„Moja nastoletnia córka jest jak chorągiewka. Wystarczy, że się zakocha i chłopak może nią pomiatać i manipulować”

Zakochana nastolatka fot. Adobe Stock
Moją córkę łatwo było przekabacić. Potrafiła zacząć ćwiczyć, choć nie cierpi sportu, albo zrezygnować z ulubionej potrawy. Wystarczyło, że... się zakochała.
/ 17.03.2021 13:10
Zakochana nastolatka fot. Adobe Stock

Odkąd Julka weszła w wiek dojrzewania, kompletnie zdziwaczała. Zaczęła nosić ekstrawaganckie fryzury i przerabiać ciuchy w taki sposób, że kiedy je wkładała, przypominała bardziej klauna z cyrku niż nastolatkę. Kiedy zwracałam jej uwagę, że dziewczyny w jej wieku wyglądają normalnie, obruszała się.
– A co mnie obchodzą inni? Trzeba mieć swój styl i swoje zdanie! – mówiła.

Pierwsze miłości bywają trudne

Potem jednak się jej odmieniło... Miała czternaście lat, kiedy zakochała się po raz pierwszy. Wybrankiem jej serca był kolonijny ratownik, student AWF-u. Po powrocie opowiadała z przejęciem:
– Organizował turnieje siatkówki plażowej i różne konkursy sportowe. Zajęłam pierwsze miejsce w rzucie piłeczką do kapelusza, a za wyścigi żabek dostałam wyróżnienie! Dziwił się, że nic nie trenuję, bo mam talent i powinnam go rozwijać…

Julka była typem intelektualistki. Wolała czytać książki niż biegać czy jeździć na rowerze. Szkolny WF był dla niej torturą i ilekroć wypadał na pierwszej lekcji, robiła wszystko, żeby się na niego spóźnić. Tymczasem po tamtych koloniach zapałała miłością do sportu. We wrześniu zapisała się na chyba wszystkie możliwe zajęcia fizyczne organizowane w jej gimnazjum. Chodziła na aerobik, judo i basen. Energii starczyło jej jednak tylko na kilka tygodni. Później okazało się, że aerobik jest męczący, judo nudne, a woda w basenie za zimna.

Dziwnym zbiegiem okoliczności z zajęć zrezygnowała po tym, jak na mieście spotkała kolonijnego ratownika.
– Całkiem przypadkiem – zastrzegła się ponuro, spuszczając wzrok. – Szedł ulicą i obejmował jakąś dziewczynę.

Następny ukochany córki był w bardziej odpowiednim dla niej wieku. Jego też poznała na koloniach i podobnie jak przed rokiem o ratowniku – teraz o tym nowym opowiadała mi z wypiekami na twarzy:
Tomek jest super! Chodzi do liceum plastycznego i pięknie maluje. Po maturze będzie zdawał na ASP. Czyta bardzo dużo książek na temat sztuki i naprawdę się na niej zna. Uwielbia Kandinskiego. Wiedziałaś w ogóle, że był taki malarz?

Kto by pomyślał, że moja córka nagle zainteresuje się malarstwem? Sięgnęłam na półkę z książkami i wyjęłam album poświęcony abstrakcjonizmowi.
– Proszę – podałam go Julce z uśmiechem. – Możesz sobie o nim poczytać.
Cieszyła mnie nowa pasja mojej córki, bo sama bardzo lubiłam malarstwo. Wreszcie miałam z kim chodzić na wystawy. Refleksjami z tych naszych wypraw Julka dzieliła się potem z Tomkiem przez internet, bo chłopak mieszkał na drugim końcu Polski i tylko tak się kontaktowali. Planowali wprawdzie jakieś spotkanie w czasie ferii zimowych, ale znajomość urwała się jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Nigdy się nie dowiedziałam z jakiego powodu. Niestety, wraz z zainteresowaniem Tomkiem, Julka straciła również całkowicie zainteresowanie sztuką. 

Zaczęło robić się coraz gorzej

Z kolejnych wakacji moja córka wróciła całkiem odmieniona! Opaliła się, wyrosła, zeszczuplała, Trzy tygodnie wcześniej wysyłałam na obóz dziecko, a teraz stała przede mną piękna młoda kobieta.
– Wyglądasz jak modelka! – nie mogłam wyjść z zachwytu. – Pewnie jesteś głodna? Siadaj, zrobiłam gołąbki.
– Niepotrzebnie, nie będę jadła – odparła, odwracając wzrok od półmiska.
– Źle się czujesz? – zmartwiłam się. Gołąbki to ulubione danie mojej córki, dlatego przygotowałam je na jej powrót.
– Nic mi nie jest – wzruszyła ramionami. – Po prostu nie jem mięsa.
– Jak to nie jesz mięsa? Dlaczego?!
– Bo zwierzęta to moi przyjaciele. A ja nie jadam swoich przyjaciół.

Wkrótce dowiedziałam się, komu zawdzięczam tę fanaberię. Jacek, nowy wakacyjny przyjaciel Julii, był nawiedzonym ekologiem i wojującym wegetarianinem. Zamącił jej w głowie do tego stopnia, że przez pół roku nie wzięła do ust niczego, co kiedyś miało oczy.
– Zrozum, mamo – tłumaczyła mi. – To, co leży na twoim talerzu, jeszcze niedawno biegało sobie beztrosko po łące. Gdyby nie oprawcy, którzy w bestialski sposób skrócili jego życie, nadal mogłoby się nim cieszyć. Tak jak ty i ja. Żadne argumenty – ani moje, ani lekarza, do którego zaprowadziłam córkę w trosce o jej zdrowie – do niej nie docierały. Jacek był mądrzejszy. Niestety, mieszkał w naszym mieście i choć starałam się, jak mogłam, utrudnić ich spotkania, nic z tego nie wyszło.

Zakochana Julka kompletnie straciła rozum. Doszło do tego, że zagroziła mi ucieczką z domu, jeśli spróbuję ich rozdzielić. Julkę od anemii, a mnie od obłędu ocalił przypadek. Któregoś dnia Jacek zjawił się u nas, kiedy Julki nie było jeszcze w domu. Akurat szykowałam sobie kolację. Po mieszkaniu rozchodził się smakowity zapach smażonej kaszanki.
– Ale pachnie – Jacek przełknął ślinę.
– Jesteś głodny? – spytałam, otwierając lodówkę. – Mogę ci coś przygotować. Zaczęłam po kolei wyjmować produkty, jakimi ostatnio żywiła się moja córka.
– Mam pastę z soczewicy, kiełki, twarożek. Jest też zupa sojowa... – wyliczałam.

Zauważyłam, że Jacek zerka na kaszankę. Widać było, że ma na nią ochotę. Postanowiłam kuć żelazo póki gorące.
– To co, masz ochotę na jakąś zieleninkę? – spytałam słodkim głosem. – Ja sobie robię kaszankę. Poczęstowałabym cię, ale ty przecież nie jesz takich rzeczy. Szkoda, bo jest pyszna, świeżutka...

Jackowi aż się oczy zaświeciły.
– Co tam, kilka łyżek ci nie zaszkodzi, w końcu to głównie kasza – kusiłam.
– No, to może odrobinkę, na spróbowanie – nawet się specjalnie nie bronił.
Kiedy Julka weszła do mieszkania, w najlepsze zajadaliśmy się kaszanką, która wprawdzie nie biegała kiedyś po łące, ale z całą pewnością nie należała do dań wegetariańskich. Julia się wściekła.
– To ja sobie odmawiam moich ulubionych gołąbków, gdzie więcej jest ryżu niż mięsa, a ty wsuwasz zwierzęcą krew, aż ci się uszy trzęsą?! – wrzasnęła na cały głos. Po czym nie słuchając jego tłumaczeń, że to tylko ten jeden raz, że od rana nic nie jadł, zatrzasnęła się w swoim pokoju.

Wyszła dopiero, gdy zostałyśmy same. Od razu skierowała się do lodówki, skąd wyciągnęła pęto kiełbasy. Wprawdzie po kilku dniach się pogodzili, ale jakoś straciła do Jacka serce i wkrótce się rozstali. Chyba najgorszy ze wszystkich był jednak Krystian. Julia poznała go na obozie językowym. Długo wahałam się, czy ją puścić, jednak tak mnie prosiła, że uległam.

Jak się okazało, popełniłam błąd. Krystian miał bowiem bardzo niebezpieczną pasję: kochał motocykle...
– Chcę zrobić prawo jazdy na motor – oznajmiła Julka po powrocie. Nogi się pode mną ugięły. Przy jeździe na motocyklu niejedzenie mięsa wydało mi się nagle całkiem niegroźną szajbą… Oczywiście się nie zgodziłam. Podobnie jak na to, by sobie zrobiła tatuaż (Krystian miał dwa). Są granice. W tym roku moja córka po raz pierwszy pojechała na „dorosłe” wakacje z koleżankami pod namiot.

„Kto tym razem? – zastanawiałam się, stojąc na dworcu i czekając na pociąg, który miał ją z tych wakacji przywieźć. – Szalony artysta? Zwariowany rockand- rollowiec? Nawiedzony guru z sekty?”. W końcu pociąg zatrzymał się na peronie i ze środka zaczęli wysypywać się pasażerowie. Pomachałam córce ręką. Podeszła i cmoknęła mnie w policzek.
– I jak tam? – spytałam. – Dobrze się bawiłyście? Co robiłyście?
– Rozmawiałyśmy – odparła Julia.
– Pewnie o miłości – zaśmiałam się.
– Mamo – Julka zrobiła znudzona minę. – Miłość jest przereklamowana! Istnieje tyle ciekawszych tematów...

Więcej prawdziwych historii:
„Mój brat ma 40 lat na karku, a spotyka się z nastolatką. Przecież to jeszcze dziecko!”
„Nigdy nie kochałam mojego męża. Wyszłam za niego z wdzięczności, bo czułam, że tak powinnam postąpić”
„Mąż mnie zdradził, więc nie mam wyrzutów sumienia z powodu własnego romansu. Kochanek uwiódł mnie i wykorzystał”

Redakcja poleca

REKLAMA