Mieszkam tylko z mamą. Moi rodzice rozwiedli się osiem lat temu. Tata jest teraz za granicą, utrzymujemy luźny, ale serdeczny kontakt. Dzwonimy do siebie, piszemy maile, jeżdżę do niego w czasie wakacji… Wybaczyłam mu już to, że nas kiedyś zostawił.
Odkąd pamiętam, mama zawsze była dla mnie nie tylko rodzicem, ale także przyjaciółką i powiernicą moich sekretów. Koleżanki zazdrościły mi, że mamy taki świetny kontakt. Ich matki potrafiły głównie krzyczeć, nakazywać, zakazywać. Moja płakała razem ze mną, gdy miałam złamane serce, wspierała mnie w trudnych chwilach, doradzała, gdy nie potrafiłam sobie poradzić z jakimś problemem.
Tak jest zresztą do dziś…
Ale mimo że tak dobrze się dogadujemy, to nie we wszystkich sprawach się zgadzamy. A im jestem starsza, tym bardziej ta różnica zdań i poglądów jest widoczna!
Ot, choćby ostatnio… Podjęłam decyzję, że chcę rozpocząć samodzielne życie. Czas już po temu najwyższy. Mam prawie 26 lat, od dwóch lat pracuję, zarabiam wystarczająco dużo, by się utrzymać.
Mam kawalerkę odziedziczoną po babci. Do tej pory wynajmowałam ją i odkładałam pieniądze na konto, co dało niezłą sumkę. Ale za miesiąc obecny lokator się wyprowadza.
Postanowił wziąć kredyt i kupić własne mieszkanie. Powiedział mi o tym, gdy jak zwykle pod koniec miesiąca pojechałam po czynsz. Byłam trochę zaskoczona, ale w sumie nawet się ucieszyłam. W jednej chwili postanowiłam, że nie będę szukać kolejnego chętnego, tylko sama tam zamieszkam!
Byłam bardzo podekscytowana! W drodze do domu wstąpiłam do kilku sklepów z wyposażeniem wnętrz. O Boże, ile tam było cudów i cudeniek! Aż mi się w głowie zakręciło. Cieszyłam się, że byłam taka rozsądna i nie przebalowałam pieniędzy z wynajmu (choć nieraz miałam na to ochotę). Teraz mogłam wybierać…
Oglądałam, planowałam, rozważałam, na jaki kolor pomaluję ściany, jak urządzę kuchnię, co kupię do łazienki i mniejszego pokoju. W sklepach było prawie pusto, bo to nie sezon na remonty, więc sprzedawcy chętnie mi doradzali, o wszystkim informowali. Wróciłam do domu, aż purpurowa z emocji i szczęścia.
Już od progu zaczęłam mamie opowiadać o swoich planach. Mówić, co zamierzam zmienić i ulepszyć w swojej kawalerce. Miałam nadzieję, że będzie się cieszyć razem ze mną, obieca wsparcie i pomoc. Powie, że uszyje mi zasłony albo kolorowe poszewki na poduchy. I tu spotkał mnie zawód.
Zamiast radości, zrozumienia, obietnicy pomocy, zobaczyłam w jej oczach zdumienie, a po chwili przerażenie. I usłyszałam pełne wyrzutów pytania:
– Córeczko, o czym ty w ogóle mówisz? Jaki remont? Jaka wyprowadzka? Chcesz mnie zostawić? Aż tak ci ze mną źle?
Nie potrafię już policzyć, ile razy od tamtej pory odpowiadałam na te pytania. Na próżno. No dobrze, wtedy gdy wróciłam ze sklepów mogła się czuć zaskoczona. Ale potem? Przecież nieraz jej później tłumaczyłam, że jest mi z nią naprawdę cudownie i wygodnie… Ale jestem już dorosła i chcę być samodzielna! Sama gotować, sprzątać, płacić rachunki, przyjmować gości. Przecież to chyba normalne!
Każde dziecko w pewnym momencie swojego życia opuszcza rodzinny dom… I przecież sama też tak przed laty zrobiła. Na dodatek była wtedy ładnych parę lat młodsza niż ja w tej chwili.
– No tak, ale ja wychodziłam za mąż za twojego ojca, a ty nie masz nawet chłopaka – odpowiadała, jakby to miało jakieś znaczenie.
I znów zaczynała swoją śpiewkę. Że przecież ona w niczym mnie nie ogranicza, na wszystko mi pozwala, częstuje obiadem moich znajomych, a nawet nie wścieka się, gdy palą papierosy, choć nie znosi dymu. A jak chcę zrobić imprezę, to wychodzi do przyjaciółki i u niej nocuje, żeby moi goście mogli się czuć swobodnie. I że owszem, ona rozumie, że kiedyś muszę zacząć samodzielne życie, ale dlaczego akurat już teraz?
Po co mam wydawać pieniądze na rachunki, jedzenie, brać sobie na głowę mnóstwo nowych problemów, skoro spokojnie mogę mieszkać z nią? Owszem, gdybym miała męża albo przynajmniej narzeczonego, to co innego. To nawet wskazane, żeby młodzi ludzie nie mieszkali z rodzicami pod jednym dachem, bo to tylko prowadzi do konfliktów i nieporozumień. Ale tak? Lepiej nadal wynajmować mieszkanie i odkładać pieniądze, bo czasy są teraz niepewne i nie wiadomo, co będzie. Mogę przecież stracić pracę albo na przykład zachorować. I wtedy każdy odłożony grosz się przyda…
Przecież nie jadę na drugi koniec świata!
Na mój jeden argument miała gotowych przynajmniej sześć swoich. W dodatku, jeszcze pod koniec każdej rozmowy, patrzyła na mnie tym swoim smutnym wzrokiem i pytała, co ona takiego zrobiła, że chcę ją porzucić! I że na to nie zasłużyła…
Czułam się bezsilna. Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić, żeby zaakceptowała moją decyzję. Nie rozumiałam jej oporu. Przecież wcale nie zamierzałam jej porzucić!
Nie planowałam wyjazdu na drugi koniec świata, zerwania wszelkich kontaktów, tylko przeprowadzkę na sąsiednie osiedle. Spacer z jej domu do mojego zajmuje dwadzieścia minut. A autobusem można dojechać w pięć! Ale ona w ogóle nie przyjmowała tego do wiadomości.
Zachowywała się, jakbym już pakowała walizki przed podróżą do Australii. I jak katarynka powtarzała, że powinnam dalej mieszkać z nią, bo przecież ona w niczym mnie nie ogranicza, na wszystko mi pozwala. I tak dalej, i tak dalej…
Mało brakowało i bym się poddała. Nie chciałam, żeby mama przeze mnie cierpiała. Przecież tyle jej zawdzięczałam! Czułam się winna, że ją ranię. Coraz trudniej mi było patrzeć w jej wilgotne od łez oczy. A wilgotniały od razu, gdy tylko wspominałam coś o przeprowadzce. Pomyślałam, że może będzie lepiej, jak jednak ustąpię i wynajmę mieszkanie jeszcze na rok. A potem znowu wrócę do tematu.
Miałam jej to powiedzieć trzy dni temu. Ale gdy tamtego wieczora wracałam z pracy, spotkałam na ulicy swoją koleżankę z liceum, Agatę. Zaciągnęła mnie na kawę. Okazało się, że wcale nie poszła na dziennikarstwo, tak jak kiedyś zapowiadała, tylko skończyła psychologię. Uznałam, że to nie przypadek, tylko jakiś znak.
– Psychologię? Naprawdę? Bo wiesz, mam taki problem. Może mogłabyś mi pomóc – zaczęłam.
I opowiedziałam jej o swoich planach i zachowaniu mamy. Wcale nie była tym wszystkim zaskoczona.
– To normalne. Niektórym rodzicom trudno pogodzić się z tym, że ich dzieci chcą się usamodzielnić. Zwłaszcza tym samotnym – odparła.
Potem długo mi tłumaczyła, dlaczego tak się dzieje. Powiedziała, że moja mama zapewne boi się pustki, jaka powstanie w jej życiu po moim odejściu. Bo dopóki z nią mieszkam, ma się o kogo troszczyć, czuje się potrzebna, ważna. Widzi mnie codziennie, więc nie musi się martwić o to, czy sobie radzę, mam co jeść, jestem szczęśliwa. A jak się wyprowadzę, niezależnie od tego, czy do Australii, czy dwie ulice dalej, to zacznę mieć własne problemy i własne życie. I być może o niej zapomnę… podkreśliła też, że zachowuje się tak nie ze złośliwości, tylko z troski.
Muszę spróbować jej to wytłumaczyć
– No to co, lepiej, żebym się nie wyprowadzała? – zapytałam, gdy skończyła już swój wywód.
Zrozumiałam, że gdy odejdę, to zrobię mamie krzywdę. Agata jakby czytała w moich myślach.
– Nie obwiniaj się o to, że chcesz iść na swoje. Masz do tego prawo! Wbrew temu, co ci się wydaje, nie robisz mamie krzywdy. Przecież twoje działanie nie jest skierowane przeciwko niej. Nie wyprowadzasz się, bo jej nie kochasz, ale dlatego, że jesteś dorosła. Jeśli się poświęcisz, zrezygnujesz ze swoich planów, będziesz miała do niej o to w głębi duszy pretensje. I wasze relacje się popsują. Spróbuj jej to wytłumaczyć! – odparła.
– Już próbowałam! Nic to nie dało! – westchnęłam zrezygnowana.
– No to spróbuj jeszcze raz. Mama cię kocha i wreszcie zrozumie.
Spróbuję. Zwłaszcza że mama zadzwoniła do mnie do pracy i oświadczyła z radością w głosie, że ma już nowego chętnego na moją kawalerkę. To nie będzie łatwa rozmowa, ale nie zrezygnuję ze swoich planów. Postawię na swoim i lojalnie ją o tym uprzedzę. To będzie mój pierwszy krok w stronę samodzielności.
Czytaj także:
„Moja przyjaciółka to wredna małpa. Wkradła się do naszego życia i podstępem próbowała odbić mi męża”
„Moim życiowym celem było utrudnienie życia byłemu mężowi. Kąpałam się w swojej nienawiści”
„Syn i córka wyzywają nas od egoistów tylko dlatego, że chcemy spełniać nasze marzenia. My też zasługujemy na odpoczynek”