, wyimaginowanych zgryzot. Jednego mi tylko żal: że już nie ma wspaniałej osoby, którą Beata kiedyś była.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA