Termin "teściowa" nie brzmi dla wielu osób dobrze. Wszyscy znają te niezbyt sympatyczne kawały o teściowych. I między innymi z tego powodu wydźwięk tego słowa jest niemiły i często nieszczery.
Lubię więc nazywać ją "mamą", bo postrzegam tę kobietę, właśnie jak moją prawdziwą matkę. Bo... prawda jest taka, że nigdy nie miałam mamy. Żeby było jasne, mam rodziców. Przez 14 lat wychowywała mnie kobieta, która mnie urodziła. Ale nigdy nie istniało między nami takie głębokie porozumienie, jakie nagle i w sumie dość niespodziewanie pojawiło się między mną a panią Hanią.
– Pozwól no, że cię przytulę! – rzekła teściowa, kiedy po raz pierwszy przyszłam do ich domu. – Jesteś Magdalena? – zapytała, a ja przytaknęłam. – Grzesiek wiele nam o tobie mówił – uśmiechnęła się szeroko i zaprosiła mnie do środka.
Czy jestem odpowiednią kobietą?
Przez cały wieczór nie mogłam od niej oderwać wzroku. Wydawało mi się, że ta kobieta non stop się uśmiecha. I emanuje z niej taka radość i spokój, których dotąd nie znałam.
Ojciec Grzesia, Tadeusz, też był sympatyczną osobą, ale jego żona... Ona sprawiała wrażenie prawdziwego anioła.
– Czyli jesteś elektrykiem, a właściwie elektryczką? – zapytała mnie, nakładając mi na talerz pieczeń o pysznym, ziołowym zapachu.
– Tak... Jak na kobietę to rzeczywiście jest dość niecodzienne zajęcie – lekko się zaczerwieniłam, odpowiadając.
– Może i niecodzienne, ale dzięki niemu spotkałaś naszego chłopca – zauważyła i mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
– Oj tak, tak właśnie było! – zaśmiał się Grzesiek. – Bez wątpienia wszyscy w firmie by o mnie zapomnieli i bym tak sobie tam siedział i siedział, gdyby pewnego razu nie pojawiła się Magda i nie złożyła podania o pracę. Pamiętam, jak bardzo mnie zaskoczyło, jak usłyszałem, że ona wcale nie chce być kolejną dziewczyną do parzenia kawy, ale chce zostać elektrykiem... Ojej, ale ciekawie było w firmie podczas jej miesiąca próbnego! Wszyscy doświadczeni elektrycy byli na początku sceptyczni. Mówili, że co to ma być, że żadna kobieta nie będzie im w robocie przeszkadzała, ale później wszyscy się w niej zakochali. Mówią o Magdzie: fantastyczna dziewczyna, pracowita, zawsze gotowa do pomocy, wyrozumiała i uśmiechnięta.
– O, tak! Słyszałam, słyszałam! – pani Hania aż promieniała radością. Zawstydzili mnie... Zaczęłam czerwienić się od stóp do głów.
– Mówiłem ci, że nie ma się czym martwić – Grześ gadał bez przerwy, gdy po obiedzie odprowadzał mnie do domu. – Polubili cię. Mama od razu znalazła z tobą wspólny język, a jaki tata był zadowolony, że mu pomożesz z naprawą instalacji w budynku gospodarczym.
Nic na to nie odpowiedziałam, tylko mocniej przycisnęłam jego rękę do siebie. Cieszyłam się bardzo, że pechowy czas nareszcie się dla mnie skończył i teraz, po tylu latach, będę miała prawdziwą rodzinę.
Potem to już wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko: zaręczyny, ustalenie terminu ślubu. Mimo że bardzo się cieszyłam za każdym razem kiedy odwiedzałam przyszłych teściów, zawsze czułam też na sobie intensywne spojrzenie pani Hani.
– Skarbie, kiedy będziemy mogli poznać twoich rodziców? – zapytała bezpośrednio pewnego dnia, kiedy byłyśmy same.
Co miałam odpowiedzieć, co miałam zrobić? Patrzyła na mnie tak miło, tak przyjaźnie, że nie miałam innego wyjścia: zaprosiłam ich do domu, w którym dorastałam.
Bardzo się obawiałam tego spotkania...
Co tu wiele gadać. Moja mama nie była zadowolona.
– Muszę ugotować jakiś obiad i upiec ciasto... A poza tym nie mam kawy, a na pewno ludzie z miasta będą chcieli coś wypić...
– Spoko, zrobię zakupy, wszystko będzie – przerwałam jej.
– Taaaa, zakupy zrobisz. Ty nie masz pojęcia o niczym. Sama wszystko zrobię, kupię, co trzeba, tylko się w to nie wtrącaj – zbeształa mnie.
Tak. Taka właśnie była moja matka. Od zawsze czułam, że jestem dla niej niczym więcej niż ciężarem, zawodem. Nigdy mnie nie pocieszyła, nie przytulała, nie dała mi ani grama ciepła, nie powiedziała miłego słowa.
– Daj mi spokój, świat jest okrutny, nikt cię nie będzie rozpieszczał – powtarzała, odganiając mnie jak uciążliwą muchę, kiedy tylko chciałam odrobiny matczynej miłości.
No cóż, wydaje mi się, że ona w ogóle nie powinna mieć dzieci. Może nawet nie powinna wychodzić za mąż, bo nawet własnego męża (czyli mojego taty) nie lubiła jakoś szczególnie. W zasadzie to nic ją nie obchodziło. Pracowała tylko dla pieniędzy, prowadzić dom po prostu musiała, nie czytała książek, gazet, nie interesowała się tym, co dzieje się na świecie, nie oglądała telewizji.
Uważała, że kino czy moda to tylko niepotrzebne nikomu wymysły. Śmiała się z ludzi, którzy dbali o swój wygląd i chętnie się ładnie ubierali, a już szczególnie gardziła kobietami interesującymi się modą i urodą. Jej ulubioną rozrywką było plotkowanie i krytykowanie innych. Wyśmiewała zawsze to, że interesowałam się światem, że mam zdolności plastyczne i umiem myśleć analitycznie. Uważała też, że dodatkowe zajęcia czy koła zainteresowań są mi niepotrzebne, bo i tak nic nie osiągnę, zaciążę i się moja kariera skończy, zanim się zacznie.
Nie jestem pewna, jakim cudem w ogóle odważyłam się na to, żeby po podstawówce zacząć naukę w jedynym miejscu z internatem, które znałam – technikum elektrycznym w mieście, które było od naszego oddalone o sto kilometrów. Myślę, że obie odetchnęłyśmy z ulgą, gdy wyjechałam.
– Dzień dobry – moja matka uważnie obserwowała całą naszą czwórkę. – Czyli to pan będzie mężem mojego dziecka, a wy będziecie jej teściami. Zapraszam do środka.
Rodzice Grzegorza spojrzeli tylko po sobie, ale nie pokazali po sobie, jak bardzo zdziwiło ich to powitanie. Potem było tylko gorzej. Mama z twarzą pozbawioną emocji podała jedzenie. Wszystkie miłe komentarze na temat obiadu, który zrobią, zbywała z westchnieniem, a na pytania o mnie odpowiadała sarkastycznymi komentarzami.
– Naprawdę, typowa Magda. Kto to słyszał, żeby dziewczyna została elektrykiem! – powiedziała po chwili. – Na szczęście ktoś się nią zainteresował – tutaj przerwała i spojrzała na mnie z namysłem. – No, zobaczymy, jak się sprawdzi w roli żony i mamy...
– Na pewno sobie świetnie poradzi, bo to cudowna, urocza dziewczyna – przerwała jej pani Hania. – A może teraz zjemy ciasto? Mamy jeszcze długą drogę do pokonania dzisiaj.
Teraz dam radę z każdym problemem
Moja mama, wiecznie wkurzona, poszła więc do kuchni. A ja posłałam pani Hani wdzięczne spojrzenie.
– Jeżeli chcesz, możesz już mówić do mnie „mamo” – powiedziała do mnie później. Tak, bardzo chciałam...
Dzięki wsparciu pani Hani oraz mojego męża udało mi się przetrwać wesele i wielce obrażone miny mojej mamy. Po oczepinach podziękowałam matce za jej wychowanie.
– Za to, że nauczyłaś mnie odwagi. Bez ciebie nigdy bym jej nie posiadała – powiedziałam. – I za to, że jestem taka, jaka jestem.
„Inna niż ty...” – dodałam już w myślach.
Bardzo boli, kiedy nie można polegać na własnej matce. Ale ja na szczęście dostałam od losu drugą szansę i teraz mam przy sobie osobę, która zastąpiła mi moją biologiczną matkę. Wie o wszystkich moich problemach. I to ona była ze mną, kiedy urodziłam swoje pierwsze dziecko.
Tamtej śnieżnej zimy pługi nie nadążały usuwać śniegu z dróg, w samochodzie mojego męża padł akumulator, a karetka nie mogła do nas dojechać, bo utknęła w zaspach gdzieś na obrzeżach miasta. Przerażony Grześ mógł zadzwonić tylko do swojej mamy.
Przyjechała od razu. Spojrzała na mnie i wiedziała, że do szpitala to już nie zdążymy.
– Ale spokojnie, damy sobie radę – powiedziała, wycierając mi pot z czoła. – Zobaczysz, zaraz doświadczysz czegoś najwspanialszego w swoim życiu.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób to zrobiła, ale w jej towarzystwie ból, który dosłownie mnie rozrywał, nagle zelżał. Przygotowała dla mnie ciepłą kąpiel, co przyniosło mi ulgę. I już po godzinie miałam w swoich ramionach małą, jeszcze pokrytą śluzem, córeczkę. Przyszła na świat zdrowa. I wydawało się, że czuje otaczającą ją prawdziwą miłość.
Czytaj także:
„Przyjaciółka nie szanowała męża, więc postanowiłam o niego zadbać. Usiadłam mu na kolanku i pokazałam, czym jest czułość”
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”