„Moja pozornie niewinna obsesja, doprowadziła do tragedii. Nigdy nie poradzę sobie z dręczącymi mnie wyrzutami sumienia”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions
„Pewnego dnia jednak odkryłam, że... ktoś nosił moją wieczorową sukienkę! Od razu w moje nozdrza uderzył smród potu! Aż mnie odrzuciło... Musiała ją wziąć moja współlokatorka, Ewka. Jak ona śmiała dotykać moich rzeczy?! Wpadłam w szał, którego szybko pożałowałam”.
/ 03.04.2022 20:59
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Syda Productions

Pewnie większość dziewczyn uwielbia pożyczać sobie nawzajem ubrania. A to zgarnąć coś efektownego od przyjaciółki, a to samej coś komuś wcisnąć. Ot tak, jak to mówią, w ramach wzmocnienia przyjaźni.

Ja jednak nigdy nie wkładałam rzeczy, które nie należą do mnie, i nie znoszę, gdy ktoś zabiera moje. Pamiętam, że tylko raz się przełamałam, gdy koleżanka błagała, abym pożyczyła jej mój sweter.

– Tylko na godzinkę! No co ci szkodzi? – prosiła i w końcu się zgodziłam. A ona poszła w nim grać w ping-ponga!

Nie muszę chyba mówić, jak potem „pachniał”, zważywszy na to, że nie używała dezodorantu! Coś obrzydliwego... Wtedy postanowiłam, że nigdy więcej nie pożyczę nikomu żadnego ciuchu. Tej zasady trzymałam się również na studiach.

Mieszkałam w akademiku, gdzie takie praktyki jak wymienianie się ubraniami były właściwie na porządku dziennym. Od razu jednak dałam wszystkim do zrozumienia, że mają mnie z tego całkowicie wyłączyć.

Chyba uważała, że nic nie mogę jej zrobić...

Wydawało mi się więc, że nie będzie problemu. Pewnego dnia jednak odkryłam, że... ktoś nosił moją wieczorową sukienkę! Dostałam szału. To była jedyna elegancka kreacja, jaką miałam! Śliczna mała czarna z białymi wykończeniami. Nadawała się i na egzamin, i na większe wyjście. Bardzo o nią dbałam. Wisiała w szafie spowita w specjalny foliowy worek, żeby się przypadkiem nie zakurzyła...

Pamiętam, że byłam wtedy umówiona na kolację z rodzicami i ich znajomym, który mógł załatwić mi pracę. Pierwszą i już dość prestiżową, bo asystentki szefa zarządu w jednej z dużych zagranicznych firm. Mama chyba ze trzy razy mi przypomniała, że powinnam wyglądać skromnie i zarazem szykownie, więc chcąc się upewnić, czy na pewno łańcuszek, który wybrałam, będzie pasował do sukienki, wyjęłam ją i…

Od razu w moje nozdrza uderzył smród potu! Aż mnie odrzuciło... Sukienka była nieświeża, a dałabym sobie rękę uciąć, że nie nosiłam jej, odkąd wróciła z pralni. Musiała ją wziąć moja współlokatorka, Ewka.

„Jak ona śmiała? I to bez mojego pozwolenia, w tajemnicy!” – pieniłam się, czekając, aż Ewka wróci z popołudniowych zajęć. Kiedy tylko otworzyła drzwi, oskarżycielskim gestem wskazałam na sukienkę. Ewka wzruszyła tylko ramionami, udając, że niby nie ma pojęcia, o co mi chodzi.

– Daruj sobie! – warknęłam. – Przyznaj się, kiedy w niej paradowałaś? Pewnie podczas weekendu, jak pojechałam do domu. Masz natychmiast wyprać tę sukienkę!

Spojrzała na mnie kpiąco. Chyba uważała, że nic nie mogę jej zrobić...

– A jak nie, to co? – spytała bezczelnie.

– Bo powiem twoim rodzicom, że jesteś w ciąży! – wypaliłam bez zastanowienia.

Wiem, to było paskudne z mojej strony tak ją zaszantażować. Ale byłam wtedy wściekła i nie myślałam, co mówię. Potem tłumaczyłam sobie, że mnie do tego zmusiła.

– Nie zrobisz tego... – wyszeptała.

Ewka i jej chłopak wpadli dwa miesiące temu. Zwierzyła mi się w tajemnicy, a ja teraz paskudnie to wykorzystałam.

– Powiem! – zmierzyłam ją zimnym spojrzeniem. – Chyba że natychmiast pójdziesz z sukienką do pralni!

Nie miała wyboru, złapała więc kieckę i wyszła, trzaskając drzwiami. Minęły dwie godziny, a Ewka nie wracała. Z jednej strony byłam zła, a z drugiej zaczęłam odczuwać coraz większy niepokój.

Już dawno powinna być z powrotem!

Nagle doszły mnie jakieś głosy. Na korytarzu akademika zapanowało dziwne poruszenie. Ludzie biegali, ktoś szlochał. W końcu otworzyłam drzwi i wyjrzałam z pokoju. Na mój widok koledzy jakby zamarli.

– Coś się stało? – spytałam.

– To ty nic jeszcze nie wiesz? – jedna z koleżanek zrobiła wielkie oczy. – Pół godziny temu Ewka wpadła pod tramwaj. Zginęła na miejscu!

Pociemniało mi przed oczami. Osunęłam się po futrynie na podłogę.

– Jak mogła być tak nieuważna? Gdzie się tak spieszyła? – głosy z korytarza docierały do mnie jak przez grubą warstwę waty.

– Ja wiem, gdzie się spieszyła! – chciałam im wykrzyczeć, ale milczałam…

Na kolację tego wieczoru nie dotarłam. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej o tragicznej śmierci mojej współlokatorki. Bardzo mi współczuła i widząc moje przygnębienie, próbowała pocieszać. Mówiła, że nie było w tym niczyjej winy.

Ja jednak wiedziałam swoje. Ewka zginęła przeze mnie. Przez moją głupią obsesję.

Czytaj także:
„Mąż zostawił mnie dla kochanki poznanej przez internet. Znalazłam jego niezwykle czułą korespondencję z tą kobietą”
„Wpadłam jako nastolatka, córkę oddałam rodzicom. Teraz chcę ją odzyskać, ale ona myśli, że jestem jej siostrą”
„Ten urlop miał być czasem spokoju i radości, ale zamienił się w istny koszmar. Tylko cud uratował nas od tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA