„Moja matka była histeryczką, więc paniki bałam się jak ognia. Stałam się nieczuła, nie martwiłam się o męża i dzieci”

Stałam się nieczuła, bo bałam się paniki fot. Adobe Stock, cindygoff
Dziecko ma temperaturę? No i co z tego, przejdzie mu. Jutro pójdziemy do lekarza, po co zaraz pogotowie? Córka nie wróciła na noc? Nie znacie nastolatek? Bawi się gdzieś u koleżanki. U znajomych wyrobiłam sobie opinię nieczułej i bez wyobraźni.
/ 07.12.2021 12:40
Stałam się nieczuła, bo bałam się paniki fot. Adobe Stock, cindygoff

Poszłam na terapię. Nie miałam wyjścia. Zrozumiałam, że w swojej walce z jedną fobią wpadłam w drugą, bardziej niebezpieczną. Tak to się kończy, jak człowiek koniecznie chce sobie radzić ze wszystkim sam.

Histerię mam w genach

Przekazywana jest od co najmniej trzech pokoleń. Babcia opowiadała, jak jej matka, czyli moja prababcia, potrafiła sypiać na stosie słomy w stodole, gdy po wsi zaczynały krążyć plotki o złodzieju kur. Moja mama zaś z rozbawieniem pokazywała mi kraty w mieszkaniu z jej dzieciństwa, które moja babcia regularnie obstukiwała rękojeściami sztućców, by upewnić się, że są stabilne i nienaruszone.

A ja z kolei śmiałam się z mamy, bo przyganiał kocioł garnkowi. Niedawno stuknęła jej osiemdziesiątka. Policzyłam, że w mieszkaniu ma po kątach poupychane tyle samo co lat puszek z konserwami na wszelki wypadek. Dziś już potrafię z tego żartować, ale gdy byłam dzieckiem, wcale mi do śmiechu nie było. Ot, choćby taka sytuacja – miałam dwanaście lat, gdy poszłam prosto po lekcjach z kolegami z klasy do kina.

Taka spontaniczna wyprawa, często uskuteczniania przez moich rówieśników. Do domu miałam wrócić spóźniona o jakieś dwie godziny. Zasługiwałam na burę i szlaban, dostałam zaś eskortę milicyjną. Gdy nie pojawiłam się w domu o stałej godzinie, mama od razu zaczęła obdzwaniać szkołę, domy przyjaciół i szpitale, a ponieważ nikt nic nie wiedział, postawiła na nogi milicję, opowiadając im niestworzone historie, byle tylko nie odmówili poszukiwań.

Miasteczko jest małe, nietrudno było nas znaleźć

Milicjanci wyprowadzili mnie z kina w trakcie seansu. O rany, ależ ja się najadłam wstydu! A moi znajomi już nigdy więcej nie chcieli iść ze mną do kina. To wydarzenie sprawiło, że postanowiłam zerwać z rodzinną tradycją. Choć nie było łatwo, odgrywałam twardzielkę. I choć czasami strach o córkę czy męża zjadał mnie żywcem, uśmiechałam się spokojnie.

Dziecko ma wysoką temperaturę? No i co z tego, przejdzie mu. Jutro pójdziemy do lekarza, po co zaraz pogotowie? Córka nie wróciła na noc do domu? Nie znacie nastolatek? Bawi się gdzieś u koleżanki. U znajomych wyrobiłam sobie nawet opinię nieczułej i bez wyobraźni. Ale rzeczywiście nic się nigdy złego nie stało, uznałam więc, że moja postawa życiowa jest właściwa.

Mój mąż Tomasz odznacza się niezwykłym poczuciem humoru, które pozwala mu patrzeć na wiele rzeczy przez pryzmat uśmiechu. On zna prawdę o mnie. Zarówno do histerii teściowej, jak i do mojej odwiecznej z nią walki podszedł z lekkością i sympatią.

Z czasem i ja nauczyłam się patrzeć na to z dystansem i nie próbować kontrolować każdej mojej najmniejszej reakcji. Tomasz od lat próbował namówić mnie na terapię. Uważał, że dobry psycholog byłby w stanie pomóc mi lepiej zrozumieć siebie i nauczyłby mnie pozwalać sobie na zdrowy strach.

– Nie mogę – mówiłam mu. – To może wyzwolić we mnie wszystko to, co gromadziło się przez te lata. I nagle zmienię się w jakiegoś histerycznego, kontrolującego wszystko potwora. Lepiej niech to się we mnie kisi. Panuję nad tym.

– To nie brzmi dobrze, Izuś. Nie brzmi zdrowo. Przecież razem sobie poradzimy.

– Ty nie wiesz, jak to jest być pod nieustanną kontrolą i ciągle emocjonalnie szantażowanym. Wyobraź sobie, że dopóki mieszkałam w domu rodzinnym moja mama żądała ode mnie, bym nie tylko była w domu o ustalonej porze, ale bym co godzinę dzwoniła do niej i mówiła, gdzie aktualnie jestem i z kim.

Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie tych czasów.

– Gdy się spóźniałam, dostawała spazmów i twierdziła, że chcę ją zabić, bo ona nerwowo nie wytrzymuje. Kiedy byłam starsza, cenzurowała moich chłopaków, bo każdy mógł być gwałcicielem i mordercą. Nie dziw się więc, że uciekłam na studia do innego miasta. Nawet teraz wiesz, co się dzieje. To dopiero nie jest zdrowe, Tomek. W porównaniu z moją mamą, mam się wyśmienicie.

Mieliśmy dobre życie, byliśmy szczęśliwi

Kochałam Tomka i zawsze podziwiałam, w jaki sposób radzi sobie z problemami. Nie mogłam mieć jednak pewności, czy nasz związek przetrwałby moją transformację, i nie chciałam tego sprawdzać. choć dziś wydaje się, że komórki mają wszyscy, to ja nie mam. Raz, że mama oczekiwałaby, że będę pod telefonem o każdej porze dnia i nocy. A dwa – nie chcę oczekiwać tego samego od Tomka.

Pewnego dnia jednak musiałam zmierzyć się ze sobą i z własną histerią… Tomasz uwielbiał zbierać grzyby. W przeciwieństwie do mnie. Leśne wycieczki były więc jego prywatnym hobby, a jednocześnie dowodem na to, że ja panuję nad swoim lękiem o niego. No bo las, odludzie, dzikie zwierzęta. Można zabłądzić, złamać nogę, natknąć się na dziki. Czyha tam tyle niebezpieczeństw!

A ja dzielnie zajmowałam się swoimi sprawami i nie wymyślałam setek powodów, dla których musiałby zostać w domu. Uwierzcie mi, miałam na to ochotę, ale milczałam i z uśmiechem podawałam mu kosz na grzyby. Zwykle wracał przed zmrokiem lub niedługo po, jednak tamtego dnia dochodziła dziesiąta wieczorem, a mojego męża jeszcze nie było w domu. Siedziałam i oglądałam telewizję, ale tylko pozornie.

W głowie pieczołowicie układałam listę powodów, dla których Tomek się spóźniał.

„Pewnie wpadł na starego znajomego i wybrali się gdzieś na piwo. Moja mama już pewnie wysłałaby dwa oddziały strażaków na poszukiwanie, ale ja jestem normalna. Nie będę pilnować każdego kroku męża. Wróci później, albo rano”.

Z tym przekonaniem poszłam spać

Nie wiem, o której zasnęłam zmęczona, ale wytrwałam. Policji nie zaalarmowałam. Rano Tomka nadal nie było, ale nie mogłam dać się zwariować.

Na dworze siąpiło, a wszechobecne kałuże świadczyły o nocnej ulewie.

„Zapewne Tomek przenocował w pobliskim moteliku, ciężko było do nas dojechać po rozmokłej dróżce, a on w ogóle nie przepadał za prowadzeniem, gdy pada” – kombinowałam.

Obiad również zjadłam sama.

„Tomek musi być u swojego brata w sąsiedniej wsi” – uznałam.

Z moteliku by już wrócił, ale jeśli zgadał się z bratem, to mogłam go nie zobaczyć przez tydzień. Uwielbiali się. No i te znaczki. Nieraz patrzyłam z żoną Darka, jak nasi mężowie siedzą pochyleni nad klaserami, tracąc poczucie czasu i rzeczywistości.

„Niech się bawią”, stwierdziłam. „Nie będę tam dzwonić jak rozhisteryzowana baba i gonić męża do domu, bo obiad czeka”.

Oboje byliśmy już na to za starzy. Żeby oczyścić myśli, wybrałam się na spacer po wsi. Nie pytałam nikogo o to, czy widział Tomka. Chciałam, przyznaję, bo tęskniłam już za nim, zbyt przyzwyczajona do spędzania każdego dnia razem. Oczami wyobraźni widziałam jednak siebie przepytującą sąsiadów jak szaleniec w paranoi i robiło mi się niedobrze.

W pewnym momencie jednak zorientowałam się, że stoję pod drzwiami domu szwagra.

„No, skoro już tu jestem…” – uznałam, że niegrzecznie byłoby nie zapukać.

– Hej – przywitałam Darka, gdy otworzył mi drzwi. – Czy Tomek zjadł u was obiad, czy będzie wracał do domu? – spytałam jak gdyby nigdy nic. Darek zmarszczył brwi.

– Tomka u nas nie ma.

– Ach – już chciałam się pożegnać, ale Darek mi przeszkodził.

– Powiedział ci, że do nas idzie? – spytał.

– Nie, ale nie widziałam go od wczoraj i myślałam, że przenocował u was.

– Izka, jak to go nie widziałaś od wczoraj? Gdzie on jest?

– Pojechał na grzyby. Potem padało, uznałam, że…

– Nie wrócił do domu na noc? Nic ci nie powiedział?

– Darek, spokojnie, nie ma go raptem parę godzin. Myślałam, że jest tutaj. Nie ma go, to jest gdzie indziej.

Patrzył na mnie przez chwilę jak na kosmitę, a potem wpadł do środka domu. Serce biło mi jak szalone i panika ściskała żołądek, ale wciąż zaprzeczałam moim instynktom.

„Tomek jest dorosły, poradzi sobie, nie będę traktować go jak niemowlę” – myślałam.

Kiedy weszłam za Darkiem do kuchni, ten dzwonił już do przyjaciół, by zebrać grupę poszukiwawczą.

– Wiem, gdzie są jego ulubione miejsca – mówił. – Coś się stało. Krzysiek, weź psa.

– Nie panikuj – powiedziałam cicho, ale kiedy spojrzał na mnie strasznym wzrokiem, umilkłam.

Darek chwycił kurtkę i już go nie było

W głowie zaczęło mi wirować. Ania, żona Darka, pomogła mi usiąść.

– Wiemy, jaki masz problem – powiedziała – ale czasami panika jest całkiem na miejscu. Przecież wiesz, że Tomek nigdy by ci tego nie zrobił. Nigdy by nie poszedł z kolegami, nie przenocował u nas, nie dając ci znać. Nie pomyślałaś o tym?

– Nie – wyszeptałam. – Myślałam tylko o tym, by nie dać się histerii.

Darek i przyjaciele znaleźli Tomka. Wpadł do pułapki zastawionej przez kłusowników. Miał złamaną nogę i rękę i nie mógł wydostać się z dziury. Był wychłodzony. Gdybym jeszcze kilka godzin udawała, że nie ma problemu, straciłabym męża.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA